Skocz do zawartości

Paweł86

Użytkownik
  • Postów

    26
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1
  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Paweł86

  1. Dnia 15.03.2019 o 12:05, 2esk napisał:

    "Cześć co słychać, kiedy wracasz do PL, jak tam? kupiłeś już mieszkanie?"

    +

    Dnia 15.03.2019 o 12:05, 2esk napisał:

    Rozmowa była schematyczna - kiedy wracasz, czy kupujesz mieszkanię

    +

    Dnia 15.03.2019 o 12:05, 2esk napisał:

    Zeszło też na kobiety, które moim zdaniem ( co uświadomiły mi też audycję guru ) mają nieco roszczeniową postawę i chciałyby przyjść na "gotowca" bez wspólnego dorabiania się. Jej odpowiedz była w stylu "takie jest życie".

    +

    Dnia 15.03.2019 o 12:05, 2esk napisał:

    Sarenka ma około 30 lat (...) ale jednoczeście czuję, że wszedłbym w schemat providera usług, pieniędzy i realizacji cudzych marzeń.

    No to chyba sama się przedstawiła. Dokładnie jest tak jak napisaleś.

     

    Dnia 15.03.2019 o 12:05, 2esk napisał:

    Chyba powinniśmy mieć wspólne marzenia, plany, poznawać swoje osobowości... a nie stawiać warunki mieszkaniowe na start.

    Więc dlaczego się nad tym w ogóle zastanawiasz? Dlaczego w ogóle się z nią zadajesz, skoro ona stawia warunki?

     

    Dnia 15.03.2019 o 12:05, 2esk napisał:

    Muszę dokonać mentalnego wyboru: Czy mieć szansę na związek i być białym rycerzem, czy wciąż być samotnym...

     

    Nie. Nie taki masz wybór. Masz wybór raczej taki: czy kupić jej to mieszkanie i dawać jej pieniądze przez wiele lat życia, czy może ją olać i po prostu poczekać jakiś czas aż poznasz kobietę z normalnym podejściem?

     

    A jak bardzo nie chcesz być samotny, to powiem Ci tak (piszę serio, jak się zgadzasz to napisz mi priv) - ja niedawno się rozstałem z kobietą, jak nie chcesz być samotny to kup mi to mieszkanie i dawaj mi kasę (mogą być prezenty, potrzebuję nowe opony do auta i niedługo klocki i tarcze), to ja z Tobą zamieszkam i nie będziesz samotny, oferuję wspólne oglądanie meczy przy dobrym alkoholu i w sumie nic poza tym, ale zawsze będziesz mógł sobie jakieś panny przyprowadzać (nie będę przeszkadzał), tylko kup mi to mieszkanie. 

    • Haha 1
  2. 3 godziny temu, Mat2206 napisał:

    Gdy przejrzeliście na oczy jak to funkcjonuje , również nabraliście takiej pogardy do kobiet ?. Teraz po wyjściu z matrixa mam straszne obrzydzenie, rozmawiam z nimi normalnie itp ale gdy już wiem że one nawet koleżanki znajome patrzą na mnie i widzą tylko zasoby i cyferki potencjalnego zysku .

    Tak. Mam dokładnie tak samo. Nawet jak rozmawiam w pracy z koleżankami i one między sobą rozmawiają o jakichś sytuacjach z ich partnerami, mężami, to wszędzie widzę ich manipulacje. 

     

    Zresztą, przykładowo, parę dni temu rozmowa u mnie w pracy. Koleżanka która zarabia kwotę X, o swoim mężu który zarabia 3-4 razy więcej i każdy wie że to on ją utrzymuje:
    "on znowu sobie kupił nowy tablet, muszę mu przystopować te zakupy bo on mnie za dużo kosztuje w utrzymaniu"

     

    Jak można spokojnie słuchać takich rozmów między kobietami? Ja nie daję rady od kiedy "wyszedłem z matrixa".  

    • Like 1
    • Haha 1
  3. Dlaczego jak są takie przypadki (np. 5-6 lat razem, ona oczekuje ślubu i dzieci, a on nie chce) to "społeczeństwo" zwykle komentuje to tak, że to dziwne że on po tylu latach razem nie chciał ślubu i dzieci? "po tylu latach razem".

    A przecież to właśnie całkiem możliwe że on chciał ślub i dzieci, ale stwierdził że to ona się nie nadawała i dlatego z tym zwlekał/zrezygnował.

     

    1. On poznaję ją, przez pierwszy rok wiadomo się poznają, docierają

    2. Po pierwszym roku razem on już jest pewny że chce z nią być

    3. Drugi i trzeci rok razem jemu jest dobrze w tym związku, czuje że chce być z nią na całe życie, ma takie myśli że kiedyś ślub i dziecko/dzieci, no ale jeszcze nie ten czas (np. za małe zarobki, niestablilna praca, czy na razie inny plan np.otwarcia firmy co jest ryzykiem)

    4. Minęły trzy lata razem, czwarty rok i ona zaczyna odwalać różne głupoty w tym związku, on zaczyna wiedzieć jej manipulacje, jakieś dziwne akcje, no cóż- nie podoba mu się to, coraz więcej czerwonych lampek, więc zaczyna się zastanawiać czy na pewno to właściwa kobieta, ale da jej jeszcze szansę, przecież problemy trzeba naprawiać, da jej szanse bo tak naprawdę nadal czuje że chciałby z nią się ożenić i mieć dzieci

    5. Piąty rok związku - on widzi że ona naprawdę się zmieniła, że to nie ta kobieta co ją poznał pare lat temu, dziwny charakter, dziwne akcje robi, on już czuje że chyba jednak trzeba kończyć ten związek, ale nie chce jej ranić, to ciężka decyzja więc kolejne miesiące mijają mimo że on się męczy z nią ale wciąż liczy że ona się ogarnie

    6. Ona nagle wypala "albo ślub albo się rozstajemy" - on lekko w szoku, ale cóż, skoro od 2 lat czuł że ona się robiła coraz gorsza, coraz dziwniejsze akcje robiła i coraz więcej czerwonych lampek się zapalało od -nastu miesięcy, to decyzja prosta - na pewno nie ślub, więc cóż, musi odejść, więc odchodzi

     

    I co dalej? Ona, jej rodzina, a nawet jego rodzina stwierdza że on jest taki zły, że ją zostawił po tylu latach, że ona się tak starała przez tyle lat, a on przez tyle lat nie chciał ślubu ani dzieci...

