Skocz do zawartości

Mac name

Użytkownik
  • Postów

    34
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Mac name

  1. Pomijając kwestie religijne, paradoks Fermiego znam i faktycznie, ciekawa sprawa. Dzięki, w sumie wyszło na to, że się zgadzamy. To właśnie chcę zrobić. Polska jest jaka jest, no i nasz "cudowny" rząd, ale obecnie wyjazd jest dla mnie nierealny. Jak będzie mnie kiedyś stać, to bardzo chętnie. Z resztą już nie raz o tym myślałem. Dzięki wielkie i też powodzenia.
  2. Jeszcze jedno: chcę uciec. Powiedzmy, że to jest moja decyzja i udowodnię Ci, że to nie jest wymówka: Funkcjonuję w dwóch różnych światach. W domu gadają mi co innego, na studiach co innego i każdy krzyczy coś w rodzaju: "Pierdziel tamtych, my mamy rację!" Dotarłem do momentu, w którym moja wytrzymałość na tego typu kontrasty piorące mózg się kończy i występuje reakcja pt. "Mam w dupie jednych i drugich. Chcę się odizolować." A ucieczka w praktyce i tak polega na skupieniu się na sobie. Idę do pracy, zbieram na mieszkanie, cieszę się swoim hobby. Tyle.
  3. Racja, typowy friendzone, cóż... Podbiłem jej ego, ale czasu nie cofnę, więc niech jej to na zdrowie wyszło. Swoją drogą uganiałem się za nią właśnie dlatego, że była ogarnięta, a ja nie. Typowe. Masz rację. Znowu. To nie turystyka i wolę nie podawać za dużo danych, ale studia kiepskie i to nie jest akurat wymówka, tylko fakt po prostu. Nie chodzi tu z resztą o kierunek, tylko o jego poziom. Co do wymówki żeby się nie zmęczyć - znowu pewnie racja, ale i tak idę na kasę. Tak. Geny, nadopiekuńcza matka, brak męskiego autorytetu, religia w pewnym sensie, wygląd i sam fakt, że przez wiele lat zwyczajnie nie chciałem się ogarnąć, bo wydawało mi się, że wszystko jest ok. Mam 1.90 m, czyli raczej nie. Wada fabryczna, że tak to ujmę. Ponownie, wolałbym nie pisać, żeby uniknąć identyfikacji. Przesadziłem, a fapanie w nadmiarze szkodzi i tu mi nikt nie wmówi, że jest inaczej. Chociaż bardziej szkodliwa jest pornografia. Stwarza wrażenie dla mózgu, że nie potrzebujesz kobiety do wyładowania. Tak, najpierw lepiej zerwać z samym porno, a potem bardzo ograniczyć masturbację, a najlepiej całkiem zerwać. Rzeczywiście, religia w pewnym sensie robi z faceta ciotę, ale w inny sposób niż kultura współczesna. W tej kwestii jestem aktualnie trochę w kropce. Wierzę i już. Tylko, że ona nie jest niczym przyjemnym, bo zaczyna się dopiero wtedy gdy mija chemia. Prawda. Znowu prawda. Jednak zrobiła to nieświadomie. Na tym polega wiara. Tu weszlibyśmy na dyskusje religijne, a to bez sensu. Prawda, prawda, prawda, ale znowu - zrobiła to nieświadomie. I tu się mylisz. Żyjemy obecnie ze sporych oszczędności na czarną godzinę, a że powoli się kończą, to moja matka nie dość, że ogarnia wszystko w domu i pamięta o męskich sprawach, takich jak przegląd auta itp. to jeszcze widząc, że z kasą krucho sama chce iść do pracy. Chore. Kompletnie chore. A starzy to różne rzeczy mawiają. Model jest inny, pytanie tylko, czy lepszy. Obwinianie go nie jest bezpodstawne. Najbardziej jednak obwiniam siebie, że wcześniej nie przejrzałem na oczy. Uwierz, że nie wiedziała. To, że zaczynam czcić jakie są kobiety to jedno. A to, że nie każdy wypina dupę na partnera/partnerkę gdy minie chemia bądź jest ciężko to co innego. Masz rację. Tylko co jeśli mi się nie chce w to bawić? Jeśli wolę być sam do końca życia i szukać jego sensu gdzie indziej? Myślałem, że to już ustaliliśmy. XD Tak było całe moje życie, ostatnie parę miesięcy było inne, bo chciałem żeby było. Błąd. Mam własne zdanie, ale ono najwidoczniej jest głupie i dlatego nie mam znajomych. Prawda. Prawda, chociaż właśnie wszyscy wtłaczają nam coś do głowy jako jedyną słuszność i to mnie przeraża. Nie każdy się nadaje i po prostu nie wiem, czy to wszystko jest warte tyle zachodu. Żeby nad sobą pracować musiałbym wiedzieć, że warto. I to nie jest wymówka. OK. Brak decyzji to też decyzja. Obwiniam siebie przede wszystkim, a na drugim miejscu rodziców. Tak, wiem. Nie je, tylko jak już pisałem zły sposób myślenia przez całe życie. No właśnie. Już się zastanawiam po co. Znowu prawda. No trochę tego było, ale nie chcę tu o tym pisać. Nie chodzi o to, czy tanio, tylko czy ryzykownie dla zdrowia. Prawda Prawda Prawda Błąd. Siebie obwiniam najbardziej. Prawda Brak decyzji to też decyzja. Pewnie prawda, ale cóż... Dzięki, że chciało Ci się tyle analizować moje wypociny. Myślę, że przede wszystkim muszę zmienić swoje myślenie o świecie, a potem całą resztę. Muszę sobie to wszystko poukładać w głowie, bo jestem w kropce. Miało być "widzieć", nie "czcić", ale piszę na telefonie na szybko i autokorekta chyba robi sobie ze mnie jaja xD
