Skocz do zawartości

Niedziel

Użytkownik
  • Postów

    38
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Niedziel

  1. To moi bliscy, nie wstydzę teraz tego. Zlewałem ich przez dłuższy czas i teraz po odzyskaniu zdrowia chcę naprawić relację z nimi. Mogę to zrobić tylko i wyłącznie na prawdzie.
  2. Co masz na myśli, że polegnę? Ja tylko się obawiam, że znowu jakieś dobre szonisko trafi mi się pod nos i ta przestanie mnie kręcić, mimo, że nie jest jakaś brzydka, ale nie jest taką rasową suczą w jakich gustuję, takie 6/10 ale jest bardzo kumata a ja to cenię u kobiet i rzadko takie spotykam, jeżeli w ogóle. Ogólnie przemyślałem życie i jednak: bzykanie szonów < fajne poukładane życie, które mogę z kimś dzielić. Odbicie ją dla seksu, uważam za słaby pomysł, bo jednak mieszka z tym typem i coś tam sobie układają, ja równie dobrze mogę znaleźć jakiegoś wolnego szona i robić to bez skrupułów. Ogólnie widzimy się w gronie przyjaciół w sobotę. Mam zamiar przyznać się wszystkim co mnie spotkało w ciągu zeszłego roku i powiedzieć wreszcie prawdę. Zobaczę jak zareaguję i czy warto coś dalej działać.
  3. Witajcie Bracia! Otóż mam pewien dylemat. Od jakiegoś czasu nurtuje mnie pomysł czy spróbować powrócić do bliższej relacji z moją koleżanką. Ale najpierw przybliżę okoliczności, które mnie spotkały jakiś czas temu. Moją koleżankę poznałem jakieś 2 lata temu na uczelni. Od początku było czuć chemię między nami i świetnie się dogadywaliśmy. Niestety panna miała wtedy jakiegoś chłopaka, którego poznała na tinderze, ale mimo to totalnie na mnie leciała. Pewnego dnia udaliśmy się na Juwenalia, gdzie na koncercie, totalnie pijani zaczęliśmy się całować. Niestety w tym samym momencie pisał do niej chłopak i wypytywał ją gdzie jest i z kim. Później poszliśmy do jej przyjaciół a na końcu wylądowaliśmy u niej w mieszkaniu. Do niczego większego nie doszło, bo po chwili zezgonowaliśmy, były tylko jakieś przytulanki i całusy. Cały ten wieczór zbliżył nas jeszcze bardziej, ale w głowie miałem cały czas mętlik. Z jednej strony zaczęła zawiązywać się między nami fajna więź, powiedziałbym, że przyjaźń z podtekstem seksualnym, ale z drugiej strony nadal był gdzieś tam jej chłopak, do którego co prawda nie miała kompletnie żadnego respektu, ale jednak był jej chłopakiem nadal. Zaczęła w głowie mi się zapalać lampka, że laska nie chcę po prostu zostać sama. Nie czuła pewności, że będziemy razem a tam miała poczucie bezpieczeństwa, że ktoś jest przy niej. Pomyślałem, że z punktu widzenia gadziego mózgu to normalne, że ciągnie ją po prostu do silniejszego, ale świadczy o braku wierności i zakłamaniu. Po jakimś czasie nakręcała się na mnie coraz bardziej, podobało mi się to, ale brałem to z dystansem. Następnie na pewnej imprezie poznałem panią J. Dziewczyna w skali od 1 do 10 to mocna ósemka. Ale jak się dowiedziałem później to okazało się, że w momencie tej imprezy miała już chłopaka od miesiąca i popuściła mi szparki w łazience. Można by rzec, że totalny szon. Ale po tej akcji zanikły moje uczucia do panny ze studiów. Zaczęliśmy się od siebie oddalać, wtedy miałem myślenie typu, że mogę mieć przy sobie dziewczynę-petardę, więc panna ze studiów zaczęła wydawać mi się słaba i zbyt mało atrakcyjna. Osiągnąłem himalaje egozimu. W ogóle nie myślałem o nikim innym tylko o sobie. Po jakimś czasie panna ze studiów rozstała się ze swoim chłopakiem i zaczęła sobie znowu kogoś szukać na tinderze. Znalazła jakiegoś gościa, nawet z 2 razy go widziałem przypadkiem. Ogólnie nie zrobił na mnie wrażenia