Skocz do zawartości

Asasyn

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Asasyn

  1. 3 godziny temu, Bronisław napisał:

    @Asasyn Witam,

    miałem napisać co myślę na temat tego co napisałeś, ale chciałem zapytać co dobrego możesz napisać o swojej kobiecie.

     

    Jakie plusy ma, bo minusy już napisałeś. Jakie pozytywy widzisz, masz z tego związku?

    Jakie pozytywy daje Ci i dawało Tobie takie zachowania u Żony?

     

    Z góry dzięki za odpowiedź.

    Szczerze... to w kierunku mnie nie widzę żadnych pozytywów w jej zachowaniu. Może ostatnio się coś nawet sili na bycie miłą w moją stronę, ale później znowu dopierdala jakaś głupią akcje, także ja już mam całkowicie "wyjebane" na jej próby bycia miłą. Nic mnie do niej nie przekona. Nie tknę tej kobiety nawet patykiem.

    Jeśli chodzi o dbanie o dzieci to się ona stara (i chyba robi to dobrze), wybiera ubrania, zabawki, ogarnia szkołę. Ja to wszystko finansuje i w jakimś tam stopniu pomagam. I tyle... Nie widzę w niej partnerki dla siebie. Kogoś z kim próbuję wychować dzieci widzę, ale nikogo ponad to. 

  2. 7 godzin temu, masculum napisał:

    Masz właściwie kilka opcji.

    1. Wykonać tytaniczną pracę nad związkiem z osobą, która wcale nie musi chcieć tej pracy wykonywać. Sądząc po Twoim opisie bracie, to co pisali inni jest wysoce prawdopodobne, kobita ma dostatnie życie. Jedzenie jest. Dzieci są. Dach nad głową jest. Ty się nie stawiasz. Ona nie pracuje. Dupki nadstawiać nie musi, chyba, że będzie chciała miot powiększyć. Żyje jak pączek w maśle. Po co ma chcieć pracować nad związkiem jak ma to co jej odpowiada. To Tobie nie odpowiada. Dlatego praca tytaniczna, karkołomne przedsięwzięcie z nikłymi szansami powodzenia, powiedzmy 5%, wiele stresu, wyrzeczeń i wytrwałości. Musi być perfekcyjnie zaplanowane i wdrażane, moim zdaniem nie do wykonania.

    2. Zabezpieczyć sobie pieniążki na boku tak aby o nich nie wiedziała, taka prywatna, tajna poduszka finansowa.
    Pójść do prawnika i dowiedzieć się co w przypadku rozwodu, jakie są szanse i na co. Podjąć decyzję i wdrożyć w życie. Być przygotowany na walkę. Nie wiem jaka kobita jest z charakteru, ale może nie chcieć walczyć a może będzie napierdzielać poniżej pasa, nie wiadomo. Domyślam się, że jeśli Ty wyskoczysz z rozwodem będzie jednak chciała ugrać jak najwięcej, żeby Cie ukarać za to, że chcesz wolności i że ona nie będzie miała się już nad kim pastwić (sam wspominałeś, że jest aspołeczna).

    3. Znaleźć sobie dupę na boku i używać. Ogromne niebezpieczeństwo, że wpadniesz, a w końcu na pewno wpadniesz i wtedy puści Cię z torbami. Wysokie ryzyko, gra nie warte świeczki. Nie polecam. Napisałem, bo to tez opcja. Jak wpadniesz wracasz do punktu 2 ale jego drugiej części i się będziecie naparzać w sądzie ale ona będzie miała przewagę w postaci Twojej winy.

    4. Znaleźć sobie pasje, wrócić do piłki, po prostu mało bywać w domu. Poznasz nowych ludzi, odnowisz kontakt ze starymi. Będziesz mniej widział żonę. To jest jakieś rozwiązanie, połowiczne ale jest, z tym, że nie będziesz mógł się z nikim innym związać czy ruchać na boku bo będzie Ci grozić opcja i konsekwencje z punktu trzeciego, a może do tego w końcu dojść jak poznasz nowych fajnych ludzi. 

