Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'obsesja' .
-
Czołem bracia! Dziś przychodzę chyba po pocieszenie. Nie wiem czy da się coś poradzić. Siedzę sam w domu i od rana jestem kurewsko rozbity. Z powodu snu. Śniła mi się oczywiście ex. Myślałem, że to już za mną. Mam ją "na trzeźwo" przepracowaną. Przemyślałem, przebolałem, przechorowałem jej temat od każdej możliwej strony. Przeszedłem żałobę. Najpierw taką pseudożałobę, gdzie lało się dużo wódy, nos zapychał się białymi proszkami a w łóżku zmieniały się kobiety jak w kalejdoskopie. Potem taką uczciwą, gdzie siedziałem sam, na trzeźwo i się sam się przed sobą (i z pomocą paru psychoterapeutów, którzy jednak dużo mi nie dali) do paru spraw przyznałem, spojrzałem krytycznie na swoje życie, na te wszystkie lata, poskładałem wszystko do kupy, umieściłem ją w odpowiednim miejscu układanki i wydaje mi się, że wszystko zrozumiałem, dlaczego tak wyszło i aż tak mnie to uderzyło. Pozwoliłem sobie na różne uczucia wobec niej, przeżyłem je, zaakceptowałem, a potem złożyłem do metaforycznej trumny. No i to wszystko działa. Na co dzień nie myślę za specjalnie o niej. Jak mi się zdarzy raz od wielkiego dzwonu (bo np skojarzy mi się coś w filmie czy piosence), to ok - jakaś tam leciutka emocja mignie i zniknie, identyfikuję ją, rozumiem czemu to czuję i akceptuję to z takim raczej optymistycznym podejściem - ot, coś przypomniało mi jakąś miłą chwilę z przeszłości z tą dziewczyną, i to jest ok. Nie siedzę nad tym godzinami, nie rozkminiam i nie płaczę. Sny z nią po rozstaniu stały się też coraz rzadsze, ostatnio zdarzają mi się raz-dwa na miesiąc. Najczęściej też jestem w stanie wstać rano i pomyśleć "haha, śniła mi się Y, spoko, nic się nie stało, mam takie echa uczuć, zdarza się, idziemy dalej". Myślałem że to już naprawdę koniec, od paru miesięcy nic związanego z nią mnie nie wyprowadzało z równowagi. Aż do dziś. Wstałem rozbity. Znacie to uczucie, otwierasz oczy i dziwisz się czemu nie jesteś tam, tylko tu. Potem myślisz że przecież "tam" nie istnieje i to tylko sen. A potem wszystko ci się miesza w głowie i siedzisz patrząc tępo w ścianę. Dobra kurwa wyżaliłem się, może mi pomoże. Nie wiem. Może nie jestem w stanie tego chwasta wyplenić do końca. Da się to kurestwo usunąć z głowy? PS. Nie piszcie nic o pasjach, sporcie, nowych kobietach, zmianie otoczenia, pracy itd itp. Naprawdę, wszystko już przeszedłem Btw, po wczorajszej wspinaczce jeszcze czuję łapy PS2. Zaraz mi minie, może już dziś wieczorem, może jutro rano. Wiem, wielu z Was ma poważniejsze problemy w związku z rozstaniami i innymi sprawami. Ogólnie to nie przejmujcie się moim stękaniem
-
Mam problem z zaufaniem do ludzi, kilka razy w życiu zawiodłem się i teraz ciężko wzbudzić we mnie swoje zaufanie, każdego człowieka analizuję a wręcz czytam w myślach. Muszę się przyznać że chyba stało się to moją obsesją, wszystkich trzymam na dystans a najlepiej się czuję w samotności, ale mam chęci robić coś wielkiego z ludźmi ale nie ma z kim, co drugi to matacz, łajdak, oszust, naciągać i by tak wymieniać . A o kobietach nie wspomnę bo jak widzę te gierki to padam z nóg, a jak nie gram w gre to wiadomo jak to się kończy (papa) ..... Nie wiele trzeba przeskrobać abym się od kogoś odcią i zabetonował, ale czasami przymykam oko, w ten sposób samemu sobie szkodząć. Tak mnie coś natchnęło i jestem ciekaw jaką diagnozę postawiłby psychiatra