Skocz do zawartości

deleteduser36

Starszy Użytkownik
  • Postów

    262
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser36

  1. Tylko zawsze miej w pamięci pytanie: "Czy ona lubi mnie, czy szansę na obywatelstwo polskie (i całej Unii Europejskiej)?" P.S. Hindusi to też podobno rasa biała. Więc teoretycznie powinni Cię traktować normalnie
  2. To wtedy tym bardziej mogłoby tylu chetnych, żeby to miało wymierny sens, nie być.
  3. Tak odnośnie nowych działów: Mam lekkie wrażenie przesytu. Działów głównych robi się coraz więcej - prawie ze za dużo Czy nie lepiej by było jakoś je skonsolidować? Bo rozmienimy się na drobne w końcu i forum będzie nieogarnialne. Poza tym - tak wygląda bardziej kobieco. A jak będzie mniej tych głównych podgrup, to ktoś wchodzący na forum widzi męski konkret, a dopiero zagłębiając się w grupy zauwaza złożoność (nie mniejszą przecież niż u kobiet) męskiej psychiki. Przykładowe propozycje: Kino + muza + książka + kącik pisarski = kultury styka technologia + motoryzacja + kuchnia + sport + hobby = męski styl życia Polityka + życie w polsce + historia = rozmowy przy wódce czego chcesz od życia + duchowość + co cię nakręca do życia = w męskim ciele, męski duch P.S. Czy dział "Portal randkowy" jest "dla jajec" czy na serio? Bo chyba takie samcze forum nigdy nie będzie miało takiej frekwencji kobiet, żeby to w którąkolwiek stronę miało sens
  4. @ NEO Widocznie akurat na to napięcie nie miał uprawnień To już chyba nie była brawura - tylko zwykła głupota. Jakby ktoś z forumowiczów chciał zaszpanować w towarzystwie jaki jest kozak, to lepiej niech złapie za cycki najbliżej stojącą kobietę. Najlepiej czyjąś żonę. A nie kable z prądem. I przyjemniej i przeżywalność wyższa. EDITED: I też może "kopnąć". Albo "popieścić".
  5. Przykład z życia codziennego - miałem przebicie na UPSie i zamiast uziemienia była faza. Cała obudowa komputera była pod napięciem. Mnie kopnęło - bo byłem boso, ojca nie - bo miał gumowe klapki. Tak samo mogło być na polu - ktoś miał bardzo dobrze izolojuącą gumę na butach, złapał kabel jedną ręką i prąd do ziemi nie popłynął (krowy izolacji nie mają ). A może to maluchy dotykały jedną ręką/punktem, a Ty dwoma i obwód zrobił się przez Ciebie? A co do spocenia - pot na rękach potrafi zajebiście poprawić przewodnictwo (bo to przecież woda, do tego słona ) więc wystarczy, że dzieciaciaczki były niezmachane, a Ty pobiegałeś, spociłeś się i o wiele lepiej przewodziłeś od nich.
  6. No cóż, drut nie był na pewno pod wysokim napięciem - bo by krowy zabijał. Opcja 1) maluchy miały kaloszki gumowe? albo ogólnie jakieś lepsze podeszwy z innej gumy? różnie bywa. 2) byłeś bardzo spocony? Tak ad hoc mi przychodzi do głowy.
