Skocz do zawartości

Rybecki

Użytkownik
  • Postów

    36
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Rybecki

  1. @azagoth za sam czas, jaki poświęciłeś na ten post masz u mnie dożywotni props dziękuję. mam screeny rozmów, wideo, audio. Całkiem niezła artyleria jak sądzę, na pewno się nada. Po ptakach, mam audio, a sytuacja miała miejsce w wakacje - zamiast zrobić to od razu, poszedłem ochłonąć... Dramat. Jest pierdolnięta, ale nie wpakuje mnie w nic, bo liczy na pieniążek Nie ufam im i nie mam z nimi kontaktu. Przyjeżdżam, biorę młodego i tyle. Staram się ich nawet nie spotkać. Ale racja, słuszna uwaga. Na to będzie dyktafon. Nie nienawidzę jej. Wiem, że jest chora. O małego póki co dba i to bardzo dobrze. Ale fakt, boję się, że kiedyś może i do niego wystrzelić... Dowiadywałem się coś niecoś w tej sprawie, ale na dobrą sprawę nikt nie dał mi gwarancji, że moje działania się powiodą. Dzięki @bernevek , na to też mam pewne patenty. Panowie sprawa jest taka, że ja mam na nią po prostu wyjebane. Problem w tym, że jej psychika odezwie się znów, jak kiedyś dowie się, że kogoś mam. To typowy pies ogronika - jesteś szczęśliwy z inną? Zrobię ci piekło z życia. A ona doskonale wie, że tym piekłem będzie próba, podkreślam, próba ograniczania mi kontaktu z synem. Co do lekarza... serio, myślałem o tym. Z nią problem był taki, że ona fantastycznie grała - zdrową, uśmiechniętą dziewczynę. Problemy wychodziły potem. Dlaczego do niej wróciłem? Miałem problem ze zbyt dobrym sercem dla innych ludzi i wiarą w możliwość ich zmiany. Teraz z kolei jest na odwrót. Myślę, że to wpieprzyło mnie na minę. Jutro jadę zobaczyć Juniora i ciekaw jestem, jaka będzie reakcja. Raz jeszcze - serdeczne dzięki! Jesteście genialni, a rejestracja tutaj była jedną z moich lepszych decyzji ostatnio Piątka! Wszystkiego dobrego!
  2. Słowo klucz dla mnie. Zapaliłeś mi lampkę dowiem się kiedy i gdzie, będę!
  3. Masz rację, tak robię (dyktafon w telefonie świetnie się sprawdza) A na to nie wpadłem, nie wiem, czy chcieliby stawać przeciw niej, ale to naprawdę niegłupi pomysł. Dzięki!
  4. Święte słowa, a nie ukrywam, że byłem w stanach, gdzie myślałem o pożegnaniu się z tym światem. To druga kwestia. Złamałem się wcześniej tylko i wyłącznie ze względu na syna. Miałem gdzieś tam w głowie, ze może się jakoś ułoży... Oczywiście, że się nie ułożyło. Apropo powrotu, tak jak wspomniałem - nie ma szans, ktoś o to dba ( i o tym kimś poruszę niedługo nowy temat, zachęcam do obserwowania) Czuję, że muszę Was wszystkich zaprosić na wódkę!
  5. @sargon @karhu @Taboo Dzięki Bracia za dobre słowa! Nawet nie wiecie, ile takie słowa dla mnie znaczą. Zgadza się, chociaż tyle, że nie jesteśmy po ślubie. Zgadza się, na całe szczęście mam u boku kogoś bardzo cierpliwego, kto mega mi w tej sytuacji pomaga I tak robię, mam już całkiem ciekawe dowody na nią. Czekam na odpowiedni moment i zostaną wykorzystane. Wszystkiego dobrego dla Was! Dzięki @Still ! Zgadza się, czytałem i nawet wystawiłem jej tą diagnozę;)
  6. @Orybazy dziękuję! Tak byłoby idealnie, ale to, biorąc pod uwagę polskie sądy, nigdy nie nastąpi Dzięki Panowie za dobre słowa, nie spodziewałem się takiej reakcji. Piątka dla Was wszystkich!
