Skocz do zawartości

Pantera

Samice
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Kobieta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Pantera

Kot

Kot (1/23)

3

Reputacja

  1. @Długowłosy tak, skoro ja na siebie zarabiam i daję dupy, to ma zabawiać - NO JEST TAK CZY NIE JEST TAK? Cieszę się, że mogłam posłużyć jako maskotka, wbrew pozorom też dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy i wiem, jakiego typu osobników powinna unikać każda normalna lasia. Powtarzam, normalna. Raz jeszcze powtórzę: normalna. Może kiedyś taką poznacie. Tymczasem mam wrażenie, że wszystkie Wasze problemy poszłyby w cholerę, jak ręką odjął, jakbyście urodzili się homo. Kobieta nie byłaby Wam wówczas już do niczego potrzebna. Stąd ja teraz będę uświadamiać kobietom, jak bardzo potraficie manipulować - @mac - nie pisz mi o ofierze agresji, tylko zobacz ton swojej wypowiedzi do mnie i przemyśl temat, bo musisz być wyjątkowo ślepy, by tego nie widzieć i wyjątkowo bezczelny, by tak odwracać kota ogonem. Ale to robicie perfekcyjnie Bardzo łatwo Was, Panowie, podpuścić i zrobić to w taki sposób, byście myśleli, że to biedna samiczka dała się zapędzić w kozi róg. Łatwo zagrać Wam na nerwach, napisać coś, co w try miga podważycie swoją logiczną argumentacją, zapominając przy tym, że kobieta to wie i ma z tego niezły ubaw. Wystarczyło zadać kilka pytań, byście się nawzajem przekrzykiwali w ich idiotyzmie i udowadniali, jak bardzo głupie są kobiety. Wystarczyło rzucić kilka haseł, byście powzięli za punkt honoru udowodnienie babie, że jest tępa jak but. Kompleksy, kompleksy... ale próbujcie dalej. @catwoman Red ma rację z tym, że faceci wychowują, a kobiety się opiekują. Zapomina jednak, że żadne ojcowskie wychowanie i miłość nie zastąpi miłości matki. Dziecko powinno być chowane przez matkę do 6-7 r.ż., a potem oddawane ojcu celem przygotowania do życia. Ale tej początkowej fazy, relacji "matka - dziecko", jaka tworzy bądź powinna tworzyć się przez pierwsze lata potomka - nikt nie zastąpi. Matki kochają bezwarunkowo, ojcowie - za coś.
  2. @mac, ja takich agresywnych... facecików mam irl na pęczki, więc - spokojnie - moja niechęć do udzielania się jest jedynie wynikiem obawy o zaniżenie własnego poziomu. A napisałam, bo chciałam podziękować @Mosze Redza jego przedostatni wpis. Teraz już rozumiem, co macie na myśli pisząc to, co piszecie. I o to mi chodziło. @Długowłosy, napisałam wyraźnie, że to nie foch, więc tym postem zagościł u mnie jedynie uśmiech politowania. I myślę, że nie ja jedna Cię nim w życiu ugościłam. Nie chcę się wdawać w bezsensowne przepychanki słowne, skoro "wiecie lepiej". Świata nie zbawię. Red, uszanowanie
  3. Naprawdę każda kobieta, którą poznałeś, złamała swoje zasady dla wacka? Nie wiem, czy nie dowierzać, czy współczuć. Dla mnie to właśnie jest odrealnione, choćby dlatego, że mam branie u samców, mogłam skorzystać z wielu okazji, również dotyczących fajnego stanowiska. Jakoś się nie wyjebałam, za to w tej firmie nie mam już czego szukać. Wiesz co, faktycznie przejrzę, bo w głowie mi się nie mieści, że to, co piszę od siebie, traktujecie jak manipulację. Ale może to wynika z faktu, że zawsze otaczało mnie męskie towarzystwo, a bliskie koleżanki mam aż dwie. Może dlatego, że nigdy nie miałam problemu z komunikacją z facetami, a kobiet często nie rozumiem, dlatego unikam. O, jasne, że się liczy. Każdy powinien być silny i odporny psychicznie, to jak najbardziej zasługuje na szacunek. Mylisz tylko siłę na zewnątrz z rywalizacją w związku, która dla mnie jest niedopuszczalna. W którym miejscu narzucam swój sposób myślenia? Napisałam na końcu wyraźnie, że DZIELĘ SIĘ SWOJĄ OPINIĄ, by móc ją skonfrontować z Waszymi. Nigdzie nie napisałam, że moja racja jest mojsza. Przestań się tak ekscytować, jeszcze pomyślę, że zachowujesz się nieracjonalnie. I napisz mi, proszę, gdzie ja Was krytykuję? Czy napisanie, że rzadko spotykam się z tak negatywnym podejściem do kobiet, jest krytyką? Czy ja napisałam, że to złe? Nie. Napisałam, że się z tym tutaj spotykam i chciałabym to zrozumieć, ogarnąć, dlaczego macie takie a nie inne podejście. Naprawdę, histeryzujesz. Po 1 - sugeruję się głównie moją 55-letnią matką, którą interesują się panowie 20 lat od niej młodsi. Hm, pomyślmy, może dlatego, że dba o siebie? Jeździ na rowerze, uprawia fitness, chodzi na basen? Że figurę ma lepszą niż niejedna 30latka i ani grama cellulitu? Objaśniam jedynie, że jak kobieta chce o siebie zadbać, to będzie zadbana. Wystarczy ruszyć dupsko i nie zwalać wszystkiego na "tarczycę" (na którą mama de facto choruje ). Ale to prawda, wiele osób po 40 wygląda fatalnie - Karyny z obwisłymi tyłkami, Janusze z piwnymi brzuchami. Jak się jest leniem, to się tak wygląda, też mi nowość. 1. Twoja opinia i masz do niej prawo, nic mi do tego, szanuję. 