  7. Kiedyś założyłem się z kumplem czy ja pierwszy się nauczę gwizdać na palcach, czy on robić kickflipa na deskorolce. Po ośmiu latach mamy nadal remis Filmik ciekawy, poćwiczę, może w końcu wygram
  8. No, tez uważam, że początkowo rangi mogłby lecieć szybciej, jakoś logarytmicznie to zrobić albo co ;p
  9. Może i masz, rację, przesadziłem, temat do rozmowy zawsze się znajdzie, taki albo inny. Do AISECu się zraziłem, znałem kilka osób z tej organizacji i to były tylko i wyłącznie snoby "Patrz, studiuję ekonomię, robie k**** bóg wie co, mam ipada i sram hajsem." I piją piwo w zielonej gęsi pod SGHem bo ich na to stać gdzie ja rozważam czy dzisiaj będą podpłomyki, a jutro pasztet, czy na odwrót Rok akademicki to oddzielny temat. Teraz są wakacje i jestem 5 razy w tygodniu "do ludzi", tylko miasto niestety nie tak wielki @Aras W Kamasutrze, w rozdziale o zdobywaniu serc kobiet zamężynch jest wspomniane, że najlepiej do schadzek z nimi doprowadzać np podczas "(...) pożaru, napadu rabunkowego, okresu odzyskania niepodległości rzeczypostpolitej...". Myślę, że wtedy byłoby bardzo z hukiem, intensywnie i zamotanie
  10. Muszę Ci przyznać, że jeden z lepszych postów na tym forum (nie, że wazelina za wazelinę, serio mi się spodobał ) Co do konwentów - też współłorganizuję taki jeden, ale jak już wspomniałem, że to są ludzie którzy się znają od pokoleń bardziej, niż możliwość zapoznania kogoś nowego. A fantastyka to nie moja pasja, więc też jako temat do rozmowy odpada. - eventy sportowe - organizuję od miesiąca treningi piłki nożnej dla znajomych, znajomych-znajomych i znajomych-znajomych-znajomych. Niestety, kobieta się u nas jeszcze nie pojawiła. - filmów nie oglądam w ogóle. To w ogóle killer jest, bo automatycznie odpada jako temat do rozmowy, tak samo seriale. Pytanie o jakikolwiek film/aktorkę/aktora kończy się z mojej strony kiwaniem głową, że niby wiem o czym mowa, jak jestem pod ścianą to przyznaję że nie oglądałem - na festiwale muzyczne niestety mnie nie stać Poza Brudstockiem. Kolega był, mówił że tylu roznegliżowanych, seksownych rockmenek na metrze kwadratowym nie widział nigdy. Może się wybiorę w przyszłym roku W ogóle pisząc ten post dochodzę do wniosku, że nie ma ze mną o czym rozmawiać Może tu jest problem - nie wiem co powiedzieć, bo nie mam nic ciekawego do powiedzenia? Ale ten patent ze startem rozmowy wygląda na bardzo fajny, nie omieszkam spróbować przy nadarzającej się okazji
  11. Czasem bywam, ale nie tylko. Ale koła naukowe na wydziałach ścisłych też nie opływają kobiety. I nie, nie mam długich włosów, nie, nie mam dziewiczej brody, tak, myję się regularnie, nie nie spędzam całych dni przy komputerze. I nie czytam fantastyki, ani nie gram w sumie w gry Ale zdarzają się przyjemne pijatyki, a poza tym na konwentach jest doprawdy rodzinna atmosfera. Są też przypadki że zdarzają się fajne dziewczyny. Ale to na takich większych konwentach, gdzie są tysiące ludzi (pyrkon?), ja bywam na takich gdzie jest maks 100, wszyscy się prawie znają i głównie się pije To co napisałem to w sumie główny problem: "wszyscy wszystkich znają". Średnio poznaję jedną nową kobietę na pół roku powiedzmy Na zasadzie impreza, spotkanie, coś innego, a nie minięcie obcego człowieka na ulicy A ile z tych kobiet, które poznaje są do tego ładne i fajne (w sensie inteligencji i emocjonalnosci), żeby chcieć je poderwać? No właśnie... Wszystkie kobiety, które znałem i które mi się podobały fizycznie były już (udanie lub nieudanie) przerobione. Od przeszło roku - posucha.
