Skocz do zawartości

deleteduser113

Użytkownik
  • Postów

    109
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser113

  1. Coś Ci dały te nagrania, smsy? Z tego wynika, że dziecko większość czasu spędza z psycholką i jej gachem?
  2. Nie do konca o programowanie chodzi. Bardziej o to, ze zylem w symbiozie z dziewczyną i czulem, że żyję. Teraz jestem sam i jest klapa i brakuje narkotyku. Dobrze się czuję w związku, a baardzo duża czesc kobiet dąży do prawnego uwiązania, kosciola, wesela. Ja chce miec dzieci i zyc z dziecmi. Jak to wszystko pogodzic? Ktoś zna odpowiedz?
  3. Co jesli mimo walki z samym sobą, w dalszym ciagu jedyne co da mi poczucie szczescia to kobieta, rodzina, dom? Co z tym zrobic? Byc nieszczesliwy?
  4. Znam temat z poczuciem winy i jakieś takie bycie z litości (a bo sie stara, ma dobre serce, biedna itd.). Ja 2 miesiace po rozstaniu nie umiem się z tym uporać. Jak dla mnie to jest jakiś tam związek, ale oparty na seksie. Ja bym w takim nie siedział, bo Ci raz łokcie objadą i zrobisz dzieciaka z laską do sexu. Słabo by było!
  5. No tak, z moją też tak robiłem do czasu, aż uznałem, że mogłbym w sumie z nią być. Ciekawi mnie czy tylko ja taki ostrozny jestem czy Wy bracia też. No nic, najwyższa pora coś poruchać.
  6. Tak jak napisalem, mam problem z Tym, że chodziłbym potem obsrany i czekał na info czy dostała okres haha nie jestem gotowy na takie ryzyko aktualnie chyba. Zawsze można wyciągnąć przed końcem w sumie. Od zawsze mam ten problem, ojciec mi to wpoił skutecznie, ze jak nabroję to mam przejebane.
  7. Czesc! Wracam przedstawic co u mnie. Kwestia PRZYJACIELA dalej w toku. Jeszcze nie wiem jak nie być tak wymagającym co do ludzi. To nie jest tak, ze mnie ludzie nie lubią, tylko to ja ludzi odtrącam kiedy mi nie odpowiadają. W każdym coś znajdę... Drugą kwestią jest to, że dopiero ostatnio zrozumialem jak bardzo sam się katuję.. czym? Wiem, że to żałosne, ale bardzo aktywnie waliłem gruche do pornoli które nakręciłem z kicią. Żaden pornhub i inne nie widziały lepszego materiału hehe. Przez to rany się otwierają i głowa świruje. Rozumiem, że zaprzestanie tego jest jedynym wyjściem? Sięgam po to z myślą, że mi nie zaszkodzi, a potem dwa tygodnie zjebanej psychy. Wyrzucić tego nie jestem w stanie. Spakuję i schowam głęboko. Brakuje mi sexu jak diabli. Wiecie jaki mam problem? A taki, że od zawsze nie ufam antykoncepcji. Boje sie dymać z przypadkową lalą, bo jakbym jej zrobił bobasa to nie poradziłbym sobie z tak zjebanym życiem. Serio.. Kicia byla moją pierwszą i jedyną partnerką seksualną. Może to mnie tak przy niej trzyma. Na divy nie pójdę, nie będę za to płacił. Jedyna opcja to znaleźć laskę na jeden raz. Mam pełno koleżanek, ktore chcialyby sie bzyknąć, ale żadna nie dorasta byłej do pięt. Pojebana sprawa.