     

     

    OSOBIŚCIE znam takiego faceta, na początku związku szalał za kobietą, wiem że sam w głowie planował sobie z nią ślub, dzieci, ale chciał najpierw rozkręcić firmę żeby finansowo mieć spokój, zbudować dom, więc nic jej nie mówił o tym ślubie a tym bardziej dzieciach, nie chciał zapeszać więc żadnych oświadczyn ani nic co by to sugerowało (chciał ją obserwować czy się nadaje na żonę i matkę), nie spieszył się z tym bo chciał być w 100% pewny że właśnie to ona ma być jego żoną i matką jego dzieci.

    I co - ona go zostawiła po chyba 3-4 latach bo jak stwierdziła "on nigdy nie chciał ślubu i dzieci" i ona dłużej czekać nie będzie (wiek 30 a jakże) i znajdzie sobie kogoś kto jej zrobi dziecko już teraz (to jej słowa). Wspólni znajomi, rodzina itd - wszyscy po jej stronie, a na niego najgorsze rzeczy gadali że jak można nie chcieć ślubu i dzieci.

    A chłop jak najbardziej miał to w planach, a jedyny błąd jaki popełnił to to że się nie spieszył i najpierw chciał ją dobrze poznać przez parę lat, a dopiero później brać ślub...

  4. Dnia 14.03.2019 o 09:19, Referent napisał:

    Bracia samicy potrzebuje waszej pomocy    . Stoję właśnie przed kluczową decyzją

    Uciekaj. Nie masz wyjścia. Nie chcesz dziecka, a jeśli ona chce (99% kobiet chce) to są takie opcje:

     

    1) będziesz chciał z nią być i zrobisz jej to dziecko jakby pod przymusem, żeby jej nie stracić

    2) będziesz chciał z nią być i nie zrobisz jej dziecka, to ona sobie je zrobi z kimś innym ale nadal będzie z Tobą

    3) odejdziesz już teraz

     

    Jeśli Ty jej zrobisz to dziecko, to dalej będzie wyglądało to tak:

     

    a) zero seksu przez najbliższe kilka lat, ona pewnie się roztyje (bo dziecko najważniejsze i ona nie musi dbać o figurę bo nie ma dla kogo), więc będzie dla Ciebie nieatrakcyjna, a jak wybłagasz jakiś seks raz na pół roku to też nie będzie Cię to zbytnio kręcić więc będzie to 5 minut i po sprawie

    b) zero czasu dla Ciebie bo dziecko najważniejsze, zero wspólnych (Waszych) planów, bo będą plany jej i dziecka a Ty się dostosuj (w sensie gdzie wyjść z domu, gdzie wyjechać itd)

    c) finanse? napisałeś że pytałeś ją o to jak sobie poradzi z pracą - przecież to bardzo proste: albo będziesz Ty zarabiał 2x więcej żeby ona mogła odpoczywać, albo będziesz jej płacił alimenty bo się z Tobą rozwiedzie skoro nie będziesz umiał utrzymać rodziny, tak czy inaczej będziesz jej płacił, to po co ona ma się martwić pracą?

    d) Twoja rodzina, Twoi znajomi, ludzie z pracy - wszyscy będą ją popierać a Ciebie krytykować jeśli będzie jakakolwiek rozbieżność zdań między Tobą a nią w sprawie dziecka, jeśli nie będziesz chciał tyrać na dwa etaty żeby ona mogła odpoczywać wiele lat, itd itd wszyscy staną po jej stronie bo to matka Twojego dziecka, a Ty się jej sprzeciwisz? Haruj i dawaj kasę i tyle.

    e) jak będziesz harował 2x tyle to będziesz zmęczony i nie będziesz dbał o siebie, nie miał czasu dla siebie, przestaniesz się dla niej starać, bo przecież będziesz zmuszany się starać non stop dla dziecka, a to oznacza że ona też się Tobą znudzi i znajdzie sobie kochanka

    f) jak nie będziesz harował 2x tyle i nie będziesz dbał non stop o dziecko, to po prostu ona się z Tobą rozwiedzie (i też znajdzie sobie kochanka a raczej nowego bogatszego faceta na stałe który utrzyma jej dziecko)

    g) co drugi weekend będziesz mógł się spotkać ze swoim dzieckiem bo tak sąd Ci zezwoli, a w co drugi weekend będziesz szukał dla siebie nowej kobiety, ale nie będziesz miał kasy na wycieczki z nową czy choćby randki, bo będziesz płacił alimenty, zresztą czasu na randki też nie będziesz miał bo trzeba harować na te alimenty...

     

    Więc w skrócie podsumowując: skoro masz jej zrobić dziecko, a potem się z nią rozwieźć i płacić alimenty, a dziecko rzadko widywać, to lepiej nie rób jej dziecka i już teraz się z nią rozwiedź... oszczędzisz kupę kasy przez najbliższe 18 lat. I będziesz miał przynajmniej czas by poznać jakąś nową kobietę...

     

    • Dzięki 3
  5. 11 minut temu, RealLife napisał:

    "To raczej tak że biorę to dziecko, a przy okazji jego matkę."

    I w sumie to powinien wiedzieć każdy, kto pakuje się w związek z samotną matką. Ale jak to wiedzieć, skoro na początku związku taka matka prawie nic nie wspomina o dziecku, a wyłącznie przedstawia wizję super związku z nią samą czyli super seks, super rozmowy, super randki, super charakter itd. A o dziecku dopiero od pewnego etapu związku zaczyna mówić, a od kolejnego etapu dopiero wymagać i wręcz wymuszać.

    A może gdyby od samego początku to dziecko byłoby przedstawiane jako najważniejszy priorytet jej przyszłego związku, to facet z góry by wiedział że bierze DZIECKO, a dopiero przy okazji jego matkę.

     

    Ale dla wyjaśnienia: Nie winię wyłącznie tej mojej kobiety za to wszystko, winię też w połowie siebie, że się w to wpakowałem.

     

    7 minut temu, TheFlorator napisał:

    1) Bardzo fajnie opisales sytuacje z perspektywy SINGLA BEZ DZIECI wchodzacego w relacje z KOBIETA Z DZIECKIEM. Innymi słowy w kontekscie dziecka : niedoswiadczony vs doswiadczona. Odwroc role, gdybys mial dziecko i wprowadzil do zycia kobiete a ona by ci zaczela "ustawiac dziecko nie tak jak ty chcesz" to tez byc mial z tym problem. Problem w tym ze one nie potrafia pogadac sensownie i ustalic jakies zasady tylko traktuja to jako "atak" na nia lub dziecko.

