Skocz do zawartości

knoko456

Użytkownik
  • Postów

    3
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia knoko456

Kot

Kot (1/23)

2

Reputacja

  1. Tak. Na szybko pogooglowałem. Zgadzałoby się. Fuckin' hell. Żadne jaja, żadne obrażam. Nie wiem, czego Tobie brakuje. Pieniędzy? Odwagi? Kobiety? Nie wiem. Mi brakuje charakteru, brakuje jaj i dla mnie to jest problem. Zdaję sobie sprawę, że "inni mają gorzej" ( ), tylko... skoro jest tak dobrze, to czemu jest źle? Ukończyłem studia prawnicze na państwowym uniwerku. Sam mgr, nie poszedłem dalej w aplikacje. Aplikacja sama w sobie jest okrutnie droga, ukończenie jej zajmuje minimum trzy lata przy ogromnym nakładzie pracy (nauka) i pracy samej w sobie, za - najczęściej - 1500zł. A że prawników dziś jak mrówków, no to... trzeba się czymś wyróżnić, umieć się sprzedać itp., itd. I tu wracamy do punktu wyjścia, czyli moich wydmuszek zamiast jaj. W jakiej branży pracuję? W korpo, czyli żadna to branża. Robisz bezużyteczną robotę, bo klepiesz pierdyliard danych w tabelki i tyle. Gdyby nagle ktoś te nasze stanowiska usunął, nikt by tego nie odczuł, poza nami samymi. Jakim cudem? Złożyłem CV, poszedłem na rozmowę kwalifikacyjną po angielsku i wystarczyło. Język wystarczył. Nad zaocznymi studiami myślałem, ale nie miałem (i wciąż nie mam) na siebie konkretnego pomysłu, dlatego zdecydowałem się na intensywny kurs niemieckiego. Na razie cisnę A1, zobaczymy, jak będzie dalej. Wiecie chłopaki, ja sobie zdaję sprawę z tego, że pozornie to mam sielankę. Tylko nie rozpłakiwałbym się tutaj z nudów, serio. Mam problem z tym, że brakuje mi charakteru. Pewnie część z Was miała mniejsze bądź większe problemy z samym sobą i jakoś powoli stara się mentalnie budować. I właśnie dlatego tu wkraczam ja, na pozornie białym koniu, ale z obsranym i niedomytym dupskiem, którego na pierwszy rzut oka nie widać, ale czuć.
  2. Witajcie Bracia, Od dłuższego czasu zaglądam na forum, analizując interesujące mnie wątki i nadszedł czas, bym i ja się odezwał. A właściwie to wezwał, do pomocy. Nie wiem, czy wybrałem dobry dział, dlatego w razie W proszę o przeniesienie. Od wielu, wielu lat zmagam się z naprawdę niską samooceną. Gdzieś do połowy gimnazjum, czyli +/- do wieku 15. lat byłem oazą pewności siebie (choć może nie w 100%, ale porównując to do dzisiejszej sytuacji – tak, byłem oazą pewności siebie). W klasie byłem typowym liderem, grałem w szkolnych drużynach w zawodach sportowych i inicjowałem kontakt z płcią przeciwną (inicjacja oczywiście na tyle, na ile to w tym wieku się robiło, także traktować to z dużym przymrużeniem oka). W połowie gimnazjum trafiłem do szkolnej drużyny w siatkówkę. Tam nagle zacząłem być gnębiony przez resztę drużyny i momentalnie cała moja siła psychiczna uleciała. To pokazało mi, że tak naprawdę przez cały czas moja psychika była wątła, a pierwsza większa przeszkoda potrafiła mi ją całkowicie zburzyć. Tamte wydarzenia siedzą we mnie po dziś dzień i od tego czasu zaczęły się moje problemy. Nagle zacząłem „dusić się” w szkole, chciałem natychmiastowej zmiany towarzystwa, szukałem ucieczki przed życiem i przed sobą. Zamiast postawić się, zadziałać asertywnie, znosiłem upokorzenia w ciszy i milczeniu. Pozwalałem na to, by mną pomiatano. Dziś żałuję, że wówczas nie sprzeciwiłem się temu, ale widzę też, że nie wyciągnąłem żadnych wniosków. Do dziś mam problemy z asertywnością i szybkim ukracaniem tematu, kiedy czuję zagrożenie. Inna sprawa, że często mam problemy z rozróżnieniem, czy jestem wyśmiewany, czy to zwykła koleżeńska szyderka, którą uprawia niemal każdy, a ja przez swoją zaniżoną pewność siebie biorę to po prostu bardzo do siebie. Zmiana szkoły i pójście do liceum było sporą ulgą. Integracja zajęła mi sporo czasu, bo jakieś pół roku, ale później w moment stałem się oblegany przez ludzi i miałem ogromne powodzenie u kobiet. Jestem dość przystojnym facetem, aczkolwiek oczywiście żadne ze mnie 10/10; swoje mankamenty w wyglądzie mam. Czasy liceum mocno łechtały mi ego, otrzymałem ogromny zastrzyk pewności siebie i to był dobry czas. Twardo szedłem przez życie. Następnie studia – wybrałem kierunek, na który wówczas chciałem iść, jednak z każdym kolejnym rokiem utwierdzałem się, że to był błąd, duży błąd. Studia ukończyłem, natomiast w zawodzie nie pracuję; nie pociągnąłem tego dalej z różnych względów. Jeśli chodzi o kwestie towarzyskie – przez pierwsze dwa