  12. Dokładnie. Raczej świadczy to o tym, że ten ktoś ma problemy z odżywianiem i w krótkiej perspektywie - nadwagę Pomijając już fakt, że dyskusja pomiędzy Drem Caligari a Kasieksem jest offtopem, bo zamiast dyskutować o mitach w relacjach damsko męskich, dyskutują o sposobach dyskusji, to ma to jaką taką wartość edukacyjną, chociażby dlatego, że jest dla nas, Braci Samców, przykładem tego jak relacja damsko-męska (niekoniecznie typu "związek", ale typu "relacja międzyludzka") może wyglądać (kłótnia ) I skoro już mamy taki przykład: to czy nie powinno być tak, że wszyscy stajemy po stronie Dra, bo w przypadku remisu (a widzę takowy - Dr siedzi ze słownikiem, Kasieks rzuca memami z kucykami [tęczą rzygam]) to jednak mężczyzna powinien być racje? Dla zasady? Dlatego, że to "BraciaSamcy.pl" a nie "Siostry&Bracia.pl"?
  13. Super A co jeśli: Nie mam pracy. Studiuję na kierunku na którym nie ma kobiet Organizacje tematyczne w których bywam nie mają niestety w swoich szeregach kobiet, tylko same dziewczynki (max 19 lat )? Nie szukam na siłe problemów - po prostu w moim codziennym otoczeniu wszystkie sensowne kobiety już zostały przerobione Pora się rozejrzeć za kimś obcym. I ulica niekoniecznie jest tu dosłowna. Nawet kiedy idziesz na imprezę, gdzie są obcy ludzie, stoi jakaś samotna, gorąca i podpiera jedną ze ścian, albo akurat siedzi sama na kanapie podczas gdy inni zarzynają po raz trzeci "Jolkę, Jolkę" na karaoke, to trzeba się przysiąść i co nieco z siebie wydusić, nieprawdaż? To to samo w sumie co podryw uliczny A internet... życie mnie nauczyło nie ufać zdjęciom. Lubię towar obejrzeć, dotknąć etc, zanim się na cokolwiek zdecyduje Myślałem, że mnie starsze (ale przecież tak niewiele, tfu tfu ) pokolenie zrozumie ;p
  14. Nad ranem, 5 II 2011 r . – Wieczorem, 7 II 2011 r. Miejsce: mój mózg. Stał na korytarzu. Płytki, posadzka. Rozejrzał się. Wokół niego pełno było tańczących ludzi. Zza okien przeświecało mroźne, lutowe słońce. Ale on czuł, jakby muzyka w jego wnętrzu się skończyła. Jego całą uwagę absorbowały one. Jedne, a zarazem mnogie. Drzwi. Przepychając się przez sforę tańczących, dotarł w końcu posuwistym krokiem do otworu czasowo tylko uszczelnionego drewnianą płytą. Nacisnął klamkę. Pociągnął. Wszedł. Gwar dyskoteki zniknął jak ręką odjął. Oto on, wielki łowczy. Gdzież zwierzyna? Szybki rzut okiem. Kolejne drzwi. Szklane, za nimi galeria. Tam nie chciał. Tam nie ciągnęło. Tam wiało chłodem i tumultem ludzi. Rozwiązanie lepsze i przytomniejsze. Lewe drzwi kolejne. Nie dawało mu to spokoju. Nie wiedział dokąd. Minął fortepian. Wcześniej nie zwrócił. A teraz zwracał. Fortepian. Heh. Brak smaku króluje w narodzie, ot co. A kiedy próbował… …nie, to nie miało sensu. Ja mówiłem mu, odstaw, bierz mniej. Albo nie dawaj innym. Albo nie bierz. Albo, albo. Wołam Cię, o Piękna, Biała, Nieskażona, ta którą miałem raz na sobie, lecz nie danym mi było zasmakować jej rozkoszy. Dlaczego mnie zostawiłaś? Maj, gorąco. My we dwoje, tylko ja i Ty, mimo że dookoła setki takich samych par. Wszystkie one przeżywały to samo uniesienie co my. Popatrz tylko. Przecież dobrze pamiętasz. Nie byłaś łatwa. Wiele razy potykałem się przez Ciebie. Jednak mimo