  8. Z domow pochodzimy wlasciwie podobnych. Pełne rodziny, ojcowie górnicy, matki w biurach. Aaale. Jej matka jest kierowniczką w domu i w pracy, ale nawet nie ma prawa jazdy bo jest na tyle obsrana, że sie boi. Mężuś 5 lat od niej młodszy, wozi ją, gotuje w domu, który sam wybudował. Pancia to córeczka tatusia. Ile ja się kurwa nasłuchałem tatuś to, tatuś tamto. Ale po czasie tatuś się odsunął, a ona też z tym zbastowała. Matki jakoś nie lubiła, bo sie jej w życie z butami pchała. Wydzwaniała jej po 23 gdzie jest i czemu nie w domu. Ja tego nie trawiłem i się dziwilem, że rodziców nie szanuje bo miała co tylko chciała. Jej brat tez z domu zwiał i został buddystą. Wszystkie mandaty czy coś, jakies pożyczki to po wszystko się zwracal do rodzicow. U mnie matka też bardzo opiekuńcza, ale wiecznie narzekająca na życie i na męża który popija. Zaraziła tym mnie, a ja uważałem ją za tego normalnego rodzica bo jest kumata i zajmuje się wszystkim do okoła. Ale niepotrzebnie mnie uwikłała w jakieś problemy. Ja zamiast być dzieckiem i myśleć o dupie maryni to sie przejmowalem bo mi wszystko opowiadala. Dopiero niedawno powiedzialem jej, ze nie chce wiecej sluchac o ojcu z jej ust. To jej maz i jak chce to niech znajdzie kolezanke albo psychologa. Przykro mi ale taka prawda. Mój tata kierownik na kopalni, za lebka dostawalem wpierdol to za dokuczanie siostrze, to za złe odzywki do niego. Jak nie wpierdol to obraza majestatu. Zero pochwal, a ja ciagle tylko staralem sie mu zaimponowac. Standardowo czemu 4 a nie 5. Wkurwiał mnie bo najebany sie zawsze do kogoś musiał dopieprzyć zamiast iśc spac. Przepraszam za słownictwo, ale wyrażam to co myślę w tej chwili i mi się uwalnia napięcie. Był kutas jeden zazdrosny o mnie, bo matka się wstawiała za mną. Potem już zrozumiała chyba, że ma łeb zamknięty i nie dociera do niego, że syn to syn i nic mu w życiu złego nie zrobiłem. To ja miałem być mądrzejszy i niestety w dalszym ciągu muszę być. Nie mam o czym z nim gadać za bardzo bo ma prostacki humor jak dla mnie. Wolę z matką. Ale zawsze się staram z nim dogadać i w miarę nie wchodzimy sobie w drogę. Strasznie kierownikuje cale zycie chuj zajebany bo mu sie role zyciowe pierdolą. Tu dzrzwi nie zamkne, tu w butach wejde tu cos i drze morde prostak. Po robocie by tylko lezal i gral w pasjansa i chcial zeby wszyscy za niego robili. Ciagle podzialy, a wlasciwie to wszystko jest jego. Ja nie mam domu, to od zawsze dom rodzicow. Kiedys dostalem simsona od babci. Matki ojca. Cale zycie ladowalem w niego kase, moja perelka to byla. Teraz sie okazuje, ze sobie go kutas na siebie przepisal bo to przeciez jego. Poprosilem go po dobroci ze niech mi chociaz polowe napisze, ze wzgledu na to ile w niego wpakowalem, a on nawet palcem nie kiwnal, zeby mi cos pomoc zrobic przy nim. Jakoś sie zgodził zdziwiony o chuj mi chodzi. Powiedzialem mu o tych wszystkich żalach. Ale dalej mnie boli to, że taki jest i nie czuję wobec niego serdeczności tylko niechęć. On tylko chce, zero dawania. Ale przez te podzialy tez mam problemy jakies dziwne, ze co moje to moje i o to dbam a jak nie moje to juz gorsze. Ale pracuje nad tym i jest lepiej. Była ma brata starszego o 9 lat, ktory od lat mieszka poza domem, więc ona tak naprawdę wiekszość życia była jedynaczką. Moim zdaniem zdrowa dziewczyna, ale ma za uszami i umie kręcić i kłamać. Trzeba bylo ciągnąć za jęzor. Ona na siłę chciała wszysyko umieć sama i być hipersamodzielna. Widocznie chciałabyć przeciwieństwem matki. Ja też chciałem być przeciwieństwem ojca chyba podświadomie. Ojciec pije, pali, wali kawe, bez matury, jest toksyczny i ma takie chujowe odzywki do matki że mi wstyd, a on mysli ze to smieszne. Ja bez nalogow, wyksztalcony itd. Ciagle sie czepial. Moja dziewczyna nawet nie mogla zostac na noc no mi mowil ze nie bede mu robil burdelu w domu. Jak teraz sobie mysle to cud ze nie dostal wpierdol za te teksty, ale w życiu bym ojca nie tknął. Na terapii spotęgował się ten wkurw na niego, bo jeszcze niedawno bylem pogodzony z tym jaki jest i był mi obojętny. Mam ostry zapiernicz w robocie. Mam jakieś wątpliwości, że nie robie tego czego bym chciał ale jakoś to przetrawilem. Porobię jakiś czas i najwyżej pójdę dalej. Nie wiem aktualnie czym się zająć tak dla przyjemności. Brakuje mi przyjaciela, bo moja była nim była. Umiała słuchać.
