Cześć wszystkim
Ostatnio w pracy władzę przejęła kobieta (właściciele firmy nastawieni są na większe zyski, firma cienko przędzie, paru pracowników zwolniono i wprowadzono większe wymagania). Łancuch jest taki szefowa -> koordynacja -> leaderzy (w skrócie kapo :)) -> my szeregowcy.
Oprócz szefowej i jednej kapo wszyscy są spoko. Niedawno między mną, a tą jedną kapo doszło do scysji. W skrócie - chciała naszym kosztem wykazać się jako leaderka. Schemat zachowania standardowy, najpierw się przymilała, manipulowała każąc nam robić więcej, pytana o regulamin zbyła (ten jest w trakcie zmian, ale jest z niego jedna zasada, którą przedstawili na początku miesiąca), potem się dało odczuć, że odpowiada już gorszym tonem i raz nawet postraszyła sankcją, jeśli się nie dostosuję.
Jeden pracownik odszedł, bo nie chce się użerać. Porozumieliśmy się przez maile i mam dowody na kręctwo leaderki. On mi polecił, bym się nie kłóciła, bo szefowa jest niegodna zaufania. Ja jednak wiem, że atak jest najlepszą obroną, zwłaszcza jeśli o kobiety chodzi (on jest białym rycerzem). Więc wysłałam besztający, ale normalny mail do leaderki, że nie odpowiada na pyt. o zasady pracy i to ma się więcej nie powtórzyć. Wysłąłam do góry mail z zapytaniem o regulamin, ale na razie nie w tonie oskarżycielskim.
Mogę dalej wszystko cisnąć, bo oprócz tego, że kapo nie odpowiedziała na pytanie, to ostatecznie napisała mi, że kazała nas cisnąć szefowa - temu drugiemu pracownikowi w mailu pisała co innego.
Pytanie czy dobrze robię, że teraz ja chcę leaderkę cisnąć do końca w tej sprawie? (wydaje mi się, że tak) Czy już dałam jej sygnał, że ja sobie nie pozwolę wejść na głowę i to wystarczy? Ponadto - czy mam wręcz może obowiązek zawiadomić górę, że leaderka nie jest godna zaufania, skoro są dowody?