wszystko czułem, że jesteś stworzona dla mnie, że pasujemy do siebie idealnie. Minęło. Spojrzał na drzwi. Nie przeciągaj. Przyłóż kilka niutonów. Dobrze. Tył. Przód. Głowa pierwsza. Włożył ją wewnątrz, obrót dziewięćdziesiąt stopni prawo. Sala. Olbrzymia sala balowa. Do diaska z nimi, do diaska z ich dyskoteką. Przepych. Dziesiątki ludzi tańczący wiedeńskiego walca w mroku kryształowych żyrandoli i blasku nocy, zza przestronnie i szyderczo (zapewne żart budowniczych) oszklonych okien. Titanic niech tonie, a oni dalej jedzą. Ale kto to? Taaak… Znał. Znał tą twarz. Często nie dawała mu spokoju w kościele. Mały kok. Daltonistycznie minął kolor. Ale mały kok. I ten uśmiechnięty wyraz. Chodź powitaj, lecz gdzie Twój Bóg. To zdawała się mówić. Odwzajemnił. Zawsze był nawzajem. Rzucone poziomo „cześć”. Zasięg wystarczający. Cześć. Widać te rzędy bieli. Obustronnie krwistoczerwona kurtyna. Przyznaj. Chciałeś kiedyś być gościem w tym teatrze. Za mało twojej szkoły, niestety. Afisze miała zawsze pierwsza klasa. Gdyby tylko… ...moja wina była mniejsza niż moja waga. Przecież i tak jest mała. Mieści się na szafce, zdejmuję ją w razie nagłej potrzeby. Staję na niej. Ona ani drgnie. Przyzwyczaiła się do naszych praktyk. Do moich praktyk. Najpierw stawiała mi opór. Sprowadziłem ją do poziomu zera. Czuła się niczym, może czuła nic. Przynajmniej nie dawała tego po sobie poznać. Zawsze kiedy spoglądałem na nią, wydawała mi się taka delikatna. Ciekawym był, czy była samoświadoma, jak się odczuwała. Była mistyczką. Wierzyła, że może mi pokazać to, czego inne nie. Czy miała rację? Tego się nigdy nie dowiem. Ale nagle jej twarz przestała sama się. I stała się Chinką. Skośne oczy. Nie rasista i nie miłośnik. I przestała być „cześć”. Cofnął głowę. Znowu fortepian i inne elementy tej objętości ograniczonej zieloną ścianą. A tu za oknem zbożowe lato. Przaśne. Cóż. Zew dyskoteki. Piętno obrotu na pięcie i przodem wprzód. Wrócił skąd przyszedł. Tamże dalej tańce. W gromadzie jednak znana twarz. A raczej znane braki w owłosieniu jej górnej, o wiele bardziej górnej części. Ironia losu. Rozmawiali chwile. Nic nieznacząca pogawędka. O tym, o siamtym. Pełen szacun, dla tego, którego swojego czasu nazywał swoim „osobistym Jezusem”. Boskość mu przeszła. Fryzura została. Bynajmniej nie galilejska. Poradził. Mówił mu, idź, zobacz co za Chinka. Poszedł jeszcze raz na raut. Głównie głową w drzwi. Chinka zamiast teatru. Cóż za strata dla kultury naszego kraju. Tak więc dzień dobry moja droga, powiedział. Twarz jej przeszła w linię łamaną. Niezadowolenie, napięcie. Nie miała środków, by pokazać, jak go nie znosi. Nie mogła znieść również braku tych środków. Nie mogła znieść również, z przyczyn obiektywnych, jajka. Jednym słowem, w chwili jego „dzień dobry”, jej zawalił się cały świat. Przestraszył się i uciekł. Wrócił do dyskoteki. Za nim jednak podążył ten najmniej spodziewany. Człowiek w smokingu. I strach mu. Smoking ział ogniem. „No smoking” w miejscach publiczny, widać tego nie znał, bo powiedział, że zostanie za pół godziny wydalony za to, jak napastował swoim „dzień dobry” jedyny substytut teatru. Ale ten odparł mu, że Chinka Chinką, a on zostawił w środku płaszcz. Może wejść