Witajcie Bracia,
W tym poście chciałbym polecić japoński serial "Nagi Reżyser" na Netflixie.
Przenosi on nas do roku 1984 i opowiada autentyczną historię o reżyserze Muranishim Toshim, który podjął się wprowadzenia rewolucji w branży filmów porno. Poniższy opis może zawierać szczątkowe elementy spoilerów, chciałbym natomiast podzielić się swoimi przemyśleniami.
1. Główny bohater na swojej drodze musi pokonać niezliczoną ilość przeszkód, które związane są z bardzo restrykcyjnymi przepisami dotyczącymi cenzury w ówczesnej Japonii, których to łamanie grozi więzieniem. Jakby tego było mało, jego dążenie do wprowadzenia zmian sprowadza na niego gniew konkurencji, która chce go zniszczyć.
Jak można przeczytać na Wikipedii, z powodu licznych problemów zbankrutował w 1990 r., zostawiając masę długów, a mimo wszystko nie poddał się i wyszedł na prostą.
Być może to głupie, ale skojarzyło mi się to z walką Marka z hejterami - biorąc pod uwagę nieco rubaszny charakter serialu, może doda Mu otuchy i napełni nadzieją?
2. Podczas jednego z odcinków usłyszałem dość starą piosenkę, która idealnie wpasowała się w czasy przedstawianej akcji. Nie mogłem znaleźć jej nazwy, ale zaraz zobaczyłem tytuł odcinka. Don't Dream It's Over.
https://youtu.be/J9gKyRmic20
Poczułem coś dziwnego, niesamowitą nostalgię, prawie że łzy w oczach. Być może dlatego, że piosenkę słyszałem w czasach beztroskiego dzieciństwa i długo nie miałem z nią kontaktu?
3. Mam wrażenie, że kino japońskie jest pozbawione poprawności - nie ma tam na siłę gejostwa, murzynów itd.
Odniosłem także przeświadczenie, iż same Japonki są bardziej niewinne. Nie roszczeniowe. Oczywiście jest to tylko moje subiektywne wrażenie z serialu, co często okazuje się tylko i wyłącznie iluzją.
Swoją drogą, czy ktoś z Was miał kiedyś doświadczenia z japońskimi kobietami?