Witam wszystkich na forum, chcialbym przedstawic Wam swoja historie i przyjac Wasze komentarze. Na starcie napisze tak: 3 tyg temu zerwalem zareczyny po 8 latach zwiazku, tydz temu trafilem na blog Marka i to forum. Ja, wychowany na dobrego, grzecznego, malomownego chlopaka, co nic nie powie jak mu nie cos pasi (troche podreperowalo to gimn i lic), taki typ przyjaciela dla dup i moja Panna z niewyparzona geba, lubiaca rzadzic, ale inteligentna, ladna, no i te jej cycki... z rodziny typowo wiejskiej, rzadzi matka mimo, ze ojciec to duzy, rosly chlop. Zaczelismy w wieku 18 lat. Na poczatku zajawka na maksa, jakies 2 lata. Potem troche klotni, ale jestesmy razem, dajemy rade. Mimo jej duzego temperamentu nigdy nie dopuscilem do straty przyjaciol czy wyjscia z kumplami. Byly o to klotnie i mnostwo telfonow w trakcie spotkan z ziomkami, ale walczylem o swoje. W sumie wydawalo mi sie, ze panuje nad sytuacja i jak cos chce zrobic to robie... Nie do konca. Po cichu dzialo sie wszystko po mysli panny. Zgadzalem sie na wszystko, bo potrafie odpuscic i chcialem byc dobry dla niej. Np. zareczyny. Mialem zawsze swoje przekonanie, ze zrobie to dopiero po zamieszkaniu razem. Jeb, zrobilem przed (bo wiedzialem, ze sie zajebiscie ucieszy). Drugie, slub. Nigdy nie chcialem duzego, pierdolnego wesela, ba w sumie sam z siebie to wcale nie chcialem sie chajtac. I co ustalilem? Duze wesele takie o jakim ona marzy. W pewnym momencie zdalem sobie sobie sprawe, ze mam w dupie siebie. Ja pierdole, a co ja sie naprzezywalem zeby dogadac sie z jej matka. Cale zycie mnie nie znosila, bo za malo zarabiam, bo nie chodze do kosciola, bo moi starzy to ludzi w chuja robia (bioenergoterapia). Kurwa zacisnalem zeby i mimo wszystko zaczelo byc dobrze (pokazalem, ze ja szanuje i nie jestem obrazalski). Tylko, ze zobaczylem, ze ona nie robi NIC w druga strone. Co najgorsze po roku mieszkania zauwazylem, ze robi sie jak jej matka. A to kobieta, ktora omijalbym z daleka. No kurwa, urodzila sie tego samego dnia roku co Hitler. Przypadek? Nie sadze, skoro jej maz mowi co mysli tylko jak sie schleje i jest pracoholikiem, pewnie dlatego zeby nie wracac zbyt wczesnie do domu. Byly okresy zajebiste, seks... Ekstra, dochodzila po kilka razy, ja tez w tej sferze nic wiecej nie potrzebowalem. Nigdy sie nie zdradzilismy (przynajmniej ja, ona raczej tez, ale nigdy nie ma pewnosci). W ciagu roku mieszkania razem, gdzie powinno byc super, bylo tyle klotni i gadek o tym czy zrywac czy nie, ze w koncu nadszedl ten moment, ze stwierdzilem, ze dalej tak byc nie moze. Koniec zycia zludzeniami i pierdoleniem, ze bedzie lepiej. Na pewno nie bedzie! Zwlaszcza po slubie! Ale ludzie co ja sie nasluchalem przez ta nieprzespana noc i ranek przy zrywaniu... Cale zycie nie uslyszalem tyle komplementow. Jeszcze mnie bzykac chciala, potem lodzika robiic, a ja tylko zacisnalem zeby i nie! Koniec to koniec. Zaloze sie sie, ze chciala by bez gumy, zeby mnie na bachora zlapac. Ja pierdole, trudno sie troche pozbierac, bo juz nie pamietam zycia bez niej. Ale wiem jedno, teraz czeka mnie praca nad soba, zero zwiazkow emocjonalnych. Moje wnioski? Przede wszystkim zapomnialem o sobie. Taka ulegloscia robilem z siebie cipe i zatracalem po trochu siebie. Chyba stracilem przez to troche szacunku za rowno od niej, ale glownie sam dla siebie. Chyba nie czulem sie facetem takim na 100%. Poza tym juz nawet nie pamietam jak sie gada z obca lala w sensie flirtu. Pojawily sie pewne bariery, ktore teraz bede burzyc. No i w sumie tak mi sie wydaje, ze jak nie wiesz do konca jaka jest konkretna laska to zobacz na matke. Raczej bedzie podobna. Dodatkowo teraz wiem, ze zbyt dlugo czekalem. Ale po tylu latach to cholera nie jest proste spojrzec tak obiektywnie i podjac taka decyzje. Jebac, ciesze sie, ze teraz to zrobilem, a nie wbrnalem na dobre czy zle jak wiekszosc. Jeszcze na koniec pytanie. Uwazacie, ze warto teraz startowac do panien, czy to na bzykanko czy ot tak randevu, czy dac sobie spokoj na jakis czas calkowicie? P.s. Co proponujecie na otwarcie sie do ludzi, lepszy podryw. Na razie dzialam z zasadami gry Neila. Swojej drogi jeszcze nie obralem. Widze, ze wiekszosc z Was to zwolennicy bycia calkiem bez kobity. Nie wiem czy to dla mnie, ale doswiadczenie w zwiazku juz mam, teraz czas na kilka lat bez dla samego siebie. Pozdro!