2. Może to i lepiej, że nie masz czasu się do tego odnieść, skoro to tylko stek bzdur - nie marnuj swojego cennego czasu. 3. Nazywanie czyjegoś podejścia (popartego przykładami) bzdurami trąci nieco wyższością, nie uważasz? Ja, nie zgadzając się z wieloma Waszymi opiniami na temat kobiet, nie piszę, że to stek bzdur tylko dlatego, że macie inny punkt widzenia. Do mnie to nie przemawia, ale po co kogoś dyskredytować? Kto tu kogo obraża i wykazuje się hipokryzją? Rezerwat jest z tego powodu, iż większość z Was nie potrafi odnieść się do kobiecych forumowych pytań. A jeśli się odnosi, to często niemerytorycznie, wulgarnie i przy okazji ukazując jakąś swoją... bo ja wiem... przewagę intelektualną? W tym wypadku jej nie pokazujesz. Za to wykazujesz się agresją, co mnie osobiście dziwi, bo samiec powinien być agresywny tylko w stosunku do innego samca. Takie tam prawa natury. Gdzie napisałam, że nienawidzicie kobiet? Co najwyżej, że macie je za gorsze od siebie. I zadałam ku temu szereg pytań. Skoro macie kobiety w dupalu, po co się nad nimi rozwodzić w tysiącach wątków? Ot, baba i tyle. To właśnie próbuję zrozumieć, ale mocno mi to uniemożliwiasz. 1. Na jakiej podstawie twierdzisz, że pozjadałam rozumy? Gdzie napisałam, że wiem lepiej? Chłopie, powtarzam, przedstawiłam swój punkt widzenia i nie oczekuję, że się będziecie z nim zgadzać. Bardziej liczyłam na to, że wyjaśnicie, co w nim jest nie tak. Tymczasem zostałam skrytykowana praktycznie za chęć dowiedzenia się prawdy, dowiedziałam się, że moje słowa i wartości są gówno warte, że w zasadzie nie mam swojego rozumu, a i tak zrobię na opak, bo rządzi mną zasrana biologia. 2. Nikt Ci nie każe wierzyć, nikt nie każe w to wierzyć nawet mojemu facetowi, ale w takim razie jaki ma to sens? Lepiej byłoby, jakbym kłamała, ściemniała i się puszczała z samcami alfa? Wtedy byłabym wiarygodna, tak? Normalna, pospolita kurwo-kobieta, jak każda inna? Naprawdę mi przykro, że macie takie doświadczenia z kobietami. Śmiem jednak twierdzić, że przyciągacie do siebie idiotki. Samica może też mieć swoje zasoby materialne i nie mieć ochoty posiadania potomstwa. Tak, zamknijcie te zdziwione usta, bo już mi się niedobrze robi od odwracania każdego mojego stwierdzenia na lewo. Facet nie jest sensem mojego życia, tylko jego miłym, męskim uzupełnieniem. Mam dwie rączki, mogę zarabiać. Dziecko mi do szczęścia potrzebne nie jest, a jeśli będzie, to je zaadoptuję, gdy mężczyzna u boku nie będzie potomstwem zainteresowany. Samica po 30 to taki sam człowiek jak samiec po 30. Oczywiście dla kogoś, kto nie kieruje się samym ruchaniem, a to tutaj niezwykła rzadkość. Daje Wam władzę? Nie. Daje Wam dupę. Nie utożsamiałabym tego z władzą, choćby dlatego, że - powtarzam - kobiety też mogą zarabiać pieniądze. I robią to. Często bardzo dobrze. Ok, rozumiem, że kobieta nie ma prawa zarabiać równie dużo, co jej facet. Zapamiętam na przyszłość. Tak, znam takie panienki, od cholery dużo. Najczęściej są to laseczki 8-10/10, dla których liczy się głównie lans na mieście i torebka za pięć tysi. Może zacznijcie obracać się w yntelgentniejszych środowiskach? Nie wiem, ja tam dupy nie dałam nikomu poza swoim facetem, ale - jakby nie patrzeć - ktoś te dupy jednak obraca. Ktoś ich potrzebuje, ktoś ma takiego pierdolca na ich punkcie, że za nie płaci. Jak dla mnie kurwa i kurwiarz niczym się od siebie nie różnią. Handel dupą i tyle. Tego, pozwól, nie skomentuję. Nie, nie zabolało mnie to, nie myśl sobie. Po prostu brak mi słów. Ale spoko, pewnie masz rację Oj, tak, jedyna energia warta utraty to ta potrzebna do zaruchania. Już łapię. Trollem nie jestem, ale najwyraźniej chcę przełamać schemat, skoro zadaję tyle pytań - nie sądzicie? Jak dopytuję, to nie po to, by podważać Wasze opinie, tylko by je uzupełnić na tyle, bym miała komplet. Logiczni faceci - naprawdę tego nie rozumiecie? @Długowłosy - żarciki jak z gimbazy, wstyd. Że niby mam się obruszyć, napisać, jaka jestem piękna i wstawić fotkę? A może nie móc zasnąć w nocy z myślami, jak cudownie wielkiego musisz mieć pytona, skoro taki z Ciebie Alfa? Wooow, próbowałeś dowalić kobiecie, która nigdzie nawet na nikogo nie naskoczyła - jest się czym chwalić. Moje uszanowanie. Przykro mi, że trafiałeś na wpatrzone w siebie kretynki, ale tym bardziej przykro, że inne kobiety też za takie masz. Nie, kurwa, nie wzbudzam poczucia winy, to jest po prostu przykre. I nie dziwię się, że normalne kobiety mocno się do Was dystansują. Mnie wystarczyło opisać kilka sytuacji, zadać kilka konkretnych pytań, popolemizować (nie mylić z krytyką, ale widzę, że muszę to podkreślać sto razy, tacy jesteście wrażliwi na swoim punkcie) i już zostałam niemalże nazwana: nieszczerą, "jak każda inna", idiotką, na którą szkoda tracić czas, tą, która "pierdoli; same bzdury" (gratuluję nieuzasadnionej agresji), tą, która się wyjebie z innym kolesiem