  9. Dziękuję za zainteresowanie. O moim domu napiszę jutro na spokojnie. Ja bym siebie nie diagnozowal jako chronicznie chorego raczej. Ogolnie to zaczne od tego, że od zawsze bylem bardzo ambitnym dzieckiem, chłopcem i potem juz mężczyzna. Trudno technikum, trudne studia, rozne przygody życiowe. Mocno mnie znerwicowały te szkoły właśnie. Plus dziewczyna wiecznie ze mnie niezadowolona zniszczyly moja psychike, pozbylem sie kolegow, zamkniety z nia w jednym kwadracie i żyjący w matrixie. Od poczatku roku jakos bylem skupiony na terapii, otwieraniu starych żali i smutków, os tego się zaczęło, bo wcześniej byłem bardzo szczęśliwym gościem mimo wszystko. W lipcu praca wakacyjna w niemczech i totalny mobbing, przyjechalem zestresowany na maksa. Potem sierpien walka z trudną pracą magisterską i zerwanie na 5 dni przed obroną. Potem walka rycerska przez 3 miesiace i najgorsze święta w moim życiu, kiedy uznałem, że muszę ją puścić wolno. Pierwsza praca w polsce, z niemałą odpowiedzialnością. Jeszcze doszla wyprowadzka na swoje, i wściekłośc na rodzicow to wszystko doradzili mi na terapii. Bylen wrakiem, samotnym wrakiem. Dlatego zwątpiłem w terapie, bo uważam, że tylko mi spierdoliła życie. Byłem komunikatywny, bystry a zapisałem się na terapię nie wiem po co. To co tu pisałem wcześniej było pisane na totalnym odlocie. Odnośnie terapii to nie jest wydawałoby się byle co, tylko znane centrum terapii nerwic. Pracuję akurat w grupie o nurcie psychodynamicznym. Ciagnie się to jak flaki z olejem. Może lepszy byłby nirt behawioralno poznawczy? W każdym razie odnośnie sportu... kiedyś liczyła się tylko nauka. Potem wskoczyła silownia i odżyłem. Teraz przez ostatni czas nie umiem się zmotywować, mimo że mam za friko z pracy wstęp na wszystko. Nie mam z kim za bardzo cwiczyc. Jednak przydałoby się bo pracuje głową, przy komputerze. Hobby mam bardzo dużo, jednak głownym moim probleme jest chyba samotność, mimo że mam wokół sporo osób. Ciężko to opisać. Ale xo tu dużo mówić. Na dobre urwałem kontakt dopiero 4 maja. Wiec to jeszcze świeża sprawa. Czy będę z tym się męczył do końca życia? Nie wydaje mi się. Wiem jak sobie radzić i obawiam się, że jeden z powodów tej męki odszedł na dobre. Jestem wrażliwy na stratę, a włożyłem w to wszystko tylko wysiłku emocjonalnego, że nie dziwota że mi odjebalo. Do tego zapewniam, że nie ma tutaj nikogo, kto by nie odwrócił sie za tą dziewczyną. Daję głowę i wszystko co mam. Do tego byla mądra, ale była jebaną księżniczką co jej tatuś i mamusia dawali co chciała, a ona jeszcze ma nich cisnęła co mnie wybitnie wkurwiało.
  10. Cześć koledzy! Nie przesiaduję na forum, gdyż uważam, że to nie pozwoli mi się oderwać od myślenia o byłej. Jednak co jakiś czas przeczytam sobie świeżakownię, żeby szokować się tym jaką kobiety mają siłę w cipie. U mnie jest stabilnie. Zerowy kontakt z byłą. Przy wychodzeniu z matrixa i zderzeniu z rzeczywistością czułem się jak młody gupik wpuszczony do zbiornika z piraniami. Z czasem jednak zaadaptowałem się do nowej sytuacji. W pracy funkcjonowalem jak robot, robilem wszystko za wszystkich. Moze jakos sie to oplacilo, bo czuję się lubiany. Aktualnie odzyskuję siłę i przypominam sobie gdzie są moje granice i stawiam je stanowczo. Dużo sportu, rozwoju, jem nienajgorzej także jest ok. O bylej mysle jeszcze sporo. Byl to trudny zwiazek i staram sie uwalniać wszystkie emocje związane z nim. Czasem płaczę z tesknoty, czasem wale pięścią w materac ze złości. Czuję, że mnie to wyzwala. Mialem moment zwątpienia w terapię. Na