Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'scianatekstu' .
-
Zostałem zwabiony na forum dzięki proponowanym na YouTube filmikom Pana Kotońskiego. Czyli jednak aż tak bardzo zasięgów mu nie ucinają ? Jestem kolejnym przedstawicielem młodego pokolenia wchodzącego w nową, zwariowaną dorosłość. Całe życie odkładałem wszystko na później aż nie stałem się rok temu samotną znerwicowaną beznadziejną zlęknioną kupką nerwów i fobii z czającymi się za rogiem myślami samobójczymi. To był moment, w którym uderzyła we mnie z impetem cała moja przeszłość oraz zacząłem sobie uświadamiać jak wiele czeka przede mną pracy, aby cokolwiek osiągnąć w życiu. Przez całą młodość myślałem, że "jakoś to będzie" - pójdę na jakieś studia, znajdę jakąś kobietę i jakoś będę pchać te życie do przodu. Jednak moja psychika się posypała - poszedłem do lepszego" technikum w którym ze względu na brak systematyczności zdawałem ledwo z klasy do klasy. Ze względu na brak dziewczyn i kobiet w życiu i tego, że nikt nie nauczył mnie wcześniej jak zacząć je sobie sprawiać dalej nie przeszedłem inicjacji seksualnej i jedyny związek jaki miałem to jeden w wieku osiemnastu lat z dziewczyną, która po pół roku znajomości wytarła moimi uczuciami podłogę i zostawiła mnie dla osoby, która mnie nazwała "przyjacielem". Gdy ja próbowałem jak typowy Nice Guy nauczony prawidłami bycia szlachetnym i szarmanckim przez pół roku małymi kroczkami próbowałem przesuwać się dalej, po miesiącu ex-przyjaciel chwalił się jednemu koledze o swoim stosunku z "moją byłą". Dodatkowo okropnie złamał mnie rozwód rodziców, gdzie ojciec cztery lata temu zostawił matkę i musiałem przez całą klasę maturalną znieść jej załamanie nerwowe z myślami samobójczymi. "Ja sobie poradzę" - mówiła... Gdy jej życie się ułożyło - przełamała się i znalazła nową osobę której zaufała ja zacząłem wysiadać. Do tego gdy ja ją wspierałem w każdej smutnej chwili, a ja potem przesypiałem po piętnaście godzin jedynie sprawdzała raz na jakiś czas czy w ogóle żyję. Gdy ona dostawała wsparcie, ja jednego dnia wracając z pracy usłyszałem na wyjściu gdy mówiła do sąsiadki "hehe, bo my to nie potrzebujemy jakiejś psychoterapii". Stwierdziłem po maturach, że "nie jestem gotowy psychicznie na pójście na studia". Do tego doszedł kompleks bycia biednym obserwując całe technikum bananowych chłopców którzy mieli ode mnie łatwiej - mieli pieniądze, dziewczyny, wszystko to, czego ja zawsze usilnie pragnąłem. Stwierdziłem, że muszę zrobić sobie przerwę od nauki i ułożyć trochę swoje życie. I tak... pierwszego czerwca planuję wejść na halę produkcyjną z papierową trąbką świętując trzeci rok mojej egzystencji na tym zakładzie. Przez te dwa lata porzuciłem wszystkie moje resztki zainteresowań i stałem się szarą tłustą masą - miałem się podbudować, a tymczasem resztki mojej samooceny się zawaliły. Za niedługo minie rok od pewnej przełomowej rozmowy. W piękne majowe popołudnie wpadłem do jednej z niewielu osób które mógłbym nazwać przyjacielem - wraz z jego dziewczyną przeszliśmy się na miasto - przy okazji załatwiania kilku papierowych spraw kupiliśmy przepyszne lody i usieliśmy na ławce aby w odświeżającej bryzie z tryskającej fontanny pośmiać się z gołębi, ludzi wokoło i tego co znajduje się w odświeżającej bryzie z tryskającej fontanny. Jednak do ostatniej chwili nie byłem świadomy pułapki w jaką wpadłem. Po milutkiej rozmowie o duperelach zostałem okrutnie obnażony z mojej cieniutkiej powłoki dobrego humoru. Gdy byliśmy w lodziarni były dwie bardzo fajne dziewczyny. Gdy on ładnie kokietował, ja po pierwszej próbie szybciutko się wycofałem i jedynie dokonałem transakcji i wyszedłem. Od "czemu do nich nie zagadywałeś?" przeszli do ostrzału armatniego. Trafiali kolejno w moje zachowania które wykazywałem od długiego czasu. Cel był jeden - przekonać mnie, żebym udał się do psychoterapeuty który jemu kiedyś pomagał. Mimo iż cały mój poprzedni czas na etacie próbowałem robić coś ze sobą, to od tamtej pory uznaję to za pewien punkt zwrotny. Chodziłem na terapię od maja do listopada, zacząłem znowu biegać, poszedłem na siłownię, obkułem się materiałami Grzywocza i zaliczyłem kilka imprez na których zdobyłem numery i spotkania z trzema dziewczynami. W listopadzie zawiesiłem psychoterapię, bo miałem chwilowo wystarczająco pozytywny obrót zdarzeń, żeby stwierdzić "ja sobie już chyba poradzę samemu". A jednak szympans zwany życiem po raz kolejny rzucił we mnie gównem - w styczniu się wyprowadziłem, a w lutym wyczerpała się moja ostatnia luba z którą się spotykałem. Wróciłem mentalnie do punktu wyjścia. Z ciężkim bólem wznowiłem kontakt z miłym Panem, tydzień temu pomiędzy omawianiem moich spraw padła jedna diagnoza - "nie jestem gotowy na bliskość", no i... podejrzenie dwubiegunówki ale to jeszcze mamy... weryfikować, więc w tytule posta mamy "kupkę fobii i kompleksów", a nie "ChAD-a" ? Po tak przykrótkawym wstępie pragnę po raz kolejny i donośnie powiedzieć WITAM SERDECZNIE! Mam nadzieję, że może jednak zostanę tu chwilę dłużej ?, ale tymczasem szukuję się powoli na nocną zmianę w pracy PS. Realizując moje postanowienie zostania oczytanym człowiekiem czekając na zamówione dziś trzy książki dr. Lew-Starowicza, "Rok 1984" i "Cierpienia Młodego Wertera" ze względu na moją prokrastynację dalej z jednej z książek z ankiety przeczytałem jakieś dwadzieścia stron, a drugiej nie ruszałem. Jednak którą wy na moim miejscu przeczytalibyście najpierw? Taki wybór pomiędzy walką z nieśmiałością, a walką z wewnętrznym leniem ?
- 22 odpowiedzi
-
- 1
-
- mojahistoria
- powitanie
-
(i 1 więcej)
Oznaczone tagami: