Skocz do zawartości

Black_and_White

Użytkownik
  • Postów

    8
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Black_and_White

Kot

Kot (1/23)

16

Reputacja

  1. To zdanie powinno być wypisane gdzieś nad lustrem, żeby móc je przeczytać odruchowo w chwili słabości. Dwa razy powiedziałem kobiecie o swoich słabościach. Myślałem wtedy, że szczerość i wyłożenie kawy na ławę pomoże budować uczciwą i "normalną" relację.... O dwa razy za dużo Pierwszy raz był z niewiedzy. Drugi utwierdził mnie w przekonaniu, że to prowadzi do rozpadu. Trzeciego nie będzie
  2. Cześć. Stosunkowo niedawno sam dołączyłem do forum i wrzucałem post w świeżakowni. Miałem co prawda inną historię od Twojej, ale widzę pewien wspólny mianownik. Mianowicie, najbardziej zapadają nam w pamięć kobiety, które dały nam najwięcej emocji. Z tego co piszesz, w czasie waszej długiej znajomości było i sporo dobrych i dużo tych złych emocji. Poza tym masa wspomnień itp. Mnie też takie mieszanki pociągają. To co mi pomaga wygrzebywać się z dołka to: Zastanawianie się nad swoimi emocjami. Skąd się biorą i dla czego tak na prawdę w danym momencie czuję się na przykład wkurwiony, albo zrezygnowany. Tu pomaga praca z oddechem, którą mi też bracia doradzili. Cele. Rozwój. To już wyżej pisał Griffith. Może rozwój zawodowy, może nowy kurs. W moim przypadku bardzo pomaga angażowanie się w grupie poszukiwawczej. Trening i wysiłek fizyczny (tego Ci raczej nie brak). Porządna micha Natura. Góry, las, rower itp. Terapia. Jedni polecają, inni mówią, że nie ma sensu. Mi osobiście pomaga robić porządek w myślach i dojść do "głębszych" wniosków, których pewnie bym nie wyciągnął bez tego. To co wypisałem wyżej pomaga mi odbudowywać samoocenę, która podupadła w ostatnich latach. I jeszcze jedna ważna rzecz, którą napisał któryś z braci w jednym z wątków na forum (nie pamiętam teraz w którym). WSZYSTKIE emocje związane z Twoją ex mają swój początek w TOBIE. To reakcja hormonalna na jej zachowania, gierki, flirty. Teraz także wspomnienia powodują reakcje, więc na pewno nie pozwalaj sobie na rozmyślania jak to było i jak mogło być. Trzymaj się bracie
  3. To prawda. Najwyraźniej nie analizowałem tego wtedy w ten sposób. Nigdy nie lubiłem "łamać serc", chociaż jak piszesz parę razy się zdarzyło. Po prostu naturalnie mi nie zależało i nie czułem potrzeby. Wystarczył gorszy okres, wycofanie się z życia towarzyskiego, czasowa słabość i lepsza zawodniczka i przejebałem w tę grę Dodatkowo pojawiła się myśl "może ta jest inna?" (wiem wiem jak to brzmi) W każdym razie teraz nawet się cieszę z pstryczka w nos i lekcji relatywnie niskim kosztem. Kubeł zimnej wody na łeb był jednym z czynników który pozwolił mi się zacząć znów ogarniać. Dzięki za uwagi. Słodycze pojawiają się u mnie od święta. Od paru miesięcy jem na wpół low carbo. Wywaliłem ryże, makarony, ziemniaki etc. Podstawa to mięcho, jaja, sery, dużo warzyw i owoców (cukier z owoców spokojnie zastępuje u mnie słodycze). Zauważyłem mniejsze napady głodu w ciągu dnia i brak zamuły nawet po dużym posiłku. Masturbacje ograniczam, ale co parę dni ciśnienie jest spore. Książki i regularny trening (zwykłe pompki, drążek, przysiady) dość szybko zaczynają robić mi porządek w głowie. Przynajmniej na początku.
