Skocz do zawartości

PilotPirx

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia PilotPirx

Kot

Kot (1/23)

3

Reputacja

  1. A widzisz... Dobrze, że coś takiego piszesz, bo pozwala mi to lepiej docenić to co mam. Chociaż z drugiej strony ja w Twoich butach nie byłem i nei wiem jakbym się sprawdził w sytuacjach z panną w domu. Jakoś mnie to tam jednak intryguje i pociąga.
  2. Kiedyś mi się takie dwie trafiły. Obie niestety niezbyt dla mnie atrakcyjne fizycznie. Może jestem za wybredny, ale w tych obu przypadkach nie było na czym oka zawiesić... Poza tym z tymi introwertykami to tak dziwnie dosyć. Jak mi jedna powiedziała, że ona to mogłaby z pokoju nie wychodzić, bo przecież ma w nim internet to mi się jednak jakoś dziwnie zrobiło. Jeśli tak to przedstawiasz to raczej wychodzi introwersja. Z niczym co wymieniłeś nie mam problemów, ale z drugiej strony pójście do klubu wywołuje u mnie blokadę. Kiedyś od samego oglądania fotek z jakiegoś zauważyłem, że się zaczynam stresować i zaczynają mi się ręce pocić. Wszelkiej maści domówki również wywołują u mnie dyskomfort i to mimo, że nigdy na żadnej nie byłem. Najlepiej się czuje w sytuacjach 1n1, kiedy wszystko jest pod kontrolą, ludzie są najszczersi i wtey jest najciekawiej. Im więcej ludzi tym uważam, że wszyscy głupieją i im odpierdala, zaczyna się zakładnie masek i pozerka. Hmm, zasadniczo to jest po 10 latach 'próbowania', efekty: 1 raz złamane serducho, 1 raz rozlazło się na boki, bo się serducho nie skleiło, a tak poza tym to może 5-6 jednorazowych spotkań, z których nawet drugie nie wypadło. Internetowy podryw to szajs. Nie wiem, może to aura wawki i wysokie wymagania tak działają, a może po prostu moje cechy charakteru/wyglądu sprawiają, ze mnie panny skreślają. Szkoda mi już na to czasu Bardzo w punkt Ci powiem. Kiedyś z kolegami ukuliśmy sobie takie powiedzonko: "jest chujowo ale stabilnie". Niby chata jest ale co z tego skoro siedzę w niej sam i głównie latam i ją ogarniam. Niby samochód jest ale co z tego skoro nie chce mi się samemu nigdzie jeździć. Kasa jakaś płynie, ale nie na tyle by szaleć, raczej by ciułać ciągle. Tak średnio po rpostu. Takie badania mogę sobie zlecić ot tak po prostu czy najpierw wizyta u doktorka pierwszego kontaktu i sakramentalne: "a po co to panu"? Ostatnio mi strzelił właśnie do głowy pomysł, by może jakąś podyplomówkę zrobić. Coś zupełnie innego.
  3. Jako, że zostałem wspomniany to chciałbym sporstować, ze ta moja 'firma' to żadne wyznacznik. To jest raczej firemka. I to w takiej branży, która raczej wywołuje uśmiech politowania, bo dosyć infantylnie się kojarzy. U kobiet poza początkowym infantylnym zainteresowaniem wychodzi po prostu totalna ignorancja i olewka tematu. Ale ogólnie zgadzam się z tezą. Emancypacja. równouprawnienie, rozwój socjalu sprawiają, że facet kobiecie jest coraz mniej potrzebny.
  4. U mnie problem leży w braku jakichkolwiek kontaktów społecznych. Co z tego, że niby ze mnie dobra partia jak się zamknąłem w swojej jaskini? A mój introwertyzm w połączeniu z ateizmem i abstynencją to od razu ustawia mnie na pozycji gdzieś koło marsjan i ludów koczowniczych amazonii :D
  5. Z perspektywy czasu to mogę powiedzieć, ze skończyłem taki marketing i zarządzanie kierunków technicznych czyli geodezję i kartografię. Nie pracuje w zawodzie, bo: - absolwentów kierunku jest wciul i konkurencja na rynku jest mega; - praca w korpo by mnie zabiła, a praca dla prywaciarza sprawiła by pewnie, że musiałbym jego zabić ( tak z przymrużeniem oka podpunkt); - ukończyłem mocno egzotyczną specjalizację, na którą w PL jest niski popyt; - rynek pracy jest zamknięty tzn. liczą się głównie kontakty i polecanki albo wsparcie rodzinnej firmy, nie istnieje coś takiego jak rekrutacja, gdzie można pójść i złożyć CV (w dużym uproszczeniu); - pracodawcy zachodni wymagają zupełnie innych umiejętności niż to co serwuje warszawska polibuda.