terapii większością są rozwódki i kobiety narzekajace na swoich facetów. Nie chce mi sie słuchac ich rad, i przyjąłem postawe krytyczną wobec ich pierdolenia o sile kobiet, niezależności i walce o siebie. Moge jednak poznać od kuchni jak zjebaną psychikę mają, bo w większości nie wiedzą o co im chodzi. Poprosiłem o terapię indywidualną z facetem. Dostałem katola, który namawia mnie na oazę i wstrzmięźliwość seksualną. To mnie wkurwia, ale pewne aspekty pomogły mi wybaczyc ojcu i przekonać się, że tłumienie tego co ze mnie wychodzilo, a było negowane przez mój wzór postępowania czyli matkę, a także dziewczynę nie pozwalało mi w pełni czuć się facetem. Zerwać z byłą pozwoliło mi to, że wyśmiała mnie bez litości. Wtedy poczułem, że jestem już tylko przeszłością dla niej. Ciągle wstrzymuję się z kontaktami z dziewczynami. Kontaktami jakimikolwiek. Czuję przed nimi duży respekt i wiem do czego są zdolne. Jednakże nie wiem ile jeszcze wytrzymam bez bzykanka, bo to już pół roku. Czy aż tak powinienem tego unikać? Czy uważacie, że ta terapia grupowa i indywidualna w takiej postaci ma sens? Pozdrawiam
  11. Cześć bracia! Mam nadzieję, że nie zraziliście się do mnie po tym co tutaj wypisałem. Ponownie chciałbym zapewnić, że nie jestem trollem (aczkolwiek mam wrażenie, że sam strollowałem siebie i swoje życie). Przez ostatnie miesiace nie bywałem na forum. Nie wiedziałem już komu ufać, a komu nie. Zerwałem z pańcią, zacząłem pracę, wyprowadziłem się z domu, odciąłem się od wszystkich. Skutek? Zaburzenia adaptacyjne, nie wiedziałem czasem gdzie i kiedy jestem. Na terapii mi tak doradzili - skaleczyłem się. Pisałem jeszcze do bylej nie raz, bo czułem, że to mnie trzyma gdzieś w znanym mi punkcie rzeczywistości. Praca bardzo stresujaca i odpowiedzialna, co dodatkowo ma swoje skutki. Zerwalem 30 stycznia, dzisiaj prawie 3 miesiace pozniej jest zle. Zglosilem sie miesiac temu do psychiatry po leki, ale nie mialem depresji, jedynie zawiesiłem się na problemie wrocic - nie wrocic. Wiem, wiem... ale dla czlowieka w takim stanie logika nie istnieje. Na ten moment mieszkam w domu rodzinnym. Troszeczke ustabilizowałem kontakty z ojcem - troszeczke mu wytlumaczylem i wydaje sie, że zrozumiał. Psychiatra odstawia mi te leki, nie mają wiekszego sensu, bo tylko mnie napędzają, a nie o to chodzi. Najwiekszy mam problem z tym, że nie wiem co zrobić ze swoim życiem. Z pracy prawdopodobnie zrezygnuję, bo to ona mi tak dopieprza, a poki nie wydostane sie z tej nerwowki, nie ułożę życia na spokojnie. Finanse mam, pomoc rodzicow tez. Chodzi o to, że w moim życiu od zawsze były kobiety. Teraz mam zalecenie nie pakować się w żadne związki (nawet tego nie chcę). Wszystkie kobiety wydają mi się głupie, rozpieszczone, ze sztucznymi problemami - jedynie, żeby je walić. Nie jest wskazane budować poczucia wartosci na kobietach - przez co nie umiem się odnaleźć. Do tej pory zajmowałem się studiowaniem, z bardzo dobrymi efektami. Tutaj było oparte moje poczucie wartości. Teraz jestem na wylocie. W pracy jestem najmlodszy, bez zadnego doswiadczenia. Nie mam chęci ani zbytnio sily sie zaglebiac w tematyke. Kiedy czuje taki bezsens, wracają mi myśli o bylej, jakaś nadzieja, że jak do mnie wroci to odzyskam na nowo siebie i ten power do życia. Nie wiem w sumie, gdzie ręce włożyć i od czego zacząć. Może skupić się na budowaniu ciała i wyjebać się na resztę problemów? Help me... wybaczcie mi te ciapkowatość, pizdogadanie i gownoproblemy. Mam swiadomosc bycia samcem omega w tym stadzie, ale nichuja sie nie poddam.
