Cześć wszystkim,
Związek około roczny, obecnie mieszkamy osobno, każde z nas w swoim własnym mieszkaniu. Background:
- ja 39, ona 34
- obydwoje mamy dzieci z poprzednich związków (ja po rozwodzie, ona wdowa - mąż umarł tragicznie)
- na ten moment realizujemy związku typu LAT - raz ja pomieszkuję u niej, raz ona u mnie, zaangażowane są w to także dzieci; każde z nas ma swoje własne mieszkanie, a odległość między nimi to kilka km (jedno miasto)
- za nami 2 wspólne wyjazdy wakacyjne oraz 3-4 kilkudniowe (również z dziećmi).
Sendo - moja partnerka chciałaby, abym się do niej wprowadził, a moje mieszkanie wynajął. Zaproponowała, że zrobimy pokój dla mojego dziecka (mam regularne kontakty, na co dzień mieszka ze swoją matką) - możliwości są, bo ma większe mieszkanie. Mówi, że to byłby dla niej kolejny, naturalny etap w związku. Ja jednak jestem sceptyczny, bo:
- mieszkając u niej, nie czułbym się jak właściciel - bo nim nie będę
- obawiam się reakcji mojego dziecka, które ma u mnie swoje miejsce (własny pokój), który bardzo lubi
- nasze dzieci są w podobnym wieku (7 i 8 lat) i trochę ze sobą rywalizują - jej dziecko będzie wówczas w lepszej pozycji niż moje, bo pozostaje u siebie
- kwestia finansowa - partnerka twierdzi, że nie będzie oczekiwać ode mnie dokładania się do jej nieruchomości w większych kwestiach, jak remonty itp., a jedynie oczekuje udziału w bieżących kosztach życia (dotychczas wszystko finansowane mniej więcej po połowie) - ale jestem sceptyczny co do takich deklaracji.
Co myślicie? Obecnie jestem na swoim i czuje się tu panem. Wprowadzając się do niej, obawiam się, że stracę to poczucie, a wynajmując moje mieszkanie, pomimo korzyści w postaci dochodu pasywnego, zacznę się frustrować, że ktoś korzysta z mojego mieszkania, w które włożyłem sporo serca i naprawdę je lubię... Z drugiej strony widzę, że partnerka na dłuższą metę nie zaakceptuje takiego układu życia...