Skocz do zawartości

Maciejos

Starszy Użytkownik
  • Postów

    440
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Maciejos

  1. Argumentow silowych to bym nie uzywal, bo potem moze sie okazac, ze zamiast jednego agresora pojawi sie 5-ciu. Zaciagna dzieciaka na jakis pustostan i kaza mu lizac buty czy inne gowno, a to oczywiscie bedzie nagrane telefonem. Niestety, ale zycie to nie "Powrot do przyszlosci", gdzie popychadlo znokautuje szkolnego chuligana i potem tego chuligana bedzie gnoil do konca zycia. Jesli mlody nie ma paczki znajomych, ktora moglaby za nim isc, to typek jest sam przeciw wszystkim, a to nie konczy sie dobrze. Raz ofiara sie odegra, a potem nie bedzie mial wystarczajaco silnej psychy, zeby odgrywac sie za kazdym razem i co wtedy?

     

    Pamietam takich szkolnych wirazkow z czasow podstawowki, potem gimnazjum. W liceum juz ich bylo mniej, ale to dlatego, ze nauczyciele sie nie pierdolili w tancu i byle eksces konczyl sie wyjebka z placowki. To byly pozne lata 90 i kilka lat z kolejnego tysiaclecia. Bylem takim szarakiem, nie wchodzilem nikomu w droge, czasami sie ze mnie nasmiewali, ale na poziomie klasy. Nigdy mnie nikt nie uderzyl czy tam fizycznie nie gnebil, ale tez czasy byly troszke inne. Potem z wiekiem to jakos przycichlo. Jedno trzeba wziac pod uwage - dzieciaki nie mysla tak jak mysla dorosli i sposoby doroslych nie zawsze zadzialaja na dzieci. Mialem okazje byc nauczycielem przez jakis czas i niestety tylko mnie to utwierdzilo w przekonaniu. 

     

    Takie sprawy szkolne sa przejebane. Rozwiazania rodzicow czasem dzialaja, czasem tylko szkodza. Po latach obserwowania patoli sam nie jestem pewien czy po prostu czasem nie warto zamknac mordy i nie dawac komus pozywki, czy po prostu walic w ryj. Tak mocno ambiwalentnie do tego podchodze.

    • Like 2
    • Dzięki 1
  2. A ja dodam cos innego od siebie. 

     

    Mniej wiecej przez 3 lata mieszkalem z grupka znajomych podczas studiow. Poznalismy sie na wspolnej stancji i potem (w roznych konfiguracjach) mieszkalismy ze soba jeszcze przez kilka lat. Zrzutki na prezenty byly, czasami sam sie z nich wykruszalem, zeby sprezentowac cos nie-kreatywnego czy nie-bekowego. Znajomi zawsze zadowoleni z moich prezentow, bo albo byly praktyczne, albo nietuzinkowe, choc zwiazane z zainteresowaniami.

     

    Tymczasem ja dostawalem wielkie gowno. Cos totalnie odklejonego, dla beki. Cos, co dalbys raczej na wieczorze kawalerskim, chociaz pewnie tez nie.

     

    Co rok bylo mi z tego powodu bardzo przykro, bo to nie bylo tak, ze nie mialem zainteresowan/hobby, z ktorymi ciezko byloby mi cos sprezentowac. Kolezka z tej grupy byl takim nieco nerdem, troche jak ja, i pamietam jak pewnego roku wrzyscy zrzucilismy mu sie na jakas gierke, ktora chcial, a ja tego samego roku dostalem jakis szmelc, ktory odlozylem do szuflady i o nim zapomnialem, pomimo, ze z tym typkiem dzielilismy te same zainteresowania. Nikt nie wkladal tyle samo energii w wymyslenie mi czegos sympatycznego ile ja wkladalem w prezenty dla znajomych.

     

    Po latach moi znajomi sie zreflektowali i sami mi powiedzieli, ze kiedys dawali mi takie szmelce, ze az mi jest teraz glupio.

