Witajcie. Poczytałem dziś sporo tematów na forum i jestem trochę przygnębiony. Potwierdziliście moje obawy, które "zdobyłem" metodą prób i błędów. Na szczęście jestem w pełni wolny, choć okazji do wpadki było niemało. Generalnie rzecz biorąc niebawem stuknie trzydziecha, co w jakiś sposób emocjonalnie przytłacza, niczym dupsko grubej baby siedzenie w tramwaju. Czas zapieprza. Za sobą mam jeden poważny związek sprzed kilku lat, z którym wiązałem wiele i który mnie sponiewierał na długi czas jak tusk Polskę. Wielka i piękna miłość przerodziła się w kombinacje i stek kłamstw. Odwróciłem się na pięcie. Doświadczyłem niemal wszystkiego co piszecie tu o kobietach, niestety. Z pięknego snu w koszmar, jak po równi pochyłej - dokładnie w momencie gdy się zangażowałem, szczerze zakochałem i przestałem być niezależnym alfą. Po kilku latach próbowałem znów coś zbudować, z młodszą o kilka lat dziewczyną, ale takie są jak chorągiewka na wietrze i to co można wspomnieć, to jedynie niesamowite ciało. Generalnie w międzyczasie poznałem dziesiątki różnych dziewczyn, z którymi do niczego nie dochodziło, bo pewne schematy i patologie mogłem już wyczuć na kilometr. I w grę wchodziły swoje standardy - żadnych paszczurów. Jak wspomniałem - lata lecą szybko. Rok temu podjąłem decyzję, że jeszcze intensywniej zacznę szukać świętego Gralla. Użyłem nawet portalu randkowego, jeździłem jak obłąkany na spotkania i setki kilometrów, ale szanowni Bracia wyobraźcie sobie, że jak trafiała się taka, co tylko ją do łoża rzucić, to znów nie było o czym rozmawiać - a próbowałem rozbudzić, dotrzeć - ale do kołka nie da rady, choćby skały srały. A inne przypadki to ukrywające swoje zwały tłuszczu dziewczyny, sprytnie tak robiące zdjęcia, by nie było nic złego widać. Niezły numer zrobiła jedna, co jak się okazało ważyła więcej ode mnie, przy niższym wzroście. O losie. Ale żeby nie było, na żywo poznałem też sporo, z racji tego, że mam ciekawe hobby. Ale zero konkretów, beznadzieja, czasem literalne patologie. Taki spory przemiał nauczył mnie z wielką (sic!) łatwością olewać nierokujące znajomości i przeć dalej, palić za sobą mosty. Czuję się jak trochę pozbawiony uczuć, wyprany z emocji, zlewek nie biorę już do siebie jak to kiedyś brałem. I generalnie zaczynam się martwić, że moja wymarzona kobieta marzeń nie istnieje. A jakże fajnie zasypiać z kobietą wtuloną w objęcia, czuć jej ciepło, zapach, pożądanie i wysokie libido, świeczki w oczach. Miałem demo. Babcia (taka prawdziwa babcia) zawsze mi powtarzała: "znajdź sobie młodszą, wychowoj". Ale kurde, nie ma w czym wybierać, pośród fejsbukowiczek, instagramowiczek, snapchatowiczek itd.itp. wpatrzonych w swe smartfony jak szpak w pizdę. Tak, jestem sfrustrowany. Samemu jest dobrze - zero stresu, kasa się zgadza, co więcej? Ano czegoś brakuje. O Bracia samcy, co robić, jak żyć? Nie chcę skończyć jak w Dniu Świra, Koterski dobrze opisał ten schemat, jego inne filmy (Porno, Nic śmiesznego) też łączy ten sam przekaz: Nie udało mi się życie; zmarnowałem. Uciekłem od pierwszej jedynej miłości. Potem ożeniłem się bez miłości. Jedyna istota, którą kocham, mój syn, wychowywał się w piekle mojego małżeństwa! Tak jak ja wychowywałem się w piekle małżeństwa moich rodziców! A myśl, że mój Sylwunio będzie tak nieszczęśliwy jak ja, łamie mi serce. Praca, która była moim powołaniem, okazała się udręką za grosze. Zabija mnie samotność, którą sam sobie zgotowałem! Nikt i nic mnie już nie czeka! Nie widzę przed sobą przyszłości! Jestem w proszku! W rozsypce! Wypalony! Rozmontowany! Śmiertelnie zmęczony, chociaż niczego w życiu nie dokonałem! Muszę przystanąć w biegu, chociaż nigdzie nie dobiegłem. I odpocząć! Odpocząć za wszelką cenę! A i nie być bezwzględnie zaślepionym w jednym kierunku, że wszystkie baby są złe, bo oto finał:
Pozdrawiam, Marcin