Skocz do zawartości

maxair

Użytkownik
  • Postów

    19
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez maxair

  1. Czemu tak uważasz? Parę osób mówiło mi to samo
  2. Mam nadzieję, że następnym razem tak będzie, że nic się nie spierdoli. Tak wgl to jak to kurde jest, że niektórzy ludzie, w tym kilku moich znajomych, którzy są w moim wieku bądź nawet starsi, a mimo to nigdy nie mieli dziewczyny, nie moczyli, jeden kumpel nawet nigdy się nie całował z żadną - mają wyjebane i potrafią jakoś z tym żyć, stawiając sobie inne cele życiowe i - powiedzmy - cierpliwie czekając na swój złoty strzał, a taki ja, mimo że rozdziewiczony jestem od niedawna to jednak coś tam począwszy od 14 roku życia z laskami przeszedłem i mam czasami takie czarne myśli, że czeka mnie samotność i ogólnie spierdolone życie?
  3. No nie ciężko. Ale teraz i tak bardziej dokuczają mi te chujowe rozkminy po rozstaniu. Wiadomo jak to jest, że jak najdzie mnie zły humor to nie myśli się o tym co ona chujowego zrobiła tylko przypominają się wszystkie dobre chwile. Z tym obecnie się najbardziej borykam, nawet ciężko w tym stanie starać się o inną laske.
  4. Jakieś dziwne wkręty, że związek się niedługo skończy i tego typu sprawy. Zamiast mieć to w dupie to pojawia się zazdrość, pretensje i ogólny syf z tym związany. Ciężko jest mi zmienić to podejście.
  5. @Rysiek, perspektywa jak dla mnie zajebista, z tym że ja póki co mam problem żeby nagonić sobie chociaż jedną laskę, nie mówiąc już o dwóch czy trzech. Pewnie też dlatego za każdym razem jak jestem w jakimś związku to po jakimś czasie mi odpierdala i wszystko sie burzy, a ja później siedzę przez pare(naście) tygodni niesamowicie wkurwiony i zdołowany. Chętnie bym to zmienił, tylko jak się za to zabrać?
  6. Rzeczywiście, coś w tym jest. Teraz już tak z nieco chłodniejszą głową wnioskuję, że niewątpliwy pozytyw tej pojebanej relacji to fakt, że w końcu straciłem dziewictwo, no i teraz już będę miał święty spokój i nie będę musiał rozkminiać co tam siedzi w tej jej łepetynie.
  7. No i chuj, koniec balu. Od tygodnia zero odezwu i wyjeba totalna z jej strony. Umówiliśmy się na spotkanie, chciałem pogadać, postarać się to wyratować, ew. przy braku chęci z jej strony zakończyć to. Jak zbierałem się żeby do niej pojechać, spytałem przez sms czy jest już w domu - zero odpowiedzi. Nie odpisywała, nie odbierała telefonów. U niej w domu dowiedziałem się, że poszła na trening (mimo że wiedziała, że mamy się spotkać). Byłem zmuszony zerwać przez smsa, po 4 godzinach odpisała, ale niespecjalnie się przejęła. Ciężko w sumie opisać jak się teraz czuję. Jedna prośba do Pikaczu - nie dopierdalaj mi póki co ironicznymi tekstami sugerującymi jakim to jestem frajerem. Zdaję sobie z tego sprawę doskonale, ale takie wiadomości od innych to ostatnia rzecz jaka jest mi teraz potrzebna.
  8. Żeby nie było: pogodziłem się już z tym, że związek nie ma większych szans, ale po prostu, według rad niektórych z wypowiadających się w tym temacie - staram się z niego wycisnąć jak najwięcej, nim się skończy. Sam byłem zdziwiony, że tak to dziwnie wyszło, bo w życiu nie powiedział że jest jeszcze na to jakakolwiek szansa A mój post, który zacytowałeś rzeczywiście mógł zabrzmieć jakoś zarozumiale, ale nie miałem tego na celu. Mała podpowiedź dla młodszego kolegi? Proszę
  9. Dziwna sytuacja, ale nieco większa bierność z mojej strony doprowadziła do tego, że niedawno doszło do bzykanka. Myślicie, że akcje typu spuszczanie się na określoną część ciała to kwestia czasu, czy skoro nie zgodziła się za pierwszym razem, to już raczej nie zmieni zdania?
  10. Czyli co na chwilę obecną byłoby lepsze: starać się na to wyjebać i olewać ją, czekając aż coś się zmieni, czy zainicjować rozmowę na ten temat i powiedzieć co moim zdaniem jest nie tak?
