Skocz do zawartości

Blacky

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Blacky

  1. Ile postów do tego czasu muszę napisać lub zdobyć plusów, żeby być brany pod uwagę? xD
  2. Rozpatruje wyprowadzkę do zupełnie innego miasta, jednak boję się, że sobie nie poradzę. Obecnie mieszkam w takim 140 tyś. Musiałbym zostawić firmę i rozpocząć coś od etatu. Nie wiem czy to dobry pomysł.
  3. Przez pół roku przerobiłem te warianty w mojej głowie, na wszystkie możliwe sposoby, dlatego się obwiniam.
  4. Dziękuję za rady. Wow. Jestem naprawdę pod wrażeniem, aż umówiłbym się z Wami na piwo. Dowódco, 1. Uczęszczam do psychologa a po konsultacji z psychiatrą zdecydowałem, że na razie farmakologi nie będę próbował. 2. Tak, mam osobowość narcystyczną, zdiagnozowaną już w związku. Natomiast po rozstaniu zacząłem coś z tym konkretnie robić. Obecnie udało mi się nie szufladkować ludzi i nie oceniać ich na gorszych/lepszych. Wiem, z czego to wynika i staram się z tym walczyć z całych sił. 3. Staram się to robić, uchodzę za w miarę otwartego gościa, ale wewnątrz bardzo boje się oceny i analizuje później każdy gest i słowo. 5. Chyba w punkt. Ze mną była najdłużej, możliwe, że z powodu rollercostera emocjonalnego, który jej fundowałem. Znowu w punkt. DDA połączone z brakiem przynależności do grupy w okresie dzieciństwa. Dziewczyna mi podnosiła tą wartość, gdy się to skończyło, to wartość również się skończyła. Wiem, że nie buduje się swojej wartości na drugim człowieku. Mea culpa. Mój psycholog twierdzi, że to jest dobitny przykład efektu aureoli. Zgadza się. Dostrzegam jej wady, ale nie dopuszczam tego do podświadomości. Każdą jej decyzję czy to przed związkiem czy w związku czy już po, usprawiedliwiłem i wytłumaczyłem w swojej głowie. Z poziomu logicznego wiem, że nie była ideałem, jednak podświadomość narzuca mi zupełnie inny obraz. Wydaje mi się, jakbym wiedział to co teraz i inaczej ją traktował to nie skończyłoby to się tak jak się skończyło.
  5. Dzięki za odpowiedź. 1. Od pół roku siłownia + cardio. Niestety żadne sporty drużynowe, czy zimowe (nawet głupie łyżwy) nie wchodzą w grę z uwagi na zdrowie. 2. Przerobiłem większość rzeczy z polskiego netu + klasyki z książek na temat Kobiet, jednak wiele zapomniałem. Miło będzie wrócić. 3. Zdecydowanie, zbieram się do tego i nie mogę się zebrać. 4. Jestem na terapii, ale wpadam w błędne koło. Ciągnę to, ale sam definiuje procesy, które zachodzą w mojej głowie, znajduje przyczynę, ale nie potrafię podać rozwiązania. Ostatnio sam zacząłem ogarniać psychologię. Terapeuci potakują, ale twierdzą, że tu już tylko czas pomoże. Pora na zmianę terapeuty. 5. Rozwój jest. Olałem coachingowe brednie i filozofię sukcesu, nie mogę tego przełknąć. Zacząłem ogarniać nie dawno właśnie psychologię tak dość konkretnie (Freud i Jung) i interesować się fizyką kwantową. Oprócz tego literatura piękna i nowinki branżowe.