    5. Zostawić wszystko tak jak jest i tkwić w gównie. Stagnacja, siedzenie w domu, zły przykład dla dzieciaków.... Stanie się w końcu tak jak kolega wyżej pisał, że za 10 lat przyjdziesz tu znowu i napiszesz, że minęło 20 lat macie 3, 4 czy 5 dzieci i co teraz? A wtedy to już ilość opcji Ci się zmniejszy i będziesz głębiej w dupie niż jesteś.

    Punkt 2 wydaje się najbardziej logiczny...

     

    Punktu 5 nie chce przerabiać...

    Punkt 1, tak jak piszesz jest porywaniem się z motyka na słońce.

    Punkt 4 realizuje po swojemu - biegam, siłownia, ogródek, hodowla zwierząt... Ale wszystko za mało...

    Punkt 3... No cóż to dobre na chwilę...

  3. 10 godzin temu, Sklozgos napisał:

    U mnie to nie zadzialalo. Jesli tak zrobi to moze sie okazac ze panna tylko czeka na taka sytuacje i wykorzysta ja w sadzie. Mowie o udaniu ze masz romans. On musi byc nieskazitelny i zabezpieczac powoli majatek. Nauczac dzieci jakich zachowan matce nie wolno stosowac. Dowiedziec sie czym jest przemoc i jak ja widza kobiety aby zbierac takie dowody zeby ja ujebac. Tylko tak moze sobie pomoc. Musi zachowac sie zapewne wbrew temu jak zostal wychowany ale batalia sadowa to zwykla wojna i tutaj nir ka zasad. Klamac udawac dobrego do konca i jebnac wniosek z dowodami. Nie wszystkimi. Prowokowac ale nagrywac tylko jej reakcje. Tak robila ex. Przekonalem sie z jakim brzwartosciowym czlowiekiem mialem stycznosc. Nie powinien miec litosci. One na tym bazuja. Lepiej niech nam powie jakie akcje ona odwala to bedziemy mogli zweryfikowac czy panna juz sie do rozwodu od dawna nie przygotowuje. Prowokowanie nerwowych akcji jest pierwszym elementem przygotowywania sie do rozstania z winy mezczyzny. Nie powinien jej pozwalac zabierac dzieci. Skupic sie na nich i powoli utawic je tak aby baly sie matki. Trzeba robic to samo co one. Mozesz mi nie wierzyc ale ona na 100% zrobila by to samo.

    Zalezy co ma w glowie jego zona. Ona moze odbierac bycie pewnym siebie i stawianie na swoim jako agresje i przemoc, a jesli do tego dojdzie to bedzie mial pozamiatane.

     Właśnie jest tak jak piszesz, moja żona pewność siebie i stawianie na swoim z mojej strony od samego początku odczytywała jak ataki na nią lub conajmniej próby odstawiania jej na boczny tor. Nigdy nie byłem jakimś macho ale miałem sporo kolegów i koleżanek - możnaby powiedzieć że byłem takim zrównoważonym typem, którego każdy znał. Grałem w piłkę amatorsko ale intensywnie zanim poznałem żonę (założyłem drużynę amatorską i byłem jej kapitanem przez naście lat) - oczywiście żonie przeszkadzało moje granie w piłkę. Jak mam jakieś imprezy z pracy to też bardzo rzadko chodzę żeby się Pańcia nie poczuła opuszczona. W pracy muszę być pewny swego, konsekwentny i wytrwały - a w domu się wycofuje, stałem się cieniem siebie. Najgorsze jest to, że ona nie ma żadnych zainteresowań "pozadomowych" - mówię do niej: wyjdź do ludzi, idź pobiegać, zapisz się na jakiś fitness albo chujwieco to ona mi z dumą w głosie odpowiada: "ja jestem antyspołeczna i nie lubię ludzi". Nóż kurw@... 

    Pewnie złe w mojej sytuacji jest też to, że od dobrych kilku lat znalazłem swoje "podziemie" do ucieczek od żony i całego tego burdelu... Ale... to mi daje czasem zaczerpnąć powietrza bo takie życie "pod wodą" straszliwie mnie męczy.

    • Like 1
  4. Godzinę temu, Miszka napisał:

    Ok. Zgoda, że odcinasz rozwodem to, co Ciebie wkurwia od siebie. Dzieci tego nie widzą? Ale co widzą "extra"? Co przeżywają?


