Skocz do zawartości

nassi

Samice
  • Postów

    195
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez nassi

  1. Saint, mistrz słowa i prostych życia radości nie jest mroczny i obłudny do szpiku kości Choć twarz Samca szyderczego pokazać lubi puszcza przy tym oko i to go zdradza, gubi Jak każda jego żeńska sługa oddana piszę życzenia dla mojego Pana Niech mu się wiedzie w kartach i miłości i zawsze uśmiech na jego twarzy gości Wypijmy za głupie pomysły naszych mam.
  2. O, dobre pytanie, bo ja już sama nie wiem, czy robiłam shit testy, czy też nie.
  3. A potem wracać w to miejsce każdego roku, żeby odnowić przysięgę małżeńską.
  4. Oczywiście, że jakość się liczy. Wolę, by w domu był mercedes niż dwa golfy. Poza tym z linijką chodzić nie będę, bo materialistką nie jestem. Ale niech rzuci hasło zlikwidowania wspólnego konta lub niech ja się dowiem, że ma drugie ukryte i cały urok prysł. Ładnie brzmi- że pewne rzeczy są nieprzeliczalne- ale wszystko ma swoją wartość. Jeżeli nie finansową, to poczucie bezpieczeństwa. Zresztą- co ja pisze.... O wiele bardziej sie kocha, gdy na koncie 6 zer a nie, że komornik puka do drzwi. Nie mamy wspólnego konta. Pewnie rzeczy są nieprzeliczalne, bo jak porównać czułe gesty, komplementy z umyciem samochodu i wymianą opon na letnie? Dla jednej kobiety większą wartością będzie pewna dawka romantyzmu, dla innej to, że może na partnera liczyć w sprawach praktycznych. A jeśli za te opony załatwię za niego jakaś sprawę w urzędzie, to kto więcej dał? Nie bądźmy drobiazgowi. Zgadzam się z tym, że wszystko ma swoją wartość. Napisałam nawet wcześniej, że ja też jestem akceptowana i darzona uczuciem, ponieważ spełniam jakieś oczekiwania i zaspokajam potrzeby. Tyle tylko, że ja naprawdę nie potrafię postawić jednoznacznie granicy i poprzeliczać tych różnych rzeczy bardziej precyzyjnie. Poczucie bezpieczeństwa finansowego też jest ważne, ale nie przesadzajmy, że można kochać tylko milionera, albo niezwykłej urody gwiazdę filmową. Jak to dobrze, że są rzeczy "trudno zdefiniowalne"- taka furtka ewakuacyjna w razie "W". Oczywiście, fajnie, że nie trzeba udawać kogoś, kim się nie jest. Dbać o siebie- taka strata czasu. Gdy miś nie widzi nic poza mną- drzwi do lodówki stoją otworem. Przyniesie pieniążki itd. Nie wiem czemu jednych ludzi lubię bardziej, a drugich mniej. Czasem ktoś jest sympatyczny, inteligentny, a mnie jakoś ta osoba nie leży. A czasem lubię kogoś pomimo różnych wad, Czynnik ludzki ma to do siebie, że jest mało definiowalny. Czuję się z kimś dobrze i już. I jest to dla mnie wartość. To jest taki pewien rodzaj luzu, specyficznego poczucia humoru, to, że można razem dostać głupawki, itp. A o siebie dbam, nigdy nie miałam nadwagi i nic mi nie wisi. A pępkiem świata jest się dla