Skocz do zawartości

Clarence Boddicker

Użytkownik
  • Postów

    91
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Clarence Boddicker

  1. W dniu 11.12.2023 o 19:35, Maciejos napisał(a):

     

    Pewnie, że mogę, ale ostrzegam - może być przydługie.

     

    TL;DR - nie polecam, jeśli ktoś nie chce mieć dzieci lub nie ma ożenku w głowie. "-stety lub nie-" - w pewnych kręgach kulturowych ślub jest czymś naturalnym, bo takie spotykanie się na kocią łapę jest niezbyt miło widziane.

     

    Nie-TL;DR:

     

    Mój związek z Japonką przypadał na okres 2019-2022, z czego połowa czasu była spędzona razem, a druga połowa na odległość. O przyczynach później. Poznaliśmy się na tinderze w 2019 w UK. Nie będę ukrywał, bo byłem podjarany spotykaniem się z cudzoziemką. Miałem wcześniej epizod z Chinką, ale to było bardziej FWB. Co ważne - pańcie z JP i mnie dzieliło 5 lat różnicy (to ja byłem tym młodszym); ja miałem 28 a ona 33 lata. Myślałem, że taki układ będzie spoko, bo nie chciałem robić jakiś podchodów czy pogodzić różnicę wieku w dół (między mną a Chinką było 7 lat różnicy i średnio to grało). Związek był nieco w trybie "speedrun", bo nie znaliśmy się jakoś długo, a już pojechaliśmy na krótki wypad do Francji (50/50 oczywiście). To było mniej więcej w Czerwcu-Lipcu, a jej studencka wiza traciła ważność jakoś na koniec roku, w związku z czym szukaliśmy jakiegoś sposobu na jej wydłużenie lub zmianę na wizę pracowniczą. Nic z tego nie wyszło, więc postanowiłem wykorzystać okazję (tak, bywam oportunistą) wyjechać z nią do Japonii. Miałem dosyć swojej pracy, chciałem zrobić coś "szalonego" i do tego zobaczyć trochę świata. Japonia była na mojej liście od dawna, a moje urlopy zwykle były wyprawami do Polski. Początkowo miałem tam być przez 3 miesiące, ale załapałem się na program Work&Holiday i dostałem kwit na rok.

     

    W wielkim skrócie, bo od przylotu do Japonii rzeczy ostro się pojebały w ciągu max 2 miechów. Żeby nie było - do pewnego momentu dogadywaliśmy się spoko, mieliśmy podobne zainteresowania i lubiliśmy spędzać czas ze sobą. Bez jakiejś większej spiny. Seks ok, pojawił się dosyć szybko (3 spotkanie, wprosiłem się do jej akademika "na herbatkę"), był całkiem całkiem - taki z pasją. Nie czułem się jakoś wybrakowany, pomimo, że to ja inicjowałem prawie wszystkie akcje.

     

    Pobyt w JP zaczął się pod koniec listopada 2019 i trwał równy rok. Pierwsze 2 tyg to zwiedzanie, potem dotarliśmy do jej rodzinnej miejscowości, żeby trochę ochłonąć. Na tamten moment nie miałem pracy; oszczędności miałem może na pół roku, ale w planach było poszukanie jakiejś pracy, żeby ten rok przetrwać. Cały grudzień pomagałem na farmie jej rodziców, bo początkowo mieszkaliśmy w domu rodzinnym mojej pańci. Dostawałem szamę i dach nad głową, więc starałem się to jakoś odpracować. Wszystko było fajnie może przez prawie miesiąc, gdy zaczęła mi doskwierać samotność. Nie było do kogo otworzyć gęby poza moją, obecnie już, byłą. Jej rodzina nic po angielsku, a jedynymi znajomymi byli ci z Polski, z którymi czasami rozmawiałem na czacie. Tak wyszło, że jeszcze przed tym wylotem rozmawialiśmy o jej koleżance z akademika, również Japonce, która poznała jakiegoś nieurodziwego Szkota. Ta dziewczyna wyjechała z UK na miesiąc przed naszym wyjazdem, a tuż przed - jej chłopak zdążył się jej oświadczyć :D Potem gdzieś dowiedziałem się, że ta zaręczona Japonka tak w sumie to chce mieszkać na Wyspach, pomimo naprawdę dobrego statusu i $$ w swoim własnym kraju. Mój nieco filozoficzno-antropologiczny umysł pomyślał "nie no, jak to? że Japonki się hajtają dla wizy? Przecież to chyba w drugą stronę działało - cudzoziemcy poślubiali Japonki dla wiz". Jako mały eksperyment wbiłem na tindera i swipowałem w prawo jak szło, bez patrzenia na ekran. Nie pamiętam rezultatu tego "eksperymentu", bo było to 4 lata temu, ale przewinęło się wszystko - od prostytutek (wołających 20.000JPY) po jakieś zajarane obcokrajowcami studentki. Brak znajomych zaowocował, że pisałem sobie z jedną czy z dwiema. Nie byłem ciulem i napisałem im wprost, że mam dziewczynę, tylko szukałem kogoś do pogadania, a uwierzcie, że bycie skazanym na rozmowę z 1 osobą to nie jest nic przyjemnego, tym bardziej że mieszkałem na wsi i bez znajomości lokalnego języka. Ta "samotność", dodatkowo okraszona pewnymi wydarzeniami z moją rodziną (materiał na oddzielny temat, w skrócie - odłączanie od matrixa bez "bezpiecznego usuwania sprzętu"), towarzyszyła mi przez cały pobyt.

     

    Jakoś pod koniec Grudnia wyszła niezła draka z tym moim pisaniem. Byliśmy z 3-4h od domu, bo pojechaliśmy w odwiedziny na drugi koniec regionu. Pech chciał, że wyszło do na wieczór, bo następnego dnia pańcia wstała przede mną i chciała mnie tam zostawić. Draka niezła, ale fakt - odjebałem. Przegadaliśmy i wyszło spoko. Może niecały miesiąc po tym wyszła spora draka przez jej matkę. Pewnego ranka wstaliśmy i mieliśmy iść na farmę, gdy jej nabuzowana matka zaczęła się awanturować z moją Pańcią. Nie wiedziałem o co chodziło (nie znałem języka), a po wszystkim Pańcia powiedziała, żebyśmy po prostu sobie gdzieś pojechali i zrobili wolne. O jej dziwnych relacjach z matulą wiedziałem co nie co. Pamiętam, że w grę wchodziły jakieś pieniądze, które miała przechować jej matka, a potem nie chciała ich oddać czy nie mogła znaleźć. Jakaś śmieszna perypetia. Spędziliśmy cały dzień razem, a na sam koniec wyskoczyła, czy zamierzam się z nią pobrać, bo mieszkamy już tak razem na kocią łapę.

     

    Dla mnie było to jak wyciągnięcie dywanu spod nóg. Nie byłem na to kompletnie przygotowany. Jakoś dziwnie ominąłem ten temat, ale potem były ostre dyskusje na chacie pomiędzy mną a Pańcią. Mi siadła psycha w pewnym momencie, bo byłem tam zupełnie sam. Nie wychodziłem z pokoju, chyba że ukradkiem do klopa. Nic nie jadłem i tylko leżałem w łóżku. Nie chciałem się wyłaniać, żeby nie wracać do tego samego tematu. Wiem, że brzmi to zabawnie, ale to nie były zwykłe rozmowy, a grube awantury ze szlochaniem i wrzaskami łącznie. Moje "znamy się pół roku, a Ty chcesz, żebym się już Ci się oświadczył" nie miało żadnej mocy. Rzeczywistość mnie zweryfikowała. Po 2-3 dniach takiej batalii, Pańcia wzięła moją walizkę i bardzo szybko przeniosła do niej zawartość moich szuflad. Tamtej nocy wylądowałem w hotelu na 4 noce. Kijowe, ale potrzebne  doświadczenie - trafiłem do miasta, którego nie znałem; nie miałem Internetu w telefonie, ani nie znałem lokalnego języka. Przetrwałem i bawiłem się fajnie.

     

    Moja oportunistyczna natura gryzła się z myślami, że moja japońska przygoda dobiegnie końca po ledwo ponad 2 miesiącach. Pańcia po 2 dniach zaczęła mnie przepraszać w SMS-ach. Musiałem się z nią spotkać, żeby wymeldowała mnie w lokalnym urzędzie. Natura wzięła górę i zaproponowałem, że mogę jej "wybaczyć" jeśli wyjedziemy z jej rodzinnego domu i wynajmiemy coś w większym mieście, gdzie będę miał szansę znaleźć jakąś pracę. Na tamten moment miałem może z 4500PLN na koncie, więc to była opcja all-in. Źle na tym nie wyszedłem, ale to też materiał na oddzielny wątek.

