Skocz do zawartości

deleteduser36

Starszy Użytkownik
  • Postów

    262
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser36

  1. Wszystko mnie boli. Całe ciało mnie boli jak to czytam.
  2. Ale nie mogę tego czytać, bo to mnie boli fizycznie. Sorry, ale rysunek w paincie nie jest w żaden sposób argumentem naukowym ani nie jest dowodem na cokolwiek. I tego czytać nie warto z dwóch powodów - bo jeżeli masz pojęcie o czym koleś pisze, to cię to boli wewnętrznie, płonie twoja dusza ogniem mąk piekielnych (a nie żytnich), a jak nie wiesz o czym gada, to robi ci siekę w głowie i myślisz, że może on wie o czym mówi... A już na pierwszej stronie dowiódł, że nie wie, więc nie wiem czemu mam czytać następne? Odnoszę nieodparte wrażenie, że dając się w ogóle wciągać w dyskusję "naukową" na temat tego co tam jest, łamię starą zasadę i zaczynam się taplać w błocie ze świnią. Tylko że świnia to lubi.
  3. Nie zabronię. Ale Ty wierzysz w coś co ktoś policzył (albo nawet nie policzył), a ja wierzę w coś co samemu godzinami przeliczałem. Ty oglądasz zdjęcia, które zrobił ktoś inny (albo nawet po prostu zrenderował na komputerze), a ja robiłem zdjęcia kosmosu sam. I patrzyłem przez teleskop. I coś czego szukałem, było akurat tam gdzie miało być, bo ktoś mi powiedział, jak to się liczy i gdzie się tego szuka. I sprawdziłem, że działa. Mówię Ci o nauce od strony praktycznej, a Ty opowiadasz mi o wierze w teorie. Doświadczenie, doświadczenie i jeszcze raz doświadczenie. W ogóle uprawiamy od początku hochsztaplerkę językową, bo przedstawiane przez Ciebie "teorie" to nie są "teorie", tylko hipotezy. Bo teoria to hipoteza, którą zweryfikowały doświadczenia. Przepraszam, dopiero teraz zauważyłem, że wrzuciłeś link do strony, w nocy byłem już zmęczony i umknął on mojej uwadze... Niestety, pierwsze cztery akapity wystarczą, żeby złapać się za głowę. I nie puszczać jej aż do końca strony. Mam ochotę pójść i nasrać pod Ministerstwem Edukacji Naukowej. Hugo Kołłątaj się w grobie przewraca. Zakładali ten KEN, a to jak krew w piach. Autor strony żyje we Wszechświecie, w którym Gwiazda Polarna jest dwa kilometry za Wałbrzychem, i jak pojedzie do Gorzowa, to będzie ją widział pod innym kątem..... To są 132 parseki! Wiesz ile to jest kilometrów? Napiszę bez notacji wykładniczej, explicite. 396 0000 0000 0000 0000 km. Stań w takiej odległości od czegoś, przejdź 150 000 000 km w lewo i zobacz czy się przesunęło na tle reszty. Do tego jeżeli samo nie ma rozmiaru bo z takiej odległości jest już punktem... To jest elementarna trygonometria. Ale (z argumentów poza naukowych) powoływanie się przez autora strony na wiedzę gimnazjalistów, znając gimnazjalistów (przeszedłem ten etap edukacji) świadczy raczej na jego niekorzyść. W moim mieszkaniu eksperyment z globusem i żarówką działa doskonale. Tylko, że jeżeli trzymam globus metr od żarówki, to "gwiazda polarna" jest 26400000 km nad nimi, przy zachowaniu skali. I zaręczam Ci, że się nie przesunie, jak będę sobie tę żarówkę oblatywał w kółko.
  4. Możesz, ale konstruktywnie. Argumentując błędność moich poglądów w sposób naukowy, przedstawiając swoje tezy i argumentując ich słuszność. I przez tezę rozumiem "Jest tak i tak, bo działa to i to i działa w taki i taki sposób (tu opis od strony fizyczno-matematycznej, albo chociaż szkic tego opisu)". Prawidłową do dyskusji tezą nie jest: "Wszyscy mają swoje teorie, każdy dorabia swoje argumenty, wszystko jest zmienne płynne, dyskusyjne, prawda jest ukrywana". To jest teza do popisów sofistycznych i to też na poziomie sto lat za starożytnymi Grekami. Napisałbym, że tak się bawią humaniści. Ale tego nie zrobię, bo znam świetnych, zainteresowanych nauką ludzi z wykształceniem humanistycznym, a sam pomimo wykształcenia ścisłego również uważam się za humanistę.
