Niemal 1.5 mc temu skończył się mój trochę ponad 2 letni związek. Ja 25 lat, ona 29 lat. Nie będę opowiadał, że było baśniowo, idealnie i wgl. Były kłótnie i ciche dni jak w każdym związku. Nasze zejście się było bardzo przemyślane romantyczne, stopniowe. Wszystko zaczęło się rozwijać. Mieliśmy wiele wspólnych pasji, hobby, pomysłów, którymi się dzieliliśmy. Byliśmy bardzo zgodni, uwielbialiśmy spędzać ze sobą czas , ale oczywiście mamy swoje kręgi przyjaciół, wiec nie spedzialismy kazdej wolnej chwili ze sobą. Tu dodam, że ona jest muzykiem, to może coś wnosić. Po 7 miesiącach bycia razem, i 2 letniej dojrzewającej znajomości zamieszkaliśmy razem, z jej inicjatywy. W dalszym ciągu było w porządku.. kiedy to stopniowo coś zaczęło się wypalać. Nadszedł moment, ponad miesiąc temu, kiedy to ja zacząłem rozmowę - mówiąc ze widze ze coś nie gra, że brak jest czegoś miedzy nami. Oboje stwierdziliśmy, że będziemy to wszystko ratować, wybierzemy się nawet na terapie. Kolejne dni , były dla mnie koszmarem. Doszło do zdrady (z osobą z nowego 'projektu - zepsolu'), od razu się o tym dowiedziałem. Z dzisiejszej perspektywy, naprawdę nie wiem jak zniosłem tamte dni. Po tygodniu nastąpił znaczący zwrot akcji... Potęzne refleksje z jej strony, jakas skrucha, jakby niedowierzanie, tym co sie wgl dzieje. Jednak to nie trwało długo. Kolejne szczere rozmowy, przegadane godziny - stanęło na tym, że kocha mnie nie tak jak bym tego chciał, że tu teraz nie możemy być razem.
W chwili obecnej nikogo nie ma, wiem, że próbowała się z kimś z Tindera spotykać. Ja też próbowałem, jednak szybko okazało się, że nie jestem w stanie 'randkować' z jakąkolwiek inną dziewczyną. W trakcie tego ostatniego czasu, wielokrotnie zrobiła mi nadzieję. Padało wiele stwierdzeń, w które uwierzyłem i chyba gdzieś dalej wierzę. Z różnych względów mieszkamy razem, poza oczywistymi kwestiami, relacje wiele sie nie zmieniły. W okresie tego czasu niespodziewanie wyjechałem odreagować na kilka dni. Cały czas próbowała mieć kontakt... - po co to, nie powinna mieć mnie gdzies?
Najbardziej boli mnie to, że sama uważa, że byliśmy super szczesliwi, ze ona tak sie czuła, ale jednak 'to cos przeważyło'. Dlaczego nie chciała spróbować ratować tego zwiazku?! Nie pojmuję tego...
Obecnie jestem w bardzo chujowym stanie psychicznym, a myslalem ze będzie lepiej. Wahania nastroju są coraz większe. Mam z nią potężną ilość wspomnień , które cały czas są zajebiście żywe.
Nie wiem co ze sobą zrobić.
Jeśli będziecie potrzebowali jakiegoś uściślenia, pytajcie proszę. Sytuacja jest naprawdę złożona..