Witam wszystkich samców mam pewien problem, który mnie trapi i liczę na to, że ktoś mi pomoże.
Ale od początku, o mnie: Studiuję zaocznie, pracuję, planuję swoją przyszłość, dbam o zdrowie zdrowo się odżywiając i ćwicząc, czasami spotykam się ze znajomymi. Ogólnie jestem typem samotnika - od zawsze miałem kilku znajomych i nie miałem potrzeby zawierać kilkaset nic nie wartych znajomości aby szpanować na facebooku. Dużo czasu poświęcałem na pasje, praca, szkoła i znajomi wypełniają resztę mojego czasu. Może nie mam w życiu zbyt dużo rzeczy(pochodzę z biednej rodziny) ale jestem zdrowy, mam wszystko co potrzebne do normalnego życia, do rozwoju, do realizacji marzeń i czuję się dobrze z samym sobą. Czasem zdarzały się jakieś teksty od znajomych w stylu: masz już dużo lat znajdź se dziewczynę (mam 22 lata i nigdy nie miałem dziewczyny - ale bardzo dobrze się z tym czułem), jakieś śmieszki że jestem prawiczkiem a oni ruchali jak już mieli po 18 lat - z takimi znajomościami dałem sobie spokój bo nie widziałem sensu zadawać się z niedojrzałymi emocjonalnie gośćmi. Jak ktoś był ogarnięty to dałem do zrozumienia/uświadomiłem że żyje po swojemu i jest mi dobrze tak jak jest i nie musi się wtrącać w nieswoje sprawy i próbować podważać/oczerniać moje życiowe wybory - zaakceptowali to i było super, nikt do tego nie wracał. Powoli zaczynałem czuć satysfakcję z mojego życia - niby pracuje w pracy za najniższą ale mam ambicje i możliwości robić to co lubię w przyszłości nawet jeżeli miałbym żyć za grosze przez kilka lat, dbałem o swoją sylwetkę, zainteresowania. Potrzebuję jedynie tylko kilka lat samozaparcie i wierzę w to że wszystko przyjdzie we właściwym czasie. Jedynie nie mogę przekonać samego siebie do czytania ciekawych/rozwojowych książek i zamiast tego oglądam wole oglądnąć filmy lub seriale SF no ale trudno.
Czytałem sobie sporo wasze forum przez jakiś czas chłonąłem wiedzę jak gąbka ale po jakimś czasie znużyło mnie to, wypaliłem się. To co wartościowe wydaje mi się, że wyciągnąłem i starałem się wcielać w życie. Postawiłem swój rozwój na pierwszym planie z tym że nie mam ochoty na branie udziału w tym wyścigu szczurów związanego ze statusem i parciem na zarabianie. Dziewczyny totalnie sobie odpuściłem ze względu na to, że u mnie jedynie bezsensowne cierpienie i chciały tylko brać nic nie dając w zamian. Dodatkowo uważam siebie za zadbanego gościa ale dla dziewczyn z jakichś powodów jestem totalnie nieatrakcyjny - no cóż, trudno i tak mi to nie potrzebne w życiu.
Szczerze bardziej postawiłem na odkrywanie siebie, akceptację i zrozumienie a następnie polubienie/pokochanie samego siebie. Odkrywanie tego co lubię, co sprawia mi przyjemność i bycie w tym dobrym obrałem jako główny cel. Nie za bardzo obchodzi mnie czy będę grubo zarabiał czy nie - dopóki będę miał gdzie mieszkać i za co jeść, rozwijać siebie to mi wystarczy. I tak było gdzieś do października - czułem satysfakcję z życia radość itp.
Problem: Tymczasem pewnego dnia natrafiłem na jakiś filmik pseudo specjalisty od podrywu - nigdy nie interesowały mnie takie rzeczy i nie było mi to potrzebne, od zawsze uważałem to tylko za głupie gadanie i wyciąganie kasy od naiwniaków. Żadnych wartościowych porad nie usłyszałem - jedynie że trzeba masowo podchodzić i robić to i to bo to kobiety lubią, bo tak wypada i trzeba jako facet robić. Obejrzałem kilka filmików sam nie wiem czemu i coś się zmieniło w mojej podświadomości i nie mogę sobie z tym poradzić!!!