jeszcze raz? Mógł. Naturalnie, pozwolił mu. Więc wszedł. Fortepian. Ale nie na raut. Znalazł te drzwi, których tam nie było i wszedł w nie. Sala lekcyjna. Trzech studentów. Poprosił grzecznie o pomoc. Ewakuacja, młodsza siostra ewolucji. Wskazali milcząco na okno. Wszedł na parapet, odgarnął szyby i przeszedł na drugi brzeg. Nisko. Pół, może mniej. Skoczył na śnieg. To przeszywające zimno… …kiedy nie ogarniasz własnych palców. Próbujesz je pojedynczo odnajdywać. One są razem, a jednak osobno. Znają cię. Wiedzą, jak wiele razy je wykorzystałeś. Moje mi to zawsze miały za złe. Mówiły, że mam ich za dużo, że nie dbam należycie. Kiedyś były szczupłe, ale potem ja się zapuściłem, one też. Nie wiedziały dla kogo mają być nadal piękne. Ja też nie wiedziałem. Nie potrafiłem wybrać. Kochałem je wszystkie naraz. One mnie również. Nie mogły żyć beze mnie, a ja to wykorzystywałem. Wyrachowany jestem. Tego mi nie mogły odmówić. Lecz to ich też nie odstraszało. Idealne. Wszystkie moje, nic nas nie mogło rozdzielić. Wyszedł ze swoich odbić śnieżnych. Wgniecenia. Szpachla. Jutro zapowiadali dostawę z nieba i będzie jak było, nikt nie zauważy. Czynił więc więcej takich wgnieceń, aż znalazł się z przodu budynku. Wczesny Gierek. Andy Warchoł. Polska kom-kulutra, ten kom-art. Prawie że Coma. Znalazł główne drzwi, powoli otworzył. Dyskoteka. Więc zatoczył pełen okrąg. Poszedł do stojącego przy wiodących drzwiach człowieka w paleniu, minął go jak gdyby nigdy nic i wszedł do fortepianu. Ten miał w sobie resztki inteligencji. Dwa razy to samo stać się nie może. Szybki pościg, tym razem z policją. Tamten do studentów. Kolejny raz błaganie. Kolejny raz okno. Tym razem za oknem było lato. Rzucił policję i palenie. Wrócił na front. Wydział Fizyki. Wszedł bez wahania, a nawet jeśli je miał, to było tłumione i o małej amplitudzie. Wzmogła się w nim za to siła wymuszająca. W hallu tylko kilku studentów, ale nęciły go te miarowe podwyższenia podłogi, zakręcające ku górze. Szedł za ich głosem, mijając sprzedawcę owoców z wagą przenośną. A na niej doskonały arbuz. Marzenie każdego. Marzenie każdego… ...bym odradzał. Ale ten był stworzony dla niej. Spotykali się od jakiegoś czasu. To ja ich poznałem. Był strasznie oziębły. Mimo to ona próbowała się przebić przez jego twardą skorupę. Wierzyła, że ma coś w środku. Nie chciałem, żeby się zawiodła, w końcu to ja jej go przyprowadziłem. Jednak on, z całą swoją pozorną otwartością, nie pozwalał tak łatwo zajrzeć do swojego wnętrza. W końcu dziewczyna się załamała. Przestała go odwiedzać. Dopiero po jakimś czasie zrozumiała, jak wiele zmarnował jej życia. Winę zrzuciła na mnie. Wiesz, że nie potrafię odmówić pięknej kobiecie. Więc tylko przytaknąłem. Poszedł dalej korytarzem. Pracownia Elektroniczna. Wejście wydawało się niewątpliwe. Wewnątrz poza aparaturą urzędował on i jego kończyny głowy. Każda spleciona w żelaznym uścisku samej siebie. Odrzucił je na bok i zapytał go czy umie obsługiwać lufkę. Powiedział, że tak. Pokaż. Pokazał. Już zapalał ogień, kiedy nagle walnęło. Syreny. Wyskoczyły ponad powierzchnię cieczy atmosferycznej i zatrzepotały ogonami membran. Wezbrana fala zaczęła na niego napierać. Zostawił tubylca i