silnego samca, kolejny beta jak ten jej poprzedni, może ciut lepszy. Zacząłem widywać na portalach społecznościowych masę relacji jak to super randkują. Myślę, że chciała wzbudzić moją zazdrość, żebym zaczął coś działać z nią bardziej a jednocześnie mieć kogoś na zapas w razie nie wypału. W tym samym momencie przeszedłem pasmo bardzo bolesnych porażek. Dostałem silnej depresji z której wzięły się zaburzenia lękowe. Zacząłem unikać ludzi, więc kontakt z nią i moimi znajomymi bardzo się osłabił a w zasadzie zdechł. Panna mimo to pisała co jakiś czas do mnie co słychać i tak dalej. Przez cały ten czas jak miałem cały świat w dupie, bo ledwo żyłem, kontakt z jej strony mimo mojej olewczości cały czas był. Kiedyś jak szedłem do pracy rano i zobaczyła mnie jadąc tramwajem to wysiadła z niego i przebiegła sprintem całą ulicę, żeby mnie dogonić i się po prostu przywitać. Uważałem, że to mega miły gest, ale miałem tak zrytą głowę, że nie potrafiłem nic z siebie wykrzesać, żeby jej to w jakiś sposób odwzajemnić, bo ciężko mi było wytrzymać nawet z samym sobą. Wreszcie pod koniec zeszłego roku poszedłem na terapię i do psychiatry po leki. Ogarnąłem swoje życie i złapałem je za morde. Zmieniłem pracę, leki pomogły mi na zaburzenia lękowe, zacząłem zmieniać swoje złe przyzwyczajenia i schematy. Zrobiłem tytaniczną pracę, żeby być znowu szczęśliwym zdrowym człowiekiem. Teraz doszło do mnie jaki był ze mnie okropny bydlak dla innych w zeszłym roku i jak tonąłem w swoim własnym życiu. Narobiłem głupot, ale staram się to wynagrodzić tym, których w jakiś sposób skrzywdziłem. Z główną bohaterką tego wpisu mam nadal kontakt, ale jest on zupełnie neutralny. Parę miesięcy temu na imprezie jak byliśmy w gronie znajomych to "odganiała" ode mnie wszystkie dziewczyny z którymi rozmawiałem. Widziałem, że jest mega zazdrosna. Tylko problem jest taki, że nadal ma chłopaka. Ostatnio zamieszkali nawet razem. Dziwi mnie fakt, że po tym jak ją rozkochałem a poźniej totalnie olałem i zniknąłem, dziewczyna nadal chce mieć ze mną kontakt i chyba coś czuję dalej a minął już rok. Po czasie uczucia zaczynają gasnąć a u niej coś nadal się utrzymuje. Uważam, że jest fajną mądrą dziewczyną, ale brak jej szczerości wobec innych i chyba samej siebie. Ja osobiście zaczynam po tym całym przewrocie w moim życiu doceniać ją. Byłem dla niej zły, kiedy czasem się spotkaliśmy w momencie gdy byłem w ciężkiej depresji, potrafiłem powiedzieć jej parę bardzo przykrych słów. Domyślała się, że jest ze mną źle, ale wstydziłem się jej powiedzieć. Ogólnie myślę, że mam ją szansę jeszcze odbić. Tylko pytanie czy warto niszczyć życie temu Bogu ducha winnemu chłopakowi z którym jest, bo chciała mi zrobić na złość a z czasem się do niego przyzwyczaiła? Kiedyś słyszałem, że kobiety nie da się nikomu odbić, odbić można jedynie k**we. Podsumowując, dziewczynie zależy na mnie, myślę, że dała świadectwo mega przyjaźni, ale braku wierności. Jak myślicie odpuścić temat? Ja teraz kiedy wróciły do mnie zmysły, czuję że chciałbym z nią być. W chorobie byłem dla niej okropny, a ona była przy mnie mimo to, ale nie była wierna swojemu facetowi, więc była zła dla niego. Nie jest idealna, ale ja też nie jestem, nikt nie jest. Jak myślicie zacząć temat na nowo z kimś innym czy próbować naprawić to co zepsułem w przeszłości? Zdaję sobie sprawę z tego, że będąc ze mną mogłaby mi wywinąć taki sam numer, gdyby przyatakował ją ktoś silniejszy, ale wydaję mi się, że chyba ze wszystkimi babami tak jest, gadzi mózg zawsze zwycięży nad racjonalnością.