     

    Tak, to wszystko prawda. Nie miałem o niczym pojęcia (w wychowywaniu dzieci). Singiel 30 lat, zero doświadczeń z dziećmi, nie miałem małych dzieci w rodzinie. Ale cóż - liczyłem że skoro ona to wie, to mi jakoś ułatwi to "zapoznawanie się" z jej dzieckiem. A to było tak, że do pewnego momentu zero wymagań co do dziecka (zawsze tylko my we dwoje, super seks i super randki), a potem od pewnego momentu nagle 100% wymagań co do mnie wobec dziecka i zmiana o 180 stopni.

     

    Jeżeli się nie wtrącałem w wychowanie jej dziecka - to miała pretensje że mam je w dupie i w ogóle nic się nie interesuję i nie biorę udziału w życiu jej dziecka.

    Jeżeli się wtrącałem w wychowanie i w dobrej wierze jej podpowiadałem co powinna robić żeby dziecko jej nie weszło na głowę - to miała pretensje że się wtrącam, skoro to nie moje dziecko i skoro nie mam dzieci to się nie znam.

     

    Gdzieś czytałem (może nawet tutaj na forum), że jak kobieta ma np.8-letnie dziecko to ona 8 lat nabierała doświadczeń żeby wychowywać to dziecko, a jak nagle facet bez doświadczeń miałby w parę tygodni potrafić wychowywać to 8-letnie dziecko?

     

    15 minut temu, TheFlorator napisał:

    3) Zobaczyles przedsmak jak wyglada ZYCIE W ZWIAZKU Z DZIECKIEM. To cenna lekcja. Jest lzy, pot i krew. Czy twoje czy nie twoje.

    4) Traktuj to jako doswiadczenie zyciowe i tyle.

     

    I tak to traktuję. Dowiedziałem się dużo, a przede wszystkim tego, że jeśli mam wychowywać dziecko to chcę wychowywać WŁASNE. I do tego będę dążył. 
    Jedyne co mnie psychicznie zniszczyło to te ciągłe pretensje z jej strony i wmawianie mi, że celowo się nią zabawiłem, nią i jej dzieckiem, że ją i jej dziecko wykorzystałem, że to było celowe, że zniszczyłem im życie, same najgorsze rzeczy o mnie, że dziecko o mnie pyta czemu już nie przychodzę do nich, że ona nie chce mnie znać itd itd.

     

    Całe szczęście, że nie zamieszkaliśmy razem, bo tworząc wspólny dom nie wiem czy tak łatwo bym z tego się ewakuował. 

    • Like 1
  6. 1 godzinę temu, RealLife napisał:

    Mimo wszystko jednak twierdzę, że związek z samotną matką jest możliwy ale:

    - nie jest on dla kawalerów a dla rozwodników posiadający także swoje dzieci,

    - mężczyzna wchodzący w taki związek, powinien być przygotowany na to, że ma się stać opiekunem dla jej dziecka a dopiero w  dalszej części partnerem,

    - należy od pierwszego dnia takiego związku jasno mówić i określać wymagania w stosunku do siebie - jest to dużo ważniejsze niż w "zwykłym" związku,

    - egzekwować te wymagania i nie ustępować (to całkowicie normalne, że nie życzysz sobie tolerować jej humorów bo ją ex zdenerwował).

     

    Dziś, teraz - w pełni się z Tobą zgadzam.

    Wtedy - nie miałem o tym pojęcia.

    Nie wiedziałem w ogóle z czym się wiąże wychowywanie cudzego dziecka (że jest tyle obowiązków, a jednocześnie nie mam prawa pouczać jej bo mi powie "nie wtrącaj się, to nie Twoje dziecko").

    Nie wiedziałem, że wiążąc się z MATKĄ I JEJ DZIECKIEM, tak naprawdę się wiążę Z DZIECKIEM I JEJ MATKĄ - czyli to nie tak że biorę matkę i przy okazji jej dziecko. To raczej tak że biorę to dziecko, a przy okazji jego matkę.

     

    Ale uważam, że jeśli facet ma doświadczenie w wychowywaniu własnych dzieci i chce się związać z kolejnym dzieckiem i jego matką, chce je wychowywać i umie to robić - to owszem taki związek może jest dla niego. Ale trzeba mieć pojęcie o wychowywaniu dzieci.

    A ja niestety nie miałem pojęcia i nie wiedziałem co robić gdy np.dziecko rzucało w całym mieszkaniu książkami ze szkoły i krzyczało na cały blok że szkoła jest głupia i nie będzie do niej chodzić bo nie!!!!!!!!!!!!!!!!!! Albo to samo przy obiedzie, że obiad niedobry i nie będzie jeść, że mama nie umie gotować i chcę pizze i już!!!!

    A jak mając dość wychodziłem wtedy z mieszkania, to potem ona miała do mnie pretensje, że nie lubię jej dziecka skoro unikam takich sytuacji. A z kolei jak w innych sytuacjach próbowałem aktywnie jej pomóc w wychowaniu podpowiadając np.żeby nie pozwalała dziecku jej wejść na głowę, czy żeby odmawiała dziecku kupowania wszystkiego co dziecko chce (nauka oszczędzania), to mówiła żebym się nie wtrącał bo to nie moje dziecko.

     

    11 minut temu, Normalny napisał:

    Jak wygląda sytuacja w tej chwili? Absolutny brak kontaktu z kobietą i jej dzieckiem? Czy dalej przychodzą sms jaki to jesteś podły itd.?

     

    Smsy średnio co 2 dni. Taka sytuacja trwa już od końca stycznia. Od czasu do czasu telefony (skoro nie odpisuję na smsy to dzwoni).

    Wszystko co najgorsze o mnie. Że ją wykorzystałem, że się nią zabawiłem, nimi zabawiłem, że jej dziecko mnie polubiło a ja tak ją potraktowałem że odszedłem, że jak można takie coś zrobić dziecku, że nigdy nie lubiłem jej dziecka ani jej, że tylko chciałem się zabawić, itd itd. Do tego od czasu do czasu dziwne smsy że pewnie ją zdradzałem lub że sobie znalazłem inną skoro odszedłem. (ani jedno ani drugie nie jest prawdą) Do tego że jej zniszczyłem życie (tak jakbym ja jej zrobił to dziecko i uciekł czy co?!) i tego typu rzeczy. 

