Witam Bracia. Jestem tu nowy więc na wstępie się przywitam. Jestem Łukasz - mam 31 lat. Za sobą dwa poważne związki. Pierwszy trwający od 18 roku życia przez 11 lat. Mając lat 29 rozwiodłem się. Ze związku mam córkę, którą bardzo kocham. Dziewczyna spieprzyła do innego, który troszkę pomachał banknotami przed nosem, miał lepszą bajerkę, ogólnie pewnie przedstawił jej wizje luźnego życia, w którym niczego jej brakować nie będzie. Karma była natychmiastowa bo jakieś 2-3 tygodnie po tym jak się rozwiodłem, rozwalił się chłopak swoją nową A8 z ponad 400 kucykami pod maską zabijając przy tym siebie i niewinnego człowieka z drugiego auta. Rozpaczy nie było końca - płakała za nim jak za księciem z bajki. Depresja, leki - 2 tygodnie warzywo - wyjęte z życiorysu. Do rzeczy. Moje małżeństwo rozpadło się bo nie potrafiłem pierdolnąć ręką w stół - tak myślę bo na rozprawie podała błachą odpowiedź, że spodziewała się mojego innego podejścia do dziecka (byłem w stosunku do niej zbyt uległy - choć ona specjalnie nie broniła mi żyć swoim życiem). Byłem typem cichego misia, no kur.. taki ze mnie typ romantyka - dobrze, że przy tym jestem nerwowy więc jak trzeba to umiem wyciągnąć jaja ze spodni niekoniecznie w celu zaliczenia kolejnej cipki. Pojawiły się problemy życia codziennego, brak kasy, trudność w znalezieniu pracy, choć jestem człekiem wykształconym. Whatever - to jest za mną. Przebolałem rozstanie wydawało mi się, że wyciągnąłem wnioski. Otrząsnąłem się z tego do tego stopnia, że nie mam żadnych emocji jeśli o kontakty z byłą w sprawach córki, bo tylko w takich się kontaktujemy. 3 miesiące po rozwodzie poznałem niewiastę rok młodszą ode mnie. - również po przejściach, również z dzieckiem, tyle że starszym (moja córa 3.5 roku, jej 5). Na początku wiadomo - motylki, ogólnie wkręciłem się w nią i w tą relację maksymalnie. Jednak nie miałem dziwnych jazd typu porównania do byłej itp. Zwykły czysty nowy związek. Z czasem przestawało być różowo. Ona mieszka z rodzicami na wsi - widywaliśmy się weekendami. Wertowanie telefonu itp - kontrola, która w początkowej fazie mi nie przeszkadzała - niech sobie kobita sprawdza - znudzi jej się bo nic tam ciekawego nie było to przestanie - aha, na pewno. Zaczęła wariować, być zazdrosna, dziecinna nawet. W pewnym stopniu tłumaczyłem sobie to tak: no dama się wkręciła, odbierałem to w prosty sposób - no zależy jej i to bardzo. Zawsze ją kurna starałem się tłumaczyć. Niestety.... Schemat działania ten sam. Ciepły misio po takim rozstaniu spragniony domu, rodziny - udanej relacji. Na początku palec, później ręka. Byłem dla niej chyba za dobry. Na każde zawołanie. Kumpli z którymi znam się od lat kilkunastu odstawiłem. Co do tego miała powód bo towarzystwo lubi sobie zakopcić jointa a ona jest nie do ruszenia jeśli chodzi o tą kwestię - nie i koniec. Odstawiłem. Powoli wywracałem do góry nogami swoje życie dla niej. By się ułożyć. By było dobrze. Równomiernie rosło we mnie emocjonalne wkurwienie bo w sprawach łóżkowych - no bajka na początku. Kobieta potrafiła 3 razy szczytować w trakcie jednego stosunku - widać było po niej, że jest w tym temacie jak najbardziej ok. Ja z racji tego że miała przede mną kilku - jakoś miałem na początku małe obawy o to jak to będzie wyglądało. Ale było ok. Dostawałem od niej emocjonalne strzały w postaci fochów o największe pierdoły - rozstawaliśmy się i schodziliśmy