  4. Na pewno masz rację, tylko mam takie spostrzeżenia, że ludzie najlepiej się ze mną czują jak nad nimi w jakiś sposób dominuję i specjalnie daje im ciche znaki kto tu rządzi. Najgorsze jest to, że po dłuższym okresie znajomości mam już dość takiej postawy i chciałbym traktować drugiego człowieka na równi z pełnym szacunkiem i to mi daje wtedy pełną radość jaką mogę wyjąć z danej relacji. Wiadomo że świat jest jaki jest i nie każdy zasługuje na szacunek, ale niektórzy ludzie serio dają oddają mi dużo szacunku a nawet dodają siły w trudnych momentach, wtedy pojawia się wewnątrz chęć odwzajemnienia tego i często takie relacje się wtedy psują lub pogarszają, przez co zwyczajnie po ludzku jest mi przykro i czuje się źle. Czy ktoś miał podobnie?
  5. Drodzy bracia, Chciałbym opisać mój ból istnienia, który dopadł mnie ostatnio i spytać się was, czy myślicie, że jest z tego jakieś wyjście, bo ja jak na razie jestem coraz bardziej przekonany, że to wszystko nie ma większego sensu. Na samym wstępnie chciałbym opisać swoją krótką historię. Otóż obecnie mam 21 lat, jestem najmłodszy w rodzinie (różnica między najstarszym bratem 15 lat), jak można się domyślać na świat nie przyszedłem proszony. Od małego byłem bardzo rozpieszczany przez rodzinę, traktowany jak maskotka, która dawała wiele radości, moja mama traktowała mnie jak największy cud, który mógł się jej zdarzyć. Niestety przez to szczególne traktowanie mam wrażenie, że pozostałe rodzeństwo poczuło się zagrożone i zepchnięte przez co do dzisiaj mają do mnie o to podświadomy żal i pałają nienawiścią. W późniejszych latach szczególnie w okresie dorastania rodzina zaczęła mnie traktować już zupełnie inaczej. Jak maskotkę, ale nie w pozytywnym znaczeniu, maskotkę na której można się wyładować kiedy jest napięta atmosfera, jak jeden wielki problem. Wszystko wiedzieli lepiej za mnie, nikogo nie obchodziło co czuję w środku, zawsze miałem działać tak jak im się wydawało, że jest dobrze, po prostu w momencie kiedy poczułem, że jestem niezależnym człowiekiem, tak jakby się im to nie spodobało i zaczęli dostrzegać w tym jakieś zagrożenie i chcieli trzymać „łapę na moim pysku”. Z natury jestem buntownikiem i średnio im to wychodziło, przez co bywało wiele konfliktów i awantur, które zostawiły we mnie wiele traum. Przez rówieśników w szkole byłem traktowany analogicznie jak w domu, czyli jak maskotkę jak klauna lub idiotę, którego można obśmiać i potraktować jak gówno bo przecież to tylko zwykły pajac, który pozwala na dużo w stosunku do swojej osoby. Dziś już wiem, że to efekt wychowania i rodzinnych awantur, gdzie wykształciłem w sobie cechę, że jak nie będę stawiał oporu to będę miał względny spokój, co oczywiście jest bzdurą ale skąd miałem to wiedzieć jako dzieciak. Do tego całe życie byłem bardzo chudy, bo przez stres nie miałem apetytu i byłem za to wyśmiewany. Dopiero w liceum nastąpił wielki przełom. Bardzo zależało mi, żeby mieć jakąś fajną dziewczynę, ale wiadomo, że na takiego chłopaka jakim byłem żadna fajna nie leciała, nabyłem wiele kompleksów przez lata, które zafundowało mi otoczenie więc postanowiłem wziąć się za siebie. Zacząłem ostro trenować i z chrusta stałem się gościem z naprawdę ponad przeciętną sylwetką. Zadbałem bardziej o wygląd, zacząłem podrywać laski, pracować nad rozwojem osobistym i zanim się obejrzałem stałem się gościem, który emanuje pewnością siebie, przyciąga naprawdę wiele fajnych kobiet a nawet facetów (w sensie przyjaźni oczywiście :P), nie jest popychadłem i jest całkiem spełniony życiowo (dobra praca w finansach + dobre studia). Ostatni rok to był naprawdę high-life dla mnie. Zapytacie się to na co ja tak właściwie narzekam? Otóż ostatni rok był mega kozacki, ale musiałem udawać bad-boya, którym jestem może tylko z wyglądu jak się odpowiednio wystylizuję ?. Niestety życie zrobiło ze mnie połamańca psychicznego i nigdy nie będę rdzennie pewny siebie, noszę w sobie wiele traum, które nie mają ujścia przy obecnej „masce”. W końcu stwierdziłem, że ja to pierd*** i będę sobą. Tylko, że znowu ludzie traktują mnie jak wcześniej, czyli jak gówno. Co mam robić? Życie w masce jest bardzo fajne ale „pocę się” jak za długo ją noszę. Pozdrawiam. P.S Przepraszam za literówkę w tytule, miało być oczywiście w "traumach".