    Do dziś wszyscy w pracy mi mówią że się zmieniłem, że mnie nie poznają, że nie mogą ze mną wytrzymać (nie wiedzą dlaczego, nie opowiadam nikomu o tej sytuacji z tą kobietą) - stałem się nerwowy, nie dało się ze mną porozumieć nawet w sprawach firmowych, psychicznie byłem wykończony. Aktualnie od kilku dni się trochę siły mi wracają, zaczynam myśleć wyłącznie o sobie i o wyłącznie moich planach. Znowu powoli wracam do życia. 

     

    • Like 2
  7. 13 minut temu, StatusQuo napisał:

    Teraz mówisz z perspektywy faceta, któremu napsuto krwi, ale czy możliwe jest, że gdybyś był na to już przygotowany i

    gdybyś umiał się ewakuować w dobrym momencie, to też skorzystanie było by złym pomysłem ?

    (...)

    Chociaż, w sumie sam nie wiem, tak jak czytałem twój post, odniosłem wrażenie, że droga od zajebistego seksu do chłopca na

    posyłki była bardzo powolna, taka kropelka do kropelki, aż pewnego dnia się obudziłeś i zrozumiałeś, że nie jesteś szczęśliwy.

    Ale naprawdę nie potrafisz wyłapać takiego momentu, który dał Ci mocno do zrozumienia, że sprawy przybierają zły obrót ?

     

    Nie potrafię wyłapać takiego momentu. Nie było takiego jednoznacznego momentu. Były momenty w których przychodziło wku...wienie z różnych powodów. Ale między tymi momentami nadal był (co prawda coraz rzadziej) świetny seks który niestety przysłaniał mi oczy.

    Być może gdy widziała że się wku..wiam że kolejny raz muszę natychmiast jechać do sklepu po coś dla dziecka albo kolejny raz w ich domu słuchać ich kłótni przy obiedzie (niedobre! nie będę tego jeść! chce coś innego! mamo natychmiast!), to po takich sytuacjach "łagodziła" mój nastrój super seksem, może na tym to polegało - nie wiem.

     

    A co do Twojego pytania czy gdybym wiedział to wszystko i był na to przygotowany i umiał się ewakuować, czy bym skorzystał z tego świetnego seksu? Nie wiem. Raczej bym się skłaniał do odpowiedzi, że bym nie skorzystał.

     

     

    • Like 2
  8. 6 minut temu, StatusQuo napisał:

    Powiem, Ci, że tak gdzieś do połowy wyglądało całkiem fajnie, ale potem, to była już jazda bez trzymanki...

    Tak właśnie wyglądało moje życie do niedawna. Już to za mną, ale nadal jeszcze dostaję smsy z pretensjami, wyzwiskami czy jak to tam nazwać.

     

    6 minut temu, StatusQuo napisał:

    Czy gdybyś mógł cofnąć czas, myślisz, że mógłbyś w pewnym momencie postawić jej jakieś ultimatum,

    albo ustawić ją do tego stopnia, żebyś nie stał się w jej oczach panem "przynieś, podaj, pozamiataj" ?

     

    Nie. Gdybym mógł cofnąć czas to NIGDY bym nie wszedł w ten związek. Ani nawet w jednorazowy seks z nią.

    Nie widzę możliwości, patrząc z perspektywy czasu, na jakiekolwiek jej "ustawienie do pionu", nie dałoby rady. Albo ja bym nie dał rady, może jestem za słaby.

    • Like 1
  9. Dnia 5.03.2019 o 19:40, kris87 napisał:

    Mam 32 lata, jestem po rozwodzie, nie mam dzieci, miałem kilka kobiet w swoim życiu.

    Mam dobrą pracę, mieszkanie, kilka hobby i pasji, brzydki nie jestem, ale mądry wcale, komunikatywny.

    I tutaj zaczyna się historia:

    Poznałem w pracy (korporacja) o 5 lat starszą kobietę (37 lat). 7/10, ale zmarszczki już widać.

    Fajnie się nam gadało itd. itp. Kobiecina od samego początku "przychylnie na mnie patrzył"

    Po kilku tygodniach niezobowiązujących rozmów powiedziała mi o swoim 7 letnim dziecku, że chłopaczek pełen życia itd- no fajnie.

     

    Z własnego doświadczenia napisałem taki wątek, myślę że Tobie też się przyda: 

     

    • Dzięki 1
  10. 42 minuty temu, dobryziomek napisał:

    Ja tak swojej byłej napisałem po zerwaniu, zależało mi na kulturalnym rozstaniu.

    Oczywiście że bym chciał kulturalnego rozstania. Ale myślę że w mojej sytuacji to jest niemożliwe.

     

    Im bardziej ona się przekonuje że to naprawdę koniec, to tym bardziej mnie obrzuca błotem, dzwoniła, pisała, krzyczała, wszystko przy dziecku i niestety mam wrażenie że celowo przy dziecku, bo mimo że ona mi mówi że dziecko o mnie pyta i tęskni, to jednocześnie widzę że ona nastawia dziecko przeciwko mnie, może nie wprost ale przy dziecku do mnie wielokrotnie mówiła jaki to jestem zły, jak się nimi zabawiłem (nie wiem czy mówienie tego przy dziecku jest rozsądne, bo dziecko naprawdę może zrozumieć że się nią (dzieckiem) zabawiłem, a wiadomo przecież że to nieprawda, ale dziecko może to inaczej zrozumieć, skoro mama nagle tak twierdzi).

     

    Ogólnie milczę, ale już tyle razy dzwoniła i jeszcze więcej razy pisała (same najgorsze rzeczy, a nie żadna chęć pogodzenia się czy cokolwiek), że wariuję psychicznie i powiem Wam szczerze że jak słyszę dźwięk telefonu czy smsa to aż się trzęsę cały (mimo że już coraz mniej się ona odzywa i w większości to inni ludzie dzwonią/piszą). Nie mówiąc już o tym że od miesiąca czy dłużej jestem znerwicowany i ogólnie nie od życia co nawet u mnie w pracy zauważają (mówią że się zmieniłem, że nie da się ze mną gadać, itd).

  11. Dnia 6.02.2019 o 19:35, Still napisał:

    Z powodu kobiety czy dziecka?

     

    Dnia 6.02.2019 o 20:56, dobryziomek napisał:

    Z powodu poczucia winy w które kobieta go ewidentnie wpedza. 

     

    Dokładnie. Czytam te długie smsy o tym jaki jestem zły, jak się nimi zabawiłem, jak wszystko robię źle, wszystko co najgorsze o sobie, jaki jestem egoista że nie chcę z nimi być, itd. Do niedawna to były rozmowy, więc słuchałem tego, teraz już tylko smsy. Ja jej nie atakuję, nie odpisuję, może powinienem twardo "jej pojechać" jaka to ona jest, ale nie potrafię, wolę milczeć. Tylko właśnie przez to psychicznie jestem wykończony.

     

    Dodatkowo miesza swoje dziecko w to wszystko:

     

    Raz że mi wypomina (zdaję sobie sprawę że to taki szantaż emocjonalny) że jej dziecko ostatnio ciągle pyta czemu nie przyjeżdżam itd, ale to jedna strona... a druga strona jest taka, że mi powiedziała coś w stylu "wiesz że ona (jej córka) mnie ostatnio zapytała czy Paweł nie mógłby nam przywieźć obiadu to byśmy razem zjedli" - kurde nawet po tym widać że byłem dla nich lokajem!!! więc to mnie tylko utwierdza że dobrze że skończyłem ten związek...

     

    A dwa... że do niedawna jak się ze mną kłóciła przez telefon, to wiele razy słyszałem że jej córka jest dosłownie przy niej (coś tam robi, bawi się czy cokolwiek) i wszystko słyszy jak jej matka do mnie mówi jak to się nimi zabawiłem, jaki to jestem zły, jak to pokazałem że mam je w dupie, jak to ją zawiodłem i jej dziecko też, itd - kurde jak tak można? Przy dziecku takie rzeczy mówić o swoim facecie, dziecko słucha i nie dziwne że  jej dziecko też mnie chyba nie szanuje, skoro mama daje taki przykład.... no ale to mniejsza z tym, tak mi się przypomniało i musiałem się znowu tutaj wygadać Bracia...

     

     

     

     

     

  12. Dnia 2.02.2019 o 09:06, Paweł86 napisał:

    Minęły 2 tygodnie od kiedy założyłem ten wątek. To może napiszę jak minęły.

     

    Panowie aktualizacja. Minęło kilka kolejnych dni. Na początku cisza, a potem każdego wieczora dostaję od niej smsy. Nie jeden czy dwa. A po 15-20 długich smsów. O tym jak bardzo im zniszczyłem życie, jej i jej córce, o tym jak się nimi (!) zabawiłem, jak bardzo jestem niedojrzały że je zostawiłem itd itd. Ja nie odpisuję, ale psychiczne ledwo sobie z tym radzę.

     

    EDIT: i jedyne co mnie rozbawiło: że mogłem mieć rodzinę (ją i jej córkę) a wybrałem samotność i bycie starym kawalerem (napisała to w takim sensie jakby żadna inna mnie nie chciała i już nigdy bym nie miał szans na WŁASNE dziecko) 

     

    • Haha 1
    • Smutny 1
  13. 2 godziny temu, Normalny napisał:

    Pytanie czy to naprawdę był ostatni raz?


    Pierwszy raz zaczęła mnie porównywać do tego swojego byłego. Po tym już nawet nie chce mi się na nią patrzeć, a co dopiero rozmawiać.

     

    1 godzinę temu, Kapitan Horyzont napisał:

    Wyżaliłeś się, a teraz określ, czego oczekujesz od forum? Przecież nie rozwiążemy Twoich problemów.

     

    Po prostu chciałem się wygadać, a może ostrzec innych przed wchodzeniem w takie związki. Przyznam że zanim w to wszedłem to też o tym czytałem, ale cóż... widocznie musiałem się sparzyć na własnej skórze. Jakbym wiedział ile to nerwów kosztuje, to żaden super seks by mnie nie przekonał żeby w to wchodzić. Żałuję straconego czasu.

    • Like 4
  14. Minęły 2 tygodnie od kiedy założyłem ten wątek. To może napiszę jak minęły. Jak się domyślacie wyglądało to tak: kilka dni milczenia, kilka dni godzenia się, kilka dni kłótni, kilka dni milczenia, kilka dni godzenia się, kilka dni kłótni, kilka dni milczenia, kilka dni godzenia się, kilka dni kłótni. 

     

    Moimi głównymi zarzutami (oprócz tego co napisałem w pierwszym poście tego wątku) wobec niej było to, że przez ostatnie miesiące w ogóle przestała się "starać" w naszym związku. Ostatnie miesiące czy nawet pół roku naszego związku to wieczory przy tv, ona zawsze w szerokim rozciągniętym dresie, kolacja "zrób sobie jak coś chcesz" i spać. Owszem seks był, tutaj nie mogę powiedzieć że nie było, ale sami wiecie jak "atrakcyjny" jest seks gdy ona jest w za dużym dresie i kładzie się wcześnie do łóżka i jest zmęczona.

    Pierwsza połowa naszego związku to były wieczory przy świecach, przy winie, dobrej WSPÓLNEJ kolacji, ona zawsze maksymalnie na wieczór ze mną "dopracowana" w sensie makijaż, kuszące ubrania, itd a seks nie był krótki tylko kilkugodzinny. Czuć było chemię, pożądanie, wręcz maksymalne i to przez całe dnie a nie tylko wieczorami. Przypominam (w pierwszym poście pisałem) że mieszkałem u niej tylko w weekendy, więc to nie tak że na codzień tak musiało być (to wiadomo że człowiek zmęczony więc codziennie nie będzie super wieczorów) ale jednak te wieczory w weekendy były super. Do tego w ciepłych miesiącach zawsze jakieś spontaniczne nocne spacery, czy w ciągu dnia wyjazdy gdzieś choćby na 1 dzień czy nawet na cały weekend (gdy dziecko było u babci lub u ojca). A ostatnie miesiące? Siłą bym jej nie wyrwał z domu gdy miała wolny weekend, bo "musi mieszkanie ogarniać, prać i sprzątać" albo "jest zmęczona po całym tygodniu, a co Ty tam wiesz jak Ty nie masz dzieci" i zero wyjazdów, zero spacerów, zero romantycznych kolacji, o świecach wieczorem dawno zapomniałem. 