i jej wartości pójdą się paść, no i wreszcie tą, której najwyższą wartość ma wyćwiczona dupa, jędrne cycki i ładna twarz. A, jeszcze z całą pewnością jestem materialistką, choć zarabiam na siebie sama. O czymś jeszcze zapomniałam? Śmiało - dowalcie trollowi. To tak bardzo w Waszym stylu Spoko, ja tu z łagodnym nastawieniem zapytałam o parę niezrozumiałych aspektów Waszego rozumowania, a dla Was to przecież strata czasu. Więc go nie marnujcie, Panowie. Nie dam Wam już ku temu powodów, bez obaw. Uświadomiłam sobie jedynie, że czerpiecie jakąś niesamowitą radość z upodlania kobiet. Nawet tych, które nic Wam nie zrobiły, a chciały pogadać. Zastanawia mnie, czy tylko w necie jesteście takimi kozakami, czy może faktycznie spotkaliście tyle chu*ów z cyckami, że siadło Wam totalnie na punkcie jakichkolwiek dialogów. Jestem absolutnie przekonana, że mało która kobieta będzie Wami naprawdę szczerze zainteresowana. Nie można oczekiwać zainteresowania swoją osobą od kogoś, kogo ma się jedynie za dojarkę hajsu. Dlatego też na takie tylko będziecie dalej trafiać. No, chyba że Wam to NAPRAWDĘ pasuje, ale tak na serio, wewnątrz siebie, a nie w samczym gronie, w którym tylko przekrzykujecie się, który z Was ma większe jaja i jak potrafił samicy dojebać. Nie obrażam nikogo - to są jedynie moje odczucia. Tak, to prawda, wiele szmat chodzi po tym świecie. Wiele z nich kopnęło Was w dupy. Potem Wy je, ale nie tylko je. I na tym polega problem. Tak, to prawda, kobiety też są tak skrzywione na punkcie samców - też chwalą się podbojami, tym, ile wydoiły pieniędzy, jakimi furami były podwożone i jak małego miał ostatni nadziany fagas. Chwalą się, że wystarczy tylko zakręcić dupą, że mają władzę nad facetami, że mogą z nimi zrobić wszystko. I z uwagi na to nie dziwię się Waszym asekuracjom. Tak, lepiej zdusić w zarodku, lepiej być panem sytuacji, aniżeli dać się poniżyć babie. Lepiej pokazać, że to ona dała tej dupy z potrzeby atencji, zamiast przyznać, że Wy tej dupy potrzebowaliście z chęci spuszczenia z krzyża i podbicia ego. Nie traktujcie tych dziwek jak kogoś, kto błagał Was o wsadzenie bolca i hajs, bo one traktują Was jak kogoś, kto skamlał i wył, błagając o kawałek cipki. Chociaż, w gruncie rzeczy, traktujecie się przecież na równi - kompletnie przedmiotowo. Ja nie potrzebuję podbijać na forach swojej zajebistości i udowadniać, że jestem "inna niż wszystkie". Nie jestem, wiele jest kobiet takich jak ja. Ale parę lat temu wyszłam z założenia, że seks jest tak bardzo ogólnodostępny, że byłoby mi wstyd zaliczać się do tej niechlubnej większości. Może właśnie wolę należeć do grona tych, które dupą nie szafują? Naprawdę nie znacie ani jednej szanującej się kobiety? A Wasze żony? Wasze matki? Siostry? Wszystkie to kurwy? Dowaliłam śliczny monolog, bo nie mam zamiaru uczestniczyć już w rozmowach na tym forum. Chciałam poznać punkt widzenia, więc zostałam sprowadzona do parteru. W porządku, skoro Was to kręci, ja się wypisuję. I nie, nie jest to żaden foch z przytupem, jest mi zwyczajnie, po ludzku, przykro (nie mylić z manipulacją mającą na celu wzbudzenie poczucia winy, rzygam tym). I nie chcę się dobijać poziomem mężczyzn, którzy sprawiają wrażenie, jakby za wszelką cenę musieli dzierżyć władzę. To niezdrowe. Na koniec jedynie dodam, że jestem atrakcyjną dziewczyną, mam duże powodzenia u facetów, tak jak mój facet ma powodzenie u kobiet. Ale może właśnie dlatego jestem mu wierna, bo zapewnia mi nie tylko nieziemski seks, ale i jest przyjacielem, oparciem, kimś, z kim mogę pić i śmiać się do rana, kimś, kto kocha mnie nawet w najgorszych momentach. Może to jest stokroć ważniejsze od dawania dupy biznesmenom i wydawania ich hajsu na drogie buciki. Może jest ważniejsze od hormonalnego haju co dwa lata z kolejnym frajerem z dużą pałą. Albo fajną klatą. Może fajnie jest znać się tak dobrze nawzajem, by nie musieć pytać o oczekiwania - tylko je spełniać. By się rozwijać, posiadać nowe umiejętności, wspierać wzajemnie w trudnych chwilach. Ja kiedyś byłam wybuchowa, wytresował mnie tak, że jestem ostoją spokoju nawet w kryzysowych sytuacjach. Teraz wolę wyjść i ochłonąć, niż ranić go darciem mordy. On nie bardzo wierzył w siebie, motywowałam go, jak tylko mogłam i nareszcie rozkwitł. Nauczył się samodzielnego życia, mężnieje. Zazębiamy się nawzajem. I wiecie co? Nawet jeśli to nie wypali, jeśli nasze drogi się rozminą, jeśli on zechce młodszego, a ja bardziej przypakowanego ciała... nie będę żałować. Bo to, co przeżywam z nim od paru lat nie jest warte wykorzystywania urody dla celów materialnych i biznesowych. Kurwienie się nie jest warte niczego. Już wolę być sama. Z psem, kotem i co tam jeszcze los przyniesie. I jeśli macie odnosić się do mnie w komentarzach, to lepiej - uprzejmie proszę - zamknąć ten temat, nie chcę już tu bywać. Przynajmniej nie aktywnie Cześć!
  4. Zakochanie, owszem, jest przejściowe, lecz moim zdaniem ludzie zaczynają się po prostu kochać. I mamy tu połączenie przyjaźni, przyzwyczajenia, pożądania, troski, szacunku i paru innych perełek. Nie nazwałabym także samym przyzwyczajeniem sytuacji, w której wieloletni partnerzy są o siebie zazdrośni i pragną się nawzajem. Przyzwyczajenie to rachunek zysków i strat, ale zazdrość i pożądanie to już emocje. Więc niezupełnie jest tak, że emocje zdychają po 2-3 latach. Jeżeli para postanawia ze sobą być, to potrafi te endorfiny reaktywować. A to zrobieniem wspólnie czegoś cholernie podniecającego lub niebezpiecznego, a to wzbudzeniem zazdrości, a to odnalezieniem wspólnego i ekscytującego hobby... da się. Z tym, że ludzie mają wybór - starać się o zastrzyk hormonów w związku, czy pójść na łatwiznę i znaleźć nowe źródło haju. Poza tym dlaczego ludzie (mężczyźni również!) nawet po kilkunastu latach mają "złamane serce" i wpadają w deprechy, gdy zdradzi je partner/ka? Chyba nie ze względu tylko na przyzwyczajenie / brak pipy / brak pieniędzy. Nie mam nic przeciwko takiemu życiu pod warunkiem, że nie jest to moje życie. Dla mnie kolejny zastrzyk endorfinowego haju jest niewspółmierny do korzyści, jakie mam w związku z facetem, z którym łączy mnie uczucie. Fajnie tak po 8. latach związku dostać od niego esa (jest na tygodniowym wyjeździe) o treści "brakuje mi Ciebie". Fajnie tak wieczorem się przytulić po dobrym seksie i powiedzieć mu, że nie mogłabym wymarzyć sobie lepszego faceta, fajnie przyrządzić nazajutrz jego ulubione danie i cieszyć się, że to docenia. I co z tego, że nie ma już motyli (chyba że po dłuższej rozłące związanej z wyjazdami), co z tego, że podobają i podniecają nas inni ludzie, skoro sami ze sobą mamy zajebiście udany seks i życie na co dzień? Dla samego haju nigdy bym tego nie poświęciła, naprawdę. Ja widuję wiele małżeństw, w których to kobieta zajmuje się domem i dziećmi plus oporządzeniem małżonka, a on po powrocie z pracy nie robi nic lub bardzo niewiele poza siedzeniem przy kompie/tv. Ale to tak nawiasem. Nie chciałabym żyć u boku kogoś, kto na mnie robi, kto za mnie decyduje i musi za mnie myśleć. Ja traktuję związek jak partnerstwo - najlepiej bez ślubu, a jeśli już, to tylko z intercyzą. Praca? Najlepiej, jeśli pracujemy oboje. Wychowanie dzieci? To samo, obopólny wkład. Podejmowanie najważniejszych decyzji? Razem, skoro dotyczą nas niepodzielnie. Chciałabym wkładać w związek tyle samo, co mój facet. Wspierać i oczekiwać wsparcia. Być lojalną i tej lojalności również oczekiwać. Rozmawiać i wychodzić naprzeciw potrzebom. Póki co tak żyjemy, póki co to się sprawdza. Nie ukrywam, bardzo bym chciała, by tak właśnie wyglądała relacja z facetem. I przeraża mnie, iż większość mężczyzn wyśmiewa takie podejście. Miałam takie wzorce w rodzinie, że rodzice razem wychowują swoje dzieci. Ok, jeśli im się nie układa, to faktycznie lepiej się rozejść i nie robić dziecku sieczki z mózgu, ale to inna bajka. To nie mnie ma być potrzebny mężczyzna do posiadania dziecka, to nie moja macica ma być mu potrzebna do spłodzenia potomka. To my powinniśmy chcieć być ze sobą i w oparciu o tę relację wychować nasze dzieci na porządnych ludzi. Tak było w mojej rodzinie od pokoleń, nikt nie był nieszczęśliwy, matka pełniła matczyne role, ojciec ojcowskie, dzieci miały pod dostatkiem miłości ojcowskiej i matczynej, były emocjonalnie kompletne i dużo bardziej inteligentne (również emocjonalnie). Czy to dziwne, że chciałabym dbać ze wzajemnością o ojca moich dzieci? Czy to dziwne, że mężczyzna szanuje matkę swoich dzieci? Co do samotności - tu się z Tobą zgodzę, oczywiście. Nie trzeba być w związku, by być członkiem stada. Z tym jednak, że relacja związkowa nieco różni się od relacji z przyjaciółmi i zwierzętami. Choćby dlatego, że z odpowiednią osobą możesz się nie tylko przyjaźnić, ale i uprawiać seks, czuć, że komuś na Tobie zależy i chce trwać u boku, mimo że zna Cię z najgorszej strony, a Twoje wady już dawno zaakceptowała. Dużo osób dąży do takiej bliskości, choć rozumiem, że nie wszyscy. I nie mam nic przeciwko, trzeba żyć tak, by nie krzywdzić innych, ale i nie narzucać swojego sposobu myślenia. Odnośnie listy dotyczącej pieniędzy: pewnie, że bez kasy nie da się żyć. Da się co najwyżej wegetować. Trzeba mieć jednak świadomość, że kasa jest tylko środkiem do celu, nie powinna być celem samym w sobie. Kasa umożliwia, kasa daje szanse, kasa wiele ułatwia, ale nie wszystko da się kupić. Pytanie, komu na czym zależy. Jeżeli partnerzy pracują oboje, facet nie musi kupować waginy swojej kobiety, bo ona z seksu ma takie same korzyści jak on - bliskość, orgazm, rozładowanie, oksytocyna. Przecież on mógłby płacić za seks jakiejś małolacie, a ona mogłaby uwodzić któregoś z licznie reklamujących się w sieci sponsorów. Ale po co, skoro im ze sobą dobrze? Tak po ludzku. I na koniec - odnośnie Twojego cytatu samego siebie - skoro zarabiamy oboje, skoro oboje wkładamy tyle samo do związku, to byłoby miło, gdyby on wymagał ode mnie spełniania moich potrzeb, a ja od niego, by spełniał moje. Co do samej atrakcyjności i sprawności fizycznej: ok, skoro ja się staję sflaczała i szukam mężowi kochanki, to kiedy mąż przestaje stawać na wysokości zadania, powinnam znaleźć sobie kochanka. Mam równie duże potrzeby seksualne, więc dlaczego tylko mąż ma mieć "lepiej", skoro wkład w związek jest równy? No właśnie. Z tego też powodu nigdy nie wyjdę za mąż, to mi się nie opłaca Mężczyźni, pragnę jedynie, byście zrozumieli, że istnieją kobiety, dla których seks nie jest środkiem do celu w postaci złowienia portfela mężczyzny, tak samo jak wiem, że nie każdy facet myśli wackiem i dwa razy się zastanowi, zanim puknie inną, szmacąc przy tym psychicznie żonę i robiąc ku*wę z przysięgi małżeńskiej. Piszę tu, pytam, przedstawiam swój punkt widzenia i dyskutuję, bo rzadko spotykam się z tak negatywnym podejściem do kobiet i chciałabym je zwyczajnie zrozumieć. Albo spróbować.