  6. Powoli do mnie to dochodzi, że macie rację, dlatego teraz zrobię sobie przerwę od kobit, później znajdę coś do ruchania a potem się zobaczy
  7. Niedziel

    Witajcie!

    Wyjątkowo jebnięte Ale może gdzieś tam jest jakiś wyjątek od reguły..
  8. Czytałem w internecie o wielu cechach takich osób i prawie wszystkie się zgadzały tak dosyć szczegółowo, nie sądzę, żeby to był przypadek. Tak czy siak, następnym razem jak spotkam taką "miłość życia" to będę już mądrzejszy o te doświadczenia i chociaż tyle dobrego z tego.
  9. Z natury raczej jestem gadułą, lubię dużo rozmawiać. To nie było tak, że ona wylewała mi swoje żale, to były ogólnie różne rozkminy i takie tam dosyć ciekawe rzeczy. Raz na jakiś czas może się coś tam zdarzyło, że się żaliła, ale nie non stop. Dlaczego większość z was uważa to za nie prawdę? Nie zdarzają się takie przypadki? Jestem pewien, że miało to miejsce i nie kłamała z tym. Później powiedziała, że takie rzeczy może mówić osobie, którą zna parę lat i dobrze jej ufa a nie komuś kogo dopiero co poznała, powiedziała mi to w złości, widać, że to moje wnikanie ją zabolało. Jestem świadomy, że popełniłem wiele błędów w tej relacji, ale to była specyficzna osoba i myślałem, że reguły w tej grze są trochę inne niż zwykle, dlatego tak słabo wyszło w pewnych momentach. Mówiła, że chcę iść sama na terapię, nie musiałem jej do tego namawiać, ale miała to zrobić od następnego roku, twierdziła, że kupno auta jest ważniejsze od leczenia, co było dla mnie dziwne. Ogólnie dzięki za wsparcie, trochę poukładałem ten pierdolnik we łbie, macie rację, że powinienem przestać się na tym skupiać, aczkolwiek spotkam się z nią ostatni raz w tym grudniu, pogadam, obadam na spokojnie, ale bez większej nadziei, co mi szkodzi prezent odebrać, jeśli nasza relacja miała by w jakiś sposób powrócić to na moich zasadach i bez głupich gierek z jej strony, jeśli zacznie odpierdalać to robi wypad z mojego życia. Dzięki jeszcze raz!
  10. Spokojnie, naprawiłem już swój błąd, doczytałem regulamin i przywitałem się. Powiem wam, że nie jestem do końca takim białym rycerzem, ponieważ w poprzednich związkach potrafiłem sobie radzić i nie dać się manipulować i raczej ze zwykłą przeciętną kobietą nie mam raczej większych problemów, ale wyżej opisana relacja jest dla mnie bardzo specyficzna i trochę się w tym zagubiłem. I nie mam pojęcia, czemu zamiast spierdalać od nie moich problemów i jak najszybciej się z tego "wyleczyć" to tak bardzo mnie do niej ciągnie jak do żadnej innej?? Wiem, że to hormony i tak dalej.. ale moja podświadomość myśli jakoś zupełnie inaczej. Napisałem ten post, również po to, bo może ktoś poznał kiedyś dziewczynę z podobną traumą i ma podobne doświadczenia z ,którymi mógłby się podzielić.
  11. Niedziel

    Witajcie!

    Witajcie Bracia Samcy! Mam 19 lat, jestem po paru związkach lepszych/gorszych. Chciałbym znaleźć sobie teraz normalną samiczkę, chodź jestem świadom, że jest to bardzo trudne, bo kobiety są jakie są i mają nasrane we łbach. A ogólnie to trenuję boks, chodzę na siłownie, pracuję i za niedługo wybieram się na studia. Sam w sobie jestem szczęśliwym człowiekiem i potrafię żyć szczęśliwie, ale czasami brakuje mi jakiejś fajnej babeczki u boku Pozdrawiam!
