Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'alokohol' .
-
Witam, mam prośbę abyście wyrazili swoją opinię. Otóż jestem jeszcze bardzo młody, mam zaledwie 19 lat i nigdy nie miałem w ustach alkoholu - żadnej wódki, piwa, wina. Ojciec w rodzinie był najwyższym autorytetem i wychował mnie we wstręcie do jakichkolwiek napojów alkoholowych, sam jedyny kieliszek w życiu wypił na własnym weselu. Tata jest bardzo wykształcony, posiada sporo doświadczenia i doskonale zarabia, dlatego też zawsze uważałem go za doskonały wzór do naśladowania. Koledzy w gimnazjum czy nawet wcześniej mieli swoje "pierwsze łyczki" ale ja stroniłem od tego, tak naprawdę to gardziłem ludźmi którzy widzieli jakąkolwiek rozrywkę w alkoholu. Z natury jestem introwertyczny i nie potrzebuje grupowych balang żeby czerpać radość z życia. Przez cały czas miałem wizję że całe życie będe abstynentem, zrobię karierę i udowodnię że alkohol to najgorsze g. jakie istnieje. Jednak ostatnimi czasy stałem się bardzo racjonalny i sceptyczny (oprócz tego że byłem czysty od alkoholu i papierosów byłem zawsze bardzo religijny). Aktualnie jestem ateistą i staram się patrzeć obiektywnie na rzeczywistość. Zdałem sobie zatem sprawę, że mój wstręt do alkoholu jest pewnego rodzaju programem w mojej głowie. Zostałem po prostu tak wychowany i nauczony, że nie mogę tego nawet dotknąć a wiadomo w tym wieku (18-25 lat), nie ma co ukrywać alkohol jest nierozłączną częścią relacji międzyludzkich. Całą młodość byłem wycofanym szarym chłopczykiem, a przez ostatnie lata stwierdziłem że się zmienię i ogarnę - zdobędę dużo relacji, będę towarzyski i lubiany. Poznałem faktycznie bardzo dużo ludzi, jednak jakby to powiedzieć, moja chorobliwa abstynencja stała się na pewnych płaszczyznach problemem. Przykładowo nawet na sylwestrze nie ma jakiejkolwiek mowy dla mnie o żadnym szampanie. Kilka znajomych też odwróciło się ode mnie, bo stwierdzili że znajomość z kimś z kim nie można się zalać jest nieopłacalna - trochę szkoda, chodź nie tęsknię. I jest jeszcze jedna rzecz. Kobiety. W okresie gimnazjalnym wiadomo, miało się swoje zauroczenia, ale dziewczyny nie miałem. Dziewczyny nie przepadały za mną, nie byłem przebojowy tak jak inni, nie było można się mną chwalić oraz oczywiście byłem białym rycerzykiem. To sprawiło że zacząłem szukać informacji, i od tamtego czasu mocno zainteresowałem się tematem uwodzenia, psychologii zainteresowania itp. Postanowiłem że zmienię się. Trwa to już z dwa lata kiedy przebudowuje swoją osobowość. Dziewczyny wyraźnie patrzą na mnie inaczej, miałem nawet krótki związek. Jednak obserwacje sprawiły że doszedłem do wniosku że wszyscy "podrywacze" na których się wzoruję łączy jedna rzecz - alkohol. Nie mam tu na myśli jakiegoś nałogowego pijaństwa (chociaż to też działa przykład Rafatus) tylko różne wypady typu chodźmy na piwko, chodźmy na wódkę, chodźmy na winko czy też zwykły bar czy resteuracja. Przez moje odgórne postanowienia często czuję się ograniczony. Myślę że rozumiecie o co mi chodzi. Dodatkowo zauważyłem że 99% wszystkich moich rówieśników swój pierwszy seks uprawiało pod wpływem alkoholu (ja jeszcze tego nie robiłem), czy też ogólnie, jedyne sytuacje i zbliżenia do kobiety przeżywali pod wpływem alkoholu. To też wprawia mnie w zakłopotanie - zdaje sobie sprawę że bardzo ułatwiłbym sobie sprawę. Ciągle moją głowę atakują myśli, że bez kieliszka szampana nie osiągnę nigdy do końca swojego celu i nie stanę się fajnym przebojowym gościem, uwielbianym przez kobiety. Wydaje mi się, że dzięki sporadycznemu piciu pogłębiłbym też relacje z innymi. I teraz pytania do Was: Opłaca się zmieniać taki stan rzeczy? Czy zauważyliście jakiekolwiek pozytywy sporadycznego spożywana alkoholu? Czy warto walczyć z tym moim programem w głowie, czy uznać że może być to coś pożytecznego i wręcz pielęgnować to? Czy według Was alkohol ułatwia sprawę z kobietami? Z góry dziękuje za każdą odpowiedź, liczę na Wasze szczere zdanie na ten temat.