     

    W wielkim skrócie jak to potem wyglądało:

    1. Przeprowadzka do małego miasta (tani czynsz)

    2. Znalazłem pracę jako nauczyciel angielskiego (i to za dobrą siekę)

    3. Pańcia też znalazła jakąś pracę

    4. Codzienne życie do momentu (!), w którym pańcia miała jakiegoś doła, a gdy zapytałem co się stało (błąd), to powiedziała, że myśli o odejściu z pracy, bo jej nie lubi, ale ta firma potencjalnie może zapłacić jej za macierzyński (kolejna sugestia po 3-4 miesiącach od grudniowych i styczniowych wydarzeń).

    5. Mój pobyt dobiegał końca. Uwielbiałem swoją pracę i odłożoną kasę. Aplikowałem o pozwolenie o pracę, ale nie spełniałem wymogów na nauczyciela. Gdzieś w tyle głowy wpadł pomysł, że może faktycznie warto się hajtnąć. Na szczęście papierologia jest na tyle porypana, że odwidziało mi się.

    6. Ostatnie tygodnie były bardzo średnie. Mieliśmy jakieś ciche dni, a nawet jakiś post od seksu (prawie miesiąc, bo Pańci się wkręciło, że tylko ja czerpię przyjemność z seksu. To było do tego stopnia, że prawie ryczała przy jakiś lekkich inicjacjach z mojej strony, chory temat).

     

    Potem wyjechałem, nieco się podłamałem, bo życie w JP podobało mi się za bardzo. Dobra kasa, dobre jedzenie, pogoda do zaakceptowania. Miałem sporo oszczędności i przeleżałem cały rok, co było totalną głupotą. Odizolowałem się od rodziny, która zamiast mnie wesprzeć w trudnych momentach, to mówiła tylko "no masz już XYZ lat, pora się ogarnąć", tak jakbym przynajmniej był jakimś lekkodusznym hipisem z kolorowego vana.

     

    Temat zakończyłem 1.5 roku po wylocie, bo nie szło to w żadnym kierunku i, jak to Pańcia potem mi wyrzygała - zmarnowałem tylko jej cenny czas jako "bullshit man".

     

    Jeśli ktoś jest gotowy na ożenek to spoko - polecam geomaxxing w JP, chociaż ostrzegam - jeśli pańcia ma ochotę być Panią Domu, to zostaniesz na lodzie, gdy przestaniesz przynosić $$ do domu. Stabilność finansowa (i jej jakość) to wciąż mocne wyznaczniki w japońskich relacjach D-M.

    Ciekawa historia, dzięki! Panna 33 lata więc w sumie normalne że chciała szybko sformalizować związek. Może miała wcześniej podobne sytuacje jak z Tobą i dlatego nie chciała zużywać swojego czasu w niepewna inwestycję.

  2. 48 minut temu, Alejandro Sosa napisał:

     

    Kolega widze przemyślenia jak u Janusza z fabryki... wierzysz w to co widzisz na ulicach, czy jebanym instagramie? Czytasz w ogóle to forum?

    Chlopie bierz bo zaraz wszystko bedzie pozajmowane i koniec z ruchaniem, gary bedo niepozmywane i bedzierz stary kawaler no, horror dla rodziny... jak sie przed somsiadami pokazac?

     

    No kurwa, rzeczywiście, jak można było wierzyć w to co się widzi na oczy na ulicy czy każdej większej grupie ludzi zamiast w to co piszą jacyś anonimowi mitomani na forum o tematyce relacji damsko męskich. xD

    2023-01-20_21h16_57.jpg

  3. 25 minut temu, Imiennik napisał:

    Głupoty. No chyba że ktoś się mocno zapuści i nie ma żadnego obycia. Gościu jest zapewne postawny, 185cm, jak z twarzy nie straszy to 20k starczy żeby się pokazać, barber/fryzjer, dopasowany ciuch i może rwać małolaty z sukcesem.

    Raz rwałem taką zaobrączkowaną jak piszesz, 20 lat nie miała a u mnie 3 z przodu. 

    To są znane i powszechne historie, tylko trzeba działać.

