Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'rozpieszczony' .
-
Hej Panowie! Od jakiegoś czasu jest problem z moim młodszym bratem - mianowicie trzeba go przywołać do porządku ale w jego przypadku nic nie działa i skończyły mi się pomysły. Jest najmłodszym z naszej trójki (10 lat młodszy od siostry i 16 lat ode mnie) i od zawsze był wychowywany pod kloszem przez rodziców. Taki typ dzieciaka, który wszystkich wkurwia a jak mu się nazbiera to ucieka i chowa się za spódnicą matki. Tak było cały czas i jak mówiliśmy z siostrą żeby coś z nim zrobili bo jest nie do wytrzymania to słyszeliśmy, że mamy się nie wtrącać i wychowywać będziemy swoje własne dzieci. Uczyć się nie chciał - skończył tylko szkołę podstawową i to z przygodami (dwa razy nie przeszedł do następnej klasy). Matka załatwiała mu papiery na wszelkiego rodzaju dysfunkcje, żeby nauczyciele nie mieli wobec niego wymagań a on i tak do szkoły nie chodził. Każdy jej mówił, że to błąd ale ona wiedziała lepiej natomiast wszyscy w koło byli zaangażowani w wyciąganie gnojka z ocen na koniec roku co póżniej okazało się tylko stratą czasu i pieniędzy. Ja w tym czasie byłem już dorosły i samodzielny. Rodzice nigdy nie mieli żadnych ambicji i kasy w domu często nie starczało do pierwszego - więc co robili jak młodego trzeba było wyciągnąć z ocen albo kupić mu coś lub zabrać na wakacje? Wysyłali do starszego brata. Zawsze mu pomagałem ale jak tylko wracał do domu to zachowywał się znowu tak samo. Dom też mieliśmy dysfunkcyjny - ojciec przemocowiec, matka bierna itd… Kiedy miał 17 lat zadzwonił do mnie z płaczem, że ojciec robi awanturę w domu i rzuca się na niego z rękami. Co zrobiłem? Wsiadłem w samochód i pojechałem go bronić. Ojciec dostał w mordę, on i matka spakowani i przeniesieni do mnie. Matka potem zamieszkała z babcią, rodzina się rozdarła i nigdy już potem nie zeszła. Młody mieszkał potem z matką i babcią. I co się stało po 2 mc od zdarzenia? Młody wrócił do ojca jakby nigdy nic i od tego czasu w zależności z kim się nie kłóci to z nim mieszka - raz z matką raz z ojcem. Dla mnie to jest nie do zaakceptowania jak ktoś nie ma podstawowych zasad w życiu i jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego ale stwierdziłem, że to nie mój problem już i nie wtrącam się w to. Ja oczywiście z ojcem kontaktu od lat nie mam i tego nie potrzebuję. Ale do rzeczy. Młody zachowuje się paskudnie wobec wszystkich w około a szczególnie wobec matki. Jest bezczelny, roszczeniowy i wpada w histerię. Tylko kiedy ja się pojawiałem na miejscu to zachowywał się normalnie ale też oczywiście do czasu. Poszedł do pracy ale w domu nie dokłada się do niczego i pomimo tego, że drwi, że bez szkoły zarabia więcej od matki to wiecznie siedzi na jej garnuszku i pożycza pieniądze. Swoje przepierdala w całości na kolegów, kebaby, gadżety, jaranie itd… Ogólnie pomimo tego, że zarabia całkiem dobrze to nie ma zamiaru się wyprowadzić bo jak twierdzi nie będzie biedował bo po opłatach mu mało zostanie na zabawę… No kurwa… Rozmawiałem o tym z nim i matką ale to jak kulą w płot. Ona tylko dzwoni na zmianę do mnie albo do siostry i narzeka jak to gnojek się źle zachowuje albo jak to ją wyzwał. Sama sobie go tak wychowała. Młody nie potrafi się zachować w żadnej stacji - jak się spotykamy u matki to wszystkim jest za niego