  11. Mógłbyś nieco rozwinąć tę myśl? Albo napisać innymi słowami, bo nie do końca zjarzyłem
  12. Rzeczywiście, czas edycji się skończył. Wybaczcie ścianę tekstu, skupiałem się bardziej, żeby niczego nie pominąć, niż żeby to ładnie wyglądało Szczerze mówiąc, parę dni temu już to sobie uświadomiłem. Od razu wiedziałem, że to nie jest dziewczyna dla mnie, tak na dłuższą metę, aczkolwiek liczyłem, że trochę więcej czasu minie, zanim wszystko zacznie się tak pierdolić. Ja nie z takich No właśnie co do tego 'ona za Tobą lata' mam największe wątpliwości. Szczerze mówiąc sam zacząłem się nad tym teraz zastanawiać. I odpowiedzi póki co brak... Nie wykluczam, że gdzieś z tyłu tej mojej makówki siedzi takie przeświadczenie, że będąc w związku, nawet tym chujowym, mogę odrobinę przedłużyć sobie kuśkę i poczuć się lepszym, chociażby wśród kumpli. Problem tylko w tym, że będąc sam, czuję się równie chujowo, jak będąc w tego typu związkach. Jasne, na przyszłość zwrócę na to większą uwagę Vincent: Moja tradycyjna uwaga - staramy się nie umieszczać dwóch postów pod sobą. Na edycję jest czas 15 min., po tym czasie można poprosić moderatora o pomoc. Rex: Połączyłem i pousuwałem powtórzenia, żeby zachować przejrzystość dyskusji Kolego maxairze, pilnuj co postujesz, bo robisz multiposty, aleś świeżak, więc masz chwilę taryfy ulgowej.
  13. Czyli co najlepiej powinienem w tej sytuacji zrobić?
  14. Dzięki za miłe przywitanie panowie Stworzyłem swój temat, z opisem mojego problemu. Byłbym wdzięczny, gdybyście zerknęli (http://braciasamcy.pl/index.php/topic/1591-patologiczne-zwi%C4%85zki/)
  15. Witam. Nię będę ukrywał, że na forum zarejestrowałem się w konkretnym celu. Od pewnego czasu mam mętlik w głowie, cała sytuacja, którą zaraz w miarę możliwości dokładnie opiszę wkurwia mnie już niemiłosiernie, a to miejsce uznałem za najbardziej odpowiednie, aby się zwierzyć i poprosić o ewentualne rady. Mam 19 lat i uważam, że nadal nie ukształtowałem do końca swojej strony emocjonalnej, boję się jednak, że ze względu na niektóre z moich cech charakteru, ciężko będzie przejść na tę 'właściwą stronę' i w końcu przestać być kopanym w dupę przez płeć przeciwną. No ale po kolei. Pierwszą poważną dziewczynę poznałem w wieku 17 lat. Głupi byłem strasznie, zauroczyłem się momentalnie, 3 spotkania i jest - oficjalny związek pobłogosławiony przez fejsbuka. Jakże byłem zadowolony na myśl, że wszystkie laski, za którymi uganiałem się w gimnazjum, a które miały mnie w dupie, zobaczą teraz, że mam dziewczynę. 'niech się teraz pierdolą, ja jestem szczęścliwy', myślałem. Oj baran był ze mnie. I w sumie nadal jest, ale o tym później. Po tygodniu od ogłoszenia wszem i wobec naszego związku wyznałem jej miłość, z wzajemnością. No i na początku rzeczywiście było fajnie, spotykaliśmy się często, ja byłem w euforii, jednocześnie będąc coraz bardziej zazdrosnym, aż wreszcie przerodziło się to w obsesję. Robiłem jej spiny jak polubiła zdjęcie jakiegoś innego gościa na fejsie, nie odpisała na smsa - wkurwiałem się i obrażałem, nie raz zdarzyło mi się przy niej rozkleić i mówić jak to bardzo chcę żeby było między nami dobrze, że bardzo ją kocham i boję się, że mnie zostawi. Zachowanie 100% ciota, strasznie się tego teraz wstydzę. Związek trwał niecały rok, przy czym ostatni miesiąc to ciągłe kłótnie, godzenie się, dzień spokoju i znów wszystko od nowa, przeplatane jakimiś pieszczotami (dziwne to trochę, że nie pozwoliła mi się rozdziewiczyć, ale na inne zabawy była bardzo chętna. 69, branie z połykiem, zgadzała się nawet na spusty na twarz). Dzień przed rozstaniem byłem u niej, niby się pogodziliśmy, popieściliśmy na zgodę, później jak wracałem do domu to dostałem ładnego smsa, że mnie kocha i żebyśmy jutro się spotkali. Na spotkaniu zobaczyłem zupełnie inną dziewczynę. Zimna jak lód, typowa suka. Powiedziałą tylko, że nie ma sensu ciągnąć tego związku dalej, że musimy się rozstać. Nie wytrzymałem tego pierdolenia i bez słowa wyszedłem z pubu, zapłakany jak typowa cipka. Parę godzin później zeszmaciłem się do reszty, gdy zadzwoniłem do niej błagając o jeszcze jedną szansę, obiecując, że się zmienię, że wszystko będzie po jej myśli itd itp. Bezskutecznie, na szczęście. To była nasza ostatnia rozmowa, od tamtego czasu widziałem ją raz, gdy podszedłem się