     

     

    Najpierw przez niewiedzę i zaniedbania on i ona doprowadzają do sytuacji, gdzie naprawdę jest zle, a potem jedyne co umieją zrobić, to się rozwieść. I dalej jest to jedna, wielka racjonalizacja dlaczego tak jest lepiej.

     

    Nie zgadzam się z tym, że rozwód jest lepszy dla dzieci. Tkwienie w toksycznym małżeństwie jest chore i z pewnością do niczego dobrego nie prowadzi. Ale rozwód powinien być ostatecznością. Podczas gdy uważam, że wiele osób traktuje to jako pierwsze koło ratunkowe.

     

    Więc zostaje mi wybrać tkwienie w g#wnie po szyję... Przynajmniej do czasu aż dzieci nie podrosną... Gdy najmłodszy będzie miał 15 lat to ja będę miał 50. Jeśli do tego czasu nie stanę się wrakiem to dopiero wtedy zadziałam w kierunku wzięcia życia w swoje ręce. Po 50tce życie się nie kończy podobno, a ja mam zamiar być aktywny i sprawny do końca życia na tym łez padole. Nie traktuje rozwodu jako pierwsze koło ratunkowe, bo gdyby tak było to nie męczyłbym się w tym syfie tyle lat. Z upływem lat widzę coraz wyraźniej bezsens mojego położenia. W uzdrowienie sytuacji nie wierzę - znam się na ludziach i wiem, że nie da się zmienić na tyle żeby to zaczęło funkcjonować jak sprawna maszyna. 

    Moja praca polega między innymi na analizowaniu przyczyn i skutków - niestety w opcji "rozwód" widzę wiele smutnych obrazów w odniesieniu do dzieci... Konkluzja jest więc chyba taka, że muszę się pomęczyć jeszcze kilka lat... Choć nie ukrywam, że chcę przedstawić moją sytuację prawnikowi i zapytać jakie mam opcje i jakie ewentualne byłyby tego konsekwencje.

    • Like 1
  5. 10 minut temu, antyrefleks napisał:

    Jeżeli ktoś nie mając kompletnej wiedzy na temat zwiazku, smv i innych tego typu, ograniczając się do wzięcia pod uwagę wyłącznie to, że jesteś jedynym żywicielem rodziny, a żona w domu siedzi na dupie i się nie dokłada bla bla bla, doradza Ci, żebyś kopnął ją w dupę i został singlem, to coś tutaj jest nie halo.

     

    Związek ma służyć wychowaniu potomstwa i z tej tylko przyczyny powinienes zadbac o to, aby przywrocic kondycje w zwiazku. Wychowywanie dzieci w niepelnej rodzinie jest strasznym doswiadczeniem dla dziecka i przyczynia sie do skurwienia tego swiata (wiekszosc przestepcow to osoby wychowane przez samotne matki). Rodzina ma byc pelna, a w zwiazku ogien.

     

    Zachecam Cię do tego, abyś podjął działania, które podniosą twoje SMV. Siłownia, ubiór, mindset. Jeżeli zadbasz o te rzeczy to kobieta może zdać sobie sprawe, że musi wziąć sprawy w swoje ręce. Nie masz sexu? A myślisz, że one lubią miśków niedbających o siebie? Tutaj trzeba zrobić rozpierdol, jak na wojnie. Musisz podnieść wartość fizyczną , jeżeli chcesz mieć udane życie seksualne, nie ma od tego wyjątków. Laska może Ci dać poruchać aby dobrać się do zasobów, zaciśnie zęby zamknie oczy i będzie krzyczeć jak jej dobrze, jeżeli natomiast pozwolileś jej współdzielenie zasobów, to musisz zadbać o inne rzeczy bo naturalnie nie ma motywacji.

     

    W takiej sytuacji jedynie chęć odbicia Cię przez inne kobiety może przywrócić jakość pożycia w związku. Masz trójkę dzieci, więc moim zdaniem, warto spróbować. Jeżeli te działania nie przyniosą rezultatu, to wtedy rozważyłbym rozstanie. Jeszcze jest opcja pośrednia, czyli romans, ale tutaj trzeba mieć głowę na karku, bo może Cię panna dobrze porobić jak masz takie zarobki. 