drugiej strony tylko raz i krótko - jak ta osoba jest w nas zakochana. I zdaję sobie z tego sprawę. Jestem w tym momencie pewien, że tych shittestów nie było- to było rozłożone w czasie. Na ile miś mi ulegnie. Wejdzie pod pantofel czy nie? Jestem osoba bardziej światłą niż tłum i nie zainwestuje w związek z facetem, który może robić problemy- zadawać trudne pytania, wymagać pewnych zachowań wobec jego. Nie potępiam, sam tak robię- ale nazywajmy rzeczy po imieniu a nie maskujmy pieknosłowem. Nie zainwestuję w związek z facetem, który jest bad-boyem, ma ciężki i nieprzyjemny charakter, jest niesłowny, narzekający, nerwowy, humorzasty. Ja bardziej tak kombinowałam. Patrzyłam, jak się zachowuje w różnych sytuacjach, no i to był test. Taaa.... A szanse na nowy związek z każdym rokiem spadają na łeb a szyje. Nie wierzę w aż takie podejście- budda w spódnicy? Sam wiem po sobie- gdybym zdecydował się na dziecko- te 10 lat to ogrom czasu- młodszy nie będę i najlepsze lata, najproduktywniejsze lecą nawet nie wiadomo kiedy. Zostać ojcem po 50? Możliwe, czemu nie, ale to już nie będzie to samo co w wieku 30 lat. Prawda? A precież jestem samcem. Nie wiem, co ma asekuranctwo do spraw, które teraz poruszyłeś. Jak mogę uważać i w jaki sposób się zabezpieczyć przed ewentualnym porzuceniem przez partnera. Skąd mogę wiedzieć, z kim mi się będzie układać do śmierci? Nawet 10, 20 lat dobrego związku mi nie zagwarantuje, że chłop kiedyś nie zgłupieje na punkcie innej, bo miłość na niego spadnie jak grom z jasnego nieba. Są też kobiety, które tak podejrzliwie szukały partnera, żeby uniknąć ww. problemów, że się w końcu postarzały w samotności. Gdyby zaufały, spróbowały, to by było chociaż, że na dwoje babka wróżyła, a tak, dały sobie szansę zerową. To nie buddyzm, tylko realne spojrzenie na życie. Z jednej strony, nie zdecydowałabym się na związek, żeby tylko z kimś być, albo żeby takiego, który mi nie odpowiada próbować zmieniać, bo to się nie udaje. Nie uważam się też za księżniczkę i nie miałam też (w moim mniemaniu) wyśrubowanych oczekiwań, co też jest częstym błędem. Z drugiej, w życiu na nic nie ma gwarancji, więc się nie tylko tym nie martwię na zapas, ale też liczę się z możliwością, że wszystko może mnie spotkać. Ale załóżmy, że za 10 lat się rypnie. Wtedy mogę pomyśleć, że z każdym innym mogło mnie spotkać coś podobnego. Żeby sobie oszczędzić rozczarowań, mogłabym się nie związać z nikim, ale wtedy to już na 100% spotkałby mnie to, co teraz rozważamy - byłabym nie tylko o 10 lat starsza, ale też i sama.
  5. I z autorską wersją przysięgi - parę ciepłych słów przeplatanych dużą dawką poczucia humoru, bo dystans do siebie, i siebie nawzajem, bardzo się przydaje. PS. Mnie się podobają urzędniczki cywilne - mówię na nie ksiądz samica.
