Skocz do zawartości

Caroll

Samice
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Caroll

  1. @Eleanor jako przykład ciągłości relacji - ok, ale czy to dobry przykład jakości relacji? zwłaszcza że drugi przykład:

    16 godzin temu, SledgeHammer napisał:

    I chciałem na tym forum o nim napisać temat, śmiejąć sie z niego, że wpadł w gówno po uszy:D

    Jednak rozmowa z nimi mnie uleczyła, tylko Ja i oni, szczere wyznania, uwierzyłem że można !!!

     

  2. 14 godzin temu, SledgeHammer napisał:

    Poznałem swoją obecną żonę poprzez znajomych w klubie. Świetnie nam sie wówczas rozmawiało, wpadlismy sobie w oko, róznica wieku kilka lat,

    ona jeszcze studentka, Ja już nie. Po zakończonym wesołą zabawą wieczorze, postanowiłem ją odprowadzić.

    Była noc więc kobiecie w dużym mieście należy się "ochrona":). Nie pamiętam jak to się stało ale zboczylismy z kursu i wylądowaliśmy na miłej

    i przyjemnej trawie w ustronnym miejscu, było lato więc i noc była ciepła;). Jako "dorosli" ludzie wiedzielismy po co tam wylądowaliśmy :)

    Pierniczyliśmy się jak 2 zakochane gołębie, po czym nad samym ranem odprowadziłem ją do jej lokum.

     

    Do tej pory pamietam jak byliśmy umorusani w ziemi, błocie;), moja małżonka doskonale pamięta,

    że miała jakieś ekstra spodnie i bluzkę, których nie mogła doprać:D.

     

    Nawet na chwilę nie straciłem do niej szacunku, na drugi dzień znów byliśmy razem i chyba była powtórka ;), po jakimś czasie zamieszkaliśmy razem,

    po czym minęło znów trochę czasu i była tą jedyną z którą wziąłem ślub - wtedy tylko ona wchodziła w grę.

    Jesteśmy małżeństwem do tej pory :)

     

    *przed nią miałem wiele kobiet, ale jakoś żadna nie nadawała się na tą jedyną (hahahaha),

    dziwne że akurat TA z którą na pierwszej randce uprawiałem dziki seks stała się moją żoną:D

    ale ten przykład chyba nie jest zbyt trafiony, bo jednak

    14 godzin temu, SledgeHammer napisał:

    Żona już straciła moje zaufanie, choć zmieniła się mocno - jak na kobietę to wyczyn,

    jednak bardzo mocno zapracowała sobie na utratę owego zaufania, co paradoksalnie przyczyniło się do tego że tu jestem;)

     

    :-)

     

    @Kolchicyna

     

    15 godzin temu, Kolchicyna napisał:

    Nie, nie dążę do macierzyństwa

     

    może Ci się wydawać,  że na poziomie świadomym nie dążysz, ale podświadomość sterowana przez biologię robi swoje.

  3. Też jestem za intercyzą :-) Z mężem mamy kilka nieruchomości (majątki odrębne - tzn jedna wspólna, jedna jego i jedna moja), kiedyś to wszystko będzie naszej córki. I nawet jeśli przepiszemy na nią przed jej ew. ślubem, to w razie sprzedaży po ślubie i np. zakupie innej nieruchomości za te środki + ew. dodatkowe jego lub wspólne,  własność już będzie wspólna?

     

    I jak najbardziej jestem za tym, żeby facet albo jego rodzina dbali o swój majątek.

     

    Z tym że intercyza oprócz kwestii regulującej kwestie wnoszonego majątku dotyczy też kwestii dóbr nabywanych w trakcie, prawda? w intercyzie to się określa chyba jakoś szczegółowo?