  5. Bo kolega studiował tam i przywiózł stamtąd "wuchtę" Swoją drogą UAM to jedna z pięciu uczelni w Polsce gdzie wykładają astronomię (taka uwaga na marginesie, żeby nie było, że offtop )
  6. Nie, po prostu laikiem Ale to można łatwo (w przeciwieństw do kosmictwa) zmienić. Ale nie krytykanctwem Na początek wystarczy mniej lekceważący stosunek do obecnego stanu wiedzy
  7. Ej, całkiem fajnie się czyta. Siedzi. I ma sens. A jak coś siedzi i ma sens jednocześnie, no to już jest bardzo dobrze! Z rad/uwag/zażaleń (tudzież jak pytał mój polonista: "Jakieś pytania? Prośby? Groźby?") to poradziłbym tylko, że rymy są fajniejsze kiedy rymują się inne części mowy, albo przynajmniej nie w tej samej formie gramatycznej. I nad tym bym pracował na pierwszy ogień, bo jest przesłanie, jest flow, trzeba tylko pracować nad warsztatem i urozmaiceniem. Rozumiesz, chodzi mi o rymy typu bezokolicznik-bezokolicznik (zważyć-marzyć) albo czego?-czego? (kości-obfitości). Fajnie jest jak rymuje się czasownik z rzeczownikiem, albo z przymiotnikiem, albo jeszcze z jakimiś pierdółkami. Jako kontr-przykład: Nie poezja, ale hip-hop, więc tu rym jest nawet jeszcze ważniejszy niż w poezji. Cała pierwsza zwrotka leci na rymach czasownikowych. Na początku się nie zauważa, ale jak już się zauważy to jest upierdliwe i monotonne PISZ DALEJ! "Pukajcie, a będą pukane, piszcie, a będzie czytane" P.S. Ładna laska w teledysku. Korzyść edukacyjna + walory estetyczne.
  8. Tak, mój kolega to zawsze powtarza, "Dostatecznie zaawansowana technologia jest nieodróżnialna od magii". Powszechna dostępność wiedzy, połączona z niewydolnością systemu edukacji, powoduje, że ludzie nagle odkrywają w internecie jakiś "tajemniczy ogród" i próbują wyważać otwarte drzwi. Albo co gorsza kuć dziury w ścianach. W razie tego wspomnianego "w" to sobie chociaż będę umiał proste bloczki i przekładnie pobudować, żeby od nowa domki z kamienia stawiać. I z obserwacji tego "niewytłumaczalnego" układu słonecznego, będę wiedział przynajmniej jaki jest miesiąc i jaka godzina. To sobie może jakieś zboże sensownie posieje. I może moje dzieci dzięki temu przeżyją, a ja im opowiem jak działały komputery i jak się wysyłało statki w kosmos. I zbudują od nowa cywilizację. Jeszcze jedno porównanie mi się nasunęło - takie rozprawianie nienaukowo na tematy naukowe na zasadzie "chciałbym być naukowcem, ale nie chce mi się uczyć, więc poszukam w necie i pobajdurzę" jest analogiczne do podejścia "chciałbym uprawiać seks, ale nie chce mi się szukać kobiet, więc obejrzę porno i zwalę konia". Bo to co się w ten sposób robi, to jest intelektualny onanizm: pobudzanie własnego umysłu tylko po to, żeby wszystko co w nim wartościowe trafiło w próżnię. I strata energii. leviatan - "wuchtę" - czyżby Wielkopolska?
