Zaczęło się od tego, że pewnego dnia spodobała mi się, więc przynioslem pod jej mieszkanie bunkier róż z nr telefonu - jesteśmy sąsiadami z jednego bloku. No i tak pisaliśmy cały miesiąc, ona często nie miała czasu na spotkanie, więc się troszkę zdystansowalem. Na spotkaniu było nawet fajnie, przez jakieś 1,5 godziny gadaliśmy, po czym się zmyla. Ale nie było żadnego przytulania, czy całowania ale ja też nie próbowałem nic takiego. I po spotkaniu zadzwoniłem, wszystko fajnie, a ona jakieś 2 dni po nim pisze mi smsa, że mnie przeprasza, ale nie w głowie jej żadne romantyczne relacje, bo ma w głowie byłego. Więc postanowiłem dać sobie spokój, a tu nagle ona się odzywa czy jej pomogę z przeprowadzką. Odpowiedziałem, że tak ale dość sucho i chłodno. Później jeszcze dzwoniła, a ja nie miałem czasu wtedy gadać, więc nie odzwonilwm. To mi napisała, że wtedy miała doła i żebym nie brał tego tak bardzo na poważnie i że czas pokaże co będzie między nami, a póki co możemy się spotykać. A teraz znów dzwoniła i pytała czy jej pomogę z tą przeprowadzka. Sam nie wiem czy z nią próbować, czy nie warto? Czy docenić, że była po prostu może że mną szczera? A może coś kręci? Aha przepraszam za ewentualne literówki, ale piszę z telefonu.
Wiem pewnie to takie śmieszne bo myślicie, że chodzi jej tylko o tą pomoc w przeprowadzce... Byc może, ale pozostaje ewentualność, że pisała to szczerze, o swoich watpliwosciach. Czy waszym zdaniem nie ma na to szans, nie podobam się jej i ogólnie pozamiatane?