    Do mnie przemawia opcja, że każde swój majątek odrębny (moje vs twoje), ale też mają wspólny (nasze)

     

  4. 1 godzinę temu, Eleanor napisał:

    I jeszcze jedno, naprawde powiadam Ci, a wiem co mowie, bo kobieta jestem:) potwierdzam w 100% to co juz na forum wczesniej bylo wspominane: nic tak nie rozwala kobiecych emocji, jak obojetnosc czy oschlosc w kontaktach z nia. To najgorsza kara jaka moze byc dla kobiety. :D

    heheh zgadzam się :D

     

    co do rozmowy z szefem to też mam bym miała wątpliwości - żeby nie odbiło się rykoszetem że to Ty generujesz problemy, bo panna się wyprze przecie i zaprzeczy. Przy ewentualnej konfrontacji jak się poryczy i będą nią targać emocje, a ty chłodny i zdystansowany - to kto będzie bardziej wiarygodny? skrzywdzone dziewczę czy zimny drań?

     

    Ludzie z pracy wiedzieli o waszej relacji - byliście postrzegani jako para czy cóś takiego? Bo jeśli nie - to rozmowę z szefem bym odpuściła

     

    a generalnie - gdzie rabotajesz, tam nie dupajesz

  5. 23 godziny temu, SennaRot napisał:

    Chodzi o to, że mąż dalej jest korzyścią. Jednym z filarów strefy komfortu.

     Nie wiem jak to rozumieć - możesz napisać coś więcej?

    Bo co zasady, jeśli rozwój rozumieć jako wychodzenie poza strefę komfortu, to chyba nie masz na myśli zmieniania męża :-P

     

     

    23 godziny temu, SennaRot napisał:

    Jednak nie mogę się też nie zgodzić z Twoim równaniem.

     

    Jestem za, a nawet przeciw :)

     

    Dnia 6.03.2017 o 10:18, Rnext napisał:

    Zaznaczasz fragment tekstu dowolnego posta myszką i pojawi się "dymek" z opcją "cytuj".

    Dzięki

  6. Dnia 3.03.2017 o 20:41, Mosze Red napisał:

     

    Z opisu wcześniejszych akcji jasno wynika iż prowadziłaś się tak źle, że żaden szanujący się facet nie zaprosił cię na studniówkę.

     

    To była moja studniówka, na którą ja nikogo nie zaprosiłam

     

    Cytuj

    Hotelarstwo, turystyka czy inne kierunki spierdoksy na prywatnej uczelni, to nie są elitarne studia ;)

     

    UJ.

    Cytuj

    Starsi faceci z lepszego towarzystwa zawsze trzymają wokół siebie grono młodych, głupiutkich loszek, żeby było co turlać. Żyją nadzieją na lepszy świat, a najczęściej są przechodnim workiem na spermę dla wszystkich w towarzystwie. 

     

    Przez 5 lat byłam workiem na spermę jednego faceta. A tworzystwo nie było lepsze, raczej bad boys.

    Cytuj

    Schemat. 

    Uznałaś to co musiałaś uznać, żeby zechciał cię zaobrączkować i utrzymywać i żebyś miała z kim się rozmnożyć w sposób akceptowalny społecznie.

     

    Tak - dlatego napisałam ,że macie rację. Właczył mi się schamat, autopilot sterowanie macicą.

    Cytuj

    Kisnę :D

    P: żet aJ

    Cytuj

    Oczywiście byłaś taka modna i postępowa, a ten opresyjny facet zmusił cię do ślubu kościelnego pieczętującego ten okrutny, ciemiężący ciebie związek patriarchalny :D

     

    Moja macica mnie zmusiła.

    Cytuj

    Zwyczajnie on dokładnie wiedział czego chce, od życia. Ty natomiast nie wiedziałaś czego chcesz i irytowało cię to, że on wie. Zawracałaś mu dupę gównianymi testami, żeby poprawić sobie nastrój.

    On oblewał testy, wtedy przestałaś mieć chęć na seks.

    Zgadza się. Nie wiedziałam, czego chce, bo macica zagłuszało wszystko.