    Redpilowy cope i internetowe przypadki anegdotyczne których wiarygodność jest taka jak wszystko co ktoś sobie napisze w internetach . Gdzie widzisz na ulicy te pary z dwucyfrową różnicą wieku bo chyba nigdzie?

    • Like 1
  4. 8 godzin temu, The_missing_element napisał:



    Mam 35 lat i od prawie czterech lat jestem w nieformalnym związku z 33letnią panią. 


    W każdym razie, nie wdając się w szczegóły, po burzliwej rozmowie wyjawiła, że miała 22 partnerów seksualnych. W tym oczywiście jakieś ONSy z imprez lub przelotne znajomości bez wchodzenia w związek, również z erasmusami. Przy czym zdaję sobie sprawę, że ta liczba prawdopodobnie została zaniżona. Ale i tak nie dowiem się całej prawdy więc nie ma sensu żebym dalej dopytywał.

    Na co Ty wgl liczyłeś? Wszystkie dobre partie, do czasu zakończenia studiów (circa 25 lat) mają już stałych partnerów, przed 30 są już zaobrączkowane.  Fajne młode Juleczki chcą też rówieśników, ewentualnie trochę starszych byczków w szczycie poziomu testosteronu a nie podstarzałych starych kawalerów. Trzeba się pogodzić że w pewnym wieku zostały już tylko odrzuty, samotne matki z bachorem albo p0lki po karuzeli kutasów z erazmusa jak Twoja obecna. It's over, bierzesz to co zostało albo z godnością przyjmujesz samotność i okresowe wypady na divy.

  5. Zanim odniosę się do poszczególnych odpowiedzi pragnę wszystkim podziękować za rady i serdeczne słowa. To forum po raz kolejny nie zawodzi. 

    W dniu 20.07.2020 o 01:20, lync napisał:

    A ksywka wzięła się stąd, że siebie tak postrzegasz, czy też odwrotnie - wzorujesz się na avatarze, traktujesz jako inspirację? (czyli duża pewność siebie, patrzenie się tylko na swój interes..td) ?

     

    Ani jedno ani drugie, nie jestem podobny do tej postaci charakterologicznie, nie jestem socjopatą, nie sprawia mi przyjemności uczestniczenie w konfliktach, nie mam więc też predyspozycji żeby się do niej upodobnić. Mam ją jako avatar ponieważ postać ta żyje poza społecznością i świetnie się w tym odnajduje. Nie dotyczą ją żadne normy, jest ona siłą niszczącą w społeczeństwie w którym zawsze byłem pariasem i którego przez to nienawidzę. Do tego to naprawdę świetna rola, a film to klasyka SF.

    W dniu 20.07.2020 o 01:20, lync napisał:

    A gdybyś tam miał powiedzieć, co sądzisz o swoich współpracownikach?  Uważasz ich za kompetentnych i wartościowych? Patrzysz się na nich jak na grupę (ogólnie) czy też z osobna na każdego?

    Nie którzy są kompetentni, inni nie, patrzę na nich jak na grupę ponieważ zazwyczaj to tak wygląda: jakaś grupa i ja na uboczu. Nie darzę ich niechęcią oprócz osób z którymi jestem skonfliktowany.

    W dniu 20.07.2020 o 02:04, goryl napisał:

    Przede wszystkim przepracuj książkę pt. Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi. 

    Dzięki, pobrałem książkę i jestem w trakcie czytania.

     

    W dniu 20.07.2020 o 02:04, goryl napisał:

    Co do wyrazu twarzy - stań przed lustrem na przykład 10 minut dziennie przez najbliższe 3 miesiące i ćwicz mimikę, uśmiech etc. Tam też są mięśnie, które musisz wytrenować, aby się Ciebie słuchały.

    Próbowałem uśmiechać się do lustra, nie potrafię wydusić serdecznego uśmiechu, może za mało prób.

     

    W dniu 20.07.2020 o 14:16, TheGreatCornholio napisał:

    Jeżeli chodzi o kursy, szkolenia czy "nauczenie się social skill'a", to nie jest to taka prosta sprawa. Możesz nauczyć się technik, ale jeżeli wewnątrz będziesz odczuwał strach, przygnębienie, agresję, to twoje "social skill'e" będą przez innych zauważane jako sztuczne, nienaturalne zachowanie - i efekt będzie odwrotny od zamierzonego.