  4. Z moim wyglądem (wrodzone wady, z którymi nie bardzo mogę coś zrobić) nigdy nikt się o mnie nie będzie bić, ale nie chcę tego. Co do ojca, dziękuję jemu i w ogóle rodzicom non stop, bo gdyby nie oni to już w ogóle byłbym kompletnie nikim.
  5. Wolałbym próbować stawać się coraz bardziej niezależnym od ludzi i nie uzależniać swojego szczęścia od nikogo. Jak wspomniałeś mam problem z samooceną, ale to się raczej nie zmieni. Nie widzę sensu w walce o lepszą sylwetkę/kobietę/znajomych na chwilę. Nie ufam ludziom i chyba w tym problem. To mi zabiera radość z kontaktu z kimkolwiek. Sporo w tym racji niestety. Jest nadopiekuńcza i wie o tym, sam też jej to uświadamiam. Dlatego pomału chcę się odizolować od rodziny. Co do garderoby, to najpierw przyda się więcej hajsu, a więc praca. Wiem, że nikt nie może być wyznacznikiem mojego szczęścia, ale to był błąd, który popełniałem przez lata, dlatego teraz sam sobie nie wystarczam. Co do ojca, nie, nie było tego przykładu. Jest w porządku i wkłada sporo hajsu w mój przyszły zawód, ale nigdy nie porozmawiał ze mną o życiu i często mam wrażenie, że poza jego własnym zdrowiem mało co go obchodzi.
  6. Hobby wolałbym nie ujawniać, bo boję się zostać wykryty, ale mogę tylko dodać, że jest ono rozwijające i może przynieść kasę, ale po dłuższym okresie czasu (czyli kilka lat rozwoju w tej branży). Oprócz tego mam i takie podobne do tego wspomnianego sklejania samolotów, ale to jak sam wiesz nie jest istotne. Co do znajomych, tak, zero. Nie piję, bo wolę mieć nad sobą kontrolę, nie palę, bo nie lubię. A fapanie raczej nie dostarcza nowych kontaktów... Miałem jedną wieloletnią przyjaciółkę (nie friendzone), ale urwałem kontakt, bo nie szczególnie mieliśmy o czym gadać, a wkurzała mnie coraz bardziej ze względu na bardzo wyraziste typowo kobiece cechy.
  7. Hej wszystkim, Byłem tu w grudniu i mój pierwszy post pisałem kompletnie na spontanie i tym miłosnym chemicznym haju, także z góry przepraszam wszystkich za tę żenadę. Cóż, wchodzę w dorosłość, wiadomo, po studiach, czyli za jakieś dwa miesiące zacznie się szukanie pracy, pewnie gdzieś na kasie, bo jestem słaby fizycznie i jak się uda, to zacznę zbierać na mieszkanie i uniezależniać się pomału od rodziców. Jeśli chodzi o relacje z płcią przeciwną to właściwie ich nie mam. Zawsze byłem tym sympatycznym, pomocnym chłopczykiem, który przyjaźnił się z dziewczynami, a jak któraś mi się podobała to najbardziej biały rycerz był przy mnie wzorem męskości. Z wyglądem u mnie jest wyjątkowo kiepsko, pomimo, że nie jestem gruby ani pryszczaty. Aktualnie jestem w trakcie zrywania z nałogiem tego słynnego fapania i szczerze mówiąc, pomimo tego, że widzę postęp, to słabo mi idzie. Widzę, że zniszczyło mi to nie jeden kontakt, a poznawszy gorzką prawdę o kobietach nie mam motywacji żeby z tym zrywać. Jestem z katolickiej rodziny i wiem, co myślicie na temat religii, ale proszę, oszczędźcie sobie komentarzy na jej temat. W tej mojej rodzinie, to kobieta nosi spodnie i to ona sprawiła, że wierzę w prawdziwą miłość... Tak, wiem, dla wielu tutaj to bzdury, jednak ona pomimo tego, że mój ojciec od paru lat w swojej chorobie (którą sam sobie zafundował) jest nie do wytrzymania, ona nie zostawiła go. Mam jeszcze trójkę młodszego rodzeństwa i wiem że to też ze względu na nas. Mój ojciec trafił na świetną kobietę i kompletnie nie potrafi tego docenić, zachowując się cały czas jak umierający biedak. Z drugiej jednak strony widzę jakie są kobiety (wszystkie takie same, wy wiecie lepiej niż ja, o co mi teraz chodzi), i że takiej jak moja matka można ze świecą szukać. Może jestem dziwny, ale nie chcę przelotnych związków, nie zależy mi na seksie (pewnie przez fapanie), chcę normalnej i zdrowej relacji. Uprzedzając, wiem oczywiście, że bez seksualnej relacji się nie obejdzie, jeśli chcę coś zdziałać... A jeśli się do tego nie nadaję i nie znajdę tej jednej na miliard, która pokocha mnie, a nie mój hajs, i której humory, fochy i wszystko inne będę w stanie wytrzymać, to chcę nauczyć się być szczęśliwszym samemu. Tylko pojęcia nie mam jak... Mam hobby, w którym się spełniam i zero znajomych. Może to głupie dla was, ale dla mnie życie musi mieć cel, sens, a ja go nie czuję. Nie zależy mi na ruchaniu itd. Patrząc na to wszystko nie wiem, czy w ogóle chcę z kimkolwiek być, ale samemu też jest mi źle, zwłaszcza, że nie mam stałych znajomych. Na razie żyję na zasadzie "Przetrwaj kolejny dzień" i nie wiem, co robić, żeby poczuć, że moje życie ma sens... Nie musi nim być żadna kobieta, bo to uczucie i tak jest przecież na chwilę...
  8. Mac name