  12. Brałem w 2015 roku przez prawie rok, kiedy to dostałem ataku nerwicy i nie wiedziałem co się stało, wpadłem w błędne koło lęku. Z partnerką zerwane. Zablokowałem numer i zająłem się sobą. Po kilku dniach myślałem, że już cisza więc odblokowałem. Dzisiaj jednak napisała, a ja odpisałem bo poczułem się pewnie. Wyszła z tego głupota jakaś i jeszcze przeprosiłem ją za to co napisałem. Przekonałem się, że jakikolwiek kontakt odpada, bo po tym reszta dnia z głowy.... Blokada i tyle. Przemówił do mnie fragment o dzieciach. To już byłby koniec świata, gdybym dzieciom życie spierdolił. Kiedy problem z dziewczyną zaczyna wydawać się rozwiązany, pojawia się problem z ojcem. Nie wiem, czy mogę, ale wyleję trochę z siebie tutaj. Wkurwia mnie, że jest jaki jest. Że, spierdolili mi z matką psychikę. Alkoholik i współuzależniona żona. Ojciec nałogowiec, matka wszystko przenosiła na mnie (najstarsze dziecko). Brałem za wszystko odpowiedzialność. Ciągle tylko słyszałem, że nie ma siana. Nawet na wycieczki szkolne nie chciałem jeździć, bo mi było szkoda (i nie jeździłem). Jako dziecko ani razu nie poprosiłem rodziców o pieniądze. Liczyła się budowa domu. Ciągle mieli źle, ale na fajki zawsze było. Matka od zawsze pierwsze co zobaczyła ojca to patrzyła w oczy, czy trzeźwy. Ja to wszystko zauważałem. Skoro mama była wkurzona na tate, to ja też. Tak mi zostało do dzisiaj i nie umiem z tym żyć. Od czerwca ciągle słyszałem jakieś podteksty od ojca o płaceniu na rzecz kosztów bo w końcu tam mieszkam. Teraz to mi wyszło na wierzch. Postanowiłem zamknąć temat i zaniosłem im gotówkę na stół, a nawet jeszcze nie dostałem pierwszej wypłaty. Ogólnie czuję taki brak poczucia bezpieczeństwa i stabilności. Dziewczyna mi go dawała bardzo dużo przed zdradą, potem jednak też czułem się przy niej bezpiecznie. Teraz to każdemu bym chętnie wpierdolił, jak taki bezdomny kundel, który nie ufa nikomu. Nie mam ani poczucia bezpieczeństwa, ani poczucia ważności, ani poczucia własności. Nie wiem czym to wypełnić. Szkoły mam, dyplomy mam, robote mam. Forma mi spadła, to za to się chcę zabrać. Chciałem swoją firmę, ale z taką psychą to po 30 najpredzej może mi się uda zabrać. Przepraszam za słownictwo.
  13. Cześć bracia. Dawno mnie nie było. Zacząłem robotę, myślałem, że będzie co raz lepiej, ale niestety. Wczoraj się umówiłem do psychiatry, bo termin dopiero na za dwa tygodnie, tak asekuracyjnie. Przy okazji pisałem z dziewczyną czasami, ale to tylko komplikowało sprawę. Dzisiaj się nawet z nią spotkałem z myślą, że porucham. Na szczęście się nie udało. Było miło, wszytko pięknie. Czułem niestety ból. W głowie już zapisane, że z nią nie będę w stanie ułożyć sobie życia, (na ten moment i pewnie na każdy inny). Wróciłem do domu i jej podziękowałem, napisałem wiersz i wysłałem wsio smsem. Od razu pierwsze co to "nie zgadzam się". Potem smsy z prośbami o rozmowę. Potem wyłączyłem telefon. Mam nadzieję, że to wytrzymam i nie będę musiał brać znowu chemii. Muszę włączyć telefon. Nie wiem czy to czytać, czy nie. Jestem za miękkim chujem robiony, więc pewnie bym się znowu rozkleił, ale ciekawość mnie zżera.
  14. Człowieku jak Ci mam udowodnić, że jestem w takim a nie innym stanie? To co wypisuję teraz jest pewnie tak niedorzeczne, że aż śmieszne - mam świadomość poniekąd. Pewnie parę miesięcy temu sam bym się za głowę łapał gdybym to czytał. Ja jestem w takim stanie, że jak wracam do wcześniejszych postów, które napisałem to sam analizuję o co mi chodziło. Z dnia na dzień co raz gorzej... Dramat Nie mam jaj do tego. Nie wytrzymam z zerwaniem, niech ona to zrobi. Powyzywam ją od kurew i się skończy wątpliwość.
  15. Tak. Bo moja wina jest bezsprzeczna, nie jestem święty - nawet gorzej, ciągle wywoływałem w niej zazdrość i tym podobne... Po zdradzie zamiast chcieć to skleić dawałem jej tak popalić, że szkoda gadać. Imprezowałem sam, wczasowałem sam i do tego wysyłałem jej fotki z imprez gdzie są koleżanki itd. Nawet nie uznawałem jej za dziewczynę tak oficjalnie do samego końca. Nie mogła liczyć na wspólne zdjęcia na fb czy insta (nawet nie wiem czy by tego chciała). Ja oczekiwałem sexu i spędzania miło czasu i to dostawałem. Traktowałem ją jak koleżankę do jebania. To mnie mega niszczy i każe to wszystko naprawić.
