Witam wszystkich samców, forum obserwuję od kilku dni, postanowiłem się zarejestrować, aby w razie potrzeby móc dyskutować nad nędznym naszym losem.
Trochę o mnie:
Student, ponad 20 lat. Typ nieśmiałego introwertyka, który nie lubi imprez, ma mało znajomych, często siedzi w domu. W zasadzie to tak było, ale o tym zaraz. Brak odpowiedniego wzorca męskiego (matriarchat w rodzinie) spowodował, że od zawsze byłem wychowywany na grzecznego i potulnego systemowi chłopca. Całe życie pilny uczeń, zadania odrobione, sprawdziany na 5, nigdy nie miałem świadectwa bez czerwonego paska. Mama zawsze mnie uczyła bądź grzeczny, nie sprawiaj kłopotów, no to taki byłem. Bałem się komuś postawić, bałem się narozrabiać, co spowodowało, że jestem "cudownym dzieckiem systemu" - mądry, same 5, zero problemów wychowawczych. Wszyscy mnie lubili, lub ignorowali. Nigdy nie miałem wrogów, nigdy się z nikim nie biłem. Jak ktoś mi nie pasował, to siedziałem cicho zamiast powiedzieć co o nim myślę. Życiowa jedna wielka nuda. Nie chodziłem na imprezy, nie piłem alkoholu, bo nie chciałem sprawiać problemów. Mamie to było na ręke, bo się nie martwiła. Typ nadopiekuńczej matki "nie rób tego, bo sobie kuku zrobisz". Nawet teraz, gdy dobijam do ćwiartki życia, mama martwi się jak wychodzę wieczorami i potrafi czekać aż wrócę (zawsze się budzi, instynkt macierzyński chyba, nie ważne czy wracam o 1 czy 4, zawsze się budzi). Ponieważ taki pilny ze mnie uczeń, pomagam i lubię pomagać innym. Jestem uwielbiany przez wszystkich, bo wszystkim pomagam, dziewczyny mówią, że jestem kochany, cudowny, wspaniały, jak to one mi się nie odwdzięczą. Nauczyciele wykładowcy nachwalić się mnie nie mogą, no istny człowiek sukcesu. Plus jest taki, że dorobiłem się respektu i szacunku (fałszywego?) na uczelni, nikt mi się nie postawi, cokolwiek powiem że tak ma być, to wszyscy siedzą cicho i się nie odezwą, cobym się nie obraził i nie przestał im pomagać. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że jestem liderem naszego kierunku, wszyscy się mnie słuchają i mają za przewodniczącego, który podejmuje decyzje.
Samiec beta jak się patrzy. Miły, sympatyczny, ugodowy. Dziewczyn? 0. Słownie ZERO. Powód - nigdy do żadnej nie zarywałem przez kompleksy związane z wyglądem i nieśmiałością. Zawsze wiedziałem, że nie mam szans, bo jestem brzydki, chudy i niesmiały. W dodatku nietowarzyski. A przez to, że ambitny - patrzący tylko na te najładniejsze. CO jednocześnie powodowało, że bałem się zaryzykować i odnieść porażkę. Ja nigdy nie przegrywałem, zawsze we wszystkim byłem najlepszy, więc taki kosz by mnie rozwalił wewnętrznie. Więc czekałem. 3 lata temu pojawiła się desperatka, która na mnie leciała, ale ją olałem, bo była brzydka i desperatka. Można trochę żałować, w końcu bym poruchał chociaż, ale była desperatką i miała ciśnienie na ślub i dziecko, więc bałem się, że mnie uziemi nim zdążę odejść.
Jakieś 2 lata temu zacząłem zadawać pytania. WTF? Dlaczego żadna fajna mnie nie chce? Dlaczego dziewczyny są wobec mnie takie chłodne? Przeciez jestem taki dobry, kochany, koleżanki nachwalić się mnie nie mogą. Zacząłem instensywnie studiować psychologię kobiet i związków, no i się dowiedziałem. Nie dlatego, że jestem brzydki, chudy czy nie umiem tańczyć. A dlatego, że jestem za dobry. Za nudny. Że nie wzbudzam emocji. Żadnych. Ze jestem żałosnym słabeuszem, jeleniem, którego można urobić wokół palca za kawałek cipki.
No i się zaczęły zmiany. Siłownia, lepsze ciuchy, zwracanie uwagi na stylizacje. No i praca nad pewnością siebie. Zacząłem na więcej sobie pozwalać w towarzystwie, żarty, docinki o podłożu seksualnym. Efekt? Koleżanki zaczeły mówić, że mnie nie poznają, że zrobiłem się niegrzeczny, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. A jedna z nich powiedziała, że nie spodziewała się tego po mnie i że idę w dobrą stronę, cokolwiek to znaczy. Facet musi być miły, kochany... kurwa co za brednie. Całe życie byłem taki i nic. Powiedziałem kilka żartów o seksie i już maślane oczka i słowa zachwytu jaki to ja niegrzeczny i nieokrzesany.
Kończąc mój wywód - kończę prestiżowe studia, kształcę się do tego w hobby, na którym można zarabiać (3-4 tys. na miesiąc za robotę przy kompie w domu jako student). Z każdym kolejnym rokiem będę coraz atrakcyjniejszy, silniejszy i bogatszy, w przeciwieństwie do rówieśniczek. Planuję swój biznes założyć. W dodatku, zdaniem koleżanek, jestem mądry i inteligentny. No i wysoki, szerokie barki. Perfekcyjny materiał na męża, gdyby nie jedno - naczytał się o psychologii kobiet oraz odkrył braciasamcy.pl. Nic tylko współczuć przyszłej żonie, która zwiąże się z żelbetowym klocem, którego nic, nawet 3-dniowy płacz nie ruszy, bo wie, jaka jest tego płaczu rola
Pozdrawiam