Jak w tytule drodzy Bracia i Siostry.
Pokrótce. Parę dni temu moja kobieta zwierzyła mi się że popełniła pewien błąd podatkowy rozliczając swoją firmę gdzie jest główną księgową.
W wyniku tego błędu f-ma mogła ponieść straty tytułem naliczenia przez US, 30k karnych odsetek. Martwiła się, pytała co dalej, odpowiedziałem,
nie przejmuj się, jesteś zbyt dużo warta aby z ciebie zrezygnowali. Dzisiaj sprawa się wyjaśniła, wszystko ok, żadnego błędu nie było, po prostu zła interpretacja
przepisów podatkowych z jej strony. Nadmieniam że kobieta jest od 3 lat główną księgową. W rozmowie z swoim przełożonym, zanim sprawa się wyjaśniła, przyznała się do błędu,
i wyraziła skruchę. Po wyjaśnieniu sprawy przez profesjonalnego biegłego od spraw podatkowych, gdzie wyszło że wszystko jest ok. Przełożony jej powiedział że i tak zapłacił by te 30k.
bo jeżeli by chciał zatrudnić nową księgową, to musiał by zapłacić nowej/nowemu księgowemu dwa razy tyle pensji, wygadał się. Moja ma w tej chwili 8k netto.
Od dawna jej mówiłem że jest nie doceniana finansowo, ale ona i tak sądzi że złapała Pana Boga za nogi i nie taktem było by upominać się o więcej.
Moja ma duży kompleks nie do wartościowania, matka była sprzątaczką i uważała że taka praca jest dobra. W sumie to ja kopałem małżonkę w dupę
aby osiągnęła ten pułap co ma. Robiłem to min. dla siebie, więcej kasy w domu, mniej ja będę musiał zapierdalać.
Odkąd pamiętam, zawsze rozmowy dotyczące jej pracy i próby zmotywowania jej do upominania się o swoje, kończyły się awanturami. Teraz przekonała się
ile jest warta na rynku pracy i to nie z moich ust. Zamierzam to wykorzystać, bo dodatkowy grosz w domu się przyda. Znowu zacznę jej truć dupę, tylko te awantury...
Coś doradzicie?