  4. Jak na razie odnoszę wrażenie, że mi to pomaga. Zacząłem zwracać uwagę na moje emocje i skąd się biorą. Dodatkowo jak pisałem wyżej, odnośnie schematów działania. To widzę też jak niektóre są nieracjonalne. Przykład: Relacja z laską wprawia mnie w ciągłą niepewność i stres. Ostatecznie mnie olewa. Wcześniej myślałem tylko, że zjebałem, że jestem gorszy, słaby i za mało się starałem. I to był dramat na długo. Teraz myślę oczywiście też w pewnym stopniu, że zjebałem. Natomiast widzę też, że nie ma sensu ganiać za relacją, która mnie tak naprawdę ciągle męczy i trzyma w ciągłym stresie. Zaczynam potrafić przyznawać przed sobą, że tego nie chcę. Jest jeszcze jedna kwestia z panią R. mieliśmy zaplanowany wspólny wyjazd pod koniec roku. Kupiłem bilety lotnicze na promocji akurat na szybko i nie zastanawiałem się zbyt długo. Zamierzam przerwać milczenie i po prostu bez emocji zapytać, czy dalej chce jechać i tyle. W razie czego mam alternatywę, mogę jeszcze przepisać bilet na kumpla albo inną koleżankę. Nie zamierzam rezygnować z fajnego wyjazdu. Dzięki za literacki must have. Trzeba zacząć powoli odrabiać pracę domową. Na chwilę obecną zamierzam wrócić do regularnych treningów i częstszego czytania. Dodatkowo wyjść trochę do ludzi bo ta kwestia trochę u mnie podupadła w ciągu ostatnich kilku lat. Dodatkowo, masz może jakieś sprawdzone materiały/patenty odnośnie podnoszenia samooceny? Pozdro
  5. Dzięki za radę. Wcześniej rzeczywiście byłem trochę masochistą. Oczywiście nieświadomie. Myślę że brało się to stąd, że jedyny obraz relacji jaki znałem przez długi czas to ta z domu. Alkoholizm ojca, ciągłe awantury, czasem przemoc. Jakakolwiek próba zwrócenia uwagi była punktem zapalnym. Matka starała się ratować rodzinę i znosiła to (współuzależnienie). Jak zacząłem nad sobą pracować i rozkminiać, to zauważyłem u siebie pewne schematy, o których wspominałem w moim wywodzie. 1. Jak jest dobrze, spokój, laska się stara i relacja jest mocno rokująca - szukam na siłę dziury w całym i prowokuję zerwanie. Na terapii wyszło, że prawdopodobnie spodziewam się wojny i burzy, bo tak było zawsze w rodzinie, więc wychodzę naprzód aby zmniejszyć napięcie czekania na chujnię (i sam ją tworzę). 2. Jak laska daje mi emocjonalny rollercoster, to latam za nią jak mucha za gównem. Jestem przyzwyczajony do przebywania z osobą na którą trzeba uważać i ważyć każde słowo. Wiem i widzę, że to popieprzone. Że tak uważając i obchodząc się z panną jak z jajkiem, tak na prawdę chowam jaja i nie jestem sobą. Staram się wywalić to z głowy, bo jeszcze potrafi odpalić się z automatu. Co do bycia bankomatem to raczej emocjonalnym. Jakiś czas temu pożyczyłem R. trochę kasy. Niedawno oddała bez przypominania. Jak tak sobie teraz myślę. To pogorszenie relacji zbiegło się mniej więcej z czasem kiedy dostała kasę za kontrakt i mogła mi oddać. Może szukam na siłę, ale chyba już widzę ile warta ta znajomość.
  6. Witajcie. Postaram się jak najbardziej zwięźle opisać moją historię. Od dziecka byłem raczej słabym i nieśmiałym dzieciakiem. O ile nieśmiałość była faktem, to słabość była głównie w mojej głowie. Co prawda nie byłem prymusem ani mistrzem sportu (z wyglądu też nie Adonis). Jednak zarówno intelektualnie i sprawnościowo zawsze plasowałem się powyżej średniej. W późniejszym życiu często byłem wybierany na prezesa czy kierownika jakiejś organizacji. Obecnie ma 32 lata, prowadzę 2 firmy. Staram się trzymać formę i pracować nad sobą . Z mojej dzisiejszej perspektywy brak wiary w siebie brał się z dwóch powodów. Po pierwsze nadopiekuńcza babcia, która zajmowała się mną i bratem gdy rodzice byli w pracy. Do dziś pamiętam słowa w stylu "uważaj Black, zrobisz sobie krzywdę", "nie. Black jest na to za malutki i nie poradzi sobie", itd. Po drugie ojciec alkoholik. Zawsze miałem wrażenie, że ubolewa iż nie jestem tak silny i pewny siebie jak starszy brat (brat to typowy przewodnik i zawsze go podziwiałem jak zabrakło wzorca ojca). Zdarzało mu się po pijaku o tym mówić. Gdy Brat wyjechał do afganu, a ojciec bardzo dawał w gaz, nie miałem wzorca i wszelkie problemy tłumiłem w sobie. Obecnie jestem w trakcie terapii DDA. Pracuję nad swoimi lękami. Moimi największymi problemami są niska samoocena oraz paniczny wręcz lęk przed odrzuceniem. Układam to sobie w głowie i mam już tego świadomość, jednak czasem reaguję jeszcze z automatu jako "ten grzeczny, gorszy, któremu się nie należy" i zdarza się dostać po dupie. Prawdziwe doświadczenia z kobietami zaczęły się na przełomie gimnazjum i liceum, wcześniej bałem się zagadywać. Zainteresowała się mną koleżanka starszego brata. Mam świadomość że chciała mieć uległą zabawkę. Wtedy też miałem taką świadomość. Pamiętam słowa brata "tylko się nie zakochaj przypadkiem". I nie zakochałem się. Z tą koleżanką widywaliśmy się na wspólnych wyjściach i imprezach. Wprowadziła mnie w świat seksu. Byłą niezłą i otwartą nauczycielką. Ja pamiętałem słowa brata i za nic nie chciałem się zaangażować. Doszło do tego, że strasznie naciskała. Kiedyś po bzykanku na imprezie wręcz błagała mnie ze łzami w oczach abyśmy stworzyli chociaż układ bez zobowiązań. Ja wtedy ją odrzuciłem. A ona, jak moglibyście się domyślać, chciała tylko bardziej. Nigdy nie było z tego związku ani specjalnie głębokiej relacji. Ona była bardzo mocnym charakterem owijała swoich facetów wokół palca i skakali wokół niej. Jak na ironie zawsze skakała na bok z nieopierzonym wtedy jeszcze dzieciakiem, który ją zlewał. Kontakt się urwał gdy wyjechałem na studia. Na studiach poznawałem różne dziewczyny, ale gdy były "za dobre", "jakieś niewyraziste" to szybko kończyłem zalążek relacji. Czasem wręcz na siłę szukałem dziury w całym żeby mieć pretekst do zerwania znajomości. Dziś widzę że większość z tamtych "za dobrych" to ogarnięte wierne żony, porządne kobiety, a ja latałem za pojebusami, które traktowały mnie jak ścierę. Jedną z takich była K. Poznana na studiach. Kobieta która jako pierwsza zryła mi beret i dziś jest mi wstyd jak bardzo dałem się urobić. Zaczęło się niewinnie. Świetnie się dogadywaliśmy, wspólne zainteresowania, wspólne grono znajomych, ona taka rezolutna, konkretna, lubiana. Czułości, coraz bliżej, w końcu chcę z nią stworzyć związek. Mówi mi, że ona to nie chce chłopaka, że chce być singielką ale nie chce kończyć znajomości ze mną. Ja (dziś mi wstyd jak cholera) powiedziałem, że poczekam aż się zdecyduje i będę przy niej. Jaki to miało skutek nie muszę pisać. Koniec końców ona miewała innych gości, ja spotykałem się z innymi kobietami, ale co jakiś czas na wspólnej imprezie lądowaliśmy z K. w krzakach. Gdy zaczynało mi się układać z jakąś inną, to pojawiała się K. i rozpierdalała mi mózg, a ja kończyłem dobrą relację. W końcu doszło do tego, że po kolejnym okresie gdzie nie utrzymywaliśmy kontaktu, zadzwoniła do mnie zapłakana czy mogę przyjść. Okazało się, że gość z którym miała romans strzelił samobója. Pocieszałem ją wtedy i postanowiliśmy być razem. Oczywiście niedługo potem kopnęła mnie w dupę i wyjechała do innego miasta zrywając za pomocą smsa. Nie kontaktowałem się z nią po tym wcale. Wtedy też trafiłem na książkę Marka "stosunkowo dobry" i pierwszy raz zacząłem przeglądać to forum. Po jednym roku akademickim wróciła do miasta i zaprosiła mnie na rozmowę. Przeprosiła za przeszłość i poprosiła o jeszcze jedną szansę. Powiedziałem jej wtedy, że nie wiem, czy jej zaufam, ale możemy spróbować i zobaczymy. Jaka ona była wtedy milutka, przyjeżdżała, odwiedzała mnie, robiła prezenty. W łóżku super, robiła wszystko no ogólnie miód malina. Ale ja wtedy odpaliłem chyba swój schemat który miałem z "dobrymi laskami". Nie mogłem się zebrać na uczucie do niej. Było mi dobrze, więc to skończyłem. W dzień mojej obrony postanowiłem z nią zerwać i powiedziałem jej, że musimy pogadać. Zerwałem w, zdaje mi się, kulturalny sposób. "Myślałem, że się uda, ale nie ufam Ci, zostańmy przyjaciółmi". Powiedziała ok, popłakała się i poszła. Okazało się, że zorganizowała tego dnia dla mnie imprezę niespodziankę ze wspólnymi znajomymi. Jako, że z nią zerwałem, to na nią nie przyszła (początkowo) ale impreza się odbyła. Gdzieś po północy wpada ona nieźle zrobiona i błaga o kolejną szansę, żebym jej nie rzucał. Ja nieugięty, choć czułem się jak skurwysyn. Ale postanowiłem stać przy swoim (próbuję dziś odzyskać pewność i ramę, którą wtedy miałem). Niestety alkoholu i używek było dużo i urwał mi się film i obudziłem się w swoim mieszkaniu z nią przy boku. Powitał mnie słowami "jeśli teraz stąd wyjdę, to nigdy więcej mnie nie zobaczysz" (zobaczyłem ale o tym dalej). Ja poszedłem się wyrzygać i gdy wróciłem do łóżka, kazałem jej wyjść. Wyszła, z płaczem. Kilka razy chciała wrócić ale ją odganiałem. Kilka lat po zakończeniu studiów spotkaliśmy się znowu na jubileuszowej imprezie w gronie klubu studenckiego do którego należeliśmy. Alko, przytulanie, czułości, wyznanie, że tęskniła, romans. Ja wtedy mieszkałem na południu polski, ona bardziej na północy. Po 2 miesiącach naszego romansowania okazało się, że mieszka w tym czasie z innym gościem. Temat zamknięty. Ta znajomość jest już poza mną. Po tym przez długi czas miałem przelotne znajomości, które zawsze kończyłem "bo za dobrze". Zauważyłem to. Pojawiły się też inne problemy w życiu (firma, sprawy sądowe) które podkopały znów moją samoocenę, która nigdy nie była wysoka. Postanowiłem iść na terapię. Jestem na niej już kilka miesięcy ale w międzyczasie pojawiła się R. Kobieta z ikrą, taka że znów poczułem takie "oooooo, konkret babka" z jajem, humorem i pewnością siebie. Wzbudziła we mnie ogromne emocje. R. Była moją kursantką (prowadzę szkolenia branżowe) i zatrybiło. W międzyczasie urwał się kontakt, widziałem, że przez chwilę się z kimś spotykała. Potem znów się odezwała. Pracuje w delegacjach, przyjeżdża do Polski na wolne co jakiś czas i miewa niewiele czasu więc kontaktujemy się głównie przez telefon i komunikator. Męczy mnie to, bo chciałbym ją widywać częściej w realu. W naszej branży jest niewiele kobiet, więc R. pracuje głównie z facetami (pierwszy red flag). Od słowa do słowa tak sobie rozmawialiśmy, żartowaliśmy, pomagałem jej w różnych kwestiach. Aż doszło to tego, że wymiana wiadomości stała się regularna, codzienna. Serduszka, buziaczki, chuje muje itp. Pojawił się pomysł na wspólny wyjazd zimą. Ogólnie ja rozanielony, ona zdawało się, że też. Czemu piszę "zdawało się"? Otóż nastąpił kilka dni temu zwrot. Zaczęło się niewinnie. Regularnie przypominałem jej o pewnym ćwiczeniu (na jej prośbę, bo nie zawsze pamiętała i miała motywacje). Pewnego dnia