Zaczęło się od tego że zacząłem się po prostu gorzej czuć z powodów osobistych (jesienne obniżenie nastroju spowodowane problemami w pracy, zdrowotnymi, nowy telefon mi padł a kokosów nie zarabiam więc to też trochę zabolało). Obudziło się we mnie jakieś podświadome poszukiwanie bliskości - zawsze wtedy kiedy miałem gorszy dzień. Tak jak zawsze byłem skupiony na sobie, przychodziłem do domu i robiłem swoje - albo zadania na uczelnie, albo ćwiczenia albo rozwój, czasami jakaś rozrywka - tak teraz przychodzę i czuję się źle, jakoś tak samotnie a w głowie tylko dręczące myśli, że jestem sam itp. Czuje jakieś obce, zakorzenione ukierunkowanie na poznawanie dziewczyn. Jak kiedyś byłem skupiony na sobie i rozmyślałem np: o tym co dzisiaj zrobię tak teraz jak gdzieś jadę np: autobusem patrzę na rożne dziewczyny, wyobrażam sobie jakieś związki i inne pierdoły. Ciągle o nich myślę. Nie mogę się na niczym skupić bo te myśli nachodzą mnie mimowolnie np na uczelni, w pracy. I ciągle słyszę w głowie teksty, które koleś mówił w tym filmiku że facet powinien pochodzić do dziewczyn zawsze jak mu się podoba, że nie działając z kobietami tracę życie, że powinienem chodzić na imprezy i poznawać dziewczyny. Że trzeba działać jak się jest młodym i masowo podrywać, że to najważniejsza umiejętność w życiu a seks to super sprawa. Na wkręcałem sobie, że facet powinien zaliczać albo szukać związku, że to w życiu powinno być dla mnie ważniejsze. Czuje się gorszy z powodu tego, że jestem prawiczkiem chociaż przez ostatnie lata w ogóle mi to nie przeszkadzało. Jak widzę ładną dziewczynę co mi się podoba to potem czuje wyrzuty sumienia, że jej nie próbowałem poderwać!!!(Chociaż nigdy tak nie miałem).
Wiem, że to wszystko jakaś chora iluzja i mój rozwój powinien być na pierwszym miejscu to jednak te myśli mają jakieś podłoże emocjonalne i są podświadome a więc silniejsze od mojej świadomości, przez co nie mogę wygrać tej batalii ani zmienić wzorców.
Nie mam pojęcia co się dzieje i chciałbym wrócić do poprzedniego stanu to znaczy nie rozmyślać o dziewczynach i łapać bezproblemowo koncentracje w swoich zadaniach a nie rozmyślać ciągle o pierdołach. Zawsze uważałem, że na wszystko przyjdzie czas, związek może poczekać dopóki nie zrealizuje podstawowych celów, że nie ma sensu przekładać kobiet nad swoje cele ani podrywać w momencie kiedy nie istniejesz dla kobiet (niska atrakcyjność, brak kasy).
Czasami jak mam dobry dzień to mogę w 100% poświęcić się swoim celom i jestem z siebie dumny, robię co do mnie należy a żadne myśli mnie nie dręczą. A teraz jak tylko trafi się gorszy dzień to nie chce mi się robić nic, zawalam szkole bo zamiast uczyć się jakiejś rzeczy w skupieniu to pojawiają się jakieś myśli że to już czas szukać, że to jest dla mnie ważniejsze i tak rozmyślam o jakichś dziewczynach i o swoim życiu zamiast robić coś konkretnego, przestaje się koncentrować i marnuje mój czas, którego i tak zbyt wiele nie mam. Im gorzej się czuje danego dnia tym mniej rzeczy faktycznie robię i rozpoczyna się festiwal zadręczania samego siebie, kiedyś tak nie było.
Ktoś przechodził przez coś podobnego? Jak sobie z tym radzić?