     

    Cytuj

    Bo chciał mieć żonę i dziecko i myślał, że jesteś dorosłą i logicznie myślącą osobą, a okazało się że wziął sobie na głowę rozkapryszonego bachora.

    Od skończenia LO utrzymywałam się sama. Stypendium naukowe + umowy zlecenia + praca w wakacje za granicą + pisanie prac, najpierw zaliczeniowych potem też inż i mgr. Jak mieszkałam z byłym to właściwie ja nas utrzymywałam.

    Cytuj

    Widzisz. Jest proste rozwiązanie twojego problemu, daj męża tutaj na forum, my mu ustawimy ramę i wszystko wróci do normy i w życiu i w związku :) 

    Mówiłam mu o forum, może zajrzy

    Cytuj

    Tak, każdy facet, który był w jednej dłuższej relacji lub kilku dłuższych uczy się iż wasze bycie miłą ma podwójne, a nawet podwójne dno. Ma zawsze i kryje się za nim jedna z dwóch rzeczy:

     

    - jakieś żądania/ oczekiwania pod, które urabiacie / chęć otrzymania zgody na coś co zapewne jemu się nie będzie podobało

    - coś odpierdoliłyście, co jeszcze nie wyszło i chcecie złagodzić efekt wkurwienia, jak sprawa wypłynie

    A ja po prostu przestałam marudzić

    Cytuj

    Tak.

     

     

     

    Zauważyłam, to było pytanie retoryczne

     

    Dnia 3.03.2017 o 20:55, HORACIOU5 napisał:

     

    Padła już taka rada i równie szybko zaczęło się szukanie wymówek, żeby tego nie zrobić. Niby każdej zależy :lol: na szczęściu męża ale kiedy trzeba podjąć krok, który mu je pozwoli uzyskać, to nagle zawsze pojawia się jakieś "ale". Dziwne te panie :(

     

    Bardziej mi zależy na moim własnym szczęściu :P

     

    Dnia 4.03.2017 o 06:23, Rnext napisał:

    Na wstępie mały disclaimer, jako żem został lekko napromieniowany, pardon - napromilowany kocią karmą typu whiskas, może być dziwnie (@Eredin, nie bij ;)) 

     

     Moje ostatnie odkrycie Bushmilss - polecam

    Cytuj

     

    To co droga @Caroll opisujesz, jednocześnie wprawia mnie w zachwyt i znudzenie (to ci dopiero konfuzja). Zachwyt (umiarkowany jednak) otwartością i znudzenie schematem. Trochę jak byś wskazała palcem dowolną dziewoję i opisała jej losy. Jeśliś z czasów "komuny" to na pewno pamiętasz takie fioletowe kalki, umożliwiające robienie kopii. O ile można było odróżnić oryginał od kopii, to kopię od kopii już nie. Co chcę powiedzieć? Hm. Nie jesteś oryginałem i to nie przez fakt nierekombinowalnego DNA mitochondrialnego. Jesteś klonem matek i pramatek, których jedyną skuteczną i promowaną strategią było zawieranie sojuszy cipką. Tak nas skonstruowano i nie ma co więcej strzępić jęzora bądź klawiatury na ten temat. Innymi słowy, o ile macie prostą ścieżkę do realizacji funkcji biologicznej, będę wciąż powtarzał, że przez to, macie niezwykle utrudniony dostęp do szczęścia i spełnienia, bo ono jest sprowadzone u pań do reprodukcji w komfortowych warunkach zapewnianych przez samca.

     

    Nieciekawe perspektywa, nie podoba mi się i wkurza

     

    Cytuj

    OK, spoko, tylko czego oczekujesz?

     

     Wiedzy i umiejętności do zmiany powyższego

     

    Cytuj

     

    Studiowałaś na MIT? Czy na Uniwersytecie Wszechgalaktycznym na Saturnie? Innymi słowy - nie żartuj. 