    Siema

    Hej wszystkim, Byłem tu jakoś w grudniu jako typowy biały rycerz, wychowany praktycznie bez męskiego autorytetu i wybaczcie, że dopiero teraz się witam, ale przez ten czas zdecydowałem się trochę popracować nad swoim myśleniem o kobietach i myślę, że wyszedłem z Matrixa, ale to oczywiście dopiero początek. Muszę częściej tu bywać.
  9. Skupię się na istocie problemu i sytuacji, w której obecnie jestem, ale i tak pewnie trochę mi to zajmie. Mam na imię Krzysiek, mam 21 lat i jestem na trzecim roku studiów razem z pewną Ukrainką. Od dwóch lat chciałem się z nią umówić, ale brakowało mi odwagi. Kończyło się zazwyczaj na paru przyjacielskich spacerach. Wstyd się przyznać, ale zawsze byłem słabym emocjonalnie przegrywem i dopiero na studiach się to zmienia. Po kolejnym przyjacielskim spacerku miałem serdecznie dość bycia w tym słynnym Friendzone. Czułem się upokorzony i nadal tak jest. W ubiegłe wakacje napisałem jej prawdę, licząc sam nie wiem na co. Dowiedziałem się wtedy, że "związki są bez sensu". W niczym to nie pomogło. Trzyma mnie na dystans jednocześnie nie chcąc zerwać kontaktu, bo jest dla wszystkich bardzo "przyjacielska". W tym tygodniu znowu licząc nie wiem na co, umówiłem się z nią na pizze. Zgodziła się, a nawet ucieszyła. Wyglądało to w stu procentach jak randka, po czym gdy chciała mi oddać pieniądze, dowiedziałem się, przy ludziach w znajomej pizzerii, że jako przyjaciel nie powinienem za nią płacić... Uśmiech znajomej kelnerki bezcenny... Tego było już za wiele. Wracając wygadałem jej w twarz wszystko, co czuję od dwóch lat i powiedziałem, że nie umiem się z nią przyjaźnić. Przecież normalna polska dziewczyna zerwie kontakt z kimś, kto się w niej kocha bez wzajemności, a nie będzie się zgadzać na wyjścia do złudzenia przypominające randki. Ona natomiast stwierdziła, że to "uzależnienie" mi kiedyś przejdzie i nie ma problemu z następnymi wyjściami.... Inaczej mówiąc: Mogę się z Tobą pokazywać, możemy chodzić na "randkopodobne" wyjścia, ale w żadną stronę to nie zmierza... Czuję się strasznie upokorzony. Nie dość, że jestem we Friendzone to nie mogę nawet z niego wyjść, bo ona wcale nie czuje się z tym głupio i nie pozwala zerwać ze sobą kontaktu... Poza tym pomagam jej w paru kwestiach, które muszę dokończyć, a potrwa to jeszcze długo. Natomiast do końca studiów pozostało mi pół roku i nie wiem jak to wytrzymam. Po wyżej wspomnianym spotkaniu, gdy ja stałem zdruzgotany, wyściskała mnie na do widzenia z uśmiechem, po czym życzyła wesołych świąt i nie widzi problemu w następnych wyjściach... Nie wiem co robić... Straciłem resztki honoru. To będą naprawdę wesołe święta...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.