U mnie grzechu ostatecznie nie było, ale może opiszę sytuację, którą miałem kilka dni temu - może niektórym otworzy oczy albo chociaż da do myślenia. Byłem na weselichu mojej kuzynki. Z racji niedawnego mojego "rozstania" z ex pojechałem tam bez partnerki. Okazało się, że przy moim stoliku siedzi taka młoda blondynka. Nie znałem jej wcześniej bo była od pana młodego. Przyjechała z mężem i - żeby było śmieszniej - z 2-letnim dzieckiem Przez całą imprezę jakoś tak podejrzanie się do mnie uśmiechała, kręciła wokół mnie i była bardzo chętna do tańca. W pewnym momencie mąż z dzieckiem poszli już spać, a ona została bawić się dłużej. Popiliśmy trochę, potańczyliśmy - jak to na weselu. Ja już byłem nieźle wstawiony (choć podobno nigdy tego po mnie nie widać) więc nie za bardzo kontaktowałem i nie pamiętałem jak dokładnie wszystko się potoczyło. Nagle jednak zorientowałem się, że jestem w moim pokoju sam na sam z blondyną. I teraz przypominam sobie o czym ona ze mną rozmawiała... Strasznie najeżdżała na swojego męża - jak to źle ją traktuje, jak nie zabiera na wakacje, że sportu żadnego nie uprawia, że niczym się nie interesuje, itp. Ogólnie przekaz był taki, że ona strasznie niezadowolona z życia, z obecnego związku i zasługuje na lepsze życie. Potem mnie zaczęła wypytywać o różne "dziwne" rzeczy: gdzie mieszkam, jakim samochodem przyjechałem, dlaczego się rozstałem z moją byłą, co robię, gdzie studiowałem, gdzie byłem na wakacjach ostatnio, itp. Strasznie wstawiony już byłem i ogólnie chciało mi się już tylko spać i trzeźwieć, a tu nagle takie przesłuchanie? Coś tam naściemniałem, spławiłem panienkę i poszedłem spać. Teraz jak sobie o tym myślę - gdybym wtedy był bardziej trzeźwy i chciał się akurat "zabawić", to kto wie co by się tam działo? A Wam pozostawię wyciąganie wniosków - czego w życiu pragną kobiety i jak działa ich psychika? Ja tylko współczuję temu mężowi i bogu ducha winnemu dziecku - bo żonka ewidentnie jest już na etapie intensywnych poszukiwań...