Wszechobecnym wszystkim stróżom prawa i męskości ogłaszam, że rozstałem się finalnie na Amen.
Po wielkich kłótniach od założenia postu, wielce królewna chciała o mnie walczyć i się poprawiać 5 raz z rzędu.
W poniedziałek po spotkaniu z koleżanką <---- legit. Miała do mnie wpaść Tyle, że nie wpadała póki sam się nie upomniałem,
Wymigiwała się tekstami typu: pomyślałam, że jeden dzień powinniśmy ochłonąć, że odpocznijmy to lepiej nam zrobi. Ok
Tyle, że kompletnie mi o tym nie powiedziała, póki sam się nie upomniałem o spotkanie umówione. Więc jako, ze to brak szacunku do mojego czasu i osoby mimo tych zapewnień "będę walczyć do końca" zebrałem jaja i jej kulturalnie podziękowałem.
Z dnia na dzień jak się dowiedziała, że to koniec finalnie, to już zmieniła stronę walki z "będę walczyć" na "zyczę Ci powodzenia" i morały emocjonalne, że dalej kocha ale może lepiej będzie w ten sposób.
THE END przygody. Fajna dziewczyna z niej była, ułożona ogółem i nie w świecie IG, pierdzenia w stołek. Robiła coś i miała hobby, ale no cóż...