  6. Arox, ogólnie odpowiem na Twoje pytania. Dla mnie nie jest istotne to, ile która strona da, tylko bardziej jakość. Z linijką nie chodzę i nie mierzę dokąd ja, a odkąd on. Poza tym pewnie rzeczy są nieprzeliczalne. Dla mnie wartością samą w sobie jest życie z osobą, w towarzystwie której dobrze się czuję, nie muszę nikogo udawać, czuję jakąś wspólnotę celów, nie nudzimy się ze sobą, lubimy się. Czyli ważne jest też to coś w drugiej osobie, które do końca trudno zdefiniować. Ważniejsze jest kto, a nie co daje, bo jak nam partner nie odpowiada, to choćby dawał bardzo dużo, to i tak nie jest nam z nim dobrze. Dlatego też, zamiast robić shit testy, bardziej patrzyłam na czyny - jak facet zachowuje się w różnych sytuacjach, jaką ma osobowość, siłę charakteru. Bo na początku, jak ktoś ma motylki w brzuchu, to i tak przejdzie te shit testy, ale co z tego, skoro po czasie wyjdzie to, co ma wyjść. No właśnie, czas. Nie wiem co będzie kiedyś i żadne asekuranctwo mi w tym nie pomoże, ani żaden ślub. Jeśli mnie nie zostawi, to może umrze na zawał, albo stanie mu się coś innego i będę musiała się opiekować? A może za rok wpadnę pod tramwaj i nie doczekam kiedyś? Nie wiem co obydwoje zrobimy za 10 lat. Nie zamierzam się też zamartwiać na zapas. A z tym strachem przed ewentualnym rozczarowaniem, to podtrzymuję. Bo jeśli nie zaufam i nie zaryzykuję, to nic dobrego mnie nie spotka. A co, jeśli obie strony będą czekały na pierwszy ruch i zwrot inwestycji? Jeśli zostawi mnie po 10 latach, to lepsze 10 dobrych lat, niż zero dobrych lat. A może nikt nikogo nie będzie zostawiał, co? W wersji pierwotnej miałam na myśli to, że nie ma co się bać zaangażowania emocjonalnego jako pierwsza strona. Jak nie wyjdzie to trudno. Teraz jeszcze dodałam to, co jest napisane parę linijek wyżej.
  7. Zobowiązanie to nie tylko ślub, albo wypowiedzenie na głos "ja, nassi, zobowiązuję się do...". Jeśli jesteśmy razem, razem mieszkamy, to znaczy, że tworzymy związek i do czegoś to nas zobowiązuje. Tak, masz rację, jest to bilans zysków i strat, bo gdyby facet mnie olewał, zdradzał, nie szanował, to ja bym miała gdzieś jego dobro, jego potrzeby, jego samego. Początkowo nie miałam pewności (do końca nikt i nigdy jej nie ma), że partner odwdzięczy się tym samym. Ale wyszłam z założenia, że w najgorszym razie pozostanę w stanie wyjściowym (brak partnera i związku), a w najlepszym, uda mi się stworzyć dobry dla obu stron związek. Na początku ludzie są bardzo ostrożni, asekurują się, bo nikt nie chce jako pierwszy się otworzyć (żeby nie wyjść na wała) przez co można niekiedy wiele stracić. A przecież ewentualne rozczarowanie, to tylko kolejne doświadczenie, o ile się nie nakręcamy i nie robimy z siebie ofiary, nie użalamy się nad sobą. A zatem otwartość - przynajmniej ta emocjonalna. A co do reszty to nie dorabiam ideologii o związku dusz i ciele astralnym, doskonałej miłości, bezinteresownemu poświęceniu. Wiem również, że ja też dla nikogo nie będę powietrzem do oddychania, że jestem akceptowana i darzona uczuciem z pewnych powodów, choćby dlatego, że spełniam jakieś oczekiwania i zaspokajam potrzeby. I ta prawda w niczym mi nie przeszkadza. Wiem jakie są realia, na czym polega związek dwojga osób i dbam o nasze razem. Tak, robię to dla siebie, a nie dla jakiejś idei. Traktuję partnera tak, jak sama chciałabym być traktowana, nie nakręcam się na podejrzliwości i inne teorie spiskowe. A dlaczego? No proste, bo właśnie w takim układzie chciałam być i jestem. Ech, nowu ten egoizm...
  8. M.in. tak. Co jakiś czas spotykamy ludzi, którzy są dla nas seksualnie atrakcyjni, ale mając partnera nie wchodzimy w nowy układ, ani żadne gierki. Ale zobowiązanie to przede wszystkim chęć budowania czegoś obopólnie satysfakcjonującego z tą jedną osobą.
  9. Dorze, niech tak będzie. Bo nie będę przecież trzymać się tego, że mój związek nie opiera się głównie na ekonomii, bo jest nieformalny, ale jeśli go kiedyś zalegalizuję, to nagle, po latach okaże się, że z dnia na dzień zacznie się już opierać tylko na ekonomii. To dopiero byłaby logika i jednocześnie ciekawostka ekonomiczna.
  10. przed ślubem kasa nie ważna.jest kwitek to kasa ważna.slub to tylko kwitek ale zmiana w odnosni kasy ogromna%-)świetna logika%-) A ja odpisałam: Są ludzie, którzy pomimo braku ślubu kupują razem mieszkanie na kredyt. Albo tacy, którzy będąc małżeństwem mają rozdzielność majątkową. Można też nie mieć ślubu i odejść od partnera z powodu jego problemów finansowych, albo trzymać się go, bo ma dużo pieniędzy - czyli tu też mogą wystąpić czynniki ekonomiczne decydujące o trwałości. Dodam jeszcze, że jeśli ludzie nie mają ślubu, to każde może grać do swojej bramki, bo będą myśleli tylko o swojej kasie i zabezpieczeniu ekonomicznym. Jeśli ktoś ma takie nastawienie, to będzie je miał niezależnie od stanu cywilnego. I nie chciałabym, żeby o trwałości mojego małżeństwa, jeśli takowe będzie kiedyś zawarte, decydowały czynniki ekonomiczne. Dotyczy to również obecnego, nieformalnego związku. Może i ta logika jest dla Ciebie świetna, ale to nie jest moja logika.
  11. Jeśli chcesz mi wytknąć błąd w myśleniu, albo czegoś ciekawego nauczyć, to sobie krąż nawet jak stado sępów. Ja lubię, jak mi ktoś wytyka błędy, bo na tym korzystam.
  12. Ej, sama żyję bez ślubu i złożyłam na gębę umowę, którą traktuję poważnie i honorowo. Spytałam tylko, dlaczego wg. Olli sformalizowanie związku źle rokuje. Ona odpowiedziała, że to tylko papier. Więc z tego by wynikało, że dla niej nie ma znaczenia, czy związek jest formalny, czy nieformalny. więc skąd ta wcześniejsza teza, że jednak papier ma znaczenie?
  13. W czasach powszechnych rozwodów, ślub zaczyna być dla wielu osób tylko ładną uroczystością, a dodatkowo, dla niektórych kobiet, właśnie tym kontraktem ekonomicznym. Dla moich rodziców jest mobilizującym zobowiązaniem, bo są tym pokoleniem, które już uznawało rozwody, ale jeszcze traktowało słowo i małżeństwo bardziej poważnie i mniej hedonistycznie. Sprawdzili się w różnych sytuacjach i są dla siebie wsparciem. Mnie się taki model podoba. Możesz oczywiście zapytać, czy bez papierka by się rozstali, skoro i tak chcą być razem, no i czy to by im w czymś pomogło lub zaszkodziło. Tego nie wiem. Jednak podobnie jak oni chciałabym być w jednym związku, bez zmian po drodze - ze ślubem lub bez. I nie uważam, żeby, jak napisałaś, rezygnacja z formalizowania związku dobrze rokowała. Albo źle. Bo to samo w sobie nie jest decydującym czynnikiem. Właśnie od tego zaczęła się nasza rozmowa - zapytałam, dlaczego tak uważasz. A skoro dla Ciebie to jest tylko papier, który nic nie znaczy, to tym bardziej nie jest czynnikiem mającym wpływ na związek, więc skąd pogląd, że to jakoś rokuje?
  14. Są ludzie, którzy pomimo braku ślubu kupują razem mieszkanie na kredyt. Albo tacy, którzy będąc małżeństwem mają rozdzielność majątkową. Można też nie mieć ślubu i odejść od partnera z powodu jego problemów finansowych, albo trzymać się go, bo ma dużo pieniędzy - czyli tu też mogą wystąpić czynniki ekonomiczne decydujące o trwałości. O ile ktoś nie jest wierzący, to formalizowanie związku może być dla niego wyłącznie podpisywaniem kontraktu - z tym się akurat zgadzam. Ale może to być też przemyślana deklaracja, podjęcie świadomego zobowiązania. Może nie jestem obiektywna, bo u mnie w rodzinie jest kilka przykładów udanych małżeństw (w tym moich rodziców), dla których ślub to zobowiązanie mobilizujące do dbania o związek i radzenia sobie z problemami. Zatem dla mnie to nie jest bajka o smokach. Przekażę mu te słowa.