     

    Uprzedze komentarze - to byli, w sumie wciaz sa, moi bardzo bliscy znajomi/przyjaciele, wiec stad tez moje rozczarowanie i przykrosc. Od jakis kolezkow z pracy to mialbym w to wywalone. Dostalem raz jakis kubek z moim zdjeciem i jakims dziwacznym dopiskiem. Nawet nie wiem gdzie go mam, moze nawet wyjebalem.

    • Like 1
    • Dzięki 1
  3. 14 godzin temu, Tajski Wojownik napisał(a):

    A wy co myślicie o Polsce? Czy gdybyście mieli możliwość zamieszkania w Tajlandii lub innym Azjatyckim kraju jak ja, to byście z tej szansy skorzystali?

     

    Z Polski wyjechalem w 2015 i od tamtej pory sie tulacze. Ostatni raz mieszkalem tam w 2020-2021. Odwiedzam okazjonalnie.

     

    Stwierdzilem to juz jakis czas temu, ale ja do tego kraju kompletnie nie pasuje. Swiat jest zbyt maly, zeby gnic w miejscu, ktore niekoniecznie sie lubi. Geograficznie Polska jest przepiekna - jest gorzyscie, ale tez jest morze, no i do tego lasy i parki narodowe. Mozna fajnie sie realizowac, jak ktos lubi kamping/wedrowki czy fotografie, ale dla mnie to za malo, zeby zdecydowac sie tam wrocic.

     

    Obecnie trwa zbieranie srodkow i ksztalcenie sie (poza granicami PL) ,ale jak tylko domkne wszystkie tematy, moze za max rok uda mi sie wyjechac gdzies daleko w Azje. Potrzebuje bodzcow, ktore da mi wlasnie taka daleka przeprowadzka zdala od nieco toksycznej rodziny. Pewnie padnie na Japonie albo Taiwan, zalezy gdzie lepiej zaplaca.

    • Like 1
  4. Muzułmanka muzułmance nie równa. Spotkałem się kilka razy z Indonezyjkami. Niby Islam, ale pod kołderką Allah nie widzi. 

     

    Nieco gorzej jest w krajach arabskich. Piszę z pewną Libijką i z jej opowiadań, to tam nieźle są trzymane na smyczy xD Podobno nie kobiety nie mogą podróżować za granicę samemu. Mogą tylko w towarzystwie brata, ojca lub męża.

     

    Cóż, internetowe czasy sprawiają, że pewne kultury/wyznania będą musiały przejść pewną reformę lub będą musiały zaadaptować się do nowych czasów. W inny przypadku państwa wyznaniowe będą postrzegane jako prymitywne i zacofane wioski.

    • Like 1
  5. "Wkraczajac w pustke" (Enter the Void) Wkraczając w pustkę (2009) - Filmweb

     

    Bardzo specyficzny film. Polecilem go jednemu kolezce ze studiow, co to sie okrzyknal wielkim kinomaniakiem, ktory obejrzal ponad 1000 filmow - stwierdzil, ze umiesci go w top 10.

     

    Z takich mniej komercyjnych tytulow to polece jeszcze:


    "Miasto Boga" (2002)

    "Slon" (2003)

     

    Ktos wczesniej polecil "Kiel" z 2009 (Kynodontas), bardzo dobry film.

  6. Bardziej ciekawostka, która wyskoczyła mi dzisiaj w proponowanych:

     

     

    Wiadomo, że to wszystko jest wyreżyserowane, nawet do pewnego stopnia. Odpada element "kandydat tu i teraz", bo osoby widzą kto jest będzie następny. Całkiem ciekawe zestawienie tych "matchy". W miarę klasycznie - czekoladki razem, woo-hoo flower power też, w skrócie - podobieństwa (stylowe/rasowe) się przyciągają.

     

     

  7. 16 godzin temu, Brat Jan napisał(a):

    Czyli nie miał problemu, że mu będziesz rodaczki bzykał?