  5. Rozumiem, że Wy poza koniecznością włożenia nie macie: a) uczuć b ) chęci dzielenia życia z kimś po połowie c) chęci posiadania dzieci d) problemów z samotnością? Piszecie, że baby to intelektualne betony. Tymczasem ja odnoszę wrażenie, że to większość panów ma zabetonowane mózgi i każdy babski argument zbywają z samczym "ot, pierdolenie" tylko dlatego, że mają się za lepszych. Nie chcą nawet próbować rozmawiać, bo z góry zakładają, że mają absolutną rację. Przykro mi, nie zawsze.
  6. 1. Skąd ta pewność, że obraz jest odrealniony? W każdym związku powtórzyło się jedno: facet ma za nic uległą kobietę. Odpowiedz - dlaczego? 2. Gwarantuję Ci, że w tej lubelskiej wsi nie było nawet sklepu, kibla w domu czy ciepłej wody, a co dopiero mówić o imprezkach. Poza tym kobiety te 40 lat temu nie były tak zdeprawowane kurewstwem, jak dziś. A już z całą pewnością nie kobiety z mojej rodziny, BO JE PO PROSTU ZNAM. Swoją matkę też znam. I wiem, co mi wpojono do łba. 3. Tak, pierwsza robota po studiach i wypłata 3.5k to dla młodej laski dużo. Na tyle dużo, by nie doić z fagasa i mieć coś swojego 4. Kuzynka nie jest w stanie nic ogarnąć, facet złożył papiery bez orzekania o winie, więc świadkować też nie ma komu. Rozumiem, że dla Ciebie niepojętym jest, iż mąż dobiera się do młodszej dupy, nawet jeśli należy ona do rodziny jego żony. I po co insynuujesz jak baba? Po co dopowiadasz, nie znając faktów? Przerażające. O, też chętnie poznałabym prawdziwą wersję zdarzeń tego pana. Naprawdę. 5. Mówisz, że faceci zostawiają laski dla młodszych, ładniejszych i lepszych w łóżku. A jeśli laska jest ładna, młoda i dobrze ciągnie? Bo ja to widzę tak: facet ma do wyboru dwie ładne, dwie napalone i młode, ale wybiera tę, która jest suką. Jak sądzisz, dlaczego? Bo naprawdę tego nie rozumiem. Po co wybierać szlauf, zamiast ciepły obiad i loda na deser u wiernej samicy? A co do tego: "Facet, który się stara jest przegrany na starcie. To nie facet ma się starać ponieważ facet wraz z wiekiem zyskuje na atrakcyjności, kobieta traci, facet oferuje więcej w sferze społecznej niż kobieta, facet ma wyższy dochód. " a) facet z wiekiem nie zyskuje na atrakcyjności, tylko ewentualnie na zasobności portfela; jeżeli to ma być wyznacznik atrakcyjności, to chyba sobie piznę w łeb i zmienię planetę b ) kobieta i facet tracą tak samo na atrakcyjności bądź tak samo zyskują - oboje się starzeją, ale oboje mogą zarabiać więcej, mieć większe doświadczenie życiowe - jeżeli jedyną wartością kobiety ma być wygląd jej dupy, to ja, powtórzę, powinnam zmienić planetę c) a co w sytuacji, gdy oboje osiągają te same dochody albo i ona zarabia więcej? tak, zdarza się, nie tak strasznie rzadko nawet " Każdy facet świadomy wie, że wszystko co ma, łącznie ze swoim czasem jest warte więcej niż to co możecie zaoferować, więc logicznym jest iż strona, która oferuje mniej powinna się starać. " a) jak dla mnie związek to relacja 50:50; dajecie pół na pół; kwestia dogadania się, ale jeżeli któraś ze stron daje więcej, wieje mi to mocną patologią; i tu nie chodzi o żadną władzę i uległość, tylko zwyczajny, ludzki SZACUNEK do drugiego człowieka; w czym facet jest lepszy od kobiety, skoro zarabiają tyle samo, mają taki sam wkład w pożycie i wychowanie dzieci? Tylko tym, że nie obwisną mu cycki? Spoko, przestanie mu stawać, gdy tymczasem ona będzie mogła sponsorować młodych i napalonych mamisynków; nie każda bowiem kobieta po 30 to kaszalot - niektóre trzymają się mocno nawet i do 55 " Jeśli facet się stara oznacza to nie mniej i nie więcej, że oddaje wszystkie swoje nabyte wartości materialne i nie materialne, za bardzo niską cenę, którą tak naprawdę jest dostęp do rozłożonych nóg pani. Czyli oddaje zarobki, własności, czas, rezygnuje z pasji w zamian za sex, który na wolnym rynku jest wart 100 zł. " Facet oddający wszystkie nabyte wartości materialne to idiota. Tak samo jak idiotką jest kobieta zależna finansowo od faceta. Po co jej to, skoro misiaczek po paru latach i tak ją kopnie w dupę i znajdzie młodszą? Nie ogarniam, Panowie, co się z Wami dzieje. Jak można kalkulować w ten sposób i tworzyć rodzinę? I tu naprawdę nie chodzi o miłość i inne gówna, ale zwykły szacunek, obustronny szacunek do człowieka. Naprawdę liczy się tylko kasa i cipa? Naprawdę świat aż tak zszedł na psy? Może ja naprawdę żyję w innym świecie i tylko czekać, aż facet kopnie mnie w dupę dla małolaty.
  7. Stąd uważam, iż zadawanie pytań kobietom jest nielogiczne, drodzy Panowie. Przecież znacie odpowiedzi, czyż nie? Ja z doświadczenia (założyłam nowy temat) z kolei widzę, że większość facetów dba o kobiety będące zimnymi sukami, a te grzeczne im się nudzą. Różnica jest taka, że staram się nie wpychać wszystkich do jednego wora. Zgodnie jednak z męską logiką - powinnam. I szczerze? Mocno krzywdzące są takie stwierdzenia, bo, drogi mac, nie miałeś styczności ze wszystkimi kobietami tego świata. Ale uogólniaj, jeśli ma Ci to poprawić humor
  8. Z racji wieku (23l.) nie mam parcia, ale nie ukrywam, że chciałabym urodzić dziecko po 28 r.ż., jak już ogarnę pracę i będę godnie zarabiać. Chyba że ten mityczny instynkt macierzyński nigdy do mnie nie zawita lub zawita dużo później. Presja społeczna mnie nie obchodzi, bo nigdy nie kieruję się tym, co o mnie pomyślą inni. Moje życie, moja dupa, moja sprawa. Mama do tej pory nie chce mi wybaczyć, że nie chcę ślubu Facet mi ostatnio zaczął przebąkiwać, że będę jego żoną i urodzę mu dzieci. No ok, odparłam, pogadamy o tym za parę lat, jak będziemy jeszcze razem i dobijemy wieku 27-28, bo wcześniej o zakładaniu rodziny myśleć nie chcę. A jeżeli będę miała parcie, a on uzna, że chce poczekać dłużej (nic dziwnego, w końcu facet), to ja mu podziękuję za współpracę i poszukam szczęścia gdzie indziej. PRZYSIĘGAM, brzydzę się wrabianiem w dziecko tak samo mocno, jak zdradą. W sumie to jest zdrada. Poza tym, serio - wolę nie mieć dziecka, niż spłodzić je z kimś, kto nie zasługuje na miano partnera i ojca. Dziecko to ja mogę mieć przy okazji, z miłości, celem przypieczętowania związku i pogłębienia relacji z mężczyzną, a nie na siłę, bo mi macica zaczyna usychać. I tak kiedyś uschnie, a dziecko zawsze można adoptować. Tak, to jest szczere. Choć pewnie znaczna większość, zgodnie z wyznawaną przez Was dewizą "to, co baba mówi, obróć o 180*" mi nie uwierzy. Nie musi.
  9. Szanowni użytkownicy, moją szczególną uwagę zwrócił temat " Polka - dno cywilizacyjne i kobieta trzeciego sortu " Kto chce, może się z nim zaznajomić, nie będę przytaczała treści, gdyż sens w tym żaden, ale w związku z powyższym chciałam opisać kilka sytuacji z życia moich bliskich i zadać parę pytań, bo mam wrażenie, że Panowie jedno deklarują, a czym innym się kierują. Sytuacja 1. Moja mama ma 3 siostry, wszystkie wychowane w jednej z lubelskich wsi. Kobiety, jak to ze wsi na wschodzie - nauczone pracowitości, genialnego gotowania, porządnego sprzątania, obrotności, wpajania dzieciom właściwych wzorców, opiekuńcze, kochające, wierne, ATRAKCYJNE I TO JAK CHOLERA, a do tego CICHE I SPOKOJNE (wow!). Wszystkie panie mają obecnie 50-60 lat. Przyszły mi na myśl, gdy czytałam opis żony jednego z kolegów reda - Azjatki. Mogłabym im przypisać dokładnie te same cechy. Naprawdę. Dodam jeszcze, że wszystkie pracowały i osiągały swoje dochody, nie licząc jedynie na kasę mężów. Zresztą miałam idealny podgląd w domu - mama zawsze spokojnie przeprowadzała z ojcem rozmowy, prowadziła należycie dom i dzieci, dbała o swoją i męża seksualność, wspierała męża, zawsze z kulturą i klasą, niezależnie od towarzystwa (a że ojciec był mundurowym, towarzystwo było... mocno szowinistyczne, szczególnie po paru kielichach). Wszystkie pozostałe siostry wychowane były identycznie. Dlaczego więc, powiedzcie mi, drodzy Panowie, wszystkie moje ciotki są po rozwodach, bo mężowie po kilku/kilkunastu latach życia szukali wrażeń na boku, a ciotki były lane, traktowane bez szacunku, zdradzane i wyzywane? (Moja mama jest wyjątkiem, aż dziwne, że ojciec był normalnym, prawdziwym facetem i fajnym mężem). Skoro mieli w domu idealne, poukładane, wierne, atrakcyjne, napalone i ciche żony? Moim zdaniem małżonki im się znudziły, a że były uległe jak cholera, przestali je szanować. I pomimo seksu w domu, szukali nowej pary cycków. Niejednej pary zresztą. Tell me, why? Sytuacja 2. Moja kuzynka, jedna z córek siostry mojej mamy. Jak została wychowana - opis wyżej. Ukończyła studia, znalazła dobrze płatną (3.5k) pracę, poznała interesującego mężczyznę. Zakochali się w sobie, bla bla, wiadomo, po trzech latach chciał założyć z nią rodzinę (ona chciała poczekać, miała dopiero 27 lat). Zgodziła się. Ślub, potem dzidziuś, dzidziuś poszedł do przedszkola, ona wróciła do pracy, ale sama zajmowała się domem - wychodziła z założenia, że facet po pracy powinien mieć w domu święty spokój i relaks. Tak więc po robocie po dziecko, z dzieckiem do domu, obiad, w międzyczasie sprzątanie i zabawa z dzieckiem, powitanie męża, częsty seks. No, taka mentalna Azjatka. Po dwóch latach spotkaliśmy się na dużej rodzinnej imprezie, wtedy widziałam jej męża po raz drugi w życiu. Kuzynka niepijąca (kierowała), ulokowała się gdzieś z kobietami i sobie rozmawiały na swoje tematy, a mężczyźni na swoje - wiadomo. W pewnym