  6. Od ponad pół roku jestem w stanie permanentnej depresji, która objawia się zupełną niechęcią do podjęcia jakichkolwiek działań, totalną bezcelowością życia a czasami nawet nie wychodzeniem z łóżka przez tydzień. Próbowałem wielu rozwiązań – rozmów ze znajomymi, dawanie sobie czasu, medytacji, imprez i narkotyków, dziewczyn, psychoterapii a nawet mistycznego odłamu psychologii Junga, czyli ustawień metodą Hellingera. Na dłuższą metę nic nie pomogło. Wychodzę z założenia, że pomóc radą lub dobrym słowem, w sposób skuteczny mogą tylko osoby na podobnym lub wyższym poziomie świadomości (w tematach z którymi wiążę się problem), dlatego też zdecydowałem się stworzyć ten temat, w tym miejscu - na forum. Bracia ostrzegam - będzie długo. Ale będzie szczerze. I dość szczegółowo. Mój proces wczesnej socjalizacji przebiegał zgoła inaczej, niż u większości osób. Do 19 roku życia, większość czasu spędziłem w szpitalach w towarzystwie lekarzy, rodziców i książek. Praktycznie nie miałem kontaktu z rówieśnikami oraz styczności ze sportem, co zaowocowało brakiem empatii i inteligencji emocjonalnej oraz dość wątłą budową ciała. Jestem dziwnym połączeniem ekstrawertyka i introwertyka, który jest do bólu logiczny. ENTP here. Paradoksalnie przez większość życia miałem zawyżone poczucie własnej wartości i ego w kosmosie. Jednak obecnie zdaje sobie sprawę, że to był tylko mój mechanizm obrony, gdyż poczucie własnej wartości (takie prawdziwe) było i jest na poziomie zerowym. Mechanizm obronny, który niszczył większość relacji z rówieśnikami a ja zupełnie nie wiedziałem dlaczego się tak dzieje. W wieku 17 lat miałem pierwszą dziewczynę, pomimo ww. przeciwności się to udało. Pierwsze związek - 5,5 roku. Pierwsza miłość, kompletny brak doświadczenia i moja pizdowatość spowodowały rozpad. Zbierałem się jakieś pół roku, dziewczyna po roku wzięła ślub. Oczywiście trafiłem na całe PUA, które teraz wydaje mi się trochę śmieszne. Reasumując – przemyślałem, pocierpiałem, wyciągnąłem wnioski i idziemy dalej. Przez kolejny rok szukał dziewczyny, ale odrzucałem większość kandydatek. Byłem dość wybredny w tej kwestii i nagle trafiła się ona. Dziewczyna mocne 8/10 z najlepszym tyłkiem jaki widziałem. Inteligenta, bardzo seksowna o mocno ironicznym poczuciu humoru. Zignorowałem czerwone lampki, które mi się zapalały na początku. Jakie one były? - Wychowywana bez ojca, wymagająca atencji i budująca swoją wartość siebie w oparciu o seksapil, która stale potrzebuje dowartościowywania. Mnóstwo kolegów, praktycznie bez koleżanek. - Na początku trochę zryła mi głowę swoją przeszłością, opowiedziała mi to, chyba, żeby zrzucić ciężar. Jak ją poznałem miała prawie 22 lata, a już 7 związków i zawsze obwiniała swoich byłych. Dodatkowo nie mogłem przeboleć dwóch sytuacji z jej przeszłości : 1. Drugi były niby po imprezie próbował rozdziewiczyć ją na śpiocha. Opowiadała mi to z trzy razy ze łzami w oczach. Nie mogłem przeboleć, że od czasu do czasu jeszcze miała z nim kontakt i nazywała go kolegą bo „wszystko sobie wyjaśnili”. 2. Przede mną miała chłopaka pół roku, wyjazd z koleżanką do klubu do innego miasta, poznanie innego faceta i zostawienie numeru telefonu. Przez trzy miesiące pisała z tym innym, po czym wybrała się ze swoim aktualnym chłopakiem do tego miasta jedną noc spędziła z nim na drugą poszła do tego typa z klubu. Została na noc. Po wszystkim chciała wrócić do chłopaka, który o niczym nie wiedział. Oczywiście, obiecywanie, że ze mną tak nie będzie bo przecież rozmawiamy i się rozumiemy. Niby przeszłość to przeszłość, ale z tyłu głowy mi to siedziało i to mocno. Związek z początku idealny, seks mega zajebisty, potrafiła mi otwierać drzwi w samych pończochach, robić loda przed lustrem i podawać obiad. Dziewczyna bardzo reprezentatywna, więc gdy z nią wychodziłem każdy mi zazdrościł a gdy na chwilę zostawiałem od razu był wianuszek adoratorów. Inteligenta i ironiczna, dobrze nam się rozmawiało. Bardzo dużo podróżowaliśmy – po Polsce, po świecie trochę mniej, ale również. Była bardzo ciepła i empatyczna. Czułem się naprawdę zajebiście, ale nie