  15. Ja bym powiedziała: A idź gdzie chcesz, przecież za rogi cię nie trzymam. Olla, dlaczego rezygnacja z formalizowania związku? Naprawdę uważasz, że to jest kwestia papierka lub jego braku? A Smok mi sie kojarzy z amatorem dziewic.
  16. Takie akcje wynikają też stąd, że na początku, jak jesteśmy zafascynowani, to nie myślimy o takich sprawach. Różnice mogą nawet nas intrygować i pociągać. Ona seksowne wygląda, on ładnie tańczy, ale potem się okazuje, że to jednak za mało, żeby stworzyć związek. Czy ja jestem jedyną kobietą, która mówi do swojego partnera po imieniu, a nie misiu?
  17. Pokorna, jak to różnie można rozumieć jedno i to samo określenie. Ja bym Cię nazwała Matką Normalną, a nie Matką Polką.
  18. A jeśli rozpoznamy potrzeby, a potem się okaże, że te partnera są sprzeczne z naszymi i na dłuższą metę spełnianie ich byłoby dla obu stron męczące? Co jeśli facet jest mało wylewny i niezbyt romantyczny, a ona chciałaby, żeby rozmawiał z nią o emocjach, prawił komplementy? Albo on chciałby dużo ostrego seksu, a ona mniej, ale za to więcej czułości? Albo jedno jest domatorem, a drugiego ciągle gdzieś nosi, a obydwoje chcieliby więcej czasu spędzać razem? Wg. mnie ważniejsze jest znalezienie osoby podobnej do nas, bo wtedy potrzeby same będą się w dużym stopniu pokrywały. Może nie wszystkie i nie zawsze, ale przynajmniej nie trzeba będzie robić czegoś dla kogoś i jednocześnie wbrew sobie. Nie będzie też rozczarowań typu, że przecież ja jej/jemu mówię, czego chcę, a on/ona nie chce zaspokoić moich potrzeb.
  19. 1. Są mężczyźni, którzy są gotowi wypruwać dla rodziny żyły i czują satysfakcję z tego, że spełniają jakiś tam obowiązek, że dzieci zdrowo rosną, że stworzyli dobre warunki, itd. Nie jest jednak tak, że wszyscy tak myślą i czują się spełnieni pomimo wszystko. Zdarza się też, że wymiękają i odchodzą, bo nie tak to sobie wyobrażali. To drugie jest nowym zjawiskiem, podobno związanym ze zmianą przekonań i ogólnych oczekiwań jednostek - nastawienie na swoje cele i przyjemności. Kiedyś nie było na to przyzwolenia społecznego. Są też tacy (słyszałam już takie wyznania męskie), których wątpliwości nie opuszczają przez lata, ale porzucenie swojego "odcinka pracy" uważają za skurwysyństwo i tchórzostwo, za coś mało męskiego i nieodpowiedzialnego, więc się jakoś trzymają. I jest jeszcze jedna różnica pomiędzy kobietami i mężczyznami - ci drudzy rzadko jęczą dla samego jęczenia. Skoro nie da się nic konstruktywnego wymyślić, to po co gadać. I właśnie dlatego, trudniej niż delikwentkę, jest wziąć na bok delikwenta i usłyszeć, jak jest naprawdę. 2. Nie będę rozwijać tematu wciskania ludziom, że muszą być rodzicami. Zostawmy więc te kobiety, które nie chcą być matkami. Te, które są niedojrzałe, fantazjowały, że ślub i bobas to raj na ziemi i sposób na ustawienie się również pomińmy. Zostały nam te, które chcą być matką i mają wyobrażenia o realiach, a nie tylko o przekazie medialnym. Tu też są różnice w podejściu do macierzyństwa. Niektóre kobiety mają taką potrzebę opieki, tak im się wylewają emocje, że oprócz własnych pociech chętnie by