przywitać, przedstawiła mi się na nowo, jakby mnie w ogóle nie znała. Chciałem być dżentelmenem, to mi dojebała, cóż. Dobre półtora roku chodziłem po świecie jak w amoku, wieczorami paląc szlugi i przypominając sobie piękne chwile, jak robiła mi loda, albo ja ją zaspokajałem a ona po cichu jęczała. Prawdę mówiąc, bardziej brakowało mi chyba zbliżeń, niż rzeczywistej obecności drugiej osoby. No i był cały czas niedosyt i wkurwienie, że przez rok nie dopuściła mnie do końca do siebie, a po rozstaniu pewnie poszła się ruchać z pierwszym lepszym typem w klubie. A ja nadal jestem prawiczkiem, co wcale nie pomaga w ustalaniu samooceny. No ale jakieś 2 miesiące temu stwierdziłem, że jest już w miarę ok (kurwa, najwyższy czas) i ogólnie to wyjebane, a ja zacznę sobie trenować, skupię się na nauce i samorozwoju. Jak z picza strzelił, po dwóch tygodniach na horyzoncie pojawiła się inna dziewczyna. Tutaj było jeszcze szybciej. Znaliśmy się co prawda wcześniej, ale typowa randka była tylko jedna, na której od razu wynikło, że jesteśmy razem. Obiecywałem sobie, że tym razem nie dam z siebie zrobić takiej cipy jak poprzednim razem, że będę zachowywał dystans (byłem już po lekturze kilku felietonów Marka), starał się to kontrolować, coby po ewentualnym rozstaniu nie zrobić z siebie rozjebanego emocjonalnie chłopczyka na kolejne 18 miesięcy. Chciałem dobrze, wyszło jak zawsze. Są kłótnie, po których to zazwyczaj ja pierwszy wyciągam rękę, bo chcę, żeby było jak najlepiej. Spiny w sumie wychodzą z niczego - ktoś powie coś nie tak, nawet w ramach żartu i już jest niefajnie. Raz stwierdziłem, że skupię całą siłę woli na tym, żeby mieć wyjebane. I rzeczywiście, przyniosło to jakieś tam efekty. Były częste smsy z upewnianiem się, że nie jestem na nią zły, pisanie jaki to ze mnie super chłopak i wgl to szczęściara z niej że mnie poznała i wgl. Problem w tym, że podjarany tym, jak to wszystko wyszło, raptem po kilku dniach znów straciłem nad wszystkim kontrolę. To ja zazwyczaj proszę się o spotkania, zaczynam już powoli być zazdrosny o jej znajomych, a ona zachowuje się na zasadzie 'jesteś to fajnie, ale jak cię nie będzie to i tak nic nie stracę'. Póki co o seksie mogę zapomnieć. Kilka razy zrobiłem z siebie ścierwo prosząc się, żeby chociażby zjechała mi na ręcznym. Stwierdziła, że to za wcześnie, że chce żebyśmy się w sobie zakochali, wtedy można będzie myśleć o czymś więcej. Nie było jednak dla niej za wcześnie, gdy tydzień wcześniej lizałem jej cipkę. Wiem, moja wina. Upokarzam się, gdy podczas rozmowy wyda mi się, że coś jest nie tak, zaczynam pytać, czy na pewno wszystko okej, że się obawiam. Ogólnie wszystko idzie w identycznym kierunku, jak przy okazji poprzedniego związku. Jestem na to wszystko mega wkurwiony, a jednocześnie czuję się bezsilny. Mam mentalność typowego romantyka i widzę, jak to mnie gubi na każdym kroku. Odnoszę wrażenie, że wchodzę raz po raz w jakieś dziwne, patologiczne związki, chociaż wiem, że jednocześnie to ze mną jest coś nie tak... Drodzy bracia, co w tej sytuacji mogę zrobić, żeby do reszty nie stracić w jej oczach i nie dać się doszczętnie zmieszać z błotem? Da radę w ogóle odbudować jakoś mój wizerunek w tym związku?
  16. Witam serdecznie całą samczą gwardię. Mam 19 lat i - mam nadzieję - trochę życia przed sobą, więc chciałbym doskonalić swó charakter i wiedzę z wiadomego zakresu, możliwie jak najwcześniej. Chociaż dla niektórych mogę być osobą pokroju 'gówniarza co to jeszcze życia nie zna', to jednak jakiś czas temu przeżyłem pierwsze załamanie z powodu płci przeciwnej, chociaż w dużej mierze również przez własną głupotę. Czytając ten felieton Marka (http://www.samczeruno.pl/index.php?option=com_k2&view=item&id=397:dlaczego-ci%C4%99-rzuci%C5%82a&Itemid=180) odnosiłem wrażenie, jakbym czytał o sobie. Cieszę się bardzo, że trafiłem na ten tekst, bo to od niego zaczęła się moja przygoda z Samczym Runem, a także decyzja o dołączeniu do tego forum. Obecnie od niedawna jestem w nowym związku i niedawno zauważyłem, że sprawy zaczynają obierać niebezpieczny bieg, niemal bliźniaczy wględem poprzedniej, nieciekawej historii. Tak więc czym prędzej chcąc ratować swoje zdrowie psychiczne, ale także fizyczne - jestem. Mam nadzieję, że będę tutaj mile widziany.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.