  16. Nikogo nie trolluję. Skąd te podejrzenia? Zwyczajnie coś we mnie walczy, żeby wyprzeć się tego wszystkiego co mi przekazujecie. Dla mnie to jest najtrudniejsza decyzja na świecie - jak matkę kocham. Analizuję wszystkie za i przeciw i ciężko mi zatrybić. Chcę wyjść z tego z jak największym worem wniosków. Po zdradzie starała się tłumaczyć, że dla niej sex to nie jest jakaś tragedia i wybaczyłaby. Potem doszedłem do wniosku, że ja utrzymując kontakt z moją bliską koleżanką, o której jej dużo nagadałem też ją poniekąd zdradziłem. Dla każdego zdrada ma inny wymiar. Wiedziała jednak, jak bardzo mnie bolał fakt, że spała z kimś na imprezie. Nie uszanowała tego, jak bardzo przywiązuję do tego wagę. Popełniłem najgorszy błąd w moim życiu. Miałem odejść od razu po zdradzie. Wyczytałem pierdoły, że trzeba dawać drugą szansę itd. Do tego bardzo się starała. Po tej akcji i rozstaniu zacząłem wyrywać laski jedna za drugą, a moją trzymałem bo pomyślałem, że mi się należy. Myślałem, że mam ją do sexu, a jak się wyszaleję to może mi przejdzie. Wyszalałem się, chciałem się zbliżyć - a tu zonk. Znowu mnie urobiła i znowu przegrałem. Uważałem i dalej uważam, że nie nadaję się na związki - to ja jestem toksyczny. Żeby zerwać trzeba chcieć się rozstać. Ja się rozstaję, ze względu na to, że uważam to za rozsądne. Staram się ze wszystkich sił chcieć tego. Jednak teraz nie mam aż takich dobrych kart jak kiedyś. Wtedy była ta zdrada i inny bajzel. Teraz jest to zerwanie i randka z kolegą z pracy. Zrywam w najgorszym dla siebie momencie i wcale mi to nie pomaga - czuję jedynie, że jest sprawiedliwie bo jej dłużej nie trzymam. Eh ale mess...
  17. Zgodzę się. To pociągnijmy to dalej.. do czego to wszystko zmierza? "Kotku zrobię Ci dziecko, a jak już mnie zostawisz to pamiętaj, że chcę je widywać w piątki i soboty. Ok?" Ja mam mózg w częściach jak to wszystko czytam ;D Nie chcę sabotować forum, ale mam wrażenie, że tutaj wszyscy się skupiamy na tym jak te Pańcie są złe, bo nie trafia tu nikt, kto jest z "życiową" dziewczyną. Może mam okres buntu wobec typowo samcowego podejścia - nie wiem. Z góry przepraszam, rozkminiam to wszystko ?
  18. Z jednej strony mam kręgosłup, który mi mówi, że sex tylko w związku, ale też fakt, że nie znalazłem dość dobrej dupy na to. Z drugiej czytam, że klina klinem. Na sex za hajs jestem zbyt młody i zbyt przystojny ;d. Na związek nie mam najmniejszej ochoty. Walić konia do monitora nie będę. Przez półtora roku po zdradzie szukałem po klubach odpowiedniej foki na jedną noc, ale nic mi to nie dało - zawsze wracałem do mojej (najpiękniejszej ;D). Pewnie jest tak, jak to sam Arnold S. na swojej mowie przedstawił. Jeśli mamy plan b, to plan a z góry jest skazany na porażkę. Być może muszę powiesić plakat jakiejś lali na ścianie i włączyć wyobraźnię - jak za czasów naszych ojców xD Zastanawiają mnie pewne rzeczy. Skoro jest tylko jedna prawda (odnośnie relacji z kobietą), że należy mieć jaja, dostarczać jej emocji, pokazywać, że "łaski bez", to jak to widzicie Panowie w sytuacji, gdzie nie masz możliwości bycia herosem. Nie wiem... ujebało Ci nogi, straciłeś głos, lub jak ja... wpadłeś w nerwicę i nie wiesz co Ci się stało w czerepie. Co wtedy? Gdzie są te związki, które przeżywają wszystko? Wiem po moich dziadkach, że istnieją i ja do takiej relacji dążyłem i dalej dążę. Jak być z kimś blisko i czuć się swobodnie mając z tyłu głowy, że musisz być kocurem całe życie bo Cie Panna zostawi. Wiedziałem, że tak jest już dawno - ale dla mnie to niewygodne.
  19. Hej Panowie. Sytuacja jest bardzo kiepska. Ciagle o tym mysle. Ciagle myślę o niej, że nie zaslużyła. Do tego na niczym nie umiem sie skupić. Straszna nerwica, bo mam wrażenie, że coś tu nie jest wyjaśnione. Od jakichś 5 miesiecy nie ogladam xxx rzeczy. Teraz tylko fapie do wspominek co z nią wyprawialiśmy. Jestem uzależniony od sexu z nia i od walenia gruchy myśląc przy tym o niej. Zawładnęła mną i nie wiem co mam robić. Ciągnie mnie z jednej strony do tego, żeby z nią pogada, ale z drugiej żeby zerwać to raz na zawsze. Nie wiem czym zastąpić myślenie o niej, bo jedyny sex jaki miałem to z nią. Chciałem kiedyś spróbować z inną, ale umówmy się... za sex z moją 90% samców dałoby bardzo dużo. Nie trafiłem na laskę, która oferowała by chociaż podobne walory. Męczy mnie fakt, że jak już ją odzyskałem to zamiast się nią cieszyć, robię problemy i zrywam kontakt. Myślałem, że jak się uwolnię to będzie lepiej, a jest tylko gorzej...
  20. Przede wszystkim odciąłem się od sexu z nią (w ogóle się nie spotykamy już tydzień). Mam nadzieję, że skutecznie chociaż pamięć robi takie psikusy, że bardzo ciężko to przychodzi ;D Do tego wczoraj już byłem przekonany, że wszystko jest na dobrej drodze. Myślałem nawet, że ona sama już zrozumiała, że koniec tematu bo przestała pisać. Siedzę sobie z chłopakami w pizza hut na festiwalu pizzy, a tu nagle smsy i jeden telefon (akurat rozmawiałem z kimś i się nadziała na zajętego). Pytała o terapię, i czy ma przestać pisać. Nie byłem w stanie jej nic odpisać, bo już i tak zepsuł mi się wieczór. Później był klub, ale żałuję, że poszedłem. Wszystkie brzydkie, żadna nie dorastała jej do pięt ?Jedna wielka przypominka. Od 7 lat nie mieliśmy praktycznie rozstań na dłuższy czas. Pewnie nie robię dobrze nie odpisując, ale prosiłem ją o brak kontaktów ze względu na to, że zaczynam pracę i potrzebuję ochłonąć. Myślę, że powinna to uszanować. Trochę mam nadzieję, że ona sama odpuści bez tego cięcia. Albo chociaż jak ustawię sobie tryb funkcjonowania na w miarę "ludzki", jakoś się mi głowie wyklaruje. Teraz wstaję o 10, pali serducho, w mózgu bilion myśli. Niby człowiek wszystko ma, co trzeba do szczęścia (no może poza bujną czupryną), a takie cyrki.
  21. Ten tydzień muszę przeczekać, nie mogę sobie pozwolić na zamulenie ryja w nowej robocie...
  22. Wszyscy po kolei merytorycznie, jasno i z dozą dobrego humoru wykazują mi, że nie ma to sensu. Ja już też to wiem. Mam ból dupy, bo zjebaliśmy to oboje - ja też święty nie byłem... Zwłaszcza boli mnie dupsko z tego powodu, że jakbym ją poznał za 5 lat to bym się z nią hajtnął na bank. A tak psu w dupe... Do byłych się nie wraca. Czasem mam ciche nadzieje, że będę kiedyś zdesperowany i postanowię wrócić, ale potem mam ochotę dać sobie buta w pysk - szkoda, że nie mam bocianich kolan. Najgorsze jest to gówno, że teraz mi przypadło się rozstać i być za to odpowiedzialny, a sił za grosz. Poszedłbym na baby do klubu, ale z tym poczuciem, że nie zamknąłem tematu nie umiem. Eh ale dziadostwo. Smsa nie wyślę, bo przecież sam na nią narzekałem, że jak to tak smsem... Nie wiem co to będzie za jadka, jak zrobię to osobiście... Chyba potrzebuję czasu na oswojenie się z tym.
  23. Panowie, nawet nie wiecie jak bardzo mi pomagacie... dziękuję - szczerze! Wszystko to bardzo trafne... Ehh... czuję potrzebę rozstać się w sposób "humanitarny", w końcu ta zdrada była już 4 lata temu i bardzo mi zależy na tej osobie. Na terapię dla par nie pójdę, nie ma sensu. Nie wiem jedynie, czy zobaczyć się i jej to powiedzieć, czy może napisać w smsie (co faktycznie będzie dla nas obojga łatwiejsze..)? Na terapii dzisiaj omówiłem tę sprawę i faktycznie wyszło, że związek jest toksyczny i trzeba to zakończyć. W tym momencie jestem tak słaby, że nie wiem, kiedy miałbym się z nią spotkać. W poniedziałek zaczynam pracę, może jak trochę popracuję to będzie mi łatwiej? Teraz przez 4 miesiące siedzę w domu i w głowie tylko ona, Do tego z tym seksem faktycznie muszę się odciąć - po zdradzie cały czas spotykaliśmy się na sex, zamiast od razu się pożegnać. Teraz też jeszcze w sylwestra było kombinowane pod prysznicem. Ale z tym koniec. Jedynie przydał by się cynk o okresie heh i jeden problem z głowy. I faktycznie może być tak, że to nie serce tylko ta druga pompka bardziej cierpi heh. Zastanawiam się jak wy sobie z tym radzicie... podrywacie laski na jeden raz, czy Renia Rączkowska wam pomaga? Może bezpośrednio, ale tutaj mowa o sexie i lęku przed dzieckiem, a równie dobrze może się to stać z pierwszą lepszą, czy może się mylę?