wstyd. Zachowuje się bezczelnie, przeklina jak szewc, opowiada cały czas jakieś swoje głupie historie o swoich koleżkach a wszyscy siedzą zażenowani przy stole. Do matki potrafi się tak odezwać, że szok. W jedne święta jak przyjechałem to po akcji przy stole przy gościach wziąłem go do kuchni na rozmowę i zaczął się rzucać to wstrząsnąłem nim kilka razy i skończyło się na tym, że wybiegł z domu z histerycznym płaczem i poszedł do kolegów obrażony na cały świat (facet 22 lata). A ja słyszałem potem od matki, że niepotrzebnie tak ostro zareagowałem i, że on jest dobrym chłopcem tylko nie kontroluje emocji - normalnie ręce opadają. Potem zachowywał się względnie normalnie przez miesiąc ale po tym czasie wrócił do starych zwyczajów. Próbowałem rozmów z nim to oczywiście wszystko wie lepiej i w ogóle. Dopóki jestem na miejscu to stara się w miarę kontrolować bo wie, że dostanie w pysk ale jak tylko wyjdę to jedzie po matce jak po starej kobyle… Wiem, że to brat ale nikt nie ma z nim żadnego wspólnego języka. Jest głupi jak but i bezczelny do granic możliwości. Najważniejsi są dla niego koledzy i dobra zabawa. Przykro to mówić ale wyrósł z niego patus, za którego jest mi wstyd. Próbowałem różnych sposobów, żeby wyprowadzić go na ludzi - od rozmów i pokazywania dobrego przykładu, udzielanie wsparcia i pomocy kiedy potrzebuje po ostatni wstrząs przy świętach - nic nie działa. Ostatnio się z nim starłem przez telefon bo zaczął te swoje histeryczne krzyki do matki i do mnie i obiecałem, że jak przyjadę to strzelę go w pysk bo matka może udawać, że nie słyszy ale ja nie i nie pozwolę mu na takie zachowanie. Oczywiście matka go wiecznie usprawiedliwia jaki to dobry i uczuciowy chłopiec tylko ma problemy z kontrolowaniem emocji - trzeba mu pomóc… W dzieciństwie załatwiała mu papiery na głupotę a teraz wymyśliła chorobę psychiczną jako usprawiedliwienie… Ręce mi opadają jak słyszę te bzdury. Ja uważam, że to jest wynik złego wychowania i braku zasad. On nigdy nie poniósł w życiu żadnych konsekwencji swoich czynów ale z drugiej strony to nie ja jestem rodzicem i nie powinienem się w to wtrącać. Przemoc też nie jest żadnym rozwiązaniem - raz, że jej nie lubię a dwa, że nie daje żadnych efektów. Chociaż ręce mnie swędzą i wpierdoliłbym mu z przyjemnością to wiem, że to nie ma sensu. W tygodniu jadę do miasta, w którym mieszka. Mieliśmy zjeść razem obiad u matki ale nie odwiedzę jej bo jak wejdę do domu to pierwsze co zrobię to rozerwę gówniarza na strzępy a nie mogę potem podrapany w biurze siedzieć bo jadę służbowo. Poza tym będzie tylko z tego wielka awantura a jak tylko wyjdę to matka będzie na niego chuchać i dmuchać i go żałować, że po ryju dostał… Nie wiem jak mam się zachować w tej sytuacji. Najlepszym rozwiązaniem będzie zdystansowanie się do tego wszystkiego. Nie jestem jego rodzicem. Nie lubię przemocy ale pokusa jest żeby mu wpieprzyć jak brat bratu czasami. Męczy mnie ta sytuacja i najchętniej to bym się od nich wszystkich odciął bo są tylko balastem i problemem. Moim zdaniem chłopak jest stracony i każdy zainwestowany w niego wysiłek to marnowanie energii. W końcu nikt za niego życia nie przeżyje. Ale szkoda bo to brat. Jakieś pomysły? Rady? Ktoś był w podobnej sytuacji i z niej wybrnął?
- 11 odpowiedzi
-
- 2
-
- brat
- rozpieszczony
-
(i 3 więcej)
Oznaczone tagami: