Witam, dziwny temat, ale nie znalazłem takiego podobnego w tym forum.
Używam obserwacji siebie z boku jak forum mnie nauczyło.
Przejdę do rzeczy:
Ostatnio będąc przy grobach, zauważyłem piękną dziewczynę (stała przy mnie bo to niby rodzina zmarłego).
Olewałem to, ale gdy na nią spojrzałem, oprócz pożądania odczułem... większą niechęć, wstręt, wręcz nienawiść.
Ona zresztą też Miała minę, jak kot zesrać się nie mógł.
Aż mnie to zdziwiło. Jednakże później, dłuuugo myśląc nad tym moim odczuciem, doszedłem do wniosku, że powodami mogą być:
-Wychowanie w rodzinie, gdzie córka jest świętością, a ja diabłem. Czyli zakładam że laska mogła by być wychowana podobnie - czyli wyżej sra niż dupę ma.
-Świadomość, że laska mając taki wygląd może wszystko, a ja taki średniak nic nie ma za darmo - kompleks wyglądu.
-Znając czasy FB i Istagrama ładna laska = próżność, bo ma tysiące orbiterów.
-Cała wiedza red pillowa - nie ma kobiet z himalajów, a wygląd to 90% sukcesu w relacjach.
Dziewczyny mi się podobają, ale do tych najlepszych nie mogę się jakoś przekonać...
Skrótowo mówiąc - czuję wstręt na świat, na naturę, bo osoby atrakcyjne mają dużo lżej niż taki średniak jak ja.
Ona może mieć siano w głowie, ja mogę być geniuszem, ale co z tego?
Jak ona jako modelka i żona bogacza będzie miała wszystko za nic.
Teraz tak to pisząc pomyślałem, że może jednak moja podświadomość nie może przetrawić faktu że kobiety tak mają, a ja nadal mam syf w głowie, ile jeszcze muszę czekać aż mi przejdzie?
Teraz nie odczuwam red pill rage, a raczej zażenowanie, wstręt.
Może po prostu podświadomie zakładam, że każda laska jest jak moja siostra, czyli rozpieszczone gówno, które może wszystko. (prawnie mogą).
Czuję taki sprzeczność, że niby takie laski mi się podobają, takiej bym chciał, ale z drugiej strony gardzę, bo wiem, że wszystko co osiągnęła to wyglądem i dzięki temu księżniczkuje.
Czy wy macie/mieliście podobnie jak ja?
Jak z tym poradziliście?