jeszcze adoptowały, założyły rodzinny dom dziecka i uczyniły z opieki i wychowania sposób na życie. Jednak większość ma te potrzeby wypośrodkowane - fajnie mieć dziecko, ale to jest coś za coś, nie tylko sama radość, ale też wyrzeczenia, obowiązki. No i kolejna grupa chcących świadomie to te z drugiego bieguna. Czyli dziecko tak, ale jeśli nie będę miała hobby, czasu dla siebie, pracy, to na dłuższą metę zwariuję. I teraz przejdę do tematu niechęci niektórych kobiet do Matki Polki. Otóż te środkowe i z drugiego końca, mają dosyć presji na bycie matką doskonałą, poświęcającą się, stworzoną do dawania, wychowywania, opiekowania się. Są wpędzane w poczucie winy przez te, które karmią do 2. roku życia piersią, jeżdżą po okolicznych miejscowościach po ekologiczne warzywa i owoce, które po nocach przecierają, pasteryzują, piorą ekologiczne pieluchy z ryżu i ciągle pouczają inne matki. Nie wiem od czego to najbardziej zależy, jest to pewnie mieszanka wychowania, układu nerwowego, hormonów, ale kobiety różnie doświadczają bycie mamą. Jedna .może uwielbiać rolę Matki Polki, a inna się w tej roli udusi, i to nie z powodu indokrynacji, mediów i feminizmu. I jest jeszcze jedna kwestia dotycząca Matek Polek, oraz innych matek. One uważają, że ojciec powinien myśleć i czuć to co matka, oraz że tylko one wiedzą, co jest najlepsze dla dziecka i jak najlepiej je wychowywać. Jeśli ojciec wróci z zabawy z kilkuletnim synem, a dziecko jest brudne i ma obtarte kolano, to zaraz uwaga, że nie uważał i nie pilnował małego. Jakby oczekiwały, że mężczyzna będzie chuchał, dmuchał, zachwycał się, że maluch jest słodki, że ma malutki nosek i jest grzeczny, bo przywitał się babcią i powiedział wierszyk. Taka postawa, jak również kilka przykładów ww. powodują, że ja też jestem kobietą mającą niechęć do Matki Polki.
  20. No nic za bardzo nie może powiedzieć, a nawet jak powie, to i tak słowami nie zmieni sytuacji. Są jeszcze takie przypadki, że to facet nalega na potomka, tłumaczy kobiecie, że czas najwyższy, że będzie lepiej i szczęśliwiej, a potem sam wymięka, bo to nie tak miało być - właśnie chodzi o te kupy, problemy logistyczne, płacze po nocy. za mało spokoju i intymności. No dobra, ale wątek nie jest o ojcach, tylko o matkach. I faktycznie - to kobiety zazwyczaj nakręcają siebie i faceta na wizję nieustającego szczęścia i spełnienia, bo jak to będzie pięknie na naszym ślubie, a potem na świat przyjdą owoce naszej miłości, no i w ogóle. Z jednej strony mamy te matki, które lukrują, nie powiedzą, jak jest naprawdę, czasem nawet same przed sobą nie chcą się przyznać. No a z drugiej, jak któraś mówi prawdę, to też źle i się robi na nią nagonkę. No bo dziecko się na świat nie prosiło, jak chciałaś, albo się nie zabezpieczałaś, to teraz nie narzekaj. I zanim chociaż raz jękniesz, to pomyśl o tych kobietach, które bardzo chciałby, ale nie mogą. A jak któraś powie, że dla niej macierzyństwo nie jest wzniosłe, że to głównie wyrzeczenia i poświęcenia, że się zastanawia, czy chce mieć dziecko, i to wcale nie z powodu kariery czy ładnego ciała, to dopiero się zaczyna jazda.