    Trochę to dziwne, zwłaszcza, że jak czarny bzyka Polki to się spory szum robi.

     

    Gosciu i tak jest ekspatem, bo wyemigrowal z malzonka i dziecmi do UK. Znajac jego i jego goscinnosc, to pewnie zalatwialby mi zajebiste dupy i to kompletnie za nic, bo zaczelismy jako dobrzy ziomkowie z pracy, a potem bylem dla niego dobrym szefem.

     

    W Ghanie akurat praktykowali poliamoryzm, wiec cos czuje, ze moze byc tam fajnie ruchable. Oczywiscie z guma, bo AdIDaSow nie chcialbym nosic. 

     

    Kuszaca opcja, ale wiem z doswiadczenia jak to srednio idzie zorganizowac we 2 niezalezne osoby, do tego koszty przelotow...juz wolalbym sobie poleciec do Japonii/Indonezji w te miejsce, lub ewentualnie na jakies foto-safari na poludnie Afryki.

  8. W dniu 16.02.2024 o 08:12, tony86 napisał(a):

     

    A ja wręcz odwrotnie, i z tego powodu właśnie Ghanę rozważam, obok Kenii. Jakieś tipy od kolegi? ;)

     

    Jego tipy to były - "bede jechał na urlop to wbijaj ze mną". W sumie bez lokalsa niezbyt by mi się chciało coś tam działać.

     

    Jak się orientowałem, to bilety lotnicze były nieco drogie, coś koło £1000.

  9. Biali są popularni w Afryce i to nie jest jakaś sekretna wiedza. Sam chętnie bym się wybrał w jakieś ciekawe miejsce w Afryce. Mój dawny współpracownik poleca mi swój kraj - Ghanę, wręcz zapewniał mnie, że się nie zawiodę, ale ja jednak preferuję nieco szczuplejsze Afrykanki. 

     

    Czas coś zaplanować ;>

  10. Prawo to nieco zdradliwy kierunek. Z moich znajomych, którzy studiowali lub ukończyli ten kierunek - żaden nie poszedł dalej w tym kierunku. Jeden przerwał na 3 roku (a to był całkiem bystry i ułożony gosciu), drugi skończył i zamiast pójść na aplikacje to poszedł do pracy w jakimś para-korpo (do tego sam mówił, ze nie pasuje do tego bananowego towarzystwa), inna skończyła i robi jako zarobas w jakiejś kancelarii w stolicy - typowe „przynieś, wynieś, pozamiataj” (a jest z całkiem dobrego domu, chyba nawet ma prawników w rodzinie), inna skończyła i została lewicową aktywistką.

     

    Którą uczelnie wybierzesz, może mieć znaczenie tylko w jakiś topowych firmach. Bezpłatna wyższa edukacja jest jednak warta prawie tyle samo co każda inna, nie tak jak za granicą gdzie masz płatne szkoły.

     

    Ktos Ci dobrze napisał - wiedza akademicka i zawodowa to są dwie różne dziedziny. Jedna przyda Ci sie przy zdobywaniu tej drugiej, ale w niektórych przypadkach to tez nie jest reguła.

     

    Pozdro.

    • Like 2
  11. Godzinę temu, TomZy napisał(a):

    Przyjąłeś ekstremalne założenie. Co do green gianta, to polecam spróbować z glow drinkiem od ostrovita - https://ostrovit.com/pl/products/ostrovit-glow-drink-390-g-26771.html tylko kreatynę musiałbyś dodać. Jadę już prawie miesiąc na nim i powiedzmy pierwsze rezultaty już są. Poczekam jednak do pełnych 3 miesięcy z wyrokiem.

     

    Po prostu mój organizm musiał jakoś dziwnie zareagować, bo w pewnym momencie po prostu przestałem być głodny.

     

    Miałem taką "blokadę" kilka lat temu jak robiłem siłownie + dietę. W pewnym momencie czułem jakby moje jelita przestały pracować.