     

    jw, tylko UJ :P

    Cytuj

     

    Dobra, zamierzałem napisać więcej, ale raczej jednak walnę się na kojo.

    Jak by co, to "dzień dobry" ewentualnie "dobranoc". 

     

    dzień dobry poniedziałku

     

    Dnia 4.03.2017 o 06:23, Rnext napisał:

    Alternatywny? Przecież to tandetny standardzik, czyli pospolitość vulgaris. Alternatywne to byłoby projektowanie wehikułu czasu na strychu czy w piwnicy. Takie coś robiły szlifowane na niby-nowo młodzieńcze masy, płynące z nurtem pseudo-indywidualności.

     

    W małej mieścinie, skąd pochodzę przełom lat 80/90, glany, dredy irokez to nie był standardzik. Kontenstacja jako element buntu młodzieńczego? Pewnie tak

     

    Dnia 3.03.2017 o 21:51, SennaRot napisał:

     

    Wiem jestem chamem i pusty na pewno niedojrzały emocjonalnie ale moja matematyka jest prosta. Masz strefę komfortu więc ją ogarniasz, gdyby się zmieniły okoliczności zachowywałabyś się inaczej. Mąż więcej zarabia. Dużo do stracenia. Lubisz swoja strefę komfortu i czujesz się dobrze. To Was też trzyma razem. Strach przed utratą tego komfortu trzyma związek mniej więcej w całości. Sama w tym tekście podałaś te wartości, które najbardziej "scalają" ten związek.

     

    Tak - to moja strefa komfortu. Matematyka, piszesz? Ja mam powyżej średniej krajowej, mąż NIECO więcej. Drugie mieszkanie jest moją odrębną własnością. Finansowo jestem niezależna.

    Cytuj

     

    Zachowanie i kroki podejmowane lub ich brak przez kobietę zależą od zaistniałych okoliczności.

     

    A w przypadku mężczyzn - nie?

    Cytuj

     

    A jak to co dalej? Kolejne lata życia i kiedyś śmierć. Może wcześniej może później, jak u każdego. ... a co ma niby być? :D:D

     

    Chcę wyjść z matrixu, wyłączyć autopilota, świadomie podejmować decyzje.

     

    Cytuj

     

    I tak na marginesie My nie uważamy, że kobiety są pierdolnięte. To Twoja nadinterpretacja. My uważamy, że są inne od Nas i schematycznie podobne do siebie w działaniach i decyzjach.

     

    Skrót myślowy: inne od Nas i schematycznie podobne do siebie w działaniach i decyzjach = nieodpowiedzialne, nieracjonalne, niekonsekwentne, emocjonalne = pierdolnięte

     

    Nie ogarniam cytowania - nie wiem ja w jednym poście odpowiedzieć na kilka postów :-(

     

    21 godzin temu, SledgeHammer napisał:

    Zielony (a) jest już rozłożony na czynniki pierwsze, więc szkoda, że już go nie zobaczymy:D.

    Byłaby niezła zabawa.

     

     

    A jednak jestem - zdziwiony?

    Dnia 4.03.2017 o 19:17, Geralt napisał:

    Hmm ciekawa historia ale pachnie mi tu TROLLEM. Coś za bardzo wylewna jesteś jak na kobietę. Chodzi mi tutaj o te zdrady i skoki na inną gałąź. Kobiety bardzo rzadko przyznają się do skoków w bok. Nawet na necie nie za często o tym wspominają. Raczej wszystko sobie racjonalizują niż mówią o sobie, że są popierdolone.

     

    :-D

  7. Icman, Adolf, właśnie te kwestie miałam na myśli zastanawiając się co dalej. Z mojej dotychczasowej lektury forum wynika, że bycie kobietą oznacza realizację programu spoleczno-biologicznego sterowanego hormonami i emocjami. I taka jest prawda. Pytanie, czy jest w ogóle możliwość wyjścia poza ten schemat? Czyli przekroczenia swoich hormonów i emocji?