  21. Delikwentki wzięte na bok zazwyczaj mówią mi to, co napisałeś. Faceci niby wiedzą. Napisałam niby, bo jak im kobiety o tym mówią, to albo o rozmowie szybko zapominają (opis stanu emocji, a za mało konkretów w przekazie?), albo sami zaczynają się zachowywać trochę inaczej niż dotychczas. Jakby nie wiedzieli co z tym zrobić, jak się do tego odnieść. Ale mężczyźni też tak czasem mówią - miało być dobrze, normalnie, a tu tylko wegetacja, proza życia, żona przewidywalna, brak spontaniczności, w domu tylko kupy, przewijanie, potem wszystko kręci wokół przedszkola, szkoły, kasy, żeby starczyło na rosnące potrzeby dzieci.
  22. Etam, rezerwat na forum to tylko taka zabawa wirtualna i chyba żadna Samica nie traktuje tego serio, ani nie bierze do siebie. W realu, ani nawet na innych stronach, rezerwatów nie ma. Co do reszty wypowiedzi to się z Tobą zgadzam.
  23. Większość kobiet które poznałam ma jakieś hobby, pasje, życie poza związkiem. Problem jest bardziej to, że one często oczekują, żeby partner też tym żył, jakoś w tym uczestniczył, co nawet nazywają wsparciem. A jak on nie ma pasji, to gadają, że ma mieć, bo nic, tylko piwo i komputer. A jak ma, to go w domu za długo nie ma, albo nic, tylko to hobby i hobby.
  24. Tak jak napisałeś - przez pokolenia była wymiana. Kobieta chciała bezpieczeństwa i zasobów finansowych, a facet seksu i przedłużenia rodu. Choćby z ww. powodów jest więcej kobiet, które szukają zasobnego partnera. Inna sprawa to to, że jest mało naprawdę majętnych i samotnych kobiet, więc oprócz braku tradycji, panowie mają mniej możliwości. Chociaż i to się zmienia, bo coraz częściej to on szuka dziewczyny z mieszkaniem, albo starszej i dorobionej, którą bajeruje i naciąga. Panowie natomiast częściej bajerują, żeby sobie pobzykać i odejść. I to nawet żonaci, którzy opowiadają pierdoły, że żona go nie rozumie, że nie sypiają, że są razem tylko dla dzieci, choć to nie jest prawda. A że kobiety rzadziej poełniają samobójstwa? No cóż, mamy inną konstrukcję psychiczną. Właściwie, to ja nie znam żadnego przypadku, żeby on lub ona zabili się przez partnera, chociaż wiem że takie przypadki są. Znam za to trochę przypadków facetów, którzy swoje partnerki traktowali strasznie, np. pobicie w czasie ciąży, przepijanie pieniędzy na jedzenie dla dziecka. Z drugiej strony to mężczyźni częściej piją, biją i gwałcą. Częściej (statystyki zdradzają), chociaż tutaj panie nadrabiają "straty", bo zmieniają się obyczaje. Jest jednak różnica w podejściu kobiet i mężczyzn do tych spraw. Jak on jest namolny seksualnie, to świnia, jak ona, to namiętna i odważna. Jak on uderzy to prawie morderca, jak ona, to facet mięczak. Jak panowie mówią, że babki są do seksu, należy je pieprzyć i wymieniać na nowe, to ok. Jak kobieta tak myśli, to dziwka, pruje się i nie nadaje się na partnerkę. Wg, mnie nie ma tutaj lepszej i gorszej płci. Forum ma swoje cele i skupia się na interesie mężczyzn. Jednak od strony kobiety to wygląda tak samo - trzeba sobie radzić i zdobywać wiedzę o życiu i facetach, żeby nie trafić źle oraz nie płakać przez głupie decyzje i naiwność.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.