  12. Godzinę temu, TomZy napisał(a):

    Czy wprowadzałeś, któryś z elementów blueprint? Jeśli tak, to jak to oceniasz?

     

    Tak.

     

    Przez dłuższy czas chodziło za mną, żeby nie jeść mięsa, bo po prostu mi się przejadło. Postanowiłem sprawdzić ten protokół i zastosowałem dietę tegoż Pana.

     

    3-4 posiłki dziennie, dosyć wąskie okno żywieniowe (4h, bo pracuję w nocy). On stosuje dietę wegańską, ja wybrałem wegetariańską wersje.

     

    Po przebudzeniu piłem coś co nazywa "green giant":

    - 2 łyżki chlorelli

    - 20g peptydów kolagenowych

    - 2-3g kreatyny

    - 6-7g aminokwasów

    - cynamon

    - opcjonalnie dawałem trochę ashwaghandy

     

    Pierwszy posiłek to warzywna papka "super veggie":

    -250g brokułu

    -150g kalafiora

    -50g grzybów shitake

    -ząbek czosnku

    -3g imbiru

    -czarna soczewica

    -sok z limonki

    -ocet jabłkowy

    -oliwa z oliwek 

     

    Potem owocowy pudding "nutty pudding":

    - 70g mrożonych owoców leśnych

    - 20-35g odżywki białkowej (miałem "pea protein")

    - cynamon

    - 3 łyżki orzechów macadamia

    - 2 łyżeczki orzechów włoskich

    - czekolada (ja używałem ziaren kakaowca)

    - len

    - nasiona chia

    - orzech brazylijski

    - 100ml mleka roślinnego/orzechowego

    - 50ml soku z granatu

     

    Ostatni posiłek jaki jadłem to 150-200g pomidorów, kulka mozarelli light i 1 małe awokado. Do tego łyżka oliwy i zamiennik soli.

     

    Miałem zaplanowane (i obliczone) wszystko na miesiąc. Wytrzymałem tylko tydzień i do tego nabawiłem się jakiejś psychologicznej bariery przed w/w produktami.

     

    Dni 1-4 czułem się ŚWIETNIE, budziłem się wyspany, byłem pełem energii, czułem się niesamowicie lekko. Żeby nie było - smakowało mi to co jadłem. Lubię warzywa i owoce, a posiłki były dobrze zbalansowane. Łącznie wychodziło jakoś ponad 2000kcal. Nie miałem problemów z trawieniem - wypróżniałem się bez większego kłopotu. Oczywiście przez chlorelle (glony) - w kiblu było nieco zielono.

     

    Dnia 5-go musiałem w siebie wmuszać jedzenie - po prostu nie byłem głodny, czułem się pełny (aż do zakończenia testu) i nawet pijąc miałem problem, żeby mi się nie ulało.

     

    Dnia 6-go lub 7-go zrobiło mi się niedobrze i zwymiotowałem niedługo po wypiciu tego pierwszego "koktajlu".

     

    Potem chyba nie jadłem nic przez cały dzień lub też dopychałem się byle czym dla kalorii.

     

     

    Obecnie mam nieco uraz do w/w potraw. Tego Green Giant nie jestem w stanie już przełknąć, bo na samą myśl zbiera mi się na wymioty.

     

    • Like 1
    • Dzięki 1
  13. 22 godziny temu, Druid napisał(a):

    Wątpię by to przeszło przez Polski beton w sejmie, ale ciekawy pomysł.

     

    To już nie tyle przez Polski beton w sejmie, co przez Polski beton zwany społeczeństwem. Takie systemy buduje się od zera, a nie zmienia zastany.

     

    Co do służby zdrowia w JP, to nie narzekałem - wyleczyłem ok 10 zębów, w tym jeden kanałowo, za może niecałe 1000zł. Chodziłem na akupunkturę i płaciłem jakieś śmieszne pieniądze. W niektórych placówkach pierwsza wizyta była znacznie droższa od pozostałych, ale nie pamiętam dlaczego tak było, być może, aby być rentownym przez jednorazowych pacjentów.