  9. Nie jestem zamknięty, czytałem publikacje i słuchałem wykładów o różnych rzeczach, których jak najbardziej nasze teorie nie mogą jeszcze wytłumaczyć i te teorie dopiero tworzymy. Ale widzę, co osiągnęliśmy za pomocą naszej nauki. Może i dopiero co wyszliśmy z tej dżungli, ale jesteśmy w stanie jednym guzikiem zniszczyć wszystkie dżungle tej planety, razem z całą jej powierzchnią. I to wymaga respektu. Bardzo łatwo jest wszystko krytykować i poddawać w wątpliwość, kiedy samemu się nic nie zrobiło i ma się wszystko podane na tacy. Nie wiem jakie masz wykształcenie, ale pójdź chociaż na wykład z Analizy matematycznej I i z Fizyki I (podstawy mechaniki) i zobacz, że te "niewytłumaczalne zjawiska" to nie jest pisanie sobie patykiem po piasku na plaży. Ludzie poświęcili całe swoje życia, że już nie wspomnę ile zasobów, żeby dojść do rzeczy, które ty sobie porównujesz do wymówek jakiejś pierwszej lepszej puszczalskiej, co dała dupy na boku i musi się wytłumaczyć swojemu Ryśkowi. Sorry, ale nie. Po prostu nie.
  10. Tak i dzięki kilkunastu wiekom takiego naukowego podejścia nie mieszkamy w drewnianych szałasach, tylko mamy tranzystory i światłowody, a z nich komputery i internety. Dzięki temu każdy może sobie publicznie i dla zasady z tego naukowego podejścia kpić. Co jest ironią losu. "Rewolucja zjada własne dzieci" Solucja jest prosta - wszystkim, którzy wątpią w naukę, trzeba by zdobycze tejże nauki zabierać. Telewizory, komputery, internety, telefony, samochody, samoloty. Jak się nie podoba, to przecież mogą sobie tworzyć swoją naukę i pewnie dojdą do jeszcze lepszych i prawdziwszych teorii na których podstawie będą w stanie zbudować jeszcze lepiej działające urządzenia. Np zamiast koła, samochodu i takich pierdół od razu odkryją antygrawitację (skrzętnie ukrywaną w piwnicach uniwersytetów) i będą się unosić nad ziemią, patrzeć z góry na resztę hołoty.
  11. Nie, nie wiemy. Przeczytałeś w ogóle co napisałem? Czy rzuciłem garścią grochu o ścianę? Przyrównywanie wiedzy, którą w pocie czoła zdobywałem przez ostatnie pięć lat do tłumaczenia sobie zdrady przez kobietę... Sorry, ale równie dobrze możesz mi po prostu od razu splunąć w twarz. Rozumiem, że ty w przeciwieństwie do naukowców z antygrawitacją stykasz się na co dzień? Może warto jakąś publikację naukową skrobnąć? Nobel, te sprawy, milion koron piechotą nie chodzi.
  12. Jak już wspomniałem pewność bierze się stąd, że korzystając z takiego modelu wykonujemy obliczenia (sam wykonywałem na zajęciach z mechaniki nieba, oczywiście do niczego potem nie użyte, ale widziałem "bebechy" matematyczne), które pozwalają nam wysyłać różne obiekty na inne ciała Układu Słonecznego lub jeszcze dalej. Gdyby model był zły, albo przynajmniej nie był bardzo bliski prawdy, to byśmy z tego mieli jedno wielkie gówno. Tak się potwierdza wszystkie teorie, których nie można sprawdzić przez "inspekcję wzrokową", np. robiąc zdjęcia "znad" Układu Słonecznego To przejdźmy do pytań: 1) Dlaczego Merkury czy Wenus nie chowają się za Słońce, lecz są stale z Ziemi widoczne? ODP: Ee....nie są? Jak wszystkie inne planety Merkury i Wenus mogą być dokładnie po drugiej stronie Słońca niż Ziemia. Pytania są dwa: jak często to się dzieje i jak długo trwa? Sprawdźmy na przykładzie Merkurego. Jak często? Weźmy na początek sytuację taka jak nas interesuje, Merkury i Ziemia są idealnie w linii po przeciwnych stronach Słońca. Okres synodyczny Merkurego to ok .115 dni. I to jest właśnie okres, po którym