    Jednak politycy potrafią się nauczyć mowy ciała, gestów, może jednak są skuteczne kursy?

    W dniu 20.07.2020 o 14:16, TheGreatCornholio napisał:

    Być może się mylę, ale być może problem twój polega na niskim poczuciu własnej wartości. Ludzie "wyświechtali" termin "poczucia własnej wartości" i często jest on rozumiany błędnie.
    Poczucie własnej wartości to świadomość. To wybór między świadomym życiem a działaniem automatycznym, wybór między lojalnością w stosunku do własnych przekonań a jej brakiem, to dążenie do spójności vs. lekceważenie sprzeczności.

    Czasem podejmuje decyzje świadomie a czasem działam automatycznie, raczej jestem lojalny wobec swoich przekonań (co również nie ułatwia mi życia bo najłatwiej się żyje ludziom którzy są śliskimi i oportunistycznymi glizdami jak większość polityków). Nie wiem co masz na myśli pisząc o dążeniu do lekceważeniu sprzeczności i dążeniu do spójności. Ogólnie nie mam wysokiej samooceny, trudno taką mięć będąc outsiderem i nie będąc socjopatą.

    W dniu 20.07.2020 o 15:55, Pancernik napisał:

    Osobiście zastanowiłbym się czy to pierwsze można odrobinę zniwelować i czy aby na pewno to tylko wyraz twarzy jest tutaj problemem. Skoro sam widzisz, że coś jest nie tak, to prawdopodobnie inni dostrzegają coś więcej, z czego możesz nie zdawać sobie nawet sprawy.

    Z tego co mnie doszło, to uchodzę za osobę arogancką, niesympatyczną, zadufaną i nietowarzyską. Pewnie lista jest dłuższa ale nie wszystko do mnie dochodzi. 

    W dniu 20.07.2020 o 15:55, Pancernik napisał:

    Głowa do góry i do przodu stary, wszyscy miewamy gorsze momenty w życiu i niejednokrotnie mamy czegoś dość.

    Dzięki za serdeczne słowa!   

    • Dzięki 1
  6. Bracia, po kilku latach na forum sam zwracam się po radę i pomoc.

    Parę słów o mnie, jestem facetem przed 30 z wykształceniem technicznym. Nigdy nie byłem osobą lubianą ani popularną, zawsze byłem na uboczu. Mam wprawdzie paru kolegów z którymi spotykam się od czasu do czasu na wódkę ale nie są to jakieś bardzo zażyłe znajomości. Nie miał bym z tym generalnie problemu, lubię spędzać czas sam przed laptopem lub z żoną przed telewizorem. Wszystko było by więc w miarę ok. gdyby nie to że mój ujemny social skill blokuje mnie zawodowo, powoduje złą atmosferę oraz konflikty między mną a współpracownikami.

    Jestem osobą nielubianą, nie potrafię nawiązywać znajomości oraz ładnie się uśmiechać.

    Mam tzw resting asshole face, filmik o co chodzi w załączniku. Próbuje być przyjazny ale kompletnie nad tym nie panuje, nie potrafię być koleżeńsko postrzegany. W każdej pracy w której byłem miałem jednego albo kilku wrogów z którymi doszło nie raz do wyzwisk i dymów. Na początku myślałem że trafiłem po prostu na takich ludzi ale teraz po kilku zmianach pracy widzę że to ze mną jest problem.

    Jak widzicie nie mam przez to szans na sensowniejszy rozwój zawodowy, dobre relacje z szefostwem i spokojne zajęcie się robotą, skoro non stop jak muszę coś z kimś załatwić, pojawia się niechęć, problemy i robienie pod górkę. Dołuje mnie to bardzo, jak myślę że kolejny, kolejny dzień mam się z kimś użerać, widzieć tą niechęć i niechętne spojrzenia, zdawać sobie sprawę z obrabiania dupy oraz braku sensownych perspektyw to przyjemna staje się myśl o skończeniu z tym wszystkim i strzeleniu samobója. Nie chce jednak odchodzić bez walki, mam też sporo zobowiązań które mnie trzymają w pionie. Proszę więc Was bracia o pomoc, czy znacie jakieś szkolenia z social skilla, mowy ciała, budowania dobrego wizerunku czy czegoś w ten deseń? Może znacie jakieś dobre książki na ten temat lub któryś z Was miał podobny problem i wie jak sobie z tym radzić? Potrzebuje czegoś skutecznego, jakiś szkoleń, może takich jakie mają politycy czy handlowcy... .