  7. Moim zdaniem facet uznał, że skoro nosisz pierścionek i mówisz o wyjazdach z nim, to coś jest na rzeczy. Dorwij go i wytłumacz sytuację, a może coś z tego będzie Powodzenia,
  8. Dzięki @Mattmi doceniam. Paradoksalnie spokojnijeszy stałem się przy niej. Pozdrawiam!
  9. Witam! Na forum wpadłem po poleceniu przez kumpla. Przeczytałem kilka Waszych historii, więc i podziele się moją - ku przestrodze i motywacji Otóż moja "przygoda" zaczęła się kilka lat temu. Poznałem 2 lata starszą laskę, na początku jak wiadomo, bylo zajebiście. Super spędzało się czas, lubimy te same rzecz, zajebisty seks. Po jakimś czasie postanowiliśmy ze sobą zamieszkać (oboje byliśmy wtedy na studiach), lecz po niecałym roku wspólnego mieszkania rozeszliśmy się - poza jakimiś gówno kłotniami mieliśmy jedną, gdzie zrobiła mi scenę na środku rynku. Wrociliśmy z miasta oddzielnie, mimo, że prosiłem na mega wkurwieniu, by jechała ze mną. Wróciła do domu 10 min po mnie, twierdzać, że typ próbował ją zgwałcić po domem (o zgrozo!), więc lekko wcięty i wkurwiony wyleciałem pod blok, szukając go. Gościa nie było, podobnie jak i całej sytuacji, a ona przez pół nocy truła mi dupę o nic. Widząc, że ją ignoruję, wpadłą w taki szał, że zaczęła mnie napieprzać tym, co jej w ręce wpadło. Nad ranem spakowałem się i mimo jej próśb, wyjechałem i tak zakończyliśmy pierwszy, niestety nie ostatni, rozdział tej tragedii. Kolejny rozdział zaczął się, gdy zmieniłem miejsce zamieszkania (inne miasto, znane jako stolica Polski). Nie wiem skąd, ale jakiś tam kontakt między nami był, więc wpadła ze dwa razy na pukanko (w tamtych czasach było naprawdę dobre). Potem cisza, każde żyło swoim życiem. Aż do pieprzonego momentu, gdy rok później, zwiedziony nie wiem czym, napisałem do niej i złapaliśmy kontakt na nowo. Pare miesięcy później mieszkała już ze mną, normalnie never ending story. Dwa lata temu dowiedzieliśmy się, że możemy odkładać na wózek. Załamka, płacz, ale po chwili myślę chuj, może to ten czas, żeby spiąć dupę? Ciąża przebiegła nawet spokojnie - jedna czy dwie spiny, ale ze względu na zdrowie potomka starałem się zwalczać w sobie wszystko. Urodził się, wielkie szczęście i krzyż nad naszym "związkiem". Zero uczuć, zero dobrego traktowania. Byłem skarbonką, która miała jebać na byt rodziny, a wieczorem zmagać się z jej histeriami. Sytucja była coraz gorsza, doszedłem do momentu gdzie przestałem w ogóle o cokolwiek pytać, negować, krytykować, bo był wybuch agresji, automatycznie. Nagle luty tego roku, ona jedzie z młodym do domu, bo będzie miał szczepienia. Mówię ok jasne, przyjadę za tydzień. W trakcie oczywiście wynikła kłotnia i ona po tygodniu, że do mnie nie wraca. Czemu? Bo nie. I chuj. Przez 4 miesiące widywałem synka (którego, dla ścisłości, kocham ponad wszystko) co dwa tygodnie. Oczywiście było pierdolenie, zgrzytanie, że jestem taki a taki, że nie płacę, cała jej rodzina wiedziała jaki zły jestem. Nadmienię, że