Czuję się sztywno i niezbyt zgrabnie,
Ogranicza mnie forma, to mój powód zmartwień,
I choć daje mi ona pewne możliwości,
Nie są one pozbawione sęków i niedoskonałości,
Za młodu byłem klocem, teraz ociosany,
Zawsze powód do ocen, palcem wskazywany,
Płakałem rzewnie jak wierzba, zapuszczałem korzenie,
Zanim mogłem dać swemu ja nowe tchnienie,
Mogłem zostać pajacem, zadatki na Pinokio,
Oszukiwałem sam siebie, że jest super i słodko,
Ale gorycz i wstręt nawiedzały mnie rano,
Zanim wieczorem płonąłem w tle jak polano,
Ciągną się za mną sznurki, które zabrałem mistrzom,
Kapłanom, politykom, naprzyrodzonym zjawiskom,
W teatralnej grze nie pomaga alkohol czy leki,
Coraz bardziej czuje się jak manekin,
Idę dalej więc i to koniec na dziś,
Idę nie wiem gdzie, pytam się quo vadis?