     

    Ok - rozsądek podpowiada, że to powinno działać w dwie strony. Tak, ja też przez ostatnie miesiące przestałem się starać. Jak przyjeżdżałem na weekend i z góry wiedziałem że ona jest zmęczona, w rozciągniętym dresie i leży przed tv po "praniu, sprzątaniu i tygodniu ogarniania dziecka" to ja również przestałem się starać - też przestałem przyjeżdzać elegancko ubrany, przestałem przynosić bukiety kwiatów czy dobre wina na wieczór. Tak wiem że ja również wpadłem w taką nudną rutynę i przestałem się starać.

    Do tego na tygodniu jak ich (ją i jej córkę) odwiedzałem to zawsze miałem tyle zadań do wykonania (pisałem w pierwszym poście), przywieź zakupy, przywieź małej mcdonalda, zawieź małą, przywieź małą, itd itd to też sprawiło że przestałem się starać dla niej jako meżczyzna, bo zacząłem się czuć jak lokaj.

     

    Ale... (i teraz napiszę najważniejsze co przez te ostatnie 2 tygodnie kłótni zrozumiałem)

     

    Jej argumentami w tych kłótniach wcale nie było to, że przestałem się dla niej starać jako mężczyzna dla kobiety. Jej argumentami nie było to, że czuła się zaniedbana przeze mnie jako mężczyznę, ani nic takiego, co właśnie było moimi argumentami wobec niej że ja się czuje zaniedbany przez nią.

    Całe te nasze ostatnie kłótnie dotyczyły WYŁĄCZNIE jej córki!!! To mnie bardzo zaskoczyło! WYŁĄCZNIE JEJ CÓRKA. Nie relacje między nami, nie relacje między kobietą a mężczyzną, które się posypały, a wyłącznie jej córka i to że jej córkę zaniedbuję.

    Że przez ostatnie miesiące przestałem się starać dla jej córki w sensie że jak trzeba jechać do tego mcdonalda bo mała powiedziała że obiadek ugotowany przez mamę niedobry i ona chce mcdonalda, to odmawiałem i nie jechałem, że jak dla córeczki trzeba było jechać do sklepu po coś potrzebnego do szkoły to nie jechałem natychmiast i pokazywałem że nie jestem lokajem, że jak byłem u nich w domu i córeczka zaczęła się źle zachowywać i pyskować do mamy to zwykle się ewakuowałem zamiast z nimi zostać i spędzać czas, itd itd itd.

    Oczywiście też mi wypominała że nie pomagałem jej przy jakichś tam problemach związanych z córką w sensie jak mała się kłóci i nic do niej nie dociera. Owszem nie pomagałem, bo na początku związku jak starałem się podpowiadać jak postępować z córką (obiektywnie patrząc z boku) to zawsze słyszałem "ty się nie znasz bo nie masz dzieci", więc przestałem cokolwiek doradzać. 

     

    I teraz najważniejsze co mi powiedziała kilka dni temu...

    Powiedziała mi, że jestem taki sam jak jej były mąż (ojciec jej córki)!!! Że jestem taki sam jak on, bo nie dbam o jej dziecko, bo nie interesuję się jej dzieckiem, bo sam nie organizuję jej dziecku fajnego spędzania czasu, itd !!! Jestem taki sam jak on, dlatego ona nie chce być dłużej ze mną. 

    Te słowa mnie totalnie rozwaliły!!! Wyszło na to, że po prostu miałem być zastępcą ojca dla jej dziecka, a właściwie ojcem!!! I tylko tego ona oczekiwała.

     

    Po tamtej rozmowie to ja jej powiedziałem że widzimy się ostatni raz, że to koniec.

     

     

     

    • Like 7
  15. 42 minuty temu, Imbryk napisał:

    P.s. jest niedziela. Jak się czujesz? Siedzisz sam i cierpisz czy już się"pogodziliście", przeprosiłeś że byłeś tak egoistycznym chujem i siedzisz już u niej na kanapie?

    (Swoją historię pisałeś w piątek, więc czekam na nowe fakty)

     

    Przesiedziałem cały weekend sam u siebie, nie kontaktowałem się z nią i czuję się z tym... doskonale. Aż zadziwiająco dobrze. Ale nie wiem co dalej.

     

  16. 15 godzin temu, Kleofas napisał:

    Człowieku, spieprzaj z tego związku jak najszybciej. Teraz glanuje Cię Twoja partnerka, a za kilka lat, jak jej córka stanie się nastolatką to wdepczą Cię obie w glebę. Jakie Ty masz z tego związku w ogóle korzyści? Przecież Ty tam robisz za lokaja i worek treningowy.

     

    No niestety od pewnego czasu też nad tym myślę, czy mam jakiekolwiek korzyści... 

     

    A wracając do tematu, od piątku od momentu gdy napisałem tutaj ten wątek (czyli od zakończenia tej awantury) nie odzywam się do niej, ani ona do mnie. I wiecie co? Czuję się z tym doskonale.

     

  17. 6 minut temu, HugoBucc napisał:

     

     

    Także co byś nie zrobił, zawsze będzie źle. Mój przypadek jest bardziej hardkorowy, może wreszcie się przemoge i opiszę go na forum bo to co się odpierdalało przez te kilka miesięcy przechodzi ludzkie pojęcie jak dałem się szmacić za właśnie wspaniały seks. Bo jedynym plusem tego związku dla mnie, był zajebisty seks.. I to za jaką cenę.. 

     

     

    Opisz kolego wszystko, bo widzę że Twój przypadek jest bardzo podobny do mojego. Pozdro!

  18. Dzięki panowie za odpowiedzi! Podnieśliście mnie na duchu. 

    Wczoraj pisałem to wszystko bardzo na gorąco, w emocjach. Muszę doprecyzować kilka kwestii.

     

    Ktoś z Was wyżej napisał, że dlaczego ja próbowałem się zajmować wychowaniem jej córki i dawaniem rad co do wychowania. Otóż nawet nie chciałem się wtrącać i doskonale wiem, że wtrącanie się to głupota, ale dwa powody: 1) ona sama na początku mnie prosiła o rady typu "no nie daję sobie z nią rady, a Ty patrzysz i nic nie mówisz" to zacząłem z czasem coś podpowiadać (jak to się skończyło to wiecie, późniejsze krzyki żebym się nie wtrącał bo to nie moja córka), oraz 2) czasem po prostu nie wytrzymywałem jak widziałem jak mała księżniczka rządzi mamusią i nie mogłem się powstrzymać przed dawaniem rad co do wychowania (wiem, niepotrzebnie, ale aż żal patrzeć czasami).