momencie poszłam na taras odebrać telefon; rozmawiam w najlepsze, a po chwili obok zjawia się mąż kuzynki i mi się przygląda. Zakończyłam rozmowę, pytam, o co chodzi, na co on zaczyna mnie komplementować (on 32 lata, ja 21), więc mu grzecznie odpowiadam, że od komplementowania ma żonę (K.) i powinien do niej wrócić i wywiązał się między nami mniej więcej taki dialog (sens zachowany): on: K. komplementuję, ale to nie oznacza, że nie mogę doceniać urody innych kobiet ja: oczywiście, ale inne kobiety odbierają to jako próbę flirtu, a chyba nie o to ci chodzi on: właśnie o to, co jest złego w małym dreszczyku emocji? ja: ano to, że jesteś żonaty i zachowujesz się jak kawał dupka; źle ci z K.? on: nie, jest kochana, ale BRAKUJE MI ADRENALINY, ONA NAWET NIE POTRAFI NA MNIE PORZĄDNIE KRZYKNĄĆ, GDY WIEM, ŻE ZACHOWUJĘ SIĘ JAK DUPEK ja: a to żona nie powinna być ostoją spokoju? on: też tak kiedyś myślałem, ale jest taka nudna i przewidywalna, że nie mam się po co o nią starać, a jestem przecież facetem - zdobywcą! Wryło mnie. A tej pajac się uśmiechnął, złapał mnie za pośladek, przysuwając do siebie i chyba sądził, że zrobił na mnie niesamowite wrażenie. Dostał w mordę, wszystko opowiedziałam kuzynce, która oczywiście mnie znienawidziła i zrzuciła winę na mnie (typowe dla tępych bab). Niecałe pół roku później złożył papiery rozwodowe i wyniósł do innego mieszkania. Kuzynka w szoku, nie wie, dlaczego, przecież była taką kochaną żoną? Może Wy mi powiedzie, dlaczego? TYLKO dlatego, że ten koleś to kawał gnoja? Jeśli tak, to przytoczę jeszcze dwie inne sytuacje, wskazujące na fakt, iż tych gnoi jest o wiele więcej. Sytuacja 3. Mój ziomek od dzieciństwa, znamy się dobre 15 lat (obecnie ma 25). W liceum korzystał ze swojej prezencji - cholernie przystojny, cholernie błyskotliwy, z fajnym poczuciem humoru i nieprzesadną pewnością siebie. Nie był romantykiem - przeleciał kilka panienek, nie wchodził w poważne relacje, kilka ff i tyle. Z takowym bagażem doświadczeń poszedł na studia i strzeliła go strzała amora. Dziewczę ładne, inteligentne, spokojne, ambitne. Zgrywała niedostępną, kilka miesięcy zajęło mu zaproszenie ją na coś więcej niż jedynie wymiana notatek przed zaliczeniami. Trochę się pobujali, po jakimś czasie sparowali i ogólnie sielanka. Dwoje zakochanych 20-latków, coś wspaniałego (ironia). Często mi się zwierzał, mówił, że trafił na wspaniałą kobietę, że ma w sobie tyle kultury, że nie przeklina, a jednocześnie jest fantastyczna w łóżku. Minęło 1.5 roku, chemia przestawała zalewać im mózgi, zrobiło się odrobinę spokojniej. Pytam go więc, czy nadal jest tak cudownie. No i mówi, że tak, super im się razem mieszka, laska dba o porządek i dobrze gotuje, pomagają sobie w nauce, jest dobry seks, wspólne hobby, ALE... "ONA JEST TAKA SPOKOJNA, NIE POTRAFIĘ JEJ WYPROWADZIĆ Z RÓWNOWAGI". Ja oczy jak pięć złotych no i pytam, co w tym złego, że panna nie jest krzykaczką? A co ten osioł na to? "No nudno trochę." Szlag, nudno, bo spokojnie. Ok. Nie wiem, czy muszę dodawać, że po kolejnym roku poszedł za inną kiecką, tym razem przebojową, cycatą impreziarą, która "kurwy" używa jako przecinka i na jednej z imprez (na której była z moim ziomkiem i ze mną również) przelizała dwóch obcych kolesi. Potem się okazało, że puściła się ze swoim byłym. A mój osiołowaty ziomek co na to? WYBACZA, BO KOCHA. Ja mam na to inną teorię - wybacza, bo jest uzależniony od tej całej adrenaliny i haju, na którym jest, gdy ona wraca do niego po ekscytującej nocy z kimś innym. Panowie - dlaczego? Dlaczego kolejny facet woli być traktowany jak szmata i uzależnia się emocjonalnie od kobiety, która go nie szanuje, ale dostarcza zajebiście wielkiej dawki emocji? Dlaczego rzucił fajną, napaloną i spokojną laskę dla szlaufa? Sytuacja 4. Podobna do ww.. Kumpela należy do "kobiet wyzwolonych". Zawsze wielu adoratorów, często z tego korzystała. Może nie bardzo puszczalska, ale kręcić, uwodzić, flirtować i porzucać uwielbia od wczesnego liceum. Na swojej 18stce poznała faceta lat 24. On podobno po przejściach, kiedyś zdradzony przez wielką miłość, szukał odskoczni. Zaczęli się spotykać. Pół roku później koleś ostro ześwirował na jej punkcie - zakochany do granic bólu. Ale ona, jak to ona, zaczęła się nudzić. Gardzi facetami od zawsze, lecz potrafi tak kupczyć dupą i robić słodkie minki, że nawet najwięksi twardziele padali jej do stóp. Ten ją zabierał na wycieczki za granicę, kupował drogą bieliznę, zapraszał do drogich restauracji - wiecie, zachowanie wpatrzonego w samicę samca. A samiczka korzystała i z jego dobrodziejstw (naiwności) i przy okazji z bolców innych atrakcyjnych panów. Skąd wiem? Bo na jednej z imprez, na którą poszłyśmy babską ekipą, nakryłam ją w kiblu na kolanach przed jakimś alvaro italiano. Trochę jej było głupio, ale powiedziała wprost, że lubi ten sport i nie ma zamiaru