    Będę wdzięczny za wszystkie rady jak się za to zabrać. Piszcie też jeżeli ktoś miał podobny problem.

    https://www.youtube.com/watch?v=3v98CPXNiSk

  7. Po przeczytaniu Twojego postu odnoszę wrażenie że jesteś dla niej po prostu betaorbiterem i tamponem emocjonalnym. Jakby faktycznie tej kobicie zależało żeby mieć z Tobą romans to zachowywała by się inaczej i dążyła do seksu. Nic tu takiego nie ma, więc myślę że babeczka ułożyła sobie wszystko tak, że ma męża Chada biznesmena i Ciebie jako samca betę do wysrewania się i pompowania sobie ego.

  8. 12 godzin temu, montechristo napisał:

     

    Ogólnie to już dawno bym to wszystko rzucił w cholerę, ale jest dziecko, awantur nie ma, rachunki na pól, obiad na stole, czasami posprząta w domu,  i jak w delegacje jadę to ma  kto z psem wyjść.

     

    Jak się nie puszcza, nie awanturuje, daje dupy, obiad na stole jest i dzieckiem się dobrze zajmuje, to uważam że to i tak lepsza partia niż większość p0lek. Pewnie jest kilka procent kobiet w Polsce, które oprócz bycia super panią domu, są jeszcze do tego oczytane, można z nimi porozmawiać o międzywojennym ekspresjonizmie, pracują na dobrych stanowiskach i wyglądają w wieku 37 lat jak milion dolarów, ale cudów bym nie oczekiwał ...lol.

  9. W dniu 11.12.2019 o 00:42, RENGERS napisał:

    Siema, jestem atrakcyjnym  25 letnim dobrze zbudowanym mężczyzną, 186, 90 kg, kasa  na drogie  ciuchy itd.

     Mam pasję  z której w każdej chwili mogę ładnie zarobić i do tego kilka mniejszych zainteresowań , aktualnie nie pracuję,  mam spore oszczędności z których żyję.

     

    Nigdy nie miałem problemu z kobietami.

    Jestem pewny siebie i zadufany w sobie-  (muszę to poprawić bo bywam arogancki )

     

    Do tej pory miałem kilkadziesiąt   kobiet- głównie w moim wieku- większość z nich sama inicjowała kontakt, albo bezczelnie się do mnie uśmiechała, więc to ja podchodziłem. Praktycznie zawsze seks na 1 spotkaniu, po gadce, winku, zawsze luz, spontan-  totalne szaleństwo z kobietami przychodziło mi łatwo.

     

     W sumie mógłbym potroić, baaa podejrzewam że mógłbym mieć baaardzo dużo babek, lecz  staram się opanowywać swoje młode żądze i nie skupiać się na seksualności- ponieważ  mi  to szkodzi, no i większość stosunków z kobietami nie sprawiła mi zbyt dużej fizycznej przyjemności ( prezerwatywa , mechaniczność stosunku ), szczerze mówiąc to większości z nich nawet nie pamiętam.

     

    comment_2PmqkTIjNQOIv98VL4nQzSgEq0TCFJXh

  10. W dniu 14.08.2015 o 22:05, Mosze Red napisał:

    Tak więc mili panowie i drogie panie, ponieważ aktualnie (od 2 dni) siedzę w papierach z ostatniego półrocza po uszy gdyż jakaś pani (a jak że by inaczej) spierdoliła swoją część roboty w firmie, co zapewne skończyło by  się dla niej zwolnieniem (ba ja cały czas dopominam się o to zwolnienie), ale znając życie popłacze przed prezesem i skończy się na kasacji kwartalnej premii (trzeba będzie przypomnieć że to co jej upierdoli mi należy dodać gdyż poprawiam jej błędy).

     

    Dodatkowo moją frustrację pogłębia fakt iż mamy okres wakacyjny i moja sekcja kyokushin nie funkcjonuje w okresie wakacji (małe miasto najwięcej uczęszczających to szkoła średnia), więc energia mnie roznosi, katowanie worka i sparingi z kumplami z kick boxingu raz na dwa tygodnie poprawiają odrobinę tą sytuację, ale i tak mnie kurwa nosi. Codzienny trening z hantlami + worek to jednak za mało gdy człowiek przyzwyczai się do większego/ częstszego wysiłku. Na żadne zgrupowanie/ obóz treningowy nie pojadę bo raz praca , dwa własny biznes.