    Dodam, że ona (moja partnerka, czy może raczej była) nie należy do takich samotnych matek patologicznych, jest to wykształcona kobieta z dobrą pracą na dobrym stanowisku itd więc dlatego nie mogłem czasem patrzeć jak ona zupełnie sobie nie radzi z wychowaniem, więc ingerowałem, podpowiadałem, dawałem rady. No ale zawsze potem to mi się dostawało, że się wtrącam... Czyli wtrącać się nie mogę, a jednocześnie muszę brać udział w spełnianiu zachcianek małej księżniczki. 

     

    Druga sprawa - ktoś inny wyżej napisał, żebym pamiętał o seksie tylko w gumie! No właśnie tutaj też miałem spory problem. Od pewnego czasu ona zaczęła mnie namawiać na drugie dziecko! Po paru miesiącach bycia razem. Że ona już jest w takim wieku (obecnie 32) że już późno, że trzeba teraz się decydować, że ona bardzo chce, że dlaczego ja nie chcę? itd itd. A ja wiadomo - mówiłem że absolutnie nie teraz, może kiedyś, ale nie teraz. Więc to też był powód naszych spięć i od pewnego czasu gorszego seksu. Z czasem jej to przeszło, przestała o tym mówić i namawiać, mówi że też odpuściła, że faktycznie za bardzo naciskała, ze przemyślała, że jednak nie chce itd - ale nie wiem czy mogę w to wierzyć.

     

    Trzecia sprawa - pytanie dlaczego jej były mąż od niej uciekł. Tak naprawdę do końca tego pewnie się nie dowiem, ale z tego co się zorientowałem już dawno temu (mamy wspólnych znajomych) to jednak nie z jej winy, a to on odwalał różne rzeczy tzn głównie zdrady na prawo i lewo i to bez specjalnego krycia się.  

     

     

     

  19. Panowie moja historia.. bardzo na świeżo, więc jeszcze z emocjami piszę.

    Od ponad roku jestem w związku z 32-letnią kobietą która ma 10-letnią córkę. Znamy się dłużej, ale od powiedzmy roku jesteśmy ze sobą na poważnie. Mieszkaliśmy ze sobą tylko w weekendy, z uwagi na moją pracę, na tygodniu bardzo sporadycznie się widywaliśmy - w tygodniu maksymalnie 1 raz lub nawet nie. Obiecywałem że zamieszkamy na stałe razem, ale najpierw chciałem poobserwować, a potem... potem chciałem to odwlekać jak najdalej...

     

    Mamy swoje osobne mieszkania, ona wcześniej mieszkała sama z córką w swoim mieszkaniu, a ja sam w swoim mieszkaniu. Jak zaczeliśmy być ze sobą to ja zacząłem u nich mieszkać w weekendy. One u mnie praktycznie nigdy nie bywały. Wiadomo - tam jej córka ma swój pokój, swoje rzeczy, zabawki, lekcje, itd, dlatego to ja do nich się "wprowadziłem" a nie odwrotnie. Oczywiście tak jak napisałem tylko na weekendy.

    Dlaczego chcę przedstawić moją historię? Bo po tym "ponad roku" z nimi - jestem wykończony psychicznie. Jestem dosłownie wrakiem człowieka. A te słowa piszę chwilę po kolejnej awanturze z jej strony. Więc piszę na gorąco.


    Kobieta z dzieckiem - niby każdy wie, żeby się w to nie pakować, też miałem obawy. No ale ona wydawała mi się idealna, wręcz anioł, bardzo dobra dla ludzi (mamy wspólnych znajomych), ogarnięta i zaradna, z dobrą pracą, a przy tym niesamowicie piękna i świetne ciało. I jak tu się nie zakochać? 

    Początki naszego związku. Wręcz sielanka. Idealnie. Wpadałem do nich (do niej i jej córki) na obiadki czy kolacje, gotowała idealnie, niczego nie oczekiwała w zamian, wiecie jak jest na początku. A do niej (gdy córka była na weekendy u ojca) wpadałem na wspaniały seks, najlepszy seks jaki w życiu miałem, wiecie o co chodzi. 

     

    Pierwsze minusy naszego związku. Szybko się pojawiły. Jej kłótnie z byłym mężem właśnie o córkę, o to u kogo zostaje na weekend, o to gdzie i kiedy jedzie na wycieczkę, o to co jej kupić i jak się na to złożyć itd. Jej były nigdy nie wnikał w jej obecne życie (i w to kim ja jestem, więc nic do niego nie mam), ale... te ciągłe różne konflikty "o dziecko" z byłym powodowały u niej często brak nastroju, smutek, płacz itd - a potem ja musiałem to znosić. Ona się na niego wściekała, a na mnie wyżywała tzn choćby fochami albo wręcz agresją (krzykiem bez powodu).

     

    Kolejne minusy. Już poważniejsze. Nagle stopniowo rosły jej wymagania co do moich "obowiązków" wobec jej córki. Mam jej córkę zawieźć do szkoły tego dnia, innego przywieźć, jak jestem akurat w mieście to zawieźć ją na taniec, na angielski, ewentualnie przywieźć. Ewentualnie czegoś zapomniała do szkoły to jej zawieźć, ewentualnie jechać do sklepu późnym wieczorem bo zapomniała że na jutro do szkoły potrzebuje papier kolorowy itd to ja po ciężkim dniu mam jechać do sklepu. Jednocześnie jak mi przybywało obowiązków, to nie miałem żadnego prawa głosu w "wychowywaniu" jej córki - tzn absolutnie nie chciałem wcielać się w rolę ojca  - ale czasami starałem się podpowiadać jak należy postąpić w trudnej sytuacji (bo córka sprawiała kłopoty, o tym zaraz napiszę) - niestety wszelkie moje dobre rady na temat wychowywania dziecka traktowała słowami "nie wypowiadaj się bo nie masz swojego dziecka" albo "to nie Twoje dziecko". A jednocześnie miałem być na każde zawołanie gdy jej dziecko potrzebowało kierowcy/opieki/pomocy...