gdy jej przypomniałem otrzymałem wiadomość "nie przypominaj mi ciągle" "akurat miałam to zrobić, a Ty mi piszesz. Irytuje mnie to". Powiedziałem, że sama chciała. I nie wiem czemu ją to irytuje. Spytałem, czy zawsze ją wkurwia jak jej się coś powie w momencie jak się za to zabiera. Powiedziałem też, że nie będę więcej jej irytował XD. Odpaliła się wtedy w sposób dla mnie niezrozumiały i wyrzucała, że nie to nie i po co drążę. I że ona mówi o swoich odczuciach, a ja mam z niej bekę. W tym miejscu popełniłem błąd, bo powiedziałem, że jeśli poczuła się źle to przepraszam. Temat ucichł. Początkowo gadka szła normalnie ale spadła częstotliwość. Poczułem chłód. Wczoraj zadzwoniłęm, powiedziałem że widzę ochłodzenie w naszych rozmowach i pewną zmianę. Spytałem co jej leży na wątrobie bo chcę omówić jeśli jest jakiś problem. Usłyszałem, że to pytanie jest w chuj dziwne i że ten telefon to pojebana akcja. Że wygląda jakbym chciał ją mocno kontrolować, a ona nie ma obowiązku się tłumaczyć. Odparłem że ok, ona tak twierdzi, ale ja nie miałem zamiaru ją brać na smycz i żeby wyluzowała. Dziś jeszcze był kontakt ale pojawiało się przypierdalanie jak nigdy wcześniej. Przykład: mówi, że musiała jechać z jednego miasta do drugiego i z powrotem bo się nie dogadała z koleżanką na temat kluczy czy czegoś tam. Mówię, że parę godzin psu w dupę i najwyraźniej nie zagrała komunikacja, że w takiej sytuacji lepiej zadzwonić. Ona na mnie z wyrzutem, że posądzam ją o chujową komunikację a chujowa była z drugiej strony. Ja że zaraz zaraz, nie mówiłem, że ONA się źle komunikuje, tylko że ogólnie się nie dogadały, ale to Ona zapierdalała w tę i z powrotem. Usłyszałem na to, że chce w niej wzbudzić złość, na koleżankę i o chuj mi chodzi. Rozjebało mnie to totalnie. Odparłem, że nie i nie każda moja rada to atak. Inna sytuacja z dziś to spytała mnie o radę co może kupić dla starego znajomego na urodziny bo ma w sobotę (dodam, że mieliśmy się spotkać w tym tygodniu bo akurat jest w kraju, lecz nie wyciągnąłem z niej konkretów. Dziś już stwierdziła, że nie ma czasu. hehehe) Jak zacząłem doradzać to w pewnym momencie odparła "Jeeezu, wiem co mam zrobić" Odparłem tylko, żeby zluzowała i że widzę, że jest ostatnio bardzo drażliwa. Od tamtego czasu się nie odzywam. Zasadniczo podejrzewam, że sprawa jest już spalona. Ale zamierzam potraktować to jako poligon, żeby jak to pisaliście nieraz "pobawić się procesem", wynieść coś z tego dla siebie. Wiem, że nie powinienem w tym okresie brać się za baby, bo jestem w trakcie terapii i muszę zbudować znów pewność siebie. Jednak R. wzbudziła we mnie mocny strzał hormonów i bardzo mocno poczułem haj. Nie wiem tylko jaki jest Wasz punkt widzenia. Czy to od czego zaczęła się drama czyli moje dopytywanie o powód irytacji oraz późniejszy telefon, rzeczywiście były bardzo dziwne i niestosowne? Staram się nie przesadzać, jednak wciąż widzę u siebie OGROMNY lęk przed odrzuceniem i każdy sygnał zwiastujący potencjalną klapę budzi we mnie niemal panikę. Paradoksalnie gdy już niemal pogodziłem się z tym, że spaliłem temat, jest mi lżej i czuję większy luz. Pisząc to jeszcze bardziej zobaczyłem, że mam dużo do przepracowania. Pozdro Bracia
  7. Black_and_White

    Witam

    Witam Jestem Black_and_White. Przeglądałem to forum kilka lat temu podczas dołka emocjonalnego. Dziś postanowiłem dołączyć aktywnie. Niedługo podzielę się moją historią.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.