  6. Zasadniczo to właśnie hobby przekułem na biznes, przez co siłą rzeczy trochę mi ono zbrzydło No i niestety to głównie męskie hobby, więc atrakcyjnych panienek malawo. Ale tak ogólnie to mi się wydaje, że u kobiet z zainteresowaniami to ciężkawo.
  7. Nawracać na ateizm Taki joke. Dlatego ja unikam raczej takich dyskusji, ale o swoim podejściu mówię wprost. Już mi się kiedyś dziewczę zmyło jak za dotknięciem różdżki, kiedy usłyszało, że ja niewierzący. A zapowiadało się fajnie.
  8. Ja swój ateizm traktuje jako taki jeden z ważniejszych fundamentów swojej osobowości. Walczyć nie walczę, nikogo nawracać również nie zamierzam, ale na hipokryzje nie potrafię sobie pozwolić. Zbyt mnie to co się dzieje wokół religii i KK mierzi, bym miał udawać jednego z tego obozu.
  9. Tutaj może nawet nie jest tak źle. Moja praca wiąże się ze sprzedaż bezpośrednią, więc pogadać muszę umieć. Ale podryw to już ciężki temat dla mnie. Moja fobia społeczna od razu wchodzi na obroty wtedy.
  10. Ja swój biznes traktuje w kategoriach survivalu życiowego - tak jak napisałem, starcza mi na życie i na jakieś niewielkie przyjemności - ale wiem, że kokosów z tego nie będę miał. Pod pojęciem kokosów rozumiem zarobki takie, żeby sobie np. za 10 lat postawić własny dom czy kupić nową furę z salonu. Nie traktuje tego jako jakichś priorytetów, ale oczywiście gniecie mnie, ze to co mam (czyli dom) 'dostałem', a nie osiągnąłem swoją pracą.
  11. Wielokrotnie się przeprowadzałem w życiu i wszystkie kontakty się pourywały. Stary... ja nie mam znajomych żeby z nimi o dupie marynie pogadać, a co dopiero by mnie ktoś swatal... Ostatni raz się ze znajomkami z roku widziałem chyba ze 2 lata temu. Od tamtej pory nawet przez tel z nimi nie gadałem. Jak zaczynałem swój 'biznes' to nawet nie przypuszczałem, ze to się kiedyś tak rozwinie i cieszyłem się z każdej zarobionej złotówki. Wtedy traktowałem to jako robotę dorywczą to i skomlenia nie było. Jestem niezależny i wolny tylko co z tego skoro czuje się zniewolony schematami i samotny jak palec. Też mi się tak zawsze wydawało. Niestety parę latek pracy jako freelancer, potem z własnym biznesem 'garażowym' i nagle zaczynasz rozumieć, ze to nie jest takie różowe. Normalnie to chodzisz do pracy i chcesz czy nie spotykasz ludzi w autobusach, na dworcach/przystankach, w pracy też musisz z kimś współpracować, siłą rzeczy kogoś poznajesz. Ja tego nie mam i czuje się jak na bezludnej wyspie czasem. Człowiek dziczeje i zatraca umiejętności społeczne. Rower, basen - spoko, praktykuje od lat. Ogólnie fajna sprawa bo mogę sobie pozwolić by pójśc na basen o takiej porze, ze cały jest dla mnie, ale laski to tam jednak żadnej nie spotkasz wtedy ;). O rowerze to już w ogóle nie wspominam bo to wybitnie męskie hobby i też nie sprzyjajace poznawaniu ludzi. Przez wiele lat wyjeżdziłem po wawie naście tysięcy kilometrów, jeżdziłem na masy i inne wynalazki, ale nie przełożyło się to na żadne znajomości. Wiesz jak to jest - zazwyczaj nie doceniamy tego co mamy ;). Daj namiar na to osiedle. Bo u mnie na dzielni to głównie mamuśki pchające wózki można spotkać. Ogólnie to odnoszę wrażenie, ze samotne panny to praktycznie nie występują jak tak patrze.
