„Kuchnia czarownicy”
Piękna jesteś moja mleczno biała pani
Gdy w swym czarnym jak otchłań fartuszku
Przyrządzasz śniadanie.
W idealnym porządku porozwieszane masz noże
Nad alabastrowym stołem ofiarnym.
Tłusty kocur z lubością spogląda
Na Twe cienkie palce
Gdy ostrzonym przez boga kowali tasakiem,
Aniołom skrzydła obcinasz.
Mruczy z radości gdy mu je rzucasz…
W Twym ulubionym, miedzianym garnuszku
Przyrządzasz przedniej jakości toksyny,
Co wszelką tkankę miękką wypalają.
Raz z ust Twych przy smakowaniu
Jego kropla jedna na ziemię upadła
Cóż… jakoś ludzkość po tej zarazie się pozbierała…
W spiżarni trzymasz same smakołyki;
Macerowane dobre uczynki,
Panierowane złote myśli,
Duszone w sosie własnym uczucia gorące,
Zapiekane łzy szczęśliwości.
Gdy do pieca podkładasz,
Dusze w piekle cierpią większe niż za zwyczaj katusze.
Diamenty w swym palenisku w popiół zamieniasz.
W kryształowych słoiczkach pokruszone trzymasz
Pachnące śmiercią przyprawy;
Bieluń
Pokrzyk
Szczwół
Zimowit
Szalej jadowity.
Przepiękna jesteś moja, krwią aniołów poplamiona,
Trupio blada pani…