potrafiła stawiać własnych granic. Moja osobowość bardzo szybko ją zdominowała i zacząłem ją traktować z góry (nie mogłem tego powstrzymać, choć starałem się jak mogłem). Dodatkowo dochodził u niej problem syndromu ofiary – wszystko jest zawsze winą świata i przypadku, ale nie jej. Przeszkadzała mi też jej nieporadność życiowa, z jednych studiów ją wyrzucili, na drugich nie potrafiła zdać egzaminu przez dwa lata i nagle stwierdziła, że je rzuca i znowu rozpoczyna coś nowego. Nawiąże do tego później. Plus cały czas koledzy, pisanie z nimi, wyjścia na piwo oraz niesłowność. Popełniałem mnóstwo błędów. Bardzo się tego wstydzę i nie potrafię sobie tego wybaczyć. Powinienem ją wspierać i motywować, a nie potrafiłem w ogóle ją zrozumieć. Zrozumiałem dopiero po czasie. Krzyczałem po niej dość często, traktowałem ją z góry, nie dbałem o nią. A ona przez całe półtora roku za mną biegała, komplementowała, obsypywała mnie drogimi prezentami. Dziękowałem, byłem wdzięczny, ale wiecznie szukałem problemów. Próbowałem rozmowy, ale rozmowa z nią tylko mnie denerwowała a jej argumenty oraz state of mind wydawał mi się bezsensowny a podejście do życia bardzo lekkoduszne. Najgorsze jest to, że z perspektyw czasu całą winę wziąłem na siebie i nie wiem już co jest prawdą a co nie. Trzymaliśmy się w cztery pary. Dwie się rozpadły, chłopaki (z którymi również sam wychodziłem na miasto czy się spotykałem) zaczęli się jej żalić a ona zaczęła się żalić na mnie. Dochodziło do nie miłych sytuacji, więc odciąłem się od tych „kolegów”. W międzyczasie popadłem w depresję, przytyłem 20 kg i czułem bezsens a moja atrakcyjność znacznie spadła. Nie potrafiłem kontrolować swoich wybuchów gniewu a ona jakby specjalnie mnie prowokowała – wychodzenia z kolegami na piwo i wracanie nad ranem, jakieś wyjazdy, nie mówienie mi o wielu sprawach. Poszedłem do psychologa i zacząłem nad tym pracować. Byliśmy na naprawdę zajebistych wakacjach. Zamiast krzyczeć starałem się rozmawiać i kontrolowałem złość. Mieszkała w mieście około 100 k ludzi z dość toksyczną mamą, która ją ograniczała. Przez przypadek dowiedziałem się, że planuje rzucić te studia (24 lata) i zacząć od nowa znów nowy kierunek w mieście X (oddalonym o 250 km) o którym zawsze marzyła – większe miasto, perspektywy etc. Wiedziałem, że biorąc pod uwagę jej charakter taki związek nie przetrwa a nie chciałem wszystkiego rzucać i się przeprowadzać za nią, gdyż nic tam nie było zapewnione i było to na wariackich papierach. Rozmawialiśmy o tym. Odnowiłem kontakt z tymi „kolegami”, wyszło dużo różnych rzeczy – wysyłanie zdjęć jak gdzieś szła, spotykanie się z nimi na „spacery” za moimi plecami, gdzie się na mnie żaliła, ciągłe pisanie z nimi. Pojechałem to wyjaśnić. Na spokojnie, jednak wtedy już zerwała. Główny argument jest taki, że się mnie boi oraz traktuje ją z góry. Byliśmy razem 2,5 roku. Tydzień po rozstaniu, „koledzy” zaczęli ją podrywać. Napisała mi o tym. Powiedziałem kolegom – obrazili się. Olałem ich. Trzy tygodnie po rozstaniu pojechała do swojego byłego i trzech innych facetów na tydzień na imprezę do miasta Y oddalonego o znacznie więcej niż miasto X. Dwa miesiące po rozstaniu wyprowadziła się z domu do byłego i mieszka z nim i trzema innymi chłopakami. Studiuje w zupełnie innym mieście niż mieszka, jest z nim i porzuciła marzenia o mieście X (dla mnie nie potrafiła). BONUS – ten były to ten, który niby wyrządził jej tą krzywdę. Minęło pół roku. Jestem większą pizdą niż jesteście sobie w stanie wyobrazić. Nie ma pół godziny, żebym o niej nie myślałem i nie sprawdzał jej sociali. Przeżywam wszystko, tym bardziej, że ostatnio wraca z nim do miasta i zabiera go w miejsca gdzie ja ją zabierałem. Na plus to, że schudnąłem te 20 kg i wychodzę do ludzi. Jak jest zawodowo? Skończyłem studia (tak jakby to miało jakiekolwiek znaczenie), pracowałem w startupie, później przez półtora roku na etacie. Obecnie prowadzę firmę. Nie jest jednak jakoś super kolorowo – zarobki rzędu 6-7 tysięcy miesięcznie. Czasami więcej, czasami mniej, poniżej 5 nie schodzę. Lubię to co robię, pracuje ile chcę, nic