Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'autobiografia' .
-
Długo zabierałem się za opis swojej historii. Może dlatego, że nieco przytłoczyła mnie wiedza, do której nagle otworzyły się bramy. Wiedza przekazywana przez Marka ale również przez Was wszystkich. Mniej i bardziej przez życie doświadczonych. Przez cały miesiąc, odkąd się tu zalogowałem, chłonę każdego dnia tą wiedzę. Na forum, z filmów Marka. To jest bezcenne. Nie da się tego zamienić na jakikolwiek pieniądz... Ale do rzeczy. Kim jestem? Jestem 32-letnim inżynierem zajmującym się na co dzień projektowaniem instalacji gazów specjalnych. Niszowa branża. Średnia kasa. Ale jakoś funkcjonuję. Mam swoje wychuchane mieszkanko (oczywiście z hipoteką, bo jakże by inaczej). Wolny czas spędzam na czytaniu (dzięki, Marek, za inspirację, by powrócić do tego dawno zapomnianego nałogu czytania), słuchaniu muzy i staram się inwestować w siebie. Mam czyste konto, jeśli chodzi o relacje damsko-męskie. Zero bachorów, zero ślubów. Przed wpierdoleniem się w tego typu bagno, o którym wielu z Was pisze, uchronił mnie chyba tylko jakiś pierwotny instynkt samozachowawczy bądź intuicja (nazywajcie to, jak chcecie). Ostatni związek (7-letni) ze starszą o 3 lata ode mnie kobietą zakończyłem na początku lipca br. Uczę się na nowo żyć i mieszkać samemu. I coraz bardziej mi się to podoba. Choć czasami poczucie pustki i samotności bywa przytłaczające. No ale nie od razu Rzym zbudowano, prawda? Generalnie – trochę wieje nudą, co nie? Kim byłem? Powiedzieć „białym rycerzem” to zbyt subtelne... Wychowywałem się w rozbitej rodzinie. Jako wynik wpadki rodziców na studiach. Zgodnie z poprawnością polityczną – wychowywałem się u boku matki i babci (matki matki). Relacje z ojcem i dziadkiem (ojcem ojca) zacząłem realnie nawiązywać pod koniec podstawówki jako nastolatek. Ale wiadomo, że to już nigdy nie będzie typowa relacja ojciec-syn. Dla mnie ojciec pozostaje swego rodzaju wujkiem. Oczywiście od małego słuchałem o tym, jaki ojciec jest parszywy, byłem do niego cały czas negatywnie nastawiany przez mamusię i matkę mamusi na zmianę. Rodzina nauczycieli (i matka i ojciec i dziadek od strony ojca i babcia od strony ojca). Ja się wyłamałem z tego schematu studiami na Politechnice. Mała rada dla Was, Bracia, czytający to – wystrzegajcie się samic-nauczycielek. To jest tak jak w przypadku kobiet-psycholożek. Popierdolenie totalne plus poczucie kobiety, że zjadła wszystkie rozumy świata i wszystko najlepiej wie, bo jest pani magister pedagog, pożal się Boże. Zajebać to mało. Aby było bardziej elegancko – zmniejszyć dopływ tlenu. Dorastałem zatem wg wzorców kreowanych przez kobiety. Jako „biały rycerz” level hard. Pierwsza miłość w liceum. Emocjonalna sraczka. Potem parada kolejnych dup, w których usiłowałem znaleźć wsparcie, czułość. Miłość. Kurwa, coraz trudniej te słowa przechodzą mi przez gardło (klawiaturę)... Generalnie w relacjach damsko-męskich popełniałem wszystkie możliwe błędy, o których tak często wspomina Marek. Byłem na każde zawołanie, usłużny, milutki, pomocny... Ale chyba instynktownie w pewnym momencie zauważyłem, że nie ma miłości za cenę samego siebie. Ostatni 7-letni związek właściwie od samego początku był skazany na niepowodzenie. Rozpoczęty z mojego strachu przed samotnością... 7 lat – kawał życia. Ale lektura tego forum pozwoliła mi definitywnie się otrząsnąć z matrixa, w którym przez całe swoje życie żyłem. Nie wspominam już o moim znikomym poziomie samooceny, stertach kompleksów, etc. Bo to chyba jest dla Was oczywiste. Przerwałem to. I to mnie napawa dumą. Zacząłem używać łba. Uczę się. Od kwietnia wziąłem się za siebie. Ponad 20 zgubionych kilogramów nadwagi. Wymieniam garderobę siłą rzeczy. Ale dla siebie, nie dla kobiet. Coraz lepiej czuję się w swojej skórze i patrząc w swoje odbicie w lustrze. Kombinuję nad własnym biznesem. Przymierzam się do realizowania tych marzeń, które omijałem całe życie albo po prostu nie wierzyłem, że jestem w stanie je spełnić... 32 lata życia przeleciało mi przez palce w pierdolonym matrixie usługiwania i nadskakiwania kobietom. Dość. Nie zmierzam ani miesiąca więcej stracić. Życie ludzkie jest krótkie. Zbyt krótkie. Nie warto... Wielu zapewne powie, że historia jakich wiele. Nic specjalnego. Ale ja mam nadzieję, że komuś nowemu w naszych progach pomoże, gdy to przeczyta. Może znajdzie w tym jakieś odzwierciedlenie własnego życia. Może go zainspiruje, popchnie ku działaniu, ku zmianom. Tak jak mi to pomogło. I za to Wam wszystkim dziękuję. A przede wszystkim dziękuję Markowi. Stary... szanuję Cię, podziwiam i doceniam Twoją pracę i Twój wysiłek, który wkładasz w to wszystko. P.S. do Marka Czytając „Co z tymi kobietami” natrafiłem na informację, że pisząc tą książkę, miałeś 32 lata... Jakoś tak zrobiło mi się błogo