kilka razy.Nie sposób opisać teraz tego wszystkiego. Był epizod w którym mieszkałem z nią w domu jej rodziców - raptem 2 miesiące. Wyprowadziłem się po którejś kłótni i noga moja tam nie postanie. Miała się przeprowadzać do mnie od 01.09. Zorganizowałem przedszkole, z którego zrezygnowała. W końcu po półtorej roku powiedziałem dość. Planowaliśmy kolejny weekend - podeszła do tego na zasadzie ok zobaczymy jak będzie - zero jakiejś chęci, inicjatywy z jej strony. Wkurwiłem się, pokłóciliśmy się o to. Ale weekend spędziliśmy razem. Kolejny i kolejna przeszkoda - w tyg nie ma czasu przyjechać po pracy do mnie bo wiecznie ma coś do zrobienia w domu albo tekst idealny na wykręcenie - mam dziecko i obowiązki. A z weekendem też jakiś sztuczny problem wymyśliła. Zawsze to ja jeździłem. Wydaje mi się, że to była gra z jej strony - taki swoisty test - na to jak głęboko jestem w stanie wejść pod pantofel. Ile dla niej zrobię itp. Powiedziałem dość. Wymiana zdań. I oczom nie wierze ona pisze do mnie, że chce odejść, że ma już dość. (wcześniej były takie próby zastraszenia ale rozchodziło się po kościach). Przez komunikator internetowy - nosz kur..... Wkurwiłem się i powiedziałem, że jeśli ostatnio jest tak, że ja mam się prosić o czas spędzony z nią, wiecznie wychodzić z inicjatywą (w łóżku też w późniejszych czasie było zimno i jak ja nie miałem parcia to ona tym bardziej) i ciągle słuchać jak mnie punktuje - w zamian nie otrzymując jakieś zwykłej wdzięczności, uczucia docenienia to ja odchodzę. Spotkaliśmy się ostatni raz na moją prośbę bo chciałem się zachować jak facet i jej to powiedzieć w twarz. Zgrywała oschłą, zimną. Nie wyszło bo w pewnym momencie pękła i uroniła kilka łez - ja z całkowitą powagą. Pewny siebie i tego po co tam przyjechałem. Po spotkaniu jeszcze kilka zdań wymienionych na komunikatorze. Pisze do mnie żebym nie pisał do niej bo ją to boli a sama sztucznie podtrzymuje kontakt pisząc dziś np: "szkoda, że na ostatniej prostej dowiadujesz się ile tak naprawdę dla kogoś znaczyłeś". Uczucie do niej we mnie nie wygasło ale jest zupełnie inne niż na początku. Kobieta pokazała mi dwie twarze. Kochanej naprawdę kochanej kobiety w momencie kiedy byłem 100% dla niej i wszystko pod nią podporządkowałem. Oraz zimnej suki, która jak nie potrafi dostać tego czego chce to obraża się na cały świat, którym byłem wespół z jej córką. Co ja mam bracia teraz zrobić. Oficjalnie decyzje podjąłem, że chce odejść bo mi przeszkadza to, że nie potrafi zrozumieć co jej przekazuję w kwestii jej charakteru (a nie ma tego dużo) nie potrafi popracować nad sobą a tym samym pokazać mi słuchaj ok - zależy mi postaram się razem z Tobą poprawić tę relację. Nie piszę do niej, odpisuję tylko jak coś napisze. Co mam zrobić gdy po pewnym czasie powie że chce wrócić ? (znając jej charakter - dla niej - wyglądałoby to dokładnie tak samo jak u faceta - upodlenie się, więc pewnie tak nie zrobi) ale w myśl zasady puść wolno, jak wróci jest Twoja jak nie, nigdy Twoja nie była - jak wróci to co ? Sam nie wiem. Napełniam baniak pozytywnymi myślami bo co mi zostało? Przechodzę to lepiej niż rozstanie po poprzednim związku ale w serduchu dalej jest ogromny żal i wspomnienie tego uczucia, które było we mnie na początku naszej znajomości. Teraz mam mętlik - kocioł w bani czy byłbym z nią szczęśliwy czy lepiej ogarnąć się odpocząć troszkę i poszukać innej.