  12. Czołem braci, Długo się bujałem, by coś tu w końcu napisać. Ale postępujące poczucie beznadziejności i chęć uniknięcia autidestrukcji sprawiła, że się jednak na to zdecydowałem. Może zaczną najpierw od małego podsumowania sytuacji następującej: 1. 31 lat na karku odhaczone; ukończone studia techniczne, w zawodzie nie pracuje, bo mi nie się nie udało; 2. prowadzę własną działalność od ponad 3 lat, mały biznesik w domu, który jakoś tam prosperuje. Od taki etat, by mieć mieć na życie i trochę przyjemności, aktualnie 1 pracownik. 3. brak kredytów/pożyczek/długów cały biznes finansowany tylko z dochodu; 4. dom odziedziczony w spadku, samochód pełnoletni (ale za to V8), Warszawa dzielnica podmiejska; 5. ateista, outsider, domator, nie pijący (bo nie lubię, filozofii większej nie dorabiam, poza tym, że %%% niszczą ludzi); 6. rodzice i brat wyprowadzeni ~300km ode mnie; 7. totalny brak życia towarzyskiego, znajomych, dziewczyny, panienki; I kurwa czuje, że jest coraz gorzej. Nie mam motywacji aby coś w swoim życiu robić. Każdy dzień wygląda tak samo. Robię swoje w ramach roboty, ogarniam dom/siebie, czasem jakieś zakupy, wieczorem net/gierki/książka. I tak w kółko. ‘Biznes’ chyba dobił już do sufitu, bo nie wiem jak mógłbym go dalej rozwinąć bez bardzo dużych środków finansowych (a kredytów chcę unikać, bo się boję). Poza tym cały czas czuję się trochę jak amator tutaj, niby rozkręciłem to wszystko od przysłowiowych 10złotych, ale jednak jestem amatorem. Kształciłem się na inżyniera (chociaż uważam, ze były to w gruncie rzeczy stracone lata, biorąc pod uwagę jak szanowne studia na PW były zorganizowane), a nie na przedsiębiorcę... O relacjach z kobietami niewiele mam do napisania. Okres szkolny to czasy kujoństwa/nerdyzmu więc dziewczyn nie zauważałem. Potem okres rycerski i wzdychania do obrazka. Na studiach wielka miłość i ‘zostańmy przyjaciółmi’ czego efektem było kilka lat doła, wykluczenie i spadek pewności siebie. Potem jedna relacja, która się nie mogła rozwinąć i samiczka znalazła sobie fajniejszego. A potem w sumie nic, czasem jakieś spotkanie raz na pół roku – głównie rozczarowujące. Nie potrafię nawiązać żadnej relacji ani głębszej, ani płytszej. W związku, że pracuje w domu nie bardzo mam nawet gdzie kogoś poznać. Moimi klientami są głównie faceci, kobiet jest znikoma ilość i zdecydowana większość to żaden materiał dla mnie (mamuśki, starsze panie, młodzsze zawsze zajęte i z obstawą). Wszelkie sympatie i tindery już powoli odpuszczam, bo rodzą tylko we mnie coraz większą frustracje. Czy szukam na poważnie, czy tylko for fun to w najlepszym trafiam na jakieś pasztety, z którymi nawet nie chce próbować. Jednocześnie zdaje sobie sprawę, że żadnej atrakcyjniejszej dziewczyny sobie nie znajdę, bo sam nie jestem atrakcyjnym materiałem na partnera. Wkurwia mnie to strasznie. W końcu wysoki szczupły ze mnie gość, wszystko mam na swoim miejscu jak trzeba, niewiele brakowało abym się dostał do Mensy nawet dostał, w życiu jakoś sobie radzę. Ale jednocześnie mam ciężki charakter, jestem niezależny, wkurza mnie każda forma ograniczania wolnośći i zmuszania mnie do czegoś, nie daję sobie wchodzić na głowę. Jako ateista z góry mam przewalone u większości kobiet. Poza tym nie wiem... za spokojny jestem? Nie pójdę i nie schleje się do nieprzytomności, nikomu po mordzie nie dam. Chwalić się nie lubię, lanserka/pozerka mnie wkurwia jak nic innego. A dzisiaj przecież królują nażelowani chłopcy, wystylizowani w obcisłych spodniach, opaleni w raybanach i najlepiej na jakimś egzotycznym tle. A mi tu się marzy chałupa w lesie czy innych bieszczadach, podróż przez syberię czy inną kanadę albo bushcraft z plecakiem w skandynawii... Utknąłem w martwym punkcie. Z jednej strony ten mój bizneso-etat, który daje mi jakąś niezależność, a z drugiej strony brak perspektyw, bo nie wiem jak to pchnać dalej. Brak znajomych, brak możliwości pogadania z kimś, brak kobiety. No żałośnie to wygląda dosyć. Odbijam się od ściany do ściany.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.