     

    Icman, moje cele: dalsza kariera w tej firmie, jeśli w ciągu  2-3 lat nie będzie awansu/większej kasy to zmiana firmy. Dalsze budowanie poduszki finansowej, żeby zabezpieczyć starość i przyszłość dziecka. Czerpanie większej radości z wydawania kasy na przyjemności. Podróże - poza Europę, nie uznaję wyrazów z biur podróży, ogarniam wszystko sama przez net (loty, kwatery, itd), na to potrzeba czasu, to kolejny cel - lepsza organizacja czasu.

     

    Adolf, no właśnie że po okresie jestem :P A może to już klimakterium? 

  8. 38 minut temu, Długowłosy napisał:

     

    A czy Ty uważasz się za pierdolniętą?

     

    Jak zauważył HORACIOU5 wywinelam numer byłemu, bez powodu, czyli z powodu pierdolca. Jakieś 17 lat temu. Potem już żadnych numerów. Zasadnicze pytanie brzmi, czy sam fakt bycia kobietą oznacza bycie pierdolnięta.

    Albo czy że stanu bycia pierdolnięta kobieta może wyjść. I jak to zrobić.

     

    Bracie Janie, na razie to chyba zauważył zmianę i zastanawia się nad przyczyną, ale nie wygląda na zmartwionego.

  9. Piszę w tym dziale, bo w rezerwacie nie ma bardziej odpowiedniego.

     

    Od jakiś 2 tygodni zagłębiam się w tematykę relacji damsko-męskich widzianych z samczej perspektywy: czytam forum, przeczytałam „Co z tym kobietami”. Nie mam za bardzo możliwości i czasu na spokojne posłuchanie audycji Marka– ale spróbuję jakoś to zorganizować i nadrobić. Może nawet zainwestuję i zamówię Kobietopedię czy inne ebooki.

     

    Nie ukrywam, że mam przez to lekką sieczkę w mózgu … Bo macie rację!

     

    Do kur.wy nędzy macie rację!

     

    Tak, baby są popier.dolone. Tak, jestem babą i też jestem popier.dolona.

     

    Mając tą wiedzę z nieco innej perspektywy patrzę na swoje dotychczasowe życie w kontekście relacji z facetami.

    Zawsze byłam świetną uczennicą, intelektualnie i poznawczo odstającą od rówieśników, a przy tym totalnie niezależna i zbuntowana przeciw systemowi (do podstawówki chodziłam jeszcze za komuny :-)). W wieku ok. 13-14 lat zaczęłam się zadawać z dużo starszym towarzystwem – wyłącznie męskim. Imprezy, alkohol, punk rock, koncerty … Potem renomowane liceum. W dzień – świetna uczennica, trzymająca się trochę na boku. Wieczorami i w weekendy – totalny czad i odlot. Towarzystwo chyba traktowało mnie jak młodszą siostrę – z żadnym z kumpli nie „chodziłam”, nie było między nami podtekstów erotycznych czy seksualnych. Chyba nawet mnie trochę pilnowali, żebym na imprezach po pijaku nie zrobiła jakiegoś głupstwa. Sami zaliczali panienki na zasadzie szybkiego seksu czy loda w kiblu.

     

    W międzyczasie ok. 17-18 roku życia na wakacjach zakochałam się i straciłam dziewictwo. Potem było paru facetów, z którymi łączył mnie seks i jakieś tam zauroczenie, ale to nie były związki (hehe jeden to był wujek koleżanki, dokładnie 2x ode mnie starszy – ja 18, on 36). Nie był to nikt z dotychczasowego towarzystwa. Oczywiście, po cichu marzyłam o wielkiej miłości i księciu na białym koniu :-) Nikogo takiego nie było, więc na studniówkę poszłam z bratem i totalnie dałam czadu. Dobrze, że mieszanka alko + zioło nie zabiła instynktu zachowawczego no i brat mnie pilnował, także grono pedagogiczne chyba do końca nie miało wiedzy co do mojej osoby.

