Skocz do zawartości

marian_koniuszko.1950

Użytkownik
  • Postów

    80
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez marian_koniuszko.1950

  1. Na wstępie - przepraszam za "ścianę tekstu". Trochę wczoraj było późno jak pisałem i nie ukrywam byłem po kilku piwach. Od dzisiaj pilnuję formy wypowiedzi. Tak.. Chyba tak jest. Żona robi to od lat, a druga chyba poczuła że mój czas się skończył. Co do pracy mojej żony, ja nie powiedziałem jej nigdy, że ma całe życie nie pracować. Miała problemy w pierwszej robocie, powiedziałem -rzuć to, odpocznij, ja się zajmę utrzymaniem. Ale nie całe życie. Wielokrotnie jej mówiłem, że ma iść do pracy, zwłaszcza w ostatnich dwóch latach. Dziecko jest jest już na tyle duże, że nie wymaga już całodobowej opieki. Zawsze jak dochodziło do rozmowy na ten temat, kończyło się to awanturą (jako kontr argument, wytaczała moje długi, które de facto powstawały między innym z powodu jej "pracowitości"). Potem tygodnie miałem "niemca" w domu. I jak już chciałem mieć trochę spokoju to się "łamałem" i godziłem się z nią. Oczywiście dla tego spokoju nie poruszałem tematu pracy. Wiem, że to było głupie. Dawałem się "dymać" w ten sposób. Grała oczywiście w tym temacie (w innych też) seksem. Było niegadane o pracy - było dane. Temat wracał - kończyły się uciechy. System kar - kasę dostaje tylko na niezbędne rzeczy. Nie dlatego, że jestem aż takim chujem, ale dlatego że po prostu nie zawsze ją mam. Kasa wpływa nieregularnie i prawie zawsze brakuje do pierwszego, a ja i tak robię zakupy ("bo ona dźwigać nie będzie"), więc nie dostaje więcej niż na podstawowe rzeczy. Od ostatnich dwóch lat nie dostaje na żadnego fryzjera itp. Kupuję jej to co jest niezbędne. Czasami dostaje na jakieś ciuchy, buty itp. Kosmetyki tylko te podstawowe (o perfumach itp już zapomniała z mojej strony). Ona traktuje to jako formę przemocy domowej (tak mi to wyjaśniła), finansowo ją ponoć gnębię. System nagród - nie ma.. Kiedyś dostawała ode mnie jakieś ekstrasy w postaci droższych szmat lub kosmetyków. Teraz nic. Tak, leczyłem kaca klinem. Na początku był tylko seks. Od początku stawiałem tak sprawę. Ona to chyba rozumiała. Umowa była, że każde w każdej chwili może się wycofać. Było zajebiście. Dużo nowych rzeczy się nauczyliśmy. Z czasem coś się zmieniło i inaczej na siebie patrzeliśmy. Zaczęły się rozmowy "co by było gdyby". W tym momencie powinienem powiedzieć STOP. Ale jakoś nie dałem rady. W domu emocjonalna pustynia. We łbie jeszcze gorzej. Problemy z kasą, robotą. Wypalenie mnie dopadło. Żadnej radości w życiu, poza nią. Dlatego tak się tego trzymałem i pozwoliłem sobie na zakochanie. Lampka się nie zapaliła. A powinna, byłem już wtedy po lekturze książki Marka ("Stosunkowo dobry"), więc powinienem się już choć trochę ogarnąć. I teraz mam to co mam. W sumie to nawet ją rozumiem. Nie mam do niej żalu. Mam do siebie, że się wpuściłem w kanał. Dlatego jestem tutaj... Rozpoczynam pracę nad sobą. Będę szukał prawdy. Licząc na pomoc z Waszej strony. Choć sam nie wiem tak naprawdę od czego zacząć. Od walki z żoną o jej stosunek do mnie, do pracy. Czy dać sobie z nią trochę czasu i poukładać sobie w głowie priorytety. Może jakieś rady na początek od Was dostane?