trzymać się jednego pajaca. Ja w szoku, bo sądziłam, że naprawdę się zakochała i tworzą udaną parę, ale - cóż - po alkoholu wychodzi cała prawda. Może i jestem świnia, ale na dwóch kolejnych imprezach zrobiłam jej parę fotek, jak siedzi komuś na kolanach, ktoś ją obmacuje, z kimś się liże... (jak dla mnie ostre stadium nimfomanii, ale co ja wiem). Potem z tymi fotkami pojechałam do jej chłopaka. Koleś się załamał. Podziękował i poszedł pić, co - jak się okazało - miało trwać kolejne dwa tygodnie. Ona mnie znienawidziła, obrabiała dupę, wyzywała, raz chciała mnie nawet pobić. Szkoda, bo bardzo ją lubiłam, ale jednak kurestwem brzydzę się mocniej. No i szkoda mi było tego jej łosia. Rok później napisał do mnie ten jej już wówczas ex. Podziękował za otworzenie oczu, za to, że nie zmarnował życia na szlauf, że teraz ma szansę być szczęśliwy, że poznał cudowną kobietę, bla bla bla. Myślę - no, fajnie, uchroniłam jelonka przed większym porożem i spieprzonym życiem, miło mi. To było 3 lata temu. Tydzień temu idę miastem, a tu mnie mija ów jelonek z... moją koleżanką - nimfomanką Ten w nią jak w obrazek, a ta na mój widok cyc wypina, głowę do góry zadziera i patrzy z wyższością. Uśmiecha się bezczelnie, widząc moją zszokowaną minę i idą dalej, jak gdyby nigdy nic. Pytam go pod wieczór tego dnia na fejsie, dlaczego do niej wrócił. Na co on, że dusiłby się z kimś, o kogo nie musi się starać. Cycki mi opadły. Jeszcze parę takich akcji i będę miała zwisy po pępek. PANOWIE! DLACZEGO?! Potem się dziwicie, że kobiety, zamiast być posłuszne, spokojne i uległe, zachowują się jak zimne suki tylko po to, by w swoim facecie wzbudzić emocje i zmotywować do starań w związku. Ja to widzę na co dzień. W innym wątku być może opiszę swój związek, ale od razu muszę przyznać, że gdy jestem kochana, spokojna i uległa, to on przestaje jakkolwiek się o mnie starać. Nie chce mu się zorganizować wyjścia nawet na głupi orlik, by pokopać piłkę, że o spacerze, kinie czy imprezie nie wspomnę. Mogę sobie gadać, mogę go prosić, słyszę tylko "to się zmieni, będę Cię zabierał" i... dupa. Dosłownie, bo inicjatywę ma wtedy chyba tylko do seksu i oglądania filmów w domu. A ja jestem za młoda, by dziadzieć. Kiedy z kolei staję się nieprzystępna, znikam z chaty, nie tłumaczę się i jedyne, na co mam ochotę z nim, to zwierzęcy seks, wtedy... misio przechodzi totalną przemianę i nagle są wyjścia do kina, nagle dostaję kwiatka. Misio traci grunt pod nogami i zaczyna mu w dupce pracować motorek napędowy. Ale wiecie co? Mnie to nie cieszy. Ja nie cierpię udawać, że jestem zimną suką. Ja to robię na pokaz, by się spiął i zobaczył, że nie jest pępkiem świata. Ja wychodzę odwalona z domu nie dlatego, że chcę obejrzeć jakiś cholerny film w kinie w samotności, ale po to, by znów zaczął pokazywać, że mu zależy. Mnie wystarczy tylko dobry seks i jedno wyjście w tygodniu z jego inicjatywy. Nawet na spacer. Żebym widziała, że jest coś, co ON chce robić ZE MNĄ. W porównaniu z kilkoma koleżankami nie mam chyba zbyt wygórowanych wymagań, a mimo to muszę robić z siebie tę cholerną sukę, by facet zaczął mnie dostrzegać. Mam wrażenie, że mnóstwo panów zaczyna starać się o kobietę dopiero wówczas, gdy wyczują zagrożenie. I wychodzą z założenia, że w związku starać się nie muszą. Dlaczego?
  10. Pantera

    Witajcie

    Serdeczne "cześć", Panowie! Bujałam się po wielu forach, jedne polubiłam bardziej, inne - delikatnie mówiąc - mniej, ale tylko kilka sprawiło, że postanowiłam się na nich logować. Zasilam tutejsze grono, gdyż jestem pod wrażeniem poziomu, jaki jest tu reprezentowany, że o mej ciekawości dotyczącej Waszych poglądów nie wspomnę. Miło od czasu do czasu rzucić okiem na męską i trzeźwą ocenę różnych sytuacji nie tylko pod kątem samorozwoju intelektualnego, ale i celem podnoszenia poziomu satysfakcji w związku mojego mężczyzny Postaram się nie burzyć samczego spokoju i uprzedzam o pokojowym nastawieniu! Pozdrawiam
  11. Panowie, tak na przyszłość: gdy kobieta strzeli Wam liścia, nie zniżajcie się do jej żałosnego poziomu i nie oddawajcie; po prostu obróćcie się na pięcie, bez słowa oddalcie i nie uginajcie pod naporem telefonów, smsów i innych bzdur (to, że nastąpią, jest bardziej pewnie niż wszystko inne). Lalka wytrzyma parę godzin, MAX parę dni i będzie klęczała, przepraszając i prosząc o wybaczenie. I, co najważniejsze, mając świadomość, iż przegięła po całości - więcej tego nie zrobi. A jeśli zrobi - rzućcie ją w cholerę. Odpowiadając przemocą na przemoc stawiacie się na przegranej pozycji, ponieważ lalka, zamiast zastanowić się nad debilizmem swojego zachowania, skupi się na tym, że misio zrobił jej krzywdę i w jej oczach stanie się istnym tyranem. I jeszcze jedno - tylko idiotki wracają mokre po mordobiciu zaserwowanym przez faceta
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.