  14. 24 minuty temu, Druid napisał(a):

    Trzeba znaleźc jakiś punkt środkowy, tylko jaki ?

    W każdym kraju służba zdrowia pochłania dużą część budżetu.

     

    Mi odpowiada system japoński - obowiązkowa składka ubezpieczenia (nawet dla bezrobotnych), którego wysokość zależy przede wszystkim od miejsca zamieszkania/prefektury. W moim przypadku było to coś około 5-7% miesięcznej pensji.

     

    Do tego częściowa refundacja usług medycznych - państwo pokrywa 70%, a pozostałą płaci pacjent za wykonaną usługę. Wymusza to w pewien sposób konkurencję na rynku, bo do słabych przychodni pacjencji nie będą tak chętnie chodzili. 

    • Like 3
  15. Czy jest czy nie, to oddzielny temat.

     

    Mnie tam tylko to bawi, że robi się z tego narodową fetę przy kuśtykającej służbie zdrowia, coś na zasadzie - "płacicie od chuja w składkach, a do tego co roku do puszeczki cyk! O, masz naklejkę!"

     

    Pomijam fakt narodowej amnestii, gdzie złotówka do puszki WOŚP czy 5-10zł na inne "pomagam.pl", wypełnia moralny obowiązek p0laga z kategorii "dobroczynność".

     

     

    • Like 4
    • Dzięki 1
  16. Zagadnienie jest bardzo ciekawe.

     

    Śledziłem przez trochę Bryana Johnsona i jego "Blueprint". Milioner, który inwestuje miliony w "odmłodzenie" swojego organizmu i spowolnienie procesu starzenia. Dla normików brzmi to jak kaprys bogacza, ale z drugiej strony - to wartościowe podwaliny do dalszych badań z tezą, że każdy organizm można odpowiednio nastroić, aby działał najwydajniej i najmniej destruktywnie.

     

    Chorób się nie uniknie.

    • Like 3
  17. 22 godziny temu, bernevek napisał(a):

    Zaznaczam, że nie oglądam pornoli, nie palę zioła i nie piję alko.

     Bo jesteś Emo, a Emo takich rzeczy nie robią...

     

     

     

    A tak na poważnie....

     

    Znam temat z autopsji, bo byłem w podobnym wieku, kiedy doznałem twardego odłączania od matrixa, t.j. weryfikacja rodziny. Byłem w trudnej sytuacji, nawet bardzo trudnej, bo byłem w obcym kraju i nie miałem żadnych znajomych - tylko praca, dziewczyna i dom. Rodzina (nieudaczników) nie potrafiła mi w żaden sposób pomóc. Nawet wesprzeć. Poczułem się, jakbym był jedynym z tej całej rodziny, który by myślał nieco szerzej o życiu, niż tylko "spać, pracować, żreć".

     

    Takie kryzysy egzystencjalne nachodzą mnie dosyć często. Taki przepływ świadomości, że kiedyś w końcu zniknę z tego świata. Czasami chciałoby się być takim prostym organizmem z przeciętnym celem w życiu. Ewentualnie bez celu, ale też być na tyle pasywnym, żeby go nie szukać. 

     

    Potem zacząłem sobie wmawiać, że to moja mocno przeciętna rodzina zapewniła mi taką egzystencjalną pustkę. Od pradziadków - prości robotnicy lub inni gówno-pracownicy. Zero hobby, zero pasji, zero zainteresowań. Jedyną osobą z jakimiś zainteresowaniami był mój dziadek, którego spotkałem z 10 razy w życiu. Kopnął w dupę moją babkę kilkadziesiąt lat wcześniej. Mój ojciec zamiast to jakoś pochłonąć, to wolał żyć jak typowy dzieciak w latach 70-tych z nieciekawego osiedla w małym mieście - podwórko, uciekanie ze szkoły i tak razem z innymi patusami.