     

    Potem zaczęłam elitarne studia dzienne. Równolegle poszerzał się krąg moich znajomych – towarzystwo starsze, prowadzące mocno alternatywny styl życia, imprezy, alko, zioło i inne używki no i muza. Powstał wtedy działający do dziś, kultowy w określonych kręgach, choć nieco niszowy zespół.

     

    Poznałam wtedy faceta. 10 lat starszy (ja 19, on 29). Mały i niepozorny. A przy tym miał olbrzymią charyzmę – był guru dla całej ekipy. Propagator tego stylu muzycznego i subkultury mu towarzyszącej, z kontaktami do podobnych sobie w całej Polsce i na świecie (a to czasy jeszcze bez komórek, internetu chyba nawet jeszcze nie było…). Zakochałam się, on też. Zamieszkaliśmy razem, w jego mieszkaniu. Mój pierwszy związek ;-) W tygodniu studiowałam (stypendium naukowe, a jakże), w weekendy imprezy i koncerty, ale przy boku Króla – bo tak na niego mówili… Byliśmy wtedy chyba jedynym stałym związkiem w ekipie mieszkającym ze sobą.

     

    Po kilku latach związku zdradziłam go z jego kumplem z ekipy – kilka razy, na trzeźwo. Potem z drugim, potem z trzecim. W krótkim odstępie czasu. Sama nie wiem, dlaczego (w końcu jestem babą, co nie?). Do dziś nie wiem, czy wiedział, albo czy się domyślał. Niedługo potem - zaraz po obronie mgr - spakowałam się i wyprowadziłam. Nie powiedziałam o zdradach, jako powód podałam koniec miłości z mojej strony. Właściwie w ekipie nikt nie dowierzał, że to koniec. Graty odwoził mi jeden z tych facetów, z którym zdradziłam tamtego – nawet on nie wierzył w nasze rozstanie i powiedział, że pewnie za chwilę będę chciała, żeby przewiózł moje rzeczy z powrotem, bo przecież to chyba tylko jakiś kryzys i taki mamy fajny związek… Ja mu na to, ze gdyby to był fajny związek to chyba bym nie bzykała się z innymi …

     

    Ale innej gałęzi nie było :-P

     

    Miałam 25 lat, pracowałam na umowę zlecenie + dodatkowe fuchy i nieźle zarabiałam, ograniczyłam alkohol i skończyłam z używkami. Z tamtą ekipą kontakty się urwały. Źle się czułam w obecności eksa, on chyba też. Poznawałam innych facetów i się bawiłam. Po samczemu – hehehe. Wyrywałam i ruchałam ;-P

     

    Wtedy też poznałam mojego obecnego męża. Młodszy ode mnie o 2 lata, studiował i pracował. Na początku traktowałam jak pozostałych – miło spędzić czas. Ale dosyć szybko zaczęło iskrzyć i zależeć mi na nim. Jeszcze zanim zaczęłam z nim sypiać, przestałam się bzykać z innymi. Oprócz fajnego seksu dobrze nam się gadało. Przeszło to w stały związek – jak Bozia kazała, hehe. Obiadki u jego rodziców. Spotkania z całą rodzinką. Okazało się, że jego rodzina jest mocno konserwatywna i wierząca, zresztą on też. Uznawał tradycyjny podział ról w rodzinie. Tradycyjne wartości. Doszło do oficjalnych zaręczyn, tradycyjnie, w święta z rodzicami, przy wódce :-P .