    Do "miska" mi bardzo daleko. Jestem przed czterdziestką ale wielu dwudziestolatków chciałoby tak wyglądać... Biegam regularnie, chodzę na siłownię, gram w piłkę czasami, nie żłopię piwska, jestem szczupły i wysoki, dobrze się ubieram. Nie narzekałbym na brak powodzenia wśród kobiet.

     

    Zgadzam się z Twoim stwierdzeniem, że dzieci trzeba wychować w pełnej rodzinie bo to jest dla nich najlepsze. Dlatego się męczę (a może jest to tylko wymówka dla mojego tchórzostwa przed rozpieprzeniem rodziny).

     

    Ja serio mam alergię na moją żonę. Ona nie jest brzydka ale po prostu setki drobnych i większych wkurwia@jacych spraw się wydarzyło w życiu między nami i choćby teraz stała się seksbombą z super charakterem to nie przekonam się do niej na nowo...

    • Like 1
  6. 7 godzin temu, Zbychu napisał:

    yyyy Cooo? 

    Jaka branża? 

    150 000 / 12 = 12.500 netto miesięcznie.

    Na szybko licząc - na 3 dzieci dostałbyś max 3000-6000 zł alimentów, żona dostałaby pewnie dom i rata kredytu pewnie jakieś 2000 zł, ktore musiałbyś opłacać.
    Więc w pesymistycznym przypadku musiałbyś oddawać 8000zł i 4500 zł masz na życie... To jest mało? Pensja dobra dla singla studenta, oczywiście dla 30+ latka trochę mało, ale i tak lepiej niż 80% ludzi ma w tym kraju. Byłoby cię stać na mieszkanie na obrzeżach dużego miasta za 2000, albo mieszkanie w mniejszym mieście za 1500.

    4500 zł na rękę + spokój od żony >>> 12000 i wszystko dla żony, której nienawidzisz.

    W optymistycznym oddajesz 5000zł wypłaty i 7500 masz dla siebie. To jest luksus chłopie!

    Najważniejsze, że zyskujesz wolność, radość do życia! Twoje dzieci będą widziały uśmiechniętego faceta, a nie wrak człowieka! Dzieci wszystko chłoną jak gąbka. Więc nie gadaj, żę robisz wszystko dla dzieci. Jaki dajesz przykład dzieciom, skoro
     

    Tego chcesz nauczyć dzieci, naprawdę tego dla nich chcesz? Posłusznych, niepewnych siebie dzieci? One to wszystko od ciebie skopiują.

    Lub możesz się wyprowadzić, postawić i zacząć po prostu być szczęśliwym! Dzieci gdy zobaczą szczęśliwego ojca sami dojdą do wniosku - że nie pasowałeś do żony, albo to że żona jest toksyczna.
     

    Moje podane zarobki to 150tys brutto rocznie więc nie mam 12,5tys miesięcznie na rękę (mam około 8,5tys na rękę i właśnie wysokość alimentów które mogą mi dowali mnie zastanawia). Wiem, że sądy raczej doją facetów niemiłosiernie więc moje obawy są chyba uzasadnione... Moja żona jest toksyczna i nie lubi ludzi - sama o sobie tak mówi z dumą... Co mi po wywalczeniu wolności jeśli się okaże, że będę płacić tyle alimentów, że nie wystarczy na samodzielne życie w małym mieście... Chociaż może na skromne życie by starczyło ale to chyba strach powstrzymuje przed takimi krokami. No i to utarte przekonanie, że dzieci trzeba chociaż trochę odchować a nie zostawiać dzieciaka w wieku 3 lat... Bo opinia publiczna takiego faceta zjada na śniadanie - bo według ludzi to jest egoista i potwór.

    • Like 1
  7. 1 minutę temu, bzgqdn napisał:

    @Król Jarosław I, jedyne wyjście jakie widzę to przyłapać ją na zdradzie i zrobić rozwód z orzeczeniem o winie. 

    Pytanie czy autor nie wytrzymuje tylko babą, czy też z dziećmi, bo to zmienia postać rzeczy.