zwiał. Haniebna ucieczka ku większemu dobru, jak się miało okazać. Użył drzwi. Nie posądzał się o taką zimną logikę w tak rozgrzanych chwilach. Reminescencja śniegu w butach najwyraźniej. Na szczęście brak stróżów. Przed budynkiem ustawiali się już w rzędach. Miast bronić miast. Tarcza gotowa. Któż dostrzeli? Któż dowidzi? Któż jak Bóg? Tych trzech policyjnych archaniołów. Ale on wiedział, że coś tu nie gra. Coś go ukłuło tam gdzie zwykle czuł tylko tępy ból. W drodze wyjątku użył wszystkich swoich nóg, by jak najszybciej dotrzeć pomiędzy predestynowany pocisk a jego niebo. W czyśćcu spotkał Ją. Nie widział Jej dokładnie. Ale wiedział, że stała na drodze. Musiał dać z siebie wszystko, by wziąć Ją. Ujął Ją w oba barki z uwzględnieniem przedramion i wybił się natychmiast ku swojej drodze powrotnej. Opuścili czyściec równie szybko, jak się tam znaleźli. Byli już u niego w domu. Zapach Piłsudskiego roztaczał się po pokoju. Na jednym z takich legionistów stał jego komputer. On przy nim, na fotelu, a Ona wykorzystywała w tym celu jego. Delikatnie badała stan jego zarostu wewnętrzną częścią śródręcza. Nie mógł powiedzieć, że tego nie lubi. Zaczynał się w nią zapadać mimo woli. Jedyne co wybijało go z rytmu zakrzywiania swojej przestrzeni to powracające powiadomienia Gadu-Gadu. Narzekał koledze na swojego awatara. Ta fryzura dawała mu możliwość bycia Paulem McCartneyem w wieku lat dwunastu. Tym czasem Ona już nie mogła istnieć w oderwaniu od niego. Przecież to on Ją stworzył dwukrotnie. Zaglądała głęboko pomiędzy tęczówki. Szukała jego… …śladów na podłodze. Jak każda dobrze wyszkolona policyjna suka. Ona też. Spotkałem ją tamtego dnia. Całkowicie oddana swojej pracy. Błagasz ją. Prosisz o chwilę uwagi, a ona i tak całkowicie poświęcona temu co robi. Żadnych wyjątków. To co jest do zrobienia, ma być zrobione dokładnie. Czasem pociągało mnie to w niej. Nie mogłem jej odmówić swoistej słodyczy, którą nabyła przez te lata kiedy próbowała się jej pozbyć. Była dla mnie czymś co mnie odrzucało, a w tej samej chwili kazało prosić o więcej. Jak wódka. Odnalazła jego uczucie gdzieś w prawej siatkówce. Piłki ręcznej na szczęście nie uprawiał, nie umiał kręcić, więc miała pewność, że to, co w siatkówce, to szczere. Ale teraz to Ona miała go zawieść. Wypaliła nagle, kiedy zbliżał jej dłoń do swoich ust, że nie mogą bo kogoś ma. Nigdy w życiu nie był tak spokojny jak wtedy. Mało tego, nigdy nie był lepiej przygotowany. Też powiedział, że jego serce należy do innej. Oboje to satysfakcjonowało, więc postanowili sobie nie przerywać. Huk w korytarzu. Ksiądz. Uprzytomnił sobie, że proboszcz miał chodzić po kolędzie. Zapytał Ją czy chodzi do kościoła. Nie. Zasmucił się, to fakt, ale nie zniechęcił. Któż, jak nie on, miał moc nawracania? Ale hałas narastał. To było pewne. Podźwignął swoje kolana spod niej, zostawiając ją na fotelu. Wyszedł na korytarz. Oto proboszcz, będąc współczesną trójcą króli uwięzioną w jednym ciele, uznał go za gwiazdę. Zaprosił go więc do pokoju. Gorączkowo zaczął szukać kropidła. I wtedy uderzyło go. Nadstawił drugi policzek. Uderzyło raz jeszcze. Po spełnieniu tego chrześcijańskiego obowiązku, zaczął głęboko oddychać. Przecież Ona tu była. A