     

    Właściwie moją jedyną odskocznią od 12h w papierach jest godzinka treningu i to zacne forum + przerwa na michę. W ramach autoterapii, dla własnego zdrowia psychicznego i pro publico bono podzielę się z wami przemyśleniami na temat "budzenia w sobie wewnętrznego chama" i wykorzystaniu tego skilla w praktyce. Mam tu na myśli jakże by inaczej stosunki damsko - męskie.

    Abstrahując od puenty Twojego postu z którą oczywiście się zgadzam to powiedz Mosze Red, czy nie jesteś czasem tą osobą która pisała poniższą pastę? Bo masz bardzo podobny styl oraz życiowe przeżycia. 

     

    Cytat

    Jak co rano obudziłem się jeszcze piękniejszy. Przysunąłem się do partnerki owiniętej moim długim penisem. Do ucha wyszeptałem jej piękny wiersz po czym pocałowałem w policzek.
    Ona przejechała ręką wpierw po moim dwudniowym zaroście, który mimo swojej długości jest aksamitnie miękki, tak by jej nie zadrapać, po czym objęła moje solidne barki i sportowy tors, mówiąc jak pięknie pachnę. Co dzień budzę się pachnąc innymi perfumami, dziś jest to D&G, wczoraj była to Lacoste. Zszedłem po cichu z łóżka na podłogę, robiąc przy tym 100 pompek wpierw na jednej ręce, potem na drugiej, a na końcu bez pomocy rąk. Dorzuciłem jeszcze kilka brzuszków, myśląc w międzyczasie co przyrządzić na śniadanie (zapomniałem dodać, że uwielbiam gotować).
    Do sklepu pobiegłem na około robiąc jakieś 10 km, by utrzymać dobrą sylwetkę. Kupiłem świeże bułki, kwiaty i od razu coś na obiad. Po powrocie poranna toaleta. Muszla klozetowa ma przykręconą deskę, tak bym nigdy nie zapomniał jej opuścić. Sikam na siedząco, w ogóle mi to nie przeszkadza, a kupy nie robię, jako że jestem idealny. Przy okazji szybkie sprzątanie łazienki i już można zabierać się za śniadanie. Pomyślałem o smacznym omlecie z upieczonymi bułeczkami i wyciśniętym świeżym sokiem. Oczywiście całe śniadanie w łóżku. Kocham być romantyczny. Na seks nie liczę, chce mi się go tylko wtedy kiedy mojej partnerce.
    Po tym wszystkim przystępuję do reszty dnia: przegląd prasy biznesowej, plany na kolejny rozwój mojej firmy, poza tym blog ekonomiczny, lifestylowy, technologiczny i na prędce napisany wiersz, który może kiedyś zagram nawet na gitarze ze swoim zespołem.
    Potem jakieś domowe robótki: prasowanie, sprzątanie, przykręcanie gniazdek, no i uciekam na siłownię wraz z zajęciami z boksu. Pojadę kabrioletem, bo jest ciepło, choć myślałem jeszcze chwilę o motorze. Chyba wezmę motor, a kobieta samochodem skoczy sobie na zakupy i sushi. Zawsze mam problem z wyborem koszuli. Kurcze człowiek ma dwie garderoby, a i tak nie ma w co się ubrać. Muszę też uważać, bo ostatnio zakładając koszulę, przez przypadek podarłem ją o moją tarkę na brzuchu. Śmieszna historia.
    Po zajęciach pędzę do domu spędzić czas z ukochaną i zaplanować wieczór. W sumie to nie spodziewa się, że najpierw zabieram ją do kina a potem do restauracji.
    Zamawiamy szampana i jakieś wykwintne dania. Biorę do ust widelec, gryzę a tam… kamień. Bo tak naprawdę nie ma kobiety, nie ma samochodu, nie ma sklepu, nie ma kwiatów i restauracji. Jest tylko mroźna łotewska zima, halucynacja z niedożywienia i śmierć. Takie życie.