     

    To był dla mnie dziwny czas. Z jednej strony byłam zakochana, haj emocjonalny itd. Jednak widziałam ogromne różnice światopoglądowe między nami. O większości moich wyżej opisanych relacji do dziś chyba nie wie – tylko ogólnie, bez szczegółów. Odkąd go poznałam wyciszyłam się wewnętrznie. Np. nigdy nie miałam ochoty na zioło czy inne dragi, alkohol w ilości pod kontrolą, bez szaleństw czy odpałów. Z drugiej – miałam mocne poczucie ograniczenia mojej niezależności i swobody. Np. mnie na ślubie nieszczególnie zależało, a już na pewno nie na kościelnym czy weselu. Jemu tak. Ponieważ jestem agnostyczką, proponowałam nawet ślub jednostronny. Dla niego byłoby to nie do przyjęcia – a ponieważ z kościoła oficjalnie nie wystąpiłam, to ślub był tradycyjny. Pamiętam nawet, że przed ślub musiałam przyjąć bierzmowanie (bo nie miałam). Podczas spowiedzi przedślubnej mówiłam księdzu delikatnie, że ja to właściwie mam wątpliwości co do istnienia boga, a ten mnie opieprzył, ze to nie czas i miejsca na dyskursy filozoficzne i jego interesuje tylko, czy był seks, a jeśli tak – to mamy się powstrzymać do dnia ślubu. Pobraliśmy się 3 lata od poznania.

     

    Wspólne życie – on kończył kolejne studia, zmieniał prace, rozwijał się zawodowo. Ja – praca na państwowym etacie, dom (zakupy, pranie sprzątanie), za 2 lata dziecko, więc pieluchy, potem niania, żłobek. Czułam się ograniczana, miałam wrażenie że coś jest nie tak.Miałam wrażenie, że wszystko jest tak jak on chce, a ja się nie liczę. Byłam typową, upierdliwą i zrzędną babą. Domagałam się atencji i uwagi. Że czuję się niekochana i nieważna. Gównotesty i ogólnie zachowywałam się jak pierdolnięta. Manipulowałam i prowokowałam, ale chyba sama nie wiedziałam, co chcę uzyskać. Na moje jęczenie, że chyba przestał mnie kochać usłyszałam, że jak przestanie mnie kochać to mnie o tym poinformuje. Dopóki nie da mi takiej informacji, to znaczy że nie przestał. Albo jak marudziłam, że mnie nie kocha, to pytał – a jak myślisz, dlaczego umyłem ci samochód?

     

    Dziwnie spadła mi ochota na seks (hehe, teraz wiem że to było zwykłe kupczenie dupą). Tzn. był dużo rzadziej, głównie z jego inicjatywy, ale zawsze było super. Zresztą nigdy z nikim nie było mi tak dobrze jak z nim – tak na marginesie…

     

    Byłam coraz bardziej upierdliwa, marudna, zrzędna i wkur.wiająca. On chyba miał tego coraz bardziej dosyć. Tak myślę, że chyba część samców w podobnym momencie swojego życia trafiła na to forum…

     

    W międzyczasie dzieciak podrósł, ja zmieniłam pracę – znów zaczęłam zarabiać porządne pieniądze ;-).

     

    Z tym, ze pozostał między nami rodzaj napięcia i pretensji. Ja miałam poczucie, że mój mąż ma mnie gdzieś i wszystko inne jest ważniejsze niż ja, a wszystkie problemy życia codziennego są na mojej głowie. On pewnie miał dosyć narzekania i czepiania się o wszystko.

     

    Zaczęłam mieć tego dosyć. Swojej własnej upierdliwości. Babo, o co ci chodzi??? mówiłam sama sobie. Obydwoje mamy niezłą pracę – on bardziej wymagającą czasu i zaangażowania, zarabia więcej. Jesteśmy zdrowi i mamy fajnego dzieciaka, mamy gdzie mieszkać i drugie mieszkanie na wynajem (bez kredytu!), spora poduszkę finansową. Nigdy nie miałam ochoty na żadnego innego faceta (jak go widzę w samych dżinsach, bez koszulki, to wciąż mnie zachwyca:-P). Że są czynności w domu, których on nie robi (tzw. babskie)? No i co z tego – są takie których ja się nie tykam, a tylko on robi (tzw. męskie). Ale, jako że jestem pierdolniętą babą to taka próba przetłumaczenia sobie niezbyt wiele zmieniła.