teraz w miejscu fotela jedynie Fiat 126p. Nie miał zapałek. Nie mógł zapalić. Poprosił proboszcza o pomoc. Sam usiadł za kierownicą. Pasterz w tym czasie grzebał w trzewiach smoka. Znalazł w końcu tętniące serce. W momencie zapalania uderzył go impuls życia. Zaklął głośno i siarczyście. On wyszedł z wewnątrz. Cóż proboszczowi? Kurwa, prąd. Nie przystało mu to prawda, ale nie ważne. Jest kropidło. Czym prędzej. Woda destylowana. Pokój temu pokojowi. Zapłać. Amen. Poszedł. Szedł. Wyszedł… …na klatkę. Mówiłem mu. To nie ma sensu. Zostaw ją. Nie jest ciebie warta. Nie chciał słuchać. Mało kiedy widziałem kogoś tak zapatrzonego w nią. A przecież prowadziła go na samo dno. On jej ufał bezgranicznie. Wieczorami mył ją, potem wycierał od góry do dołu. Jego prywatny fetysz. Czystość i porządek. Czasem kiedy wchodził zastawał w niej kogoś innego. Nie miał jej tego za złe. Był przecież zakochany. Potrafił wybaczyć. Nie docierało do niego nic a nic z tego, co mu mówiłem. Byłem świadkiem tego, jak go omotała swoim ogromem. Przytłaczała go. Była na górze, była na dole, robiła z nim co chciała, a on się dawał. Było mi go naprawdę szkoda. Tymczasem on był sam w pokoju. Czuł jeszcze dobrze zapach jej kciuka. To go opętało. Wybiegł, wsiadł w pierwszy lepszy i zaraz był na placu. To nie był ten plac, który znał. Widać kiedy uciekała, zabrała ze sobą cząstkę Piłsudskiego. Znał te obrazy ze starych zdjęć. Czuł gdzie ma iść. To samo miejsce co teraz. Ten sam akademik. Wszedł niepewnym krokiem. Ostatnia kondygnacja. Wiedział, że jeśli nie będzie tutaj i z tutejszymi, to Jej nie odnajdzie. Tak więc pora na obiad. Stołówka i budyń. Zero mięs, więc w ramach zemsty zamówił budyń. On je, oni jedzą, naprzeciwko niego głodny Bolt. Nie mógł go dogonić, więc został sam. Przypadkowo zabrudził obrus. Zaczął nieskładnie zabierać się za zabieranie, kiedy dookoła już był mało kto i dużo nikt. Nie, ten budyń to wyraźny znak. Jej tu nie ma. Olał go i wybiegł na korytarz. Oczy. Wszędzie. Jedno, drugie. Parami. Jak dzieci na wycieczce. Załapał wózek. Jeśli znajdzie jakiegokolwiek inwalidę, to będzie miał pretekst. Drzwi. Schody w dół. Tak. Szukaj tych, co nie mogą chodzić, na schodach. Srać na to. Gdzieś Ona musi być. Wybiegł w końcu i zaczerpnął świeżego. Oddalił się bezpiecznie na odległość i tam zauważył innego. Tak. Człowiek-but. Powiedział, że wie, że doprowadzi. Chce fajek. Czy coś prostszego? Ruszył w dół ulicy. Musi szybko. Musi. Gdyby Jej coś, to on by sobie przecież nie. Był tak zamyślony, że zauważył lewitujący nad chodnikiem autobus. Drogowy majestat przewozu, grożący upadkiem tym którzy z niego zrezygnowali. Bał się zaryzykować. Ale tracił czas. Upozorował ruch. Trach. Moby Dick wyrzucony na plażę z popsutym zawieszeniem. Miał fart, że w porę uskoczył. Fajki! Musi je mieć. Musi mieć je, żeby mieć Ją. Mieć ją. Miecią. Zamiecią śnieżną. Robiło mu się biało przed oczami. Nie panikował a wrzeszczał. Przeciągał jak mógł. Musiał Ją. Nie, to nie podmiot… nie, to nie przedmiot… obrazy gruchotały mu oczy niczym wielki lodołamacz. Tracił dech. Stracił dechy. Nic dziwnego, że nie był nigdy kierownikiem w tartaku. Zbyt dużo dech tracił. W końcu stracił wszystkie. Budzik. KONIEC.
