Witam,
W moim pierwszym wpisie chciałbym pokrótce omówić moją sytuacje.
Nie skupiam się w nim na relacjach z płcią przeciwną, lecz ogólnie z ludźmi, bo mam z tym problemy (Z kobietami jeszcze większe, ale to inna historia)
Moje problemy zaczęły się, gdy poszedłem do gimnazjum, byłem tam gnojony i szykanowany, nie miałem spokoju, wszystkich i wszystkiego się bałem.
Nie miałem kolegów którzy mogli by mi pomóc, a sam jakoś nie dawałem sobie rady. W domu udawałem że wszystko jest ok.
W domu brakowało pieniędzy. Był czas, że rodzice wg nie mieli dochodów. Mój ojciec przez długi czas był pijakiem, jak byłem mały to pamiętam że bił matkę i łaził ojszczany.
Moja matka za to bardzo kochająca o wszystko się bała, potrafiła zrobić super danie z byle czego więc nigdy nie chodziłem głodny, lecz na moje nieszczęście była nadopiekuńcza.
Eksmisja w 3 klasie, trzeba było iść do nowej szkoły.
Po tym epizodzie z ucznia ze średnią 6 i propozycją przejścia o rok wyżej (taki wybitny byłem, niestety nadopiekuńcza matka nie pozwoliła mimo że zdałem testy)
Mieszkanie w ruderze (Nawet kanalizacji nie było), gdzie nawet nie śmiałbym nikogo zaprosić.
Zawsze byłem we wszystkim ostatni, kojarzycie na pewno takie momenty, gdy:
dostaje się pierwszy rower, komputer,
rodzice dają na prawko,
pożyczają Ci samochód lub nawet go dostajesz.
wycieczki
ja nigdy nic nie dostałem na wszystko musiałem później zarobić i kupić sobie sam.
W szkole średniej już było lepiej, ale dalej byłem cipką.
Co jest jeszcze chyba kluczowe to to, że nigdy nie byłem w jakiejś grupie rówieśników, zawsze byłem spoza grupy mimo, że obracałem się w różnych (No może jedynie na studiach).
Jakoś w ciągu tych 31 lat udało mi się odbić od dna i żyć na średnim poziomie (Tylko, że ja generalnie musiałem się wybić, jakby to powiedzieć kilka klas wyżej).
Myślałem, że jak w miarę powiększania mojego statusu majątkowego (nie jest duży, ale z tego co widzę to mi zawsze będzie mało) to pewność siebie podskoczy mi na maksa.
Pretekstów do tego, że czułem się, jak gówno (zawsze gorszy) było mnóstwo, nie licząc tego co wypunktowałem również brak samodzielności, mieszkanie z rodzicami - to też zmieniłem.
Jestem teraz jurnym byczkiem od 2 lat wynajmuje sobie mieszkanie i nawet nigdy na nim nie zaruchałem ?
Moim pierwszym problemem, z którym chce się uporać jest brak szacunku wobec mojej osoby chyba przez wszystkich.
(Przepraszam, że przytoczę sytuacje pewnie bez ładu i składu ale cholernie ciężko opisać je szczegółowo)
Jak wynajmuje np hydraulika albo coś załatwiam, to zawsze mnie ludzie w dupie mają i próbują wydymać na kasę.
W pracy, zwykle robię to o co mnie ktoś poprosi ale z kolei jak ja o coś proszę to się muszę natłumaczyć, nagadać i tak niewiele to daje.
Nawet ludzie na niższych stanowiskach, gdy im powiem, żeby zrobili coś co należy do ich obowiązków to też mają w dupie.
Znajomi gdy rozmawiamy i żartujemy, gdy ja coś powiem to niekiedy, ktoś potrafi mi się wtrącić i powiedzieć "skończ pierdolić".
Nikt się nigdy nie liczy z moim zdaniem w rozmowie, akurat pech taki, że prawie zawsze mam odmienne zdanie i zawsze to jestem ja kontra kilka osób.Ja niestety wtedy wymiękam.
A co mnie najbardziej wkurwia to często jak gadam z jakąś grupą ludzi (tak też się dzieje, gdy rozmawiam z rodziną), to ktoś mi potrafi się wtrącić w zdanie albo wg nikt mnie nie słucha i ma wyjebane.
A najgorsze jak z kimś rozmawiam podejdzie ktokolwiek i osoba, z którą rozmawiam już ma mnie w dupie i olewa a ja se mogę kurde gadać.
Przez te wszystkie lata nauczyłem sobie radzić sam i najprościej było by olać takie osoby.
Najpewniej bym tak zrobił, ale kurwa zaczyna brakować tych osób . Ja nie wiem czy to ze mną jest coś nie tak.
Dla mnie to jest ewidentny brak szacunku, nie mogę sobie na to pozwolić. Tylko jak radzić sobie w takich sytuacjach.
Gdy ktoś na przykład zbije z tropu jakimś tekstem, albo się jest osaczonym przez kilka osób.
Ja nie jestem dobrym mówcą, nie umiem za bardzo się kłócić (dlatego że zawsze się bałem postawić i chciałem się podporządkować).
Co mam zrobić, żeby ludzie mnie szanowali i się ze mną liczyli ?