Nie jestem klasycznym beta, mam sporo też cech alpha i gamma. Bardzo logicznie rozumuję, nauczyłem się być asertywny i nieustępliwy, dominujący jeśli sytuacja tego wymaga. Jestem sprawny fizycznie i wyćwiczony w walce wręcz, jestem też wychowanym na grzecznego rycerzem, ale szarym. Fascynuje mnie od wielu lat rozwój osobisty, psychologia, a za młodu wyszedłem z ciała i prostym eksperymentem potwierdziłem realność lokalizacji swojej świadomości poza ciałem (piszę o tym, bo takie doświadczenia kształtują pogląd człowieka i kierunkują rozwój na całe życie).
Poznawałem różne kobiety, ale z jedną złapałem szczere połączenie dusz. Coś kliknęło tak mocno i tak głęboko, że wiedziałem, że chcę spędzić z nią resztę życia. To się różniło od haju z wcześniejszych związków. Głęboka relacja, szczerość, niesamowita bliskość na każdej płaszczyźnie, konstruktywne rozwiązywanie sporów, wspólny rozwój, rozmowy, miłość fizyczna i platoniczna, przyjaźń, wspólne pasje, radość z każdej chwili. Nasza relacja to coś na skalę światową.
9 lat razem, bez dzieci i bez formalizacji związku, ona nigdy na to nie naciskała. Lecz niestety żaba za późno zorientowała się, że woda się gotuje. Z czasem, w późniejszym etapie związku, nasilały się kłótnie o kontrolę i ogólnie wymuszanie emocjonalne coraz to większych ograniczeń dla mojej osoby, bezpodstawne oskarżanie(o czym dokładniej dalej), coraz częstsze napięcia. Były też bodajże 3 kłótnie na przestrzeni tych lat, gdzie "wypraszałem" ją z mojego domu na parę dni, ale zawsze później odbudowywaliśmy i wzmacnialiśmy naszą relację. Najpierw z inicjatywa wychodziła od niej, później ode mnie.
Przez ostatnie 2 lata, kiedy się zorientowałem, że to jest walka o dominację nad terytorium, zacząłem stawiać wyraźniejsze granice i odbudowywać swój obszar. Znajomi odzyskani, ograniczenia zdjęte. Osiągnęliśmy kompromis, ale nasilał się jeden konkretny problem. Jej nieustanne oskarżanie mnie o rzeczy, które mógłbym zrobić (np. potencjalnie uzależnić się od gier komputerowych), pomyśleć (o niej źle), poczuć (pożądanie do innej) itp itd zaczęło już mnie doprowadzać do furii. Niby nic, ale znacie ten wątek. Nie siła, a mnogość powtórzeń jest istotna. Bezsens logiczny i bezpodstawność tych oskarżeń wywoływała we mnie coraz większą złość. Nie byłem świadomy przeprowadzania przez nią testów. Próbowałem się opanować, nie krzyczeć i nie ubliżać w odwecie, ale absurdalność oskarżeń wytrącała mnie z równowagi za każdym razem. O wspólnym pożądaniu nie wspominam z grzeczności. //Czy był to kontratak za odbudowywanie mojego terenu?
W tym roku nawałnica bezpodstawnych oskarżeń przeszła 3 razy w równych odstępach dwumiesięcznych, z czego ostatni raz tydzień temu, kiedy to miarka się przebrała, i będąc pod wpływem silnych emocji "wyprosiłem" ją i powiedziałem, że to koniec. Kilka dni temu, zgodnie z moją sugestią, wzięła swoje rzeczy pod moją nieobecność i zwróciła klucze.
Mam myśli ambiwalentne. Siedzę w domu i jestem osłupiony patrząc w otchłań na świeżo po przeczytaniu Kobietologii. Jednocześnie wiem, że ludzie (i zwierzęta) są czymś więcej niż biologicznymi automatami do reprodukcji. Zawsze graliśmy z partnerką w otwarte karty, potrafiła przyznać się do błędu jeśli trzeba było. Napisałem jej kilka SMSów objaśniających co się działo z perspektywy gry płci, odnośniki do artykułów i czekam, czy będzie jakaś reakcja.
Pamiętajmy, że z drugiego punktu widzenia ta historia opowiedziana by została z pewnością zupełnie inaczej, nie da się być w takiej sytuacji obiektywnym, dlatego z wielką chęcią zapoznam się z Waszymi komentarzami, poradami, sugestiami i spojrzeniem na sytuację z innej perspektywy.