     

    Potem trafiłam tutaj. Czytając pomyślałam, że coś jest na rzeczy. Sporo kwestii zaczęło mi się przestawiać w głowie. Wciąż mam sieczkę, wciąż porządkuję, wciąż czytam i szukam informacji…

     

    Równocześnie działam :-) W sumie to zadziwiające. Tak naprawdę dokładnie od tygodnie nie narzekam, nie czepiam się i nie dogaduję, no i inicjuję seks – i nasza relacja już jest bliższa. To kilka dni, góra 10, a ja mam wrażenie, że wzrósł poziom intymności między nami. Wiele rzeczy stało się prostszych.

     

    Ale niedawno padło to pytanie z jego strony – czy coś się stało, ze jestem taka podejrzanie miła..

     

    No więc jak to: baba marudzi – to źle, jest miła – to podejrzane?

     

    Naprawdę związek kobiety i mężczyzny musi się opierać na zasadzie nieufności? Podejrzliwości? Naprawdę każda baba jest tak pierdolnięta, że wcześniej czy później wywinie jakiś numer?

     

     

     

    • Like 3
  10. Czytam dalej, na ile tylko czas pozwala. I wcielam w życie :-P

     

    Jeszcze kilka słów o mnie - z racji wieku SMV ostro pikuje w dół (w tym roku 40), ale mam wciąż świetne cycki, niezłą pracę, jestem samodzielna i niezależna (też finansowo - bo część majątku mamy oddzielnie), inteligenta i pyskata, mąż - od 13 lat ten sam, młodszy o 2 lata, wysoki, inteligentny, świetny fachowiec w swojej branży, b.pewny siebie. Typowy samiec alfa :-) Obydwoje dbamy o swoje stado (mamy 10 letnią córkę), nasz związek jest całkiem niezły, ale za dużo energii tracimy na walkę między sobą - walkę o dominację. Biję się w piersi - wykorzystywałam chyba cały arsenał samiczych sztuczek ... głupich i bezsensownych, jak teraz widzę. Walkę o dominację ciągle przegrywałam, co mnie cholernie frustrowało. A teraz się okazuje, że dobrze, ze przegrywałam ;-)

     

    I tak chyba sobie trochę racjonalizuję - żeby do końca nie wypaść z roli - oto znalazłam powód, aby odpuścić i z podniesioną przyłbicą przyznać przed sobą i całym światem, że to mój mąż dzierży władzę, ja będę go wspierać, a walczyć to możemy obok siebie o nasze stado, a nie ze sobą.

     

    To dopiero kilka dni - długa droga jeszcze przede mną.  Od czwartku - wystarczyło, że się o nic nie czepiam i sex kiedy chce (+ oral z mojej inicjatywy) i nasza relacja ewidentnie zaczyna nabierać innej jakości. I to naprawdę takie proste? Spokojny i zadowolony samiec = lepszy związek? A może zbytnio upraszczam?

     

     

  11. Cześć.

    Trafiłam to zupełnie przypadkiem kilka dni temu i czytam... Wręcz pochłaniam. Początkowo przerażona, potem zaintrygowana, a teraz zafascynowana...

    Z jednej strony myślę sobie, że to nie może być takie proste... Z drugiej - oprócz tego że jestem kobietą i mam - delikatnie mówiąc - charakterek i temperament, ale że jestem przy tym inteligentna i kocham mojego męża, zatem właśnie rozpoczęłam drogę do samodoskonalenia i rozwoju :-P

    Jeśli mi się uda, to mój mąż będzie bardziej szczęśliwy, a ja wszem i wobec będę głosić chwałę Marka Ojca Założyciela.

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.