  15. No dobrze, może i jest, sam nie podrywam, więc się nie wypowiadam, ale ciekawi mnie co robią inni, a wiem że niektórzy lubią błysnąć jakimś punchline'em. I jak ktoś jest złotousty (pod wieloma względami ) to może to zrobić tak, że zaskoczy i będzie mu dane objawić inne aspekty swojej złotoustości takiej pannie ;p
  16. Ale w necie też się używa języka No chyba, że wystarczy Twoje zdjęcie, Marku
  17. @ Bastek - to jest własnie wyświechtany jednolinijkowiec z internetu, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. @ Kasieks - to niebezpieczny tekst w takim razie, ma za mocne działanie Można przedawkować.
  18. Drodzy Bracia Samcy! Internet pełen jest błyskotliwych jednolinijkowców w stylu "Ej mała jesteś brana pod uwagę", "połtukłas sie mocno jak spadałaś z niebia", "bla bla bla bla". Ale sam byłem nastolatkiem i wiem, że w internecie mądry jest każdy jeden, a najlepiej to głupi tekścik wymyślić, na główną stronę kwejka. Chcę Was zapytać Bracia Samcy o autentyczne teksty których użyliście/używacie/znacie kogoś kto używał wraz z adnotacją czy działają, czy nie Sam zacznę przywołując sytuację, która przydarzyła się mojej znajomej: Otóż dziewczę wracało sobie grzecznie z zakupami do domu, niosąc wspaniałe dwie reklamówki z Biedronki. Podjeżdża do niej BMW, szyba otwiera się i jakiś kark patrząc na nią rzuca: - Ej mała, jeśli wsiądziesz do tego samochodu, od dziś kupujesz tylko w Almie. Niestety nie wsiadła Ale tekst, muszę przyznać jak na karka z beemką, nadzwyczaj kreatywny. A Wasze teksty?
  19. Spokojnie, objęcie Bi-skupstwa mi nie grozi. Wcześniej popełniłbym rytualne samobójstwo, poprzez odcięcie sobie penisa i powolne wykrwawianie się na śmierć, raz po raz podsypując ranę solą. Niech cierpi. Tak samo z homo-skupstwem ;p
  20. Witam serdecznie, jestem w pewnych sprawach samozwańczym Mesjaszem (undergroundowa muzyka, której nikt nie gra i nie słucha, za to znajomi śpiewają na imprezach), a w pewnych jeszcze laikiem, ale nie lajkonikiem, więc dąże do jak największego oświecenia. Np. we wszystkich zagadnieniach związanych z obcowaniem z płcią przeciwną (żeńską się znaczy). Trochę się znam na rzeczach, których nie lubię. Jak mechanika kwantowa. Albo inne pierdoły, obce zjadaczom chleba naszego powszedniego. Gdybym został biskupem, moją dewizą byłoby: "Kobieta pracuje dla narodu w kuchni. A dla mężczyzny w alkowie." Pozdrawiam wszystkich czytelników i oświeconych przez jaśnie nam panującego (a Paniom paniującego) Marka I Oświeconego.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.