    Baba siedzi w domu i na 100% nie zdradza. Nie wytrzymuje z żoną, ale dzieci też dorzucają swoje trzy grosze...

    2 minuty temu, Krugerrand napisał:

    Ta historia nie jest zdaje się niczym nowym, jest to schemat życia w małżeństwie i sprowadzenia się tym samym (może nawet na własne) życzenie do roli niewolnika, woła roboczego, dostarczyciela dóbr, a przy okazji zaspokajacza własnych kobiecych zachcianek w postaci dzieci. Jakież to schematyczne: moje ciało moja sprawa, ale zupełne pomijanie roli mężczyzny w procesie przedłużenia gatunku. Nie wiem czy szukasz tu porady, czy pocieszenia, czy może wyjścia z tej sytuacji, czy może tylko opisujesz swoje życie. Piszesz, że ożeniłeś się z własnej, nieprzymuszonej woli, ale czy faktycznie tak było? Cofnij się tę dekadę do tyłu i przeanalizuj ile było w tym faktycznie Twojej własnej decyzji, a ile było nacisków ze strony pani, czy może rodziny Twojej lub jej, czy może nie było to spowodowane np. jej ciążą? Być może wtedy dojdziesz do wniosku, że nie miałeś na to wpływu. Swoją drogą gratuluję ogarnięcia zawodowego pozwalającego utrzymać żonę-pasożyta i jeszcze gromadkę dzieci, muszę jej też pogratulować oceny sytuacji i najlepszego dla jej samej wyboru tzw. męża. czytaj dostarczyciela lepszego, spokojnego, bezstresowego, a przy okazji realizującego tzw, kobiece niezbyt lotne ambicje życia na cudzy koszt.

    W sumie szukam porady. Może komus się udało z takiego bagna wydostać...

  8. Panowie... Nie wiadomo od czego zacząć. Jak chce się krótko opisać 10 lat małżeństwa... Niby człowiek żenił się że swojej nieprzymuszonej woli... Więc za mną dekada w małżeństwie i po drodze trójka dzieci. I teraz dochodzę do wniosku, że to do cholery nie jest życie dla mnie. Żona niby dobra, ale od samego początku żeby przy niej nie zwariować albo kogoś nie zabić w wybuchu gniewu przyjąłem postawę wyciszenia i zgadzania się na niemal wszystko. Jest miliard szczegółów, które mnie wkurzają w jej zachowaniu. Myślałem, że po pierwszym dziecku będzie lepiej... Że drugie to jakoś poskleja... No a trzecie to niestety wypadek przy pracy... Straszny pech możnaby rzec... Ruch@sz raz na rok i bum... Masz dziecko... Dodam na pogrążenie, że żona zupełnie mnie nie pociąga i ten trzeci potomek powstał bo się zmusilem i wspomoglem tabletkami... Czuję wręcz alergię na tą kobietę... Wiem, trochę późno na takie stwierdzenia. Odrabiam wszystkie swoje obowiązki przy domu i dzieciach i tak żyje z dnia na dzień... Wiadomo, że dla dzieci wszystko ale no nie chce takiego życia... Żyje z kobietą, której nawet nie lubię jakoś specjalnie, nie podoba mi się, nie pociąga mnie a w jej obecności siedzę cicho i się nie odzywam... Nie tak chce doczekać starości... Pracuje tylko ja. Wszystkie rachunki opłacam ja. Ratę hipoteki place ja. Dom wybudowałem w większości własnymi rękami... Oczywiście wszystko jest traktowane jako wspólnota majątkowa... Nawet gdybym zdobył się na ruch do przodu i się rozszedł z żoną to alimenty nie pozwolą na samodzielne życie samemu. Na rocznym rozliczeniu mój dochód to ponad 150tys - przypuszczam, że alimenty tak by mnie zniszczyły że na suchy chleb bym nie uzbierał dla siebie... Żona nie pracuje bo najmłodsze dziecko ma 3 lata... Żona w ogóle pracowała w trakcie małżeństwa przez rok w sumie... I tak żyje z dnia na dzień coraz bliżej starości...

    • Like 1
    • Smutny 20
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.