Cześć. Moja sytuacja jest dosyć trudna, ale nie będę się nad sobą użalać, choć teraz kiedy to piszę to nawet jest mi ciężko, mam nadzieję, że mi coś szczerze doradzicie.
W realu niewielu osobom się z tego zwierzałam bo pewnie nie wszyscy by to zrozumieli, tutaj jestem anonimowa, więc mogę napisać wszystko szczerze.
Historia jest długa bo związek trwał kilka lat, dlatego opiszę ją skrótowo żeby nikogo nie zanudzać.
Jestem w związku juz od kilku lat - a dokładniej to aż 6.
Były deklaracje, zaręczyny z jego strony. Jednak z czasem stawał się coraz bardziej toksyczny. Kiedyś, zanim go poznałam byłam w miarę pewną siebie dziewczyną, towarzyską i wesołą.
Teraz nadal wiele osób mówi mi, że jestem miła czy fajna, ale czuję, że w miarę trwania tego związku tracę pewność siebie.
Facet, z którym jestem często mnie krytykuje. A kiedy ma zły nastrój potrafi skrytykować dosłownie wszystko. Np. to, nie mogę czegoś znaleźć, co rzadko mi się zdarza, jemu częściej, to że np. chcę być niezależna finansowo, a to mu się nie podoba. Twierdzi, że nie nadaję się do tego czy tamtego, choć nie ma do tego podstaw, bo uważam, że może kiedyś i byłam mniej ogarnięa, ale się zmieniłam i stałam się zaradna. Jednak on tego nie widzi.
Druga sprawa, która też działa negatywnie na moją samoocenę, to krytyka jakichś szczegółów w moim wyglądzie.
Jestem 10 lat młodsza od niego i mnie to nie przeszkadza, ale moi znajomi nawet stwierdzili, że on wygląda o wiele starzej ode mnie. Natomiast jemu podobają sie tylko bardzo młode dziewczyny, najlepiej 20 latki.
Kiedy się poznaliśmy kilka lat temu, to doceniał, że jestem młodsza.
Jednak teraz pomimo, że obiektywnie patrząc nie zapuściłam się, nie mam jakiegoś cellulitu,nadal jestem szczupła, ćwiczę. Za to on potrafi skrytykować moje najdrobniejsze mankamenty. Np. , że niby mam zmarszczki pod oczami, których ja uważam, że nie widać bo są to jakieś dwie małe kreseczki i trzeba się wpatrzeć żeby je zobaczyć. Samej ciężko mi ocenić na ile lat wyglądam, ale obcy ludzie oceniają mnie często na studentkę, więc chyba tak staro nie wyglądam.
On za to ma brzuch i nie dba o siebie, ale uważa, że jest facetem, więc to jest ok, a ja już jestem jak to określił "stara"- niby to w żartach.
Oczywiście jest też wiele sytuacji kiedy jest ciepły i czuły, ale często też jest taki jak opisałam wyżej.
Poza tym co bardzo źle wpływa na moje poczucie wartości, to to, że od kilku miesięcy unika seksu. Wtedy mam wrażenie, że może faktycznie nie jestem atrakcyjna.
Trochę pociesza mnie to kiedy inni faceci mi mówią komplementy, czy ktoś mnie czasem zaprosi na kawę, ale ja wtedy przeważnie boje się przyjmować nawet takie zaproszenia, bo juz częściowo uwierzyłam, ze jestem taka beznadziejna.
Wiem, że powinnam go rzucić, ale chyba się uzależniłam od niego emocjonalnie i to jest trudne, jak np. pójście na odwyk dla kogoś uzależnionego od czegoś innego.
Powiedzcie mi tak obiektywnie, czy faktycznie moge go nie pociągać, czy się mną może znudził, a może faktycznie woli tylko młodsze?
Szkoda, że nie potrafię byc na ta chwilę tak pewna siebie jak kilka lat temu, wtedy już dawno bym z nim zerwała...
Przepraszam jeśli zrobiłam jakieś błędy stylistyczne, ale piszę to wszystko w emocjach...