lata nie dogadywałem się z ludźmi, czułem się obco w tym towarzystwie, miałem wrażenie, że jestem zupełnie inny i po prostu tu nie należę. Trzymałem się głównie z kobietami, co zaowocowało tym, że pojawiły się plotki, iż straszny ze mnie lep na cipy. Co impreza, to inna dupeczka zaliczona, a w klubach obracałem każdą po kolei. Oczywiście nie było w tym za wiele prawdy, ale ludzie lubią wierzyć w swoje mity, a ja – nie chcąc za bardzo się z nimi zadawać – nie zaprzeczałem. Było mi z tym wygodnie i pewnie podświadomie łechtało mi to ego. Po dwóch latach zacząłem studiować to samo, tylko w innym mieście (kontynuowałem studia na innej uczelni) i tu moja sytuacja towarzyska ustabilizowała się, natomiast naukowo i zawodowo wiedziałem, że jest kicha. Nie chciałem tego studiować, wiedziałem, że nie będę pracował w zawodzie, ale bałem się zrezygnować i dociągnąłem to do końca. Zrobiłem papier, teoretycznie całkiem niezły, ale dziś on oczywiście nic nie daje. Dziś, po ponad roku po ukończeniu studiów, jestem mentalnym wrakiem. Pracuję w korporacji, gdzie zajmuję się typową gównorobotą. Nie ma żadnych perspektyw awansu, żadnego rozwoju, po prostu siedzę i klepię durne tabelki. Utknąłem. Przez cały okres pracy tu cała moja samoocena, cała pewność siebie jest stopniowym, acz systematycznym upadaniem. Jestem ogromnie sfrustrowany, mam problem z uśmiechaniem się, nie potrafię rozmawiać z ludźmi, bo niejako podświadomie patrzę na nich i widzę, jaką moje życie jest porażką. Czuję, że nie jestem szanowany, ani przesadnie lubiany. Coraz częściej mam po prostu wrażenie, że wszyscy tylko polują, żeby mi delikatnie wbić szpilkę. Powoli to staje się paranoją. Do domu wracam zmordowany. Pracuję tam niecały rok, przez ten czas odbyłem kilka innych rozmów o pracę – niestety bez efektów. Przestałem uprawiać sport, co niegdyś wydawało mi się czymś niemożliwym, gdyż dla mnie nie było dnia bez chociażby odrobiony ruchu. Przez pół roku chodziłem do psychologa. Pani psycholog zdiagnozowała u mnie fobię społeczną, stwierdziła przy tym, że poważnych oznak depresji ona u mnie nie widzi. Po pół roku zrezygnowałem. Nie czułem, by te wizyty wnosiły do mojego życia coś konkretnego, albo by sytuacja ulegała poprawie. A 100zł tygodniowo uciekało. W domu zawsze miałem względny high life. Wprawdzie dziadek trochę popijał, ale dla mnie był bardzo w porządku dziadkiem. Rodzice są wykształconymi, otwartymi i mega towarzyskimi ludźmi. Siostra podobnie – ma jaja po stokroć większe od moich. Tylko ja taki, psia mać, dupowaty. Trudno mi iść przez życie, kiedy ja sam siebie nie lubię. Nie lubię siebie, nie lubię ludzi, boję się ludzi i życia. Jestem strachliwy i unikający. Wielu rzeczy w życiu nie próbuję, bo się boję. Boję się zderzenia z innymi. Lubię grać w piłkę nożną, ale nie zapisuję się do żadnego klubu, bo wiem, że szybko będę chciał stamtąd uciec. Mam ochotę nauczyć się boksu, ale nie idę, bo te wszystkie alfy mnie stłumią psychicznie. Pozornie mam bardzo fajne życie – niezłe wykształcenie, całkiem wyjściowy ryj, pensja taka, że wystarcza, mądra i seksowna dupa u boku, znam angielski, uczę się niemieckiego. Tylko ja i moja psychika mamy z tym wszystkim pod górę. Nie umiem wytrzymać sam ze sobą i to jest mój pieprzony problem. Brakuje mi sytuacji, które mnie podbudują, albo właściwie odbudują. Coś, co sprawi, że przy każdej możliwej okazji nie będę natychmiast myślał o ucieczce. Moja psychika to jedna wielka blokada i ograniczenie – zamiast czerpać życie garściami, bo mam ku temu potencjał, to ja po prostu najchętniej schował się i użalał nad sobą, że nic mi nie wychodzi. Sam czuję się trochę sprzecznością: mam inne wyobrażenie o sobie, niż inni mają o mnie, a jeszcze inaczej jest faktycznie. Samemu trudno mi zdiagnozować, w czym tak naprawdę tkwi problem. A to doprowadza do tego, że ja sam nie wiem, czego w życiu chcę, jak to wszystko ma wyglądać. Mam problem z podejmowaniem decyzji, a kiedy już jakieś podejmuję, to totalnie nie jestem ich pewien. Taka mentalna pizda, która potrzebuje twardego resetu. Sorry za chaos, sam nie wiem, czy to wszystko powyżej ma ręce i nogi. Ale taki chaos jest w mojej głowie, zlepki negatywnych, zamglonych myśli, krążących gdzieś wokół i doprowadzających mnie do szału. Mnie, moje życie, a niedługo pewnie także bliskich.
  3. knoko456

    Witam

    Witam wszystkich Braci!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.