Skocz do zawartości

iry

Starszy Użytkownik
  • Postów

    383
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez iry

  1. Ty chyba też masz ze sobą poważne problemy. Z zapraszaniem dziewczyn nigdy problemów nie miałem, jakoś zawsze potrafiłem wyczuć, która mi nie da kosza. Żadna też nigdy mnie nie zraniła, ani w żaden nie wyśmiała - więc nie wyniosłem żadnego urazu z moich prób umawiania się z kobietami. Już kilkakrotnie zmieniałem lekarza i ten, który mnie teraz leczy jest najlepszy ze wszystkich. Poprzedni przepisywali mi wciąż te same leki starej generacji, które przestały na mnie działać, a jak tylko gorzej się poczułem to zaraz skierowanie do szpitala, po którym było trochę lepiej przez jakiś czas, a potem znowu te same leki i powtórka z rozrywki. Teraz jest naprawdę o wiele lepiej, mimo tego że dużo leków muszę brać. Nie, matka kasy od nikogo nie potrzebuje, jest stomatologiem, pracuje w dwóch gabinetach i pewnie obu braciom jeszcze dokłada do ich życia. Mi też, bo w tej rodzinie to ja jestem schorowany. A to co sam zarobię, mam tylko dla siebie - tylko że nie ma tego dużo. Jakby ktoś z zewnątrz popatrzył na moją matkę to naprawdę by nie pomyślał, że ona taka skrzywiona emocjonalnie jest. Proszę o link, każde spojrzenie na ten temat mnie interesuje. A czym się w zasadzie różni psycholog od seksuologa? I od kogo lepiej zacząć?
  2. @Beckenbauer, to nie jest tak że ja się boję facetów. Ja się boję tego, że mógłbym się zakochać albo w jakiś inny sposób zdradzić się przed kimś, że mam takie a nie inne preferencje. Gdybym tylko miał pewność, że druga osoba nie odbierze tego źle, albo zostawi to dla siebie... ale takiej pewności nie mam. Ja biorę takie leki, żeby móc normalnie funkcjonować. Dwa razy dziennie wziewne, trzy razy tabletki, do tego inhalacje. I jakoś zipię. Sport mam zakazany przez lekarza od bardzo dawna. Już dawno pogodziłem się z tym, że sportowej sylwetki nigdy mieć nie będę, całe życie zostanę suchym astmatykiem bez mięśni. A zresztą wcale mi na tym nie zależy, wygląd nigdy nie był dla mnie problemem. Tak po prostu? Jak mam wiedzieć kogoś z facetów zaprosić na randkę, żeby się nie obraził albo nie dał mi po ryju za to, że wziąłem go za "pedała"?
  3. Dziękuję wszystkim za odpowiedzi, jestem bardzo mile zaskoczony. Wasze rady tylko utwierdzają mnie w tym, do czego powoli sam dochodziłem na przestrzeni ostatnich miesięcy (w sumie od września zeszłego roku jak szykowałem się do podjęcia studiów). Ale niestety realizacja tego nie jest dla mnie taka prosta. 1. Wyprowadzka od matki - to jest chyba największy problem w tym momencie. Nie wiem czy jestem w stanie sobie poradzić bez jej pomocy, finansowej przede wszystkim. Nie przy chorobie, która potrafi pochłonąć kilkaset złotych miesięcznie. Nawet jeśli nie mam zaostrzeń, to i tak 150-200 zł idzie na same leki miesięcznie (a na wiosnę zawsze jest najgorzej). Zdarzają mi się też pobyty w szpitalu. Jestem studentem bez doświadczenia, można się domyślić że moja praca to raczej dorywcze zajęcie za małe pieniądze, które w życiu nie wystarczą na samodzielne utrzymanie. Moje niewielkie oszczędności rozpłynęłyby się w ciągu pierwszego miesiąca (studia też swoje kosztują). Bracia mi nie pomogą. Środkowy w ogóle ze mną nie gada (chyba z nikim z rodziny nie utrzymuje kontaktów, nawet nie wiem gdzie teraz mieszka), a ze starszym próbowałem rozmawiać w święta i okrutnie się oburzył na myśl, że chciałbym zostawić biedną, samotną matkę bez nikogo (ani ona biedna, ani znowu taka samotna, ma jeszcze swoją siostrę i matkę z którymi spędza mnóstwo czasu). Jeśli z nią poruszam ten temat, to jest taka sama gadka "żyły sobie dla ciebie wypruwam, niewdzięczniku, a ty tego nie doceniasz i chcesz gdzieś uciec". Ewentualnie, jak ma lepszy humor, to mówi, żebym studia najpierw skończył, a potem to sobie będę robił co zechcę. Jedyna rodzina jaką teraz mam oprócz matki, to wspomniana wcześniej ciotka (rozwódka), jej córka (moja kuzynka) i babcia (wdowa). No i bracia, którzy zachowują się jakby to ich nie dotyczyło. Bo w sumie nie dotyczy. Bardzo skutecznie udaje im się wywoływać we mnie wyrzuty sumienia, jak tylko poruszam temat odnośnie moich planów. Bo jej się wydaje, że mam ją w dupie, albo że już jej nie kocham, albo że jak wyjadę to nigdy nie wrócę i zapomnę o rodzinie. Jeśli nie szantaż emocjonalny, to szantaż chorobą - wypominanie co ile kosztuje, ile razy w miesiącu do lekarza, jak bardzo będzie źle jak nikt się tym nie zajmie... Nie sądzę, żeby była świadoma tego co wyprawia i w jaki sposób wpływa na mnie. Nie umiem też z nią już normalnie rozmawiać, a nie wiem jak zareagowałaby na sugestię, żeby iść do psychologa. W ogóle warto z nią zaczynać taki temat? Może mam jej pokazać ten film o toksycznych matkach? 