    I właśnie ta myśl mnie powoli wyniszcza. Wyniszcza też moje kontakty z rodziną, które i tak wychodzą głównie ode mnie. Do babci trzeba zadzwonić, bo babcia to nie potrafi wykręcić numeru, żeby zapytać się czy i jak żyjesz. Stary kontaktuje się ze mną tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje, zwykle jakiejś porady/informacji. Matka to samo. Kijowe uczucie, gdy zamiast czuć się jak czyjeś dziecko - czyli mieć kogoś do wzorowania się na tej osobie, ewentualnie widzieć jakiś sens istnienia, to czujesz się jak mentor dla swoich rodziców. Tak jakbym tylko ja miał wyłączność na myślenie.

     

    Myślę, że w moim przypadku pomoże totalna odcinka od pozostałych członków rodziny. Taki emocjonalny detox. Przebywanie gdzieś daleko na świecie i odkrywanie samego siebie. Jakby nie patrzeć, podróże solo cieszą mnie najbardziej - to takie uczucie wolności i niezależności.

     

    To naprawdę interesujący temat, bo okraszony naszą polską kulturą przeciętności - sporo dzieci, które widzą świat nieco inaczej (szerzej) jest normalizowanych przez przeciętnych rodziców. Rodziny się nie wybiera, ale niestety nie zawsze można znaleźć w niej coś dobrego.

    • Like 1
    • Dzięki 2
  18. To chyba jest najlepszy temat Tajskiego. Do tego najważniejszy, bo ukazuje pewne destruktywne sytuacje.

     

    Tajski - jeśli w TAJLANDII laski się na Ciebie wypinają i nie masz matchy na głupim tinderze, a to jest bardzo, ale to bardzo złe. Obawiam się, że wpadniesz (o ile już nie wpadłeś) w jakąś melancholijną spiralę blackpillowca. Może pora solidnie ogarnąć ED i lookmaxx, bo w Japonii szybko zatęsknisz za Tajlandią. To totalnie inny klimat i inny dostęp do kobiet. Ponadto, jeśli Tajki robiły Ci mętlik w głowie przez nielogiczne zachowanie, to Japonki grają w szachy 4D i piszę to jako ktoś kto tam mieszkał, miał kontakt z Japończykami w różnym wieku i do tego był w związku z jedną. 

     

    Bracia od lat Ci piszą co jest nie tak, ale temat postępuję, bo wydaje mi się, że będąc w dupie już zacząłeś się w niej urządzać. Może przed Japonią pomieszkaj trochę w PL? Ogarnij zdrowie i wtedy zrób wyjebkę.

    • Like 1
  19. Są muzułmanie i są muzułmanie. Pewnie każda religia ma swój radykalny odłam, który wielkimi butami spycha jakiekolwiek inne prawo.

     

    W Indonezji są rejony z ultra radykałami, ale obcokrajowiec ze zdrowym rozsądkiem tam nie pojedzie. Poza tym to wiochy i dawne miasta kolonialne.

     

    Jakarta, Yogya, Bandung, Surabaya czy nawet Bali - taki Islam, że bez większej gimnastyki sobie ogarniesz alkohol, a od spotkania do konsumpcji relacji mija może godzina (na jedzenie i dojazd).

     

    Szansa, że trafisz na pańcię, która jest radykałem religijnym jest znikoma, bo przez jej radykalizm możesz nawet nie być w jakimś sąsiedztwie, a co dopiero w jej kręgu zainteresowań.

  20. 21 godzin temu, Libertyn napisał(a):

    Tu dużo zależy od rodziców

     

    Owszem, ale w kraju, gdzie prawie 90% to muzułmanie - presja jest nie tylko ze strony rodziny.

     

    Z resztą, religia jak każda - u nas niby katoliczki, a do ślubu trzymają tylko te najbardziej gorliwe. Z drugiej strony, czasami te najbardziej świętojebliwe są najlepsze ;) 

    • Like 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.