  12. Witajcie Bracia Samcy! To mój pierwszy post, więc proszę o wyrozumiałość jeśli coś jest nie tak. Regularnie słucham audycji Marka, forum przeglądam od dawna i wyciągam z tego nauki. Postanowiłem założyć konto i napisać post dopiero teraz, ponieważ spotkał mnie duży problem, a nie mam się z kim za bardzo nim podzielić. Jeśli chodzi o związki to jestem już dosyć obeznany w tym temacie, ponieważ mam już parę za sobą, na ogół umiem postępować z kobietami. W poprzednich związkach rozstawałem się z tego powodu, że nie czułem się w nich do końca szczęśliwy i usatysfakcjonowany, prawdopodobnie dlatego, że nigdy tych dziewczyn nie kochałem naprawdę, być może chciałem zabić samotność i nudę, oraz podnieść sobie samoocenę, z racji, że znajomi już mieli swoje samiczki, a ja nie, także czułem się z tym źle. Trzeba dodać, że mam 19 lat, więc wydaję mi się teraz, że takie nie dojrzałe zachowanie to nic dziwnego. Ale przejdźmy do sedna sprawy. Jakiś czas temu poznałem przez internet wspaniałą dziewczynę, bardzo oryginalną, zabawną, świetnie mi się z nią pisało. Pisaliśmy non stop całymi dniami, od rana do nocy praktycznie i naprawdę nie nudziło to nas. Postanowiliśmy się umówić na pierwsze spotkanie. W rzeczywistości była jeszcze piękniejsza niż na zdjęciach, widać było, że jest zestresowana i dosyć nie śmiała. Myślałem z początku, że po prostu nie spodobałem się jej i chcę jak najszybciej uciec. Zwiedziliśmy jeden obiekt w Warszawie, następnie zaproponowałem, żebyśmy się czegoś napili. Poszliśmy do parku, usiedliśmy na ławce, wypiliśmy dwa piwa (Tak wiem, że pewnie niektórzy pomyślą, że to żałosna randka, ale było cudownie i możecie myśleć co chcecie, szczególnie, że oboje lubimy napić się w plenerze i nam to pasowało ), atmosfera się rozluźniła, zbliżyliśmy się do siebie, aż w końcu pocałowaliśmy. Było wspaniale i oboje czuliśmy się świetnie. Później pożegnaliśmy się, wracając do domu zaczęła pisać mi sms, że jej głupio, przeprasza za to, że mnie pocałowała i że nigdy się nie zobaczymy, czuję się samotna, brakuję jej czułości i to przez alkohol a podobam się jej. Zignorowałem to i dalej pisałem jakby nigdy nic. Oczywiście kontakt nie został zerwany, dalej fajnie pisaliśmy ze sobą. Później można było odczytać, że jest bardzo zainteresowana, bo sama chciała zainicjować kolejne spotkanie do kina. Następnie pewnego dnia pokłóciliśmy (i to było kluczowe dla całej sprawy) się przez FB. Zaczęło się od tego, że zacząłem jej się pytać czemu jest taka smutna, wiedziałem, że jest trochę depresyjna, sama to przyznała, być może oczarowała mnie tym, że jest taka cicha i nie śmiała. Zacząłem jej pisać, że nie ma tak najgorzej w życiu, że inni mają straszne cierpienia i nie powinna tak mówić. Nie wytrzymała i wygadała, że była molestowana w przeszłości, jak później stwierdziła, że powiedziała to w "samoobronie" a nie, że chciała mi to powiedzieć, bo mi ufała. Zamurowało mnie, ale przeprosiłem ją za to i wyglądało na to, że przestała się gniewać. Nie zniechęciło mnie to do niej. W końcu doszło do randki w kinie, cały film przytulaliśmy się i całowaliśmy, było wspaniale, po wyjściu z kina, nie była w stanie utrzymać ze mną kontaktu wzrokowego i nic nie mówiła, mimo, że w kinie wyglądała na szczęśliwą i radosną. Myślałem, że to jakaś część "gry". Odprowadziła mnie na mój autobus. Coś tam pogadaliśmy i się z nią pożegnałem. Później zaczęła wypytywać się co to miało znaczyć w kinie i czy ma to jakiś sens, wyjaśniłem, że tak, ale przydałoby się jeszcze troszkę czasu (w