2. jeśli chodzi o seksualność i związki - czuję potrzebę kontaktu z drugim człowiekiem. Chciałbym być z kimś blisko, chciałbym się zakochać albo chociaż zauroczyć. Ale nie idzie mi z kobietami, po prostu. Nic do nich nie czuję, nie ma żadnej chemii, czy pożądania. Byłem na kilku "randkach" tylko po to, żeby nikt w otoczeniu sobie nie pomyślał, że ze mną jest coś nie tak. I źle się z tym potem czułem, bo udawałem zainteresowanie wobec tych kobiet tylko po to, żeby inni dali mi święty spokój. A jak z nimi zrywałem, to pewnie sobie myślały, że ich wina. A mi jest tak strasznie wstyd powiedzieć, że podoba mi się bardziej kolega niż ona. I jeśli czyjaś jest w tym wina, to wyłącznie moja. Paniczny strach przed tym, żeby mnie wzięli za geja wziął się z tego, że mamy na roku jednego homoseksualistę i to takiego naprawdę oczywistego. Jest strasznie zmanierowany, chodzi z torebką (mówi, że to męska, ja się nie znam, torebka to torebka), ma jakieś tęczowe przypinki i przy każdej okazji zaznacza swoje preferencje. No i wszyscy go nienawidzą. Czego by nie zrobił, co by nie powiedział (nawet jak powie coś mądrego) to i tak jest wyśmiewany. Wszyscy faceci reagują na niego wręcz alergicznie, jakby obrzydliwe było dla nich tylko to, że któryś z nich może mu się podobać. Dlatego wiem, że przyznanie się do bycia gejem = ostracyzm społeczny. Zostałoby mi tylko towarzystwo dziewczyn i innych takich jak ja.
  4. Zanim zacznę wszystko opisywać proszę o to, żeby nie hejtować mnie za bardzo... Będę wdzięczny za wszelkie porady i każdą prawdę, nawet najbardziej niewygodną (ale bluzgi mi nie pomogą) Mam 20 lat, problem o którym mówię zaczął się pewnie jakoś w gimnazjum. Otóż nie czuję żadnego pociągu do dziewczyn/kobiet. Nigdy nie interesowałem się za bardzo związkami, nie szukałem sobie dziewczyny na siłę, kiedy wszyscy koledzy dookoła zaliczali pierwsze podboje. Myślałem sobie, że może jestem bardziej romantyczny (nie śmiać się) i czekam na taką, w której zakocham się bez pamięci. Nie mam żadnego problemu, żeby z płcią przeciwną rozmawiać albo nawiązywać kontakt - koleżanek mam chyba więcej niż kolegów. Mogę z jedną czy drugą pójść na imprezę, do kina czy innej knajpy, ale nigdy z żadną nie poczułem, że chciałbym coś więcej, nawet jeśli wiem że jest atrakcyjna i otwarta na nawiązanie bliższej relacji. Problem, o którym strasznie wstydzę się pisać dotyczy innych facetów, którzy mi się podobają. Nie uważam się za geja, nie chcę być gejem, ale czasami nie mogę zwalczyć tego, co mi się dzieje w głowie. Dlatego unikam raczej męskiego towarzystwa, albo mam takich kolegów, którzy żaden zły sposób na mnie nie wpływają. Męczę się z tym strasznie i próbuję dociec co w moim życiu mogło mnie wypaczyć. Wydaje mi się, że winna temu może być moja matka. Wychowywała mnie i moich dwóch starszych braci samotnie. Bracia bardzo szybko się ogarnęli i wyjechali z domu, na studia, do pracy, gdziekolwiek byle nie tu. Ja zostałem, bo ze względu na zaawansowaną astmę nigdy w życiu nigdzie dalej na studia by mnie nie wypuściła (bo przecież pojadę gdzieś i umrę bez jej opieki). Uważam, że zawsze była przewrażliwiona na moim punkcie, bo nie dość, że najmłodszy, to jeszcze od dziecka chory. Wiem, że nasze relacje nie są zdrowe, ale nie potrafię się od niej uwolnić. Studiuję zaocznie, w tygodniu mam pracę, ale nawet powoli wypracowywana niezależność finansowa nie daje mi poczucia, że moje życie należy do mnie. Bo przecież jej samej nie zostawię, mimo tego że mam żal do tego kogo ze mnie zrobiła. Z drugiej strony jest też moja kuzynka, która od dziecka jest dla mnie jak starsza siostra i przed którą nie mam żadnych tajemnic. Po tym jak jej powiedziałem o tych moich wątpliwość seksualnych, zaczęła mnie pouczać, że takich rzeczy się nie wybiera, że to wrodzone, że z tego trzeba być dumnym i mam walczyć o swoje prawa (tak, ona jest trochę walnięta, uważa się za feministkę). I jeszcze mi zagroziła, że jak ja nie zacznę o tym mówić otwarcie, to ona to rozgada. Wtedy to już w ogóle nie będę miał życia. Pewnie pomyślicie, że straszna ze mnie ciota, manipulowana przez dwie kobiety, ale co ja mam zrobić? Ojca nigdy w życiu nie miałem, starsi bracia zawsze mnie zlewali. Albo nie umiem być mężczyzną albo naprawdę jestem ciotą.
  5. iry

    Cześć

    Cześć wszystkim. Zarejestrowałem się tutaj, bo mam nadzieję że wreszcie ktoś mądry pomoże mi się ogarnąć (albo wręcz wyleczyć). Na razie wdrażam się w pewne tematy... ale nie mam odwagi pisać o sobie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.