mnie nie ogranicza. Mam zespół, który jest całkiem spoko. Mam zaoszczędzone parędziesiąt tysięcy złotych. Jak jest towarzysko? Po związku praktycznie zostałem sam. Historię z „kolegami” już znacie. Przyjaciele, których mam obecnie trójkę (takich naprawdę od serca) są obecnie w związkach i niezbyt wychodzą na miasto czy chcą się spotykać. Mają swoje życie. Mam też pewne grono (4-5 osób) z którymi imprezuję w weekendy. Raczej nie mam możliwości poznawania naturalnie nowych dziewczyn przez znajomych. Sytuacja mieszkaniowa? Jestem w wieku 26 lat. Mieszkam z rodzicami. Plusy : - Idealna lokalizacja – pomiędzy dwoma miastami, w jednym z nich mam biuro, w drugim żyję towarzysko. Oba miasta raczej małe (około 100k mieszkańców). - Rodziców przez większość czasu nie ma w domu, gdyż przebywają w drugim domu w górach. - Jeśli już są to i tak mam osobne piętro z osobną łazienką. - Koszty utrzymania są niższe i pozwalają wygenerować większe oszczędności. Minusy : - Mam 26 lat i mieszkam z rodzicami. Strasznie to brzmi. - W weekend na imprezy taksówki, to nie jest miasto. Nie jest to duży problem, ale naturalnie nie jest tak, że zakładam kurtkę i wychodzę na miasto. Mieliśmy razem wynajmować mieszkanie, ale nie chciała bo ona chce miasto „X” i jej mama będzie miała wiele przeciw. W końcu pokłóciła się z mamą, mieszkała z koleżanką a jakiś czas później ta wyprowadzka do byłego. Jakie są moje problemy, z którymi nie potrafię sobie poradzić? Syndrom jedynej, ale uargumentowany logicznie – to był mój max jeśli chodzi o wygląd i seksowność. Nawet teraz nie jestem w stanie dostrzec w okolicy ładniejszej dziewczyny. Oprócz tego wyidealizowałem ją w taki sposób, że nie dostrzegam jej wad, tylko swoje błędy. Uważam, że nic lepszego w życiu już mnie nie spotka i niestety obawiam się, że jest to logicznie uargumentowane. Nieustające poczucie winy – sądzę, że zepsucie tej relacji to w 80 procentach moja wina. Nie mogę sobie wybaczyć pewnych zachować i ogromnie się ich wstydzę. Zmarnowałem okazję życia i nie nauczyłem się na pierwszym związku. Porównywanie się / Zazdrość – to chyba jest najgorsze. Skoro dla niego potrafiła rzucić wszystko i się wyprowadzić a ze mną nie chciała nawet zamieszkać to czuje się jak gówno. Koleś jest znacznie lepiej zbudowany, ma więcej znajomych gdyż buja się po MLMach i ma radość życia, której nie mam ja. Mocno siedzi w coachingu, ja też próbowałem, ale nie mogę przełknąć tych bzdur. Wiecie, syndrom wygrywania życia i instagram life. Kiedyś mnie to śmieszyło mocno, teraz już nie wiem co o tym myśleć. Myślę, że ona będzie teraz idealną kandydatkom na żonę – w końcu postawiła się mamie i nie ma swojego grona w tym obcym mieście, a o to się najbardziej kłóciliśmy. Zazdroszczę tego mocno. Poczucie własnej wartości – jest zerowe, czuje, że nie jestem warty tego, żeby jakaś dziewczyna się mną zainteresowała jako facetem. Nie mam obecnie kompletnie jaj. Nie czuje się w pełni facetem, gdy myślę, że nie potrafiłem utrzymać takiej dziewczyny. Brak decyzyjności – różne rzeczy przychodzą mi do głowy, od wyprowadzki do jakiegoś większego miasta i zaczęcia wszystkiego od nowa – pewnie musiałbym wrócić na jakiś etat, po nawet wyjazd za granicę. Z drugiej strony tu mam firmę, znajomości. Wydaje mi się jednak, że nie ma tu zbyt wielu dziewczyn, którymi mógłbym się zainteresować. Nie potrafię jednak podjąć żadnej racjonalnej decyzji. Stoję w miejscu. Często przewijają się myśli samobójcze. Napisałem ten post, żeby poukładać sobie też to w głowie i trochę zrzucić balast. Jeżeli ktoś dotrwał do tego momentu to dziękuję bracia. Jeśli ktoś mi na to odpowie to dziękuję podwójnie.
  7. Blacky

    No Dzień Dobry

    Cześć Bracia! Trafiłem na wasze forum w sumie przypadkiem - szukałem informacji, pomocy, rozwiązań na problemy, z którymi aktualnie się borykam. Po wstępnym zapoznaniu się z tematami, bardzo się cieszę, że wyszukiwarka skierowała mnie akurat w to miejsce! Może nawet opiszę swoją historię w sekcji dla świeżaków. Dziękuję, za możliwość wstąpienia w wasze szeregi!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.