Merkury jest widoczny w tym samym położeni wzgl. Słońca i Ziemi, czyli np w linii prostej. Zatem Słońce zasłania Merkurego co 115 dni. Jak długo? Ech...pasowałby rysunek... No ale spróbuję bez. Rozmiar kątowy Słońca z Ziemi to ok. 0,5 stopnia łuku. Trzeba się jeszcze spytać o prędkość kątową Merkurego kiedy jest po przeciwnej stronie Słońca. Potrzebna będzie prędkość względna Ziemi i Merkurego. Przy założeniu orbity kołowej (dla uproszczenia) ich prędkości mają wtedy dokładnie ten sam kierunek i przeciwne zwroty, zatem możemy je dodać. Ziemi to 30 km/s, Merkurego 48 km/s, czyli względna to 78 km/s. Teraz jeszcze musimy się spytać o odległość między Ziemią i Merkurym - będzie to promień orbity Ziemi + promień orbity Merkurego = 150 mln km + 58 mln km = 208 mln km. Zatem z prostego rachunku wynika (z dzielenia ), że prędkość kątowa Merkurego obserwowanego z Ziemi w tym położeniu to 0,0000215 stopnia/s. Czyli przejście za całą tarczą Słońca będzie trwało 0,5/0,0000251 s = 23255 s = 6,5 godziny. Czyli faktycznie dość krótko, można nie zdążyć przyuważyć, szczególnie jak nas oślepia Słońce To samo można zrobić dla Wenus. W rachunku nie uwzględniłem eliptyczności orbit, nachylenia względem płaszczyzny ekliptyki i rozmiarów samego Merkurego, ale idea jest cały czas ta sama i rząd wielkości wyniku będzie podobny. To zjawisko rzędu godzin. 2) Od wieków Astrologowie układają nam horoskopy i nigdy im Planety nie znikały! ODP: No, to nawet nie jest pytanie, Powinienem się chyba w ogóle do tego nie odnosić i powiedzieć po prostu: "to ich problem" Ale... Koniunkcja Słońca do Merkurego Interesujący pomysł, odkrycie nowego sposobu na załatwienie ważnej sprawy osobistej, zmiana okoliczności, pozwalająca na rozwiązanie problemów po własnej myśli, ważne rozstrzygnięcia w pracy zawodowej, sukcesy w nauce. - jeden z pierwszych wyników w googlu. Ciekawe, skoro nie ma u nich koniunkcji, to czemu mają przepowiednie na wypadek takowej? 3) Dlaczego Mars nigdy nie jest widzimy w okolicach Słońca - czyli w czasie dnia? ODP. Bo nie patrzymy? Mars jest na tyle daleko, że nie jest widoczny na dziennym niebie, bo jest ono za jasne. To znaczy - tło nieba jest już jaśniejsze niż Mars. Ale przy użyciu odpowiedniego instrumentu optycznego można by zobaczyć Marsa w dzień. Tzn chyba, nie wiem jakiego musiałby być kalibru. Trzeba by policzyć. A szczerze przyznam, że mi się po prostu nie chce. W każdym razie zaręczam, że Mars bywa na dziennym niebie tak samo jak wszystkie inne planety. Widzę, że znasz angielski (bo filmik był po angielsku), więc polecam ten link: http://astro.unl.edu/naap/ssm/modeling2.html Tutaj są wyjaśnione elongacje (nawet z animacjami) i można się dowiedzieć jak to jest z tymi obserwowanymi położeniami planet względem Słońca. 4) Jak trafić rakietą w Marsa, gdy Ziemia będzie po drugiej stronie Słońca? Ech... Widzisz, podejrzewam że problem z tym pytaniem jest taki, że ten kto je zadaje uważa, że rakietą się strzela prosto Jak na Ziemi jak z Waszyngtonu chcą jebnąć głowicą w Moskwę, to nie wycelują sobie w ziemie i nie przebiją się po linii prostej, tylko wystrzelą pod odpowiednim kątem, tak żeby ona na Moskwę spadła I podobnie jest w kosmosie, rakiet nie wystrzeliwuje się nigdy prosto, bo żeby coś mogło ignorować grawitację Słońca i tak sobie lecieć w kierunku w jakim mu sie podoba, to musiałoby być albo baaaaaardzo lekkie, albo baaaaaardzo szykbie. Trudno żeby rakieta była bardzo lekka (rzędu cząsteczki ) i tak samo trudno, żeby