Witam Bracia.
Tytuł zainspirował utwór:
Utwór typowo biało rycerski, ale wyrwałem z niego coś co cechuje mnie na moment obecny, nic nie muszę!
No nic, ale tak naprawdę. Muszę tylko umrzeć i wysrać się, po za tym nic. Trochę to rozleniwia, bo lepiej jak bym coś musiał
w sensie obowiązku. Teraz życie ustawiłem sobie w ten sposób że żona i teściowa zapieprzają przy domu i ogrodzie, a ja jako
expert od wszystkiego pokazuję palcem, a właściwie kulą którą wskazuje kierunek, kula ortop.
Jest to za razem satysfakcjonujące i za razem trochę upośledzające, bo jak baby za Ciebie mają robić, ale sumarum ogarnięte.
Nic nie muszę, ja wszystko mam. Powiecie że można by więcej, ja nie chcę, kobieta, dom, dwóch ogarniętych synków.
Jak nie dostanę od losu czegoś więcej, to dziękuje za to co mam. Więcej czego pieniędzy? Z głodu nie umrę. Lepszej, ładniejszej kobiety?
Nie chcę, nie zawsze było w porzo, ale lata i przyzwyczajenie robią swoje, dla urody? No proszę, jej usta są aksamitne, jak zechce.
Niedługo jadę do sanatorium, trzy tyg rehabilitacji, kobieta chodzi nerwowa, już zamówiła seks w wysokim nadmiarze jak dla mnie,
czyli mam coś zapamiętać. Kocham te jej gierki będąc świadomym.
Temat sanatorium rozwinę jak dojdę do wniosku że jest o czym pisać, czyli Turnus mija a ja niczyja.?
Rozpoznam kto jest do wzięcia, wyłuskam rodzynki i zaatakuję. Oj będzie zabawa. Żeby nie było, mój znajomy ksiądz mówił:
Do buzi to nie grzech!?
Nie mam już o co prosić stwórcę, prócz zdrowia, mam co chciałem, i nie chcę tego zmieniać. Jak mnie najdzie modlę się za innych,
żeby im jak najlepiej. Ja już mam i wstyd mi prosić o więcej.
Tak że ten, z sobotnim wieczorem pozdrawiam, życzę pełnych wzwodów i trzeźwej głowy.
Pozdro Bracia.