     

    Następne minusy. Córka. Sprawiała problemy. Była wychowywana na zasadzie że jest księżniczką i wszystko jej się należy, że może wszystko, że nie ma żadnych obowiązków. 10-letnia dziewczynka nawet nie potrafiła po obiedzie odnieść talerza czy kubka do zlewu!!! Nie kazałbym jej zmywać, ale odnieść ze stołu do zlewu owszem. Niestety jej matka (moja partnerka) za nią wszystko robiła. Nawet pakowała ją do szkoły, odrabiała za nią wszystkie lekcje (nie pomagała, a wręcz odrabiała sama za nią!!!), wyciągała ubrania z szafy żeby się ubrała, odstawiała kubek po herbacie do zlewu czy talerz po kanapkach, żeby 10-letnia córeczka nie musiała sama iść do kuchni. Skutkowało to tym, że córeczka sama niczego nie potrafiła zrobić. Ja oczywiście wiele razy z moją partnerką o tym rozmawiałem, mówiłem jak należy postąpić, żeby dziecko się nauczyło samodzielności, m.in. o tym odrabianiu lekcji - że powinna sama odrabiać i nawet jak krzyczy że sama nie chce, bo każde odrabianie lekcji (codziennie) to był płacz i krzyk tego dziecka. 

     

    Wszelkie spędzanie wolnego czasu było podporządkowane córce. Z czasem przestaliśmy mieć czas dla nas we dwoje, bo ona wolała żeby zawsze z nami była jej córka (na początku potrafiła ją zostawić na weekend u babci lub nawet my na weekend wyjeżdżaliśmy gdzieś w Polskę itd). Wszystko było uzależnione od jej córki. Jej córka chciała natychmiast coś zjeść czego nie ma w domu - ooo to ona dzwoniła do mnie czy akurat jestem na mieście to bym przywiózł ale natychmiast bo mała głodna. Taki przykład: ja oczywiście byłem w pracy ale mam pracę mobilną, ona do mnie dzwoni w środku dnia i pyta czy przejeżdżam koło mcdonalda to bym przywiózł coś dla jej córeczki, ja mówię jak to środek dnia a Wy jedzenia nie macie w domu? a ona mówi że mają jedzenie, ugotowała dobry obiad dla córki, ale córka powiedziała że natychmiast chce mcdonalda zamiast obiadu... i czy przywiozę? Brak słów, ale takie sytuacje zdarzały się często. 

     

    Po pewnym czasie czułem się jak taki lokaj, przywieź, zawieź, odwieź. Na szczęście wszystko za jej kasę, bo oddawała mi kasę za wszystko, wiec tu złego słowa nie mogę powiedzieć. Ale byłem lokajem, a romantycznych chwil we dwoje coraz mniej. A jak były chwile we dwoje, to ona wiecznie była zmęczona po całym dniu w pracy lub z córką, albo była akurat wkurzona po kłótni z były mężem o córkę. Więc seksu z czasem było coraz mniej, tzn może inaczej powiem - był często, ale był bardzo nudny i przewidywalny, na zasadzie "odwal robotę i spać". Szczerze - odechciało mi się z nią seksu i szczerze to w wiele wieczorów wolałem ją przytulić i zasnąć niż seks. Mimo że poważnie ma niesamowicie idealne ciało i wiem że każdy facet by ją brał przez cała noc.. a ja... odechciało mi się!!! Kiedyś ubierała się seksownie do łóżka, do seksu, a teraz... piżama rozciągnięta i spać...

     

    Co zdecydowało że to koniec? Może moja dobroć - nigdy w życiu nie zrobiłem jej awantury, nigdy nie podniosłem głosu. Oczywiście wiele razy ją krytykowałem, co mi się nie podoba itd ale zawsze spokojnie- nie lubię kłótni. Od pewnego czasu zacząłem jej wiele rzeczy odmawiać, takich absurdalnych typu właśnie "natychmiast trzeba jechać po mcdonadla dla córki" - po prostu zacząłem odmawiać i przestałem jeździć. Zacząłem krytykować jej wychowanie, bo naprawdę to mnie wkurza, nigdy nie krzyczałem, ale zacząłem jej dawać rady spokojnie jak powinna postępować.

     

    A ona... o to wszystko zaczęła mi robić awantury. Krzyk, podniesiony głos, darcie się, a nawet.. wyzwiska! Że jak mogę się wtrącać w jej wychowanie dziecka, że jej nigdy nie pomagam jak trzeba gdzieś jechać (tak, PARĘ RAZY jej odmówiłem jak uważałem że bezsensownie chce wozić dziecko tylko dla zachcianek i uparłem się że nie zawiozę, ale zapomniała że PAREDZIESIĄT RAZY zawoziłem dziecko do szkoły, odbierałem, na angielski czy na taniec), awantury że nigdy mnie nie ma u niej w domu, że jestem tylko na weekendy, że obiecałem że z nimi zamieszkam na stałe. Tak, obiecałem, tak, chciałem z nimi zamieszkać na stałe, ale ja psychicznie przestałem to znosić i celowo przedłużałem moment wprowadzenia się na stałe, bo źle się czułem z tym wszystkim. I przedłużam nadal... 

     

    Aktualnie jestem po awanturze. Parę minut temu się skończyła. Trwała 2 godziny. Przez telefon. Jest piątek, powinienem u nich być (u niej, bo córki nie ma, jest na weekend u ojca). Normalnie pewnie bym u niej teraz był i zaraz byłby seks. Ale... po co? Przed chwilą właśnie mi robiła awanturę przez telefon, o to, że odmówiłem natychmiastowego pojechania do sklepu dla jej córki bo coś tam potrzebowała do odrobienia lekcji. Owszem, mogłem jechać, ale celowo odmówiłem i powiedziałem żeby sama pojechała. Teraz o to jest awantura, a w tej awanturze wypomniała mi wszystkie moje błędy przez cały rok, wszystkie momenty gdy czegoś im odmawiałem, a zwłaszcza gdy chodziło o zachcianki jej córki, wykrzyczała że nienawidzę jej córki, że ona o tym wie i nie możemy być razem.

    No... nie wiem czy nawet chcę dalej być z nią.... Nie wiem co robić panowie... Uciekam chyba. Psychicznie jestem wykończony. Przez cały ten rok. To nie jedna taka sytuacja, a cały rok takich sytuacji. Jestem innym człowiekiem przez ten związek.


     

    • Zdziwiony 3
    • Smutny 3
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.