  24. Z forum na pewno zapoznam się bliżej. Mózg jest zgodny z tym co piszecie, ale serce podpowiada by wybaczać i się starać ;D Dlatego to takie trudne. Odnośnie leków to nie jestem pewny, ale pozwoliły mi nabrać wtedy dystansu do kobiet i do życia. Miałem już wg mnie porządek w głowie. Już nie pamiętam od ilu lat nie płakałem. Dopiero to zerwanie nagłe rozdmuchało mi wszystkie ścieżki w głowie i poczułem, że jedyne co jest pewne, to że muszę z nią być. Opłakałem jej stratę bardzo mocno, czułem smutek jakiego nigdy w życiu nie czułem. Nie chcę przechodzić przez to jeszcze raz. Na ten moment czuję, że wiem co jest konieczne, ale codziennie rano wstaję i się zastanawiam od nowa. Do tego ona jeszcze do mnie pisze i wiem, że ta sprawa jest niewyjaśniona. Niby powiedziałem jej, że ma się skupić na sobie, że ja chcę być sam. Ale obiecałem jej te terapię. Czy czekać z tym, aż będzie dogodny moment? Ja czuję, że już opłakałem jej utratę, ale wiem, że ona dalej jest obok bo pisze do mnie. Widzę, że Panowie są równie jak ja przekonani, że to nie ma sensu. Jedynie chodzi o to, że ja nie mam warsztatu. Wpadłem w miłość i nie wiem co teraz. Czytam, że ludzie miesiącami tęsknią za dziewczyną, a ja nie chcę miesiącami się zastanawiać, czy nie popełniłem błędu. Obiecałem jej też bycie przyjaciółmi, ale znowu doczytałem, że to będą dla mnie katusze. Czyli zostaje całkowite zerwanie kontaktu na 4-5 lat rozumiem?
  25. Przeraziło mnie to stwierdzenie o patologii ;o mam świadomość, że mam obawy odnośnie życia z nią po ślubie. Męczy mnie myśl, że zrobię jej malca i będę jak kundelek na łańcuchu, albo jak bezdomny pies wygoniony z domu (płacący alimenty). Masz rację, całe okres bycia z nią byłem niewystarczająco dobry. Idealny nie byłem, ale zawsze otwarty na rozmowę i z chęcią poprawy, czego u niej nie było szans dostrzec. Aktualnie twierdzi, że się zmieniła, ale już to słyszałem kiedyś.. Ludzie pod pewnymi względami się nie zmieniają. Teraz jest znowu sama, bez przyjaciół, więc ja jestem idealny na ten moment. Pytanie po co gadka o tym pierścionku.. Bardzo proszę. https://www.netkobiety.pl/t116414.html Płeć piękna również nie była litosna dla tego związku. Obawiam się (znowu wybielam?), że za dużo napisałem o niej, za mało o sobie. Robię bardzo głębokie wglądy w moje zachowania i reakcje, wspominam, analizuję od czego głowa mi paruje, ale jedno wiem na pewno. Zawsze ją kochałem i byłem w stanie zrobić wszystko, łącznie z rzuceniem wszystkiego co mam i wyjechania w Bieszczady. Z jej strony nie mogłem na to liczyć. Teraz twierdzi, że zmieniła priorytety, ale aktualnie nie jest zadowolona z pracy i zmęczona studiami. Wyczuwam w niej silny egoizm... nie wiem skąd to się wzięło u mnie ostatnio. Być może terapia i wgląd w swoje potrzeby mi otwiera oczy. Nie chcę być z kobietą, która mnie zostawi w gorszym dla mnie okresie. Już jej to mówiłem po zdradzie, a teraz zrobiła to drugi raz... jeszcze przed obroną magisterki... ehh. Kiedy ją o to zapytałem, odpowiedziała, że chciała pomyśleć o sobie. Ludzie złoci, faktycznie zerowy szacunek... nawet wrogowi bym tak nie zrobił. Czemu ja tego nie dostrzegałem, kiedy marnowałem dwa miesiące walcząc o nią... Myślałem, że się jej należy. Zawsze chciała, żebym o nią walczył. Co to za walka? Z kim? Z czym? Z jej wewnętrznym rekruterem dopuszczającym do jej serca? Dramat.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.