była bardzo szybka (rzędu prędkości światła?) Więc to się robi całkiem inaczej, wystrzeliwuje się rakietę wzdłuż orbity (tzn, w kierunek w którym leci Ziemia) dzięki czemu rakieta ma od razu odpowiednią prędkość, żeby być na orbicie okołosłonecznej o takim promieniu jak orbita Ziemi. Potem wystarczy dodać jej prędkość w tym samym kierunku (lub w przeciwnym, jeżeli ma za dużo) rzędu kilku-kilkunastu kilometrów na sekundę, żeby weszła na inną, eliptyczną orbitę wokół Słońca. No i to trzeba tak zaplanować, żeby ta nowa orbita i orbita Marsa miały jakiś punkt wspólny i żeby Mars akurat był w tym punkcie, kiedy będzie tam rakieta. Najprościej to się realizuje tak, że położenie w którym rakietę wprowadzimy na tę nową orbitę (i które znajduje się nadal na orbicie Ziemi) traktujemy jako peryhelium nowej orbity, a położenie w którym spotka Marsa będzie aphelium tej nowej orbity. No a jak już będzie przy Marsie, to znowu wystarczy jej dodać lub odjąć prędkości (w zależności od tego, czy ona doganiała Marsa, czy Mars ją) i rakieta schodzi z orbity okołosłonecznej, a wchodzi na orbitę Marsa. Ot i cała filozofia, nie chcę prowadzić dokładnych rachunków, bo nie wiem czy ktoś by to czytał, a szkoda mi godziny z tej pięknej niedzieli Mam nadzieję, że wyrażałem się jasno. "Skoro wszystko tak na prawdę jest falą" - a jak widzę zdania tego typu, to pozostaje mi polecić jedną jedyną książkę do przeczytania: http://pl.wikipedia.org/wiki/Modne_bzdury leviatan zalinkował ją przy dyskusji o Mechanice Kwantowej i myślę, że to kolejna dyskusja, gdzie ta książka mogłaby służyć pomocą. Pozdrawiam. P.S. Jajacek - może ten ortopeda należał do tego koła naukowego: https://www.facebook.com/pages/SKN-Spania-na-Medycynie/1501095423502652?fref=ts
  13. Solvay ma rację, leviatan zrobił jakiś missclick Ale oczywiście ma rację, że ruch gwiazd są jak najbardziej dostrzegalne i mierzalne, tylko nie wystarczą czasy naświetlania rzędu całej nocy, trzeba po prostu systematycznie co noc wykonywać zdjęcia tego samego fragmentu nieba, co jest doskonale wykonalne, a ruchy własne gwiazd (czyli nie ruch całej sfery niebieskiej spowodowany przez obrót ziemi wokół osi, który jest na zdjęciu leviatana) są średnio rzędu mikrosekundy łuku na dzień. Czyli 0,000001 sekundy kątowej. Obrazek ilustrujący ruchy własne: http://pl.wikipedia.org/wiki/Gwiazda_Barnarda#mediaviewer/File:Barnard2005.gif Gwiazda Barnarda - o jednym z największych zmierzonych ruchów własnych (a może i największym, nie pamiętam). A co do teorii Deny'ego... Jakby "współczesna jedynie słuszna nauka" nie wiedziała co mówi, to po pierwsze nie miał byś eurosportu z satelity, a po drugie próbniki by nie lądowały na kometach. Jak to miało miejsce w zeszłym tygodniu na ten przykład Animacja jest bardzo ładna, tylko opis jest kompletnie i podkreśle to mocno Z DUPY. Jako astronomowi nóż mi się w kieszeni otwiera. Prawdę powiedział Solvay, jedyne co nastąpiło, to zmiana układu odniesienia. I tyle. Powiedzenie, że model heliocentryczny jest zły, na podstawie tego filmiku, to jak wciśnięcie hamulca i narzekanie, że samochód się chyba zepsuł bo nie jedzie. Po prostu laicyzm i ignorancja. Żebyśmy mieli jasność - wszystkie inwektywy kieruję nie do Deny'ego, no bo nie każdy jest profesorem, tylko do twórcy filmiku. Bo już jak się wrzuca takie rzeczy w internet, to dobrze jest wiedzieć o czym się mówi. A odnośnie tworzenia nowych teorii naukowych: dobrze jest popuszczać wodze wyobraźni, ale żeby łamać reguły, trzeba je najpierw znać. Dlatego żeby być dobrym malarzem-abstrakcjonistą nadal trzeba nauczyć się malować akademicko na ASP, a żeby pisać wiersze jak Białoszewski nadal trzeba najpierw przeczytać Mickiewicza. A żeby wypowiadać się z sensem o nauce i oceniać teorie naukowe, zamiast trzy minutowych filmików na YT, polecam wykłady na uniwersytetach, bo są otwarte i darmowe, zgodnie z prawem dla wszystkich chętnych