     

    • Dzięki 1
    • Haha 3
  11. Laska ma 22 lata i już jest ulana to zastanów się co będzie za parę lat gdy metabolizm zwolni. Albo jeszcze lepiej zajdzie w ciążę, wtedy to dopiero będzie miała dyspensę żeby żreć. Nie znam dziewczyny która była przy tuszy i udało jej się zrobić z siebie na szczupłą laskę, raczej zawsze z wiekiem było jeszcze gorzej. Jak chcesz być za 10 lat z ulaną Grażyną którą będziesz ruchał tylko dlatego żeby spuścić z krzyża to pozdro600. Koledzy wyżej radzą jakieś wzbudzanie zazdrości, oglądanie się za innymi ale czy naprawdę chce ci się tracić czas na takie cyrki, szanse masz tak samo wysokie jak wszyscy Ci którzy próbują naprostować chlejusów. 

    PS. Nie myśl sobie że znalazłeś laskę z Himalajów i dlatego tak dobrze się dogadujecie. Zwyczajnie przez to że jest ulana nie może sobie pozwolić na takie księżniczkowanie co zgrabniejsze koleżanki z wyższym SMV.

  12. Jeżeli nie masz z ciotką dobrych relacji to odmów, tylko w jakiś dyplomatyczny sposób. Jeżeli jednak utrzymujesz z nią kontakt i wpadasz regularnie na kawę to nie demonizowałbym bycia chrzestnym. 

    Ja byłem dwa razy w życiu proszony o zostanie chrzestnym, raz się zgodziłem, raz odmówiłem. 

    Nie żałuje w żadnym stopniu że się zgodziłem, syn ciotki to fajny chłopak, jak zjeżdżam w rodzinne strony to potrafi bawić się godzinami z córką. Jego matka to też równa babeczka która nie raz mi w czymś pomogła. Co ich odwiedzę to zawsze fajnie napić się kawy i pogadać o pierdołach. Wiadomo trzeba rzucić jakąś stówką pod choinkę ale chrzestni mojej córki też jakieś prezenty na urodziny zawsze kupią i nikt z tego powodu nie lamentuje. Na komunie czy ślub trzeba wyłożyć większą kasę ale to ma też jakoś pokryć koszt zorganizowania takich imprez które nawiasem mówiąc lubię bo zawsze fajnie zjeść schabowego, napić się wódki z jakimś wujkiem i pogadać jaki piach gra nasza reprezentacja czy kto jakie używane passerati sobie kupił. 

    Raz odmówiłem zostanie chrzestnym ale to już kwestia tego, że z wujkiem który jest ojcem dziecka się nie znoszę i musiałbym brać jakieś tabletki uspokajające żeby się z nimi spotykać. 

     

  13. Produktywność, czyli typowe oszustwo mediów typu TVN aby wmówić Polakom jacy są niewydajni i żałośni na tle Europy. A więc powinni spuścić głowę i pokornie zapierdalać w niemieckich montowniach. 

    W rzeczywistości wskaźnik ten nie ma nic wspólnego z wydajnością pracownika. Baba która ma budkę z żarciem w Warszawie i sprzedaje kebaby za 20 zł/szt. będzie dwa razy bardziej produktywna od innej baby, która ma budkę z żarciem w Wypizdowie Dolnym i sprzedaje taką samą ilość kebabów, ale po 10 zł/szt. 

    • Like 1
  14. 24 minuty temu, Marek Kotoński napisał:

    To nie pomaga... człowiek w takim stanie nawet nie pomyśli o bieganiu.

    Nie wiem czy nie zauważyłeś, albo udajesz że nie zauważyłeś emotikonki oraz dalszej części wypowiedzi, która jasno daje do zrozumienia że rada z bieganiem była żartem oraz kpiną z internetowych "znawców", którzy myślą że bieganie wyleczy choroby psychiczne.

     

    24 minuty temu, Marek Kotoński napisał:

    Nigdy tak nie doradzaj, taką decyzję musi podjąć lekarz, ponieważ stany lękowe występuje czasami przy niektórych chorobach i lek może mu zaszkodzić albo i zabić.

    Napisałem że Xanax jest lekiem na receptę, czyli ostateczną decyzję czy Niepowtarzalny może go brać podejmie oczywiście lekarz. Mój post informował tylko jaki lek polecam, ponieważ jest skuteczny na takie dolegliwości, żeby go dostać trzeba i tak skonsultować się ze specjalistą.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.