  2. Chciałbym się przywitać... Jestem już po 40 i dopiero budzę się "życiowo". Mocne postanowienie zmian w życiu... Czas się ogarnąć, dlatego tutaj jestem.. Mam nadzieję na wskazówki...
  3. dojrzewałem do tej chwili trochę czasu... około 3 lat... od kiedy kupiłem książkę Marka, zacząłem patrzeć na swoje życie z innej perspektywy... jestem dość pizdowatym gościem.. mam żonę. dziecko. przekroczyłem półmetek swojego życia. doszedłem do miejsca w którym nie wiem co robić dalej. nie wiem, bo dość mocno się zakręciło w nim. ale może zacznę od początku... moja historia pewnie jest podobna do wielu. zakochałem się w kobiecie za czasów gówniaka. potem czasy narzeczeństwa.. takie życie we dwoje... potem ślub.. kilka lat i dzieciak... w sumie nic szczególnego.. nie było źle. razem sobie żyliśmy. ja pracowałem, ona tylko kilka lat. miała problemy w robocie, więc powiedziałem jej żeby odpuściła, bo daję radę, więc może zostawić robotę... wzięła to sobie do serca i nie pracuje... od około 15 lat. ja cały czas zapierd... był etap w moim życiu że na dwa etaty... raz było lepiej, raz gorzej... ale przez ostatnie 20 lat ja utrzymuje rodzinę. nie ukrywam, że przez ten czas popełniłem kilka błędów finansowych i mam na garbie jeszcze kilka lat spłacania długów. ale jakoś pcham ten wózek. ona ciągle nie pracuje. dba o dom i o dziecko. o dom, ale o mnie jakoś słabo. kanapek mi do roboty nie robi. śniadań i kolacji też nie. obiady tak, ale nie na ciepło. generalnie muszę je sobie odgrzewać. ale nie to jest problemem (choć może jest...). z roku na rok jakoś słabo nam się układa... ostatni rok był serią awantur i kłótni.. dochodziło do rękoczynów (z jej strony, ja jej nigdy nie uderzyłem) wyzwiska, przy dziecku itp. nie mówię że jestem święty. potrafię być zawzięty i nie odzwywać się do niej tygodniami... czasami jej dowalę coś słownie, ale wydaje mi się że i tak mam cierpliwość kamienia... czytając literaturę dochodzę do wniosku że ona ma border line... i tak się to by toczyło, gdyby nie coś... poznałem inną kobietę... zaczęło się coś między nami dziać... od słowa do słowa i wylądowaliśmy w łożku... i tak przy niej poznałem co do znaczy dobry seks... ona była zielona w tych tematach... ale zaufaliśmy sobie i weszliśmy w takie tematy jakie wczesniej były dla nas znane tylko z "literatury"... w sumie to się chyba zakochaliśmy w sobie. wiem że w tym wieku to śmiesznie brzmi, ale nie tylko seks był "spoiwem"... fajnie nam się rozmawiało i czułem się naprawdę dobrze przy niej... ona chyba też tak się czuła przy mnie. .. idylla... do czasu, aż ona postanowiła dać szansę swojemu mężowi na poprawę... więc chyba poszedłem w odstawkę... i tak oto jestem w miejscu w którym jestem... z żoną, której nie kocham, która traktuje mnie jak jej pasuje.. czasami jak śmiecia, czasami jak męża... z kochanką którą (chyba) kocham, która przez łzy (swoje i moje) chyba mnie właśnie zostawia... i tak wygląda moja historia... nie oczekuję, że pisząc te słowa ktoś da mi rady na dalsze życie... wiem że, nie ma uniwersalnych rad, ale stoję w miejscu w którym nie wiem co robić... rozwodzić się, walczyć o siebie... czy może poddać się... zostać w toksycznym związku... z racji dobra dziecka i "szeroko rozmiananego dobra rodziny"...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.