Już się z Wami przywitałem, teraz czas na moją historię. Historię, w której się trochę gubię i nie wiem już co mam robić. Po krótkim wstępie, spłycę ją do moich relacji damsko-męskich.
Mam aż/dopiero 23 lata.
Od małego byłem gnojony - bo też dawałem się gnoić, nigdy nie miałem siły fizycznej - powtarzano mi - pokaż innym swoją mądrość - pomagaj im w nauce a zaczną Cię szanować - rady mojej świętej pamięci Babci, na której pogrzeb się jutro wybieram. Wykorzystywałem te rady, jakoś się udawało ale zawsze byłem outsiderem, z niepopularnymi poglądami, niepoluarną wizją świata - nie miałem nigdy nad sobą silnej męskiej ręki - głównie wychowywały mnie kobiety - Matka i Babcia.
I tak stopniowo walczyłem sam ze sobą - jąkając się, bojąc opinii innych i porównując się z każdym, który wywierał silniejszą presję na otoczenie. Coś zaczęło we mnie pękać, zacząłem się wkurwiać. Wszystko zaczęło przechodzić ale została pewnego rodzaju pustka - jak ja sobie dam radę w życiu?
Poszedłem na studia, uśmiechałem się do każdego, skupiałem wokół siebie sporą część uwagi. Zaczęła zarywać do mnie dziewczyna - najlepsza na roku.
Czaicie? Do takiej osóbki jak ja, która starała się oderwać od starych środowisk/wspomnień i stwierdziła w jakimś tam - minimalistycznym stopniu - że zacznie się inaczej prezentować.
To jak wyposzczony pies, poleciałem. Moi dobrzy kumple (tak, mam ich) powtarzali: "W totka, kurwa, wygrałeś?", "Zajebista!".
Tak, było.. Mówię, w końcu hossa! Boże, dziękuje! Kurwa, uklęknąłem na ziemi i lekko napierdolony z petem w ryju dziękowałem Bogu na jakimś zadupiu przy garażach.
Namiętne pocałunki na pierwszym spotkaniu, dzień w dzień się widzieliśmy, pomieszkiwałem u niej. Nie oddała mi się, a związek skończył się po 4 miesiącach.
Zaczęła mieć jakieś wątpliwości, oddalać się ode mnie. Wyczuwałem, jak zwierzę, że coś się kończy.
Byłem "za dobry", "przypominałem jej ojca" i nie byłem "katolem". Ojciec jej był alkusem, najwyraźniej, w jakimś stopniu ją pokochałem i chciałem dla niej jak najlepiej (to chyba normalne, nie?) ale jej chory pokrzywdzony przez promile tatusia móżdżek, zaczął we mnie dostrzegać chyba ciecia.
Wyszukiwała takiego rodzaju problemy jak fakt, że moja matka nosi dżinsy a jej nie, że jesteśmy z dwóch różnych światów. Mniejsza z tym, bo tego typu szczególiki są już gówno warte.
I teraz dzień w dzień, przez pierdolone 5 lat patrzę na nią na studiach - przekułem to w nienawiść, bo inaczej nie potrafiłem. Koledzy ze studiów mi winszują, że silna psychika i w ogóle ale ja straciłem jakąś cząstkę siebie, ten optymizm, który udało mi się jakoś wydobyć na początku. Odebrano mi smak życia a może sam sobie źle we łbie poukładałem?
Teraz je kończę i nie widzę perspektyw dla siebie, staram się myślec dobrze, usuwać to z mojego umysłu ale to jest diabolicznie ciężkie, a czuję że moja dusza potrzebuje drugiej osoby, którą pokocha.
No, chcę mieć kobietę. Czuję, jak to w "Poranku Kojota" powiedziano - "głód emocjonalnego związku". Czuje w sobie lekki "stresik zakochania" ot tak. Coś mój organizm zaczął sam wydzielać?
Tylko nawet już nie wiem jak się za to zabrać, za bardzo mnie to poraniło i wypluło. Zbyt wrażliwy jestem i analizuje wszystko po stokroć - choć staram się od tego odzwyczajać.
Chcę ale coś mnie blokuje, obawiam się, że będę pierdolonym śmieciem niepotrafiącym wywiercić dziury w ścianie i zaruchać ale jednocześnie staram się nie dopuszczać do siebie tej myśli. Paradoks. Czuje się teraz jak jakiś Adolf w 1945, nie widzę światła w tunelu.
Wewnętrznie, raczej jej przebaczyłem ale nie potrafię się uwolnić od jakiegoś podświadomego głosu w mojej głowie "jesteś pizdą, jest chujowo, nie dasz rady, czeka Cię Biedronka, walenie konia i Matiz - o ile zdasz prawko. ŚMIECIU". Gdzieś czuje blokadę, żeby doetchnąć z ulgą i wyjść do świata. Żeby przeciąć tę pępowinę wspomnień.
Te wypociny mogą brzmieć jak jakiegoś obsrańca na głodzie heroinowym ale tak to wygląda.
To moja historia i pewien rozdział teraźniejszości.
Nie chcę łaski i głaskania po główce. Nie znoszę tego. Co doradzilibyście mi? Co mam zmienić? Co spóbować?
Jak macie do mnie jakieś bardziej osobiste pytania walcie śmiało.
Pozdrawiam.