  14. Panowie Bracia. Sprawa wygląda tak: jeśli chodzi o walkę - jestem pizdą. Ostatni raz biłem się z kimś w podstawówce. Może lekko poszarpałem gdzieś na początku liceum. I tyle. W razie jakiejkolwiek akcji na ulicy, czy gdziekolwiek indziej jedyne co mnie ratuje to szybki zryw do sprintu. Ale nie zawsze się można zerwać. Np idąc z jakąś laską. Albo będąc objuczonym torbami/plecakiem, czymkolwiek. To po pierwsze. Po drugie: roznosi mnie energia. Nieproporcjonalnie mało się ruszam do energii, która mnie ostatnimi czasy roznosi. Mówiąc kolokwialnie - w coś bym ponapierdalał, bo nie mogę. Brakuje mi wolnych znajomych do sportów zespołowych, na wakacjach męczyliśmy piłkę dwa razy w tygodniu i kondycja jako taka jest. Ale teraz nie ma w co i z kim. I tak sobie pomyślałem, że może jakiś boksik? Tylko sprawa jest taka, że jestem kompletnym laikiem, nie wiem jak sie napierdala i nie wiem w co sie napierdala. To raz, a dwa: wynajmuje mieszkanie i musiałbym się zorientować jak moja "OberMieszkanieFuhrer" zapatruje się na wieszanie czegokolwiek (np worka). Są jakieś inne opcje/przyrządy do napierdalania? Reasumując: Panowie Bracia - czy, w co i jak napierdalać?
  15. Robiłbym tak z chęcią, tylko jajka od chłopa kosztują 2 razy drożej niż Tesco z chowu klatkowego. A mój portfel płacze. ;/ I to widzę, a jak kury płaczą to nie widzę. A czego oczy nie widzą...
  16. ambitne teksty = betonowe buciki w rzece szołbiznesu? Witam.
  17. Trafiłeś mnie, bo lubię Korna Ad 4. Wiem, że nie można robić Dody za bardzo, ale z drugiej strony zbyt często wychodzi mi wiejskie "cieeee", "Sieee", staram się jednak delikatnie akcentować nosowość. Czasem może faktycznie za mocno, pracuję nad tym! Bardzo cieszy mnie szczególnie punkt trzeci, bo to wszystko jest naprawdę chałupnictwo, ale biorąc pod uwagę, że "zaczynałem w piwnicy" to myślę, że jestem już chociaż "na parterze" jeśli chodzi o produkcję
  18. Najsmutniejsze jest, jak ci się któryś styl podoba i jak po 10 sekundach sie konczy to chcesz jeszcze... a najlepiej to całą piosenkę w tym stylu Też chciałbym całą piosenkę w stylu Type O
  19. No nie chcę publicznie zdradzić swojej tożsamości bo żadnej pikantnej historii potem nie będę mógł opisać na forum. A przecież tego byśmy nie chcieli... Jak ktoś chce linka to niech mi napisze na priv
  20. Quizas - ładnie śpiewa ta dziewczyna. I zupełnie mnie nie dziwi, że stało się z nią to co napisałeś. Z takich polskich ludzi z talent show to najbardziej szanuję Krzysztofa "Zalefa" Zalewskiego. On był w idolu i nawet nie wiem czy nie wygrał. Miał długie włosy, typowy licealista kuc metalowiec. I potem przepadł. Standard, jak wszyscy po idolu. Odnalazł się rok temu. Okazało się, że grywał na klawiszach jako muzyk sesyjny z Hey'em np mu się zdarzało (słuchałem i nawet nie wiedziałem, że to on) albo z Muchami (słuchałem i nie wiedziałem, że to on) i w ogóle był, choć nikt nie wiedział, że jest. I wypuścił w końcu płytę pod własnym nazwiskiem. Która nie ma nic wspólnego z idolem, jest czystym i szczerym artyzmem i jest krótko mówiąc zajebista. I