Skocz do zawartości

Marko11

Użytkownik
  • Postów

    2
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Marko11

Kot

Kot (1/23)

0

Reputacja

  1. Marko11

    Siemka

    Siemka Wszystkim. Trafiłem na to forum pewnie z tych samych powodów co większość - kobiety :) Mam nadzieję, że miło razem spędzimy czas. Pozdrówki.
  2. Siemka, mam problem. Zacznę od początku. Z Karoliną poznaliśmy się 3 lata temu. Ona od początku się zauroczyła, ja w ogóle. Spotkałem się z Karoliną parę razy (raczej to ona nalegała), stwierdziłem, że w sumie i tak nie mam dziś nic ciekawego do roboty, to mogę się przejechać. Dogadywaliśmy się naprawdę super, chyba najfajniejsza dziewczyna jaką do tej pory spotkałem, lecz trochę nudna (wszystko ja musiałem wymyślać). Po paru spotkaniach stwierdziłem, że to nie to, że może fajnie spędza się razem czas (bo to ja organizuję ten czas), lecz nie jest w moim typie pod względem urody (głupio mi tak pisać, ale chcę zobrazować sytuację jak to wygląda z mojej perspektywy) jak i nie czuję tego "czegoś". Po kilku spotkaniach znajomość przerwałem. Kilka miesięcy później zaprosiła mnie na imprezę - zgodziłem się. Pamiętam, że na imprezie myślałem, iż wśród znajomych ma strasznie dziwny charakter oraz chyba jeszcze bardziej podkreśliło się moje zdanie nt. tego, że nie jest ona dla mnie atrakcyjna z wyglądu, pamiętam że pomyślałem coś w stylu "dobrze, że wtedy nie wpakowałem się w żaden związek, uff... ale bym się wkopał". Po tym wszystkim podziękowaliśmy sobie za wieczór i znowu cisza. Kilka miesięcy później wszedłem w związek z inną dziewczyną, który nie trwał długo (ok miesiąca), stwierdziłem, że w tym związku zmarnowałbym sobie całe życie, na szczęście poszło łatwo - po prostu przestałem pierwszy pisać - po 2 tygodniach to ona zerwała, później chciała wrócić, ale tutaj byłem stanowczy, to całkowicie nie było to. Po rozstaniu przypomniałem sobie o tamtej znajomości i pomyślałem coś w stylu "w sumie to tamta miała fajniejszy charakter, wygląd w sumie też - dlaczego ja jej nie dałem szansy? Mogłem jej chociaż dać szansę, tamtej dałem a tej nie dałem, mimo iż była naprawdę fajną dziewczyną" tak oto parę dni później doszło do kolejnego spotkania z Karoliną. Nawet wyładniała, charakter w porównaniu do tamtej lepszy, stwierdziłem, że trzeba spróbować - wszedłem w to. Oczywiście standard - po ok. miesiącu miałem dość, lecz ona była zakochana po uszy. Tutaj niestety niepisanie nic nie dawało, głupio było mi zerwać, gdyż ona naprawdę była zakochana po uszy, bałem się że coś sobie zrobi jak z nią zerwę, tak więc brnąłem w to dalej, myśląc, że może mi się odwidzi. Z tygodnia na tydzień coraz mniej rzeczy mi pasowało, stwierdziłem, że trzeba to wreszcie przerwać - tylko jak, by nie zranić? Trzeba się spotkać i powiedzieć prosto z mostu - stwierdziłem. Niestety na spotkaniu widząc zakochanie Karoliny we mnie nie dałem rady wydusić ani słowa, jedynie przy pożegnaniu, gdy chciała mnie jak zwykle pocałować, niepewnie odchyliłem głowę na bok, spytała o co chodzi, niestety nie dałem rady wydusić ani słowa, strasznie było mi jej szkoda, nie chciałem zranić. Po spotkaniu pisze mi o co chodzi, mówię, że nie da rady tego kontynuować itd. już nie pamiętam co dokładnie powiedziałem. Kilka dni później zaczęła mnie przepraszać - że to wszystko jej wina i że za wszelką cenę to naprawi i nie odpuści. - pomyślałem "o nie, tylko nie to". Przepraszała mnie, pisała historie jak to w przeszłości została skrzywdzona itd. oraz poprosiła, skoro nie chcę, to przynajmniej ostatnie spotkanie, nie chciałem się zgodzić ale nalegała, zrobiło mi się jej szkoda, więc się zgodziłem. Na spotkaniu odbyło się czysto-przyjacielsko - najpierw to spotkanie..... potem drugie.... Widziałem jak bardzo jej zależy, że nie odpuszcza, już nie wiedziałem co robić, pomyślałem, że