Witajcie Bracia,
Dzięki wielkie za tak duży odzew. Motywem przewodnim jaki się wyłaniał z waszych porad było "spierdalanie" od panny i wziąłem to sobie do serca.
Już śpieszę z wyjaśnieniami. Jak pisałem kłóciliśmy się aktualnie o nazwisko. Ultimatum było bym porzucił swoje. Po przeczytaniu wszystkich wpisów przemyślałem to o czym wspominaliście i podjąłem decyzję. Była dość trudna i boląca, ale zdobyłem się na odwagę, choć cholernie ciężko to przyszło. Dzisiejszego dnia chciałem to wszystko ukrócić. Zacząłem od tematu intercyzy. Na początku spytała: "A co to?", jakby nigdy o tym nie słyszała. Wytłumaczyłem jej po krótce na czym polega i dlaczego chciałbym ją z nią podpisać. Nie trwało długo, jak ujrzałem ją całą zalaną łzami. Zaczęła ze mnie szydzić, oskarżać o brak zaufania i o to, że zależy mi tylko na pieniądzach, a nie na miłości. Nasłuchałem się, jakie to mam wydumane ego i że myślę tylko o sobie..
Odwołałem się do jej uporu przy nazwisku, którego nie chciała w ogóle słuchać twierdząc, że to zupełnie co innego. Ryk i morze łez były obecne przez połowę dnia. Powiedziałem jej, że będzie po mojemu i żadna inna opcja nie wchodzi w grę. Starałem się być stanowczy i bezkompromisowy. Powiedziała, że nie chce zmieniać nazwiska na moje i że ja jej nie daję żadnego wyjścia, ustawiając ją tym samym pod ścianą. W końcu po dłuższej wymianie zdań usłyszałem z jej ust: "... ja w takim razie się wyprowadzam". Po tym jak tylko to powiedziała, zapaliła mi się lampka w głowie i bez zastanowienia powiedziałem do niej: "proszę, droga wolna".
Panna zrobiła wielkie zdziwione oczy i mocno się obruszyła krzycząc z wyrzutem, że jak mogłem tak do niej powiedzieć. Jak mogłem tak łatwo zrezygnować z tak długiej i pięknie zapowiadającej się historii miłosnej. Nie starałem się tego tłumaczyć, tylko poszedłem do sypialni, wyciągnąłem jej torbę na ubrania, rzuciłem przy kanapie. Wpadła w histerię i z godzinę płakała jak niemowlak. Ja w tym czasie oglądałem telewizję, ale w środku byłem jak pęknięta szklanka. Biłem się z myślami, zastanawiałem się czy dobrze robię? Tyle wspólnych chwil i wszystko to jak krew w piach.
Jak już się uspokoiła, przyszła do mnie i powiedziała, że zgadza się by nosić moje nazwisko, dodając że decydując się na to, nigdy nie będzie ze mną szczęśliwa. Zatkało mnie i nie wiedziałem co powiedzieć. W pierwszej chwili miałem biec do niej z podziękowaniami za tak odważną decyzję, ale jednak chciałem dalej trzymać się planu. Odpowiedziałem, że po takiej akcji nie jestem pewien, czy mogę jej ponownie zaufać, dodając że jeśli takie akcje dzieją się przed ślubem, to czego mam się spodziewać później...
To już chyba przelało czarę goryczy.. Panna zaczęła mnie obrzucać wulgaryzmami i różnymi inwektywami, które nie nadają się do cytowania. Spakowała się, zadzwoniła po ojca, który przyjechał w 10 minut i ją zabrał do domu. Dostałem od niej wiadomość na messengerze, że jutro wróci po resztę. Chce ją spakować i wystawić przed bramę, by nie musieć jej oglądać ponownie.
Najgorszy jest ten płacz i histeria w którą wpada. Ciężko to jakkolwiek przetrwać.
Siedzę teraz sam w domu i tłukę się z myślami czy dobrze zrobiłem. Nie powiem, ale trochę mnie to wszystko dobiło i gdybym nie był na antybiotyku, to napiłbym się by jakoś to przetrawić.
Tak już od pewnego czasu otrzymywałem od niej znaki, że nie liczy się z moim zdaniem i gardzi mną w towarzystwie wyciągając na tapetę moje potknięcia, czy przywary, które jej u mnie nie pasowały.
Mam nadzieję, że dobrze zrobiłem.
Jeśli tekst będzie mało czytelny, wybaczcie ale jeszcze trzęsą mi się ręce gdy to piszę. Jutro przeczytam tekst Mosze Reda i wezmę się za tym razem "dokładne" czytanie tego co jest na tym forum zawarte. Dziś już mam wszystkiego dość...
Fenster.