to mógłby być mój prawdziwy idol, gdyby nie to, że nie mam idoli, bo założenie jest głupie Ale to jeden przypadek. Na ile? Na miliony. A co to za trampolina do sławy jak będzie tak jak w przypadku opisanego przeze mnie zespołu górali? Jak za mną nie stoi łzawa historyjka o śmierci matki, nie przestałem się uczyć grać na gitarze i nie jestem ładną dziewczynką? Nie wiem, ja telewizji nie kupuję ani trochę. I nie wiem czy cel w tym wypadku uświęca środku. Iść do nich to trochę podpisać cyrograf. Brzytwa - Toś mnie zaskoczył ale faktycznie trafny obrazek domyślam się że to musi być najszczersza prawda. Zatem grafika artystyczna FTW! A poziom muzyki na statkach na pewno jest wysoki. Tzn inaczej. Jest to wysoki poziom prostytucji artystycznej. Jak full ekskluzywne "modelki" dla polityków, Berlusconiego np. Inna sprawa, że wolałbym się prostytuować artystycznie niż z Berlusconim jednak
  21. Ambroży - masz mnie. Chociaż ja bym tam poszedł i powiedział im co o nich myślę. Co stracę? Seks którego nie mam? Łał. A do Panów politykierów - naprawdę od każdego tematu potraficie przejść do polityki.... jak proboszcz w mojej parafii od każdej ewangelii do potępienia ideologii gender. Pomyślcie nad tym porównaniem
  22. Jeszcze chciałem się odnieść do Quizasa uwagi o forach zajmujących się muzyką: to jest walka o lajki, 200 osób wrzucających swój link, każdy oczekujący akceptacji i pochwały innych, przy jednoczesnym wylewaniu szamba na resztę. Nic konstruktywnego niestety, tylko to o czym wielokrotnie pisze w tekstach Marek. Walka o hormony związane z tym ze mnie ktos pochwali i wylanie swojego szamba na kogoś. Jak siłowanie się ze świnią - musisz się ubrudzić. A świnia to lubi. @Brzytwa - taa, wystarczy poczytać o głośnym ostatnio wypadku Roberta Brylewskiego. Ikony przecież. Która jest w sumie wieku 50 czy tam prawie 60 lat z niczym poza kultowością. I ledwo wiąże koniec z końcem. O dziwo jego córka, już się sprzedaje w jakiejś dużej wytwórni. Ale już nie jest tak ostra w przesłaniu jak tata. I jest ładną kobietą, której film można obejrzeć dla samej buźki Działalności zespołowej nie prowadzę od 4 lat (tzn gramy jeden koncert w roku zespołowo, w ramach wspominkowo-przypomnieniowych), pracuję tylko na własne nazwisko. Tzn pseudonim. Sam komponuję, sam piszę teksty, sam to nagrywam. Ewentualnie mam gości czasem. Potem sam robię teledysk. Z pomocą przyjaciół, którzy mi pomagają bo im się to podoba co robię i sprawia im radość. A z graniem po statkach wycieczkowych - fajnie brzmi Ale to trochę jak wesela. Odniosę się do Twojej działki - grafiki. Tobie, jako grafikowi, nikt nie każe przerysowywać w nieskończoność czyjejś pracy. Od tego jest ksero. Od Ciebie wymaga się kreatywności, Natomiast muzyk do kotleta jest jak kopiarka, która kopiuje tylko czyjeś prace. Covery, covery, covery...oczy czarnyje... i prikrasnyje... weseeeelny klimat.... i tak leci. A wiesz jak jest, jak się ma potrzebę wyrażania siebie w tym co się robi. Rozumiem też, że można wyrazić siebie przez coverowanie, są miliony kanałów na YT z coverami, niektórzy bardziej popularni niż oryginalni artyści. Np "10 second songs" czy jak to tam się nazywa, zaraz zalinkuje... Ten pan ma więcej wyświetleń i subskrypcji niż 90% polskich artystów. Za zajmuje się tylko interpretacją (twórczą) tego co stworzył ktoś inny. I z tego się da żyć. Ale to mnie nie podnieca, pokopałbym rowy. Myślę, że rozumiesz co mam na myśli.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.