pójdę na jakiś kompromis. Zaproponowałem (nie bezpośrednio, raczej tak delikatnie) otwarty związek, tzw. jak chce, to możemy się spotykać, całować itd., ale ja już w związek nie wchodzę - zgodziła się. I tak minęły.... ponad 2 lata. Emocjonalnie już bardzo się przywiązałem, wspólne chwile, przyzwyczajenia, cotygodniowe spotkania, wspólne noce itd. Ona: wspólne zdjęcia w pokoju, rodzina mnie już zna, więszkość znajomych myśli że jesteśmy parą itd, lecz ja nie chciałem się pakować na stałe, gdyż czułem że "to nie to", lecz im więcej czasu mijało, tym bardziej się przyzwyczajałem i sam już nie wiedziałem czy chcę być w tym związku czy nie. Niedawno (po ponad 2 latach) to ona powiedziała, że skoro nie chcę z nią być to czas zakończyć to definitywnie (usunięcie nr tel, portali społecznościowych itd. - tak jakbym nigdy nie istniał), ja sam już nie wiedziałem co tak właściwie chce i co mam wybrać, gdyż stała się ona dla mnie zdecydowanie jedną z ważniejszych osób w życiu, cała ta znajomość przez cały okres trwania bardzo mocno odbijała się na mojej psychice. Długo nad tym myślałem, radziłem się znajomych co robić itd., to co otrzymywałem to, rady w stylu "masz super dziewczyne", "lepszej nie znajdziesz, spójrz jak zachowuje się teraz reszta dziewczyn" itd. (ona bardzo poukładana w porównaniu do tego co widzę na co dzień u innych, dobrze się dogadujemy). Ostatecznie posłuchałem kolegów i oznajmiłem dziewczynie, że nie chcę kończyć tej znajomości i możemy być już oficjalnie parą. Ona oczywiście ucieszona (pomimo tylu lat uczucie u niej nie wygasło). No i pożyliśmy tak sobie... tydzień... i znów ten sam dylemat (być, czy nie być - to nie jest to).... I teraz... ona pisze, że czas na zmiane statusu na facebooku (na związek). Nic nie odpisałem. Być może teraz zostanę przez was zgnojony, być może nie - nie wiem, ja już kompletnie nie wiem co robić - po prostu kompletnie nie mam pojęcia co robić. Brnąć w to dalej, czy jak? CO ROBIĆ?! Szkoda mi jej i ja sam emocjonalnie jestem już związany, ale ciągle coś mi nie pasuje (o tym tak uogólniając - w minusach poniżej). Na koniec małe podsumowanie (tak uogólniając): Plusy: wszystko jej we mnie pasuje, mogę robić co chcę, w tej sferze raczej jestem wolny i chyba wszystko zaakceptuje. jakakolwiek zdrada raczej niemożliwa. Wspólne perspektywy na życie (nie chce mieć dzieci, tak jak ja), wspólne zapatrywanie się na większość spraw (weganka, takie same plany na przyszłość itd. ) Miła (raczej przede wszystkim w stosunku do mnie), ogólnie idealna kandydatka na żonę (w porównaniu, do tego co spotykałem dotychczas). Zero kłótni przez cały ten okres. Minusy: nudyyy (zawsze to ja wychodzę z inicjatywą), lekka arogancja gdy spotykamy się wśród jej znajomych - wstyd, wygląd (raczej nie mój typ urody, lekka nadwaga + całkowicie nieestetyczne, widoczne tatuaże, rzygać się chce jak się na nie patrzy + ubiór, makijaż...), trochę wstyd z nią wychodzić do ludzi, nie podziela moich zainteresowań, np. mam potrzebę by rozmawiać na poważniejsze tematy jak duchowość, filozofia, sens życia itd. jej się to całkowicie nie podoba, ew. nic się nie odzywa, wygląda to tak jakby czekała aż skończę - najlepiej jak gadam o głupotach, byle się pośmiać, a ja właśnie chciałbym z kimś na poważnie pogadać o takich sprawach, wymienić się spostrzeżeniami itd. gdyż dla mnie to najważniejsza kwestia w życiu - tutaj tego całkowicie brak. Również (nie będę ukrywał) lubię czasami spędzać czas z różnymi roślinkami - ona w ogóle (dla mnie to minus). Ciągle jestem niezdecydowany czy chcę z nią być, czy nie. Podstawowe pytanie (szczególnie do doświadczonych w związkach): Co zrobilibyście na moim miejscu? Bardzo mile widziane podobne sytuacje i jak to się u was skończyło? Żałujecie podjętej decyzji? Pozdrówki!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.