końcu to było drugie spotkanie!). Trzecie spotkanie było u niej w domu, gdzie oglądaliśmy film i była podobna sytuacja co w kinie, tylko mniej pocałunków, później poszliśmy do knajpy, gdzie również był problem z kontaktem wzrokowym, powiedziała, że nienawidzi jak ktoś się na nią patrzy (było to dla mnie nie zrozumiałe, bo patrzyłem się całkiem normalnie tak jak rozmawia się z drugim człowiekiem). Widać było, że bardzo się stresuje, była mega spięta. Po tym spotkaniu kontakt przez fb z jej strony bardzo zmalał, był znikomy, ja pisałem do niej cały czas pierwszy ona tylko odpisywała, czasami ją sprawdzałem i nie odzywałem się dłuższy czas to coś tam napisała. Chciałem, żeby przyjechała do mnie, to powiedziała, że jej się nie chce i nie ma siły. Wur*wiłem się, ale starałem się nie ponieść emocją i następnie ukarałem ją brakiem zainteresowania. Wtedy się jakby ożywiła i kontakt z jej strony wzrósł na chwilę, ale później to samo, zrobiła się strasznie oziębła w stosunku do mnie, do spotkania nie doszło. Kolejnych spotkań nie było, cały czas wymówki i tak dalej. Nie mogłem już wytrzymać, po ostatniej wymówce, napisałem, że tęsknie i bardzo chce się z nią zobaczyć, ale nie przejęła się tym zbytnio. Napisałem, że czuję do niej coś więcej niż tylko przyjaźń, że myślałem o tym co zaszło, wtedy powiedziała, że nic nie czuje (chodź na samym początku było na 100% inaczej, była mega zainteresowana, to był wulkan emocji z jej strony), że wszystko zniszczyło się w momencie kiedy ona powiedziała mi o swojej tajemnicy życia, że fakt mojej wiedzy o tym, ją nęka, nie może czuć się komfortowo przy mnie i automatycznie chciała się wycofać. Przekonywałem ją różnymi argumentami, żeby nie przekreślała tej relacji, ale to nic nie dało. Na koniec napisała, że chcę się spotkać ostatni raz w grudniu, żeby dać mi prezent na urodziny. Zapytałem się, dlaczego jej na tym zależy tak bardzo, przecież nie chce mnie widzieć? Powiedziała, że nie wie, to ważne i już. I tutaj jest cała zagadka. O co może chodzić??? Przecież mogłaby wywalić ten prezent na śmietnik, albo dać komuś czy coś. Dodam, że naprawdę ją kocham i nigdy nie kochałem tak nikogo jak jej, mimo, że tak mało się widzieliśmy, zależy mi na niej. Wiem, że Marek uczy, aby nie plątać się w związki z takimi osobami i uciekać od nich, szukać kobiety, która sama w sobie jest szczęśliwa, bo tylko na tym może być zbudowany prawdziwy związek, na własnym szczęściu, a ja tak naprawdę czuje się szczęśliwym człowiekiem, tylko to zerwanie relacji mnie teraz dręczy. Wiem, że to wszystko są hormony, wchodzę w paszczę lwa, lew zamkną paszczę, a ja nadal myślę, jak tam wejść. Ale może miłość istnieję naprawdę, może są na świecie cuda, a może nie? Nie wiem, jestem młody, całe życie przede mną, dlatego chciałbym się poradzić starszych Braci Samców, jak powinienem teraz działać, bo jestem z tą sytuacją kompletnie sam. Sprawa jest bardzo ciężka, szczególnie nie znając dokładnie mojej wybranki i mnie, ale może ktoś coś jednak doradzi hmm? Z góry dzięki za przeczytanie i pozdrawiam! P.S Może w pewnych momentach nie zachowywałem się jak "podręcznikowy samiec alfa" okazując jej to zainteresowanie, ale to nie były shit testy z jej strony tylko zwykły lęk, także tą kwestię można pominąć w tej sytuacji i wiem, że spierdo*liłem z tym, że tak zacząłem pytać się o jej problemy, ale zrozumcie, że niepokoiło mnie to i chciałem wiedzieć z kim mam doczynienia, jeśli miała być potencjalną partnerką.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.