zostawiła mnie z czynszem wynajmowanego mieszkania, rachunkami, opłatami za auto, zakupami na życie. Nie zarabiam 10k/msc, więc sytuacja była bardzo ciezka. Po 4 miesiacach powrót - całe wakacje razem, przed urlopem, po raz 40 od tamtego czasu, robiła wszystko żeby wyprowadzić mnie z równowagi - potrafiłą przypierdolić się o to, że dywan był 20 cm nie w te stronę, albo że wróciłem do domu 15 min później, niż wczoraj... Wkurwiała mnie pół godziny do momentu aż zobaczyła, że paruje z wkurwienia - wtedy zrobiła najgorsze, co się wtedy da zrobić, czyli zaczęła się śmiać. Jakimś cudem zapanowałem nad sobą, ale było zajebiście ciężko. Pojechaliśmy na wyczekany urlop, a po nim... znów wyjazd do rodzinnego miasta i znów brak powrotu. I teraz ja, 26 letni gość, który ledwo wiąże to wszystko i ledwo trzyma to w kupie - praca 9-17, powrót, zabawa z młodym, wieczorem siedzenie z nią, a gdy poszła spać - nauka, zero czasu dla siebie - zostaję sam, jako ten zły, jak ojciec, który nie interesuje się dzieckiem, a ona wielce samotna matka, którą zostawił tyran. Przez cały czas, gdy ze mną była - zero seksu, zero uczuć, 100% fokus na dziecku. Ja byłem tylko bankomatem płacącym za rachunki. No i przechodzimy do epogeum, które przekreśliło wszystko. Kazała mi przywieźć wszystkie ich rzeczy, co też uczyniłem. Był to dzień mojego spotkania z synem, więc zabrałem tyle, ile w auto weszło i jazda. Wchodzę do nich i już na start - "dlaczego nas gnoju zostawiłeś? Już masz inną? Jesteś zwykłą, męską dziwką! Tylko na jebaniu ci zależy, a gdzie w twoim zyciu my?" Miałem wtedy nastawienie zupełnie spokojne i pokojowe - ona drze pizdę, ja ze stoickim spokojem jej tłumaczę. Po zgnojeniu jak pies wziąłem młodego i na spacer. Wracam, mówię zapraszam na dół, wezmiesz troche rzeczy z auta. I teraz najciekawsze. Schodzi, stoimy na parkingu przy moim aucie, obok synek. 10 m dalej na ławce 4 jej sąsiadów z osiedla. Ta wykręca mi scenę, że mam jej płacić, że jestem najgroszym ojcem i ma mnie za nic. Gnoi mnie na tym jebanym parkingu, a ja zupełnie niewzruszony stoję i nic. Nagle wyciągam telefon - mówie dobra, będę to nagrywał, przyda się w sądzie. Ta zaczyna wyrywać mi telefon z ręki, prawie go upuściłem, ale by tego nie zrobić, oderwałem jej łapę i odepchnąłem od siebie. I w tym momencie ta mi strzał w twarz. Ja szok, ale zagrzałem się potwornie. Czekała na reakcję, spoglądając się na sąsiadów na ławce - jeśli oddam, to zacznie drzeć pizde i chłopaczki przyjdą jej pomóc dosłownie tak to wyglądało. Sąsiedzi oczywiście się patrzą, bo kręci aferę jak jebnięta, ale żaden nie zaregował (i dobrze, bo byłem tak wkuriony, że mogłem się trzaskać z całą czwórką). Widząc, że nie zaregowałem, zaczęłą ryczeć (cały czas wszystko nagrywam, a młody to widzi - 1.5 roku). Na środku parking skuliła się i ryczy, że to ją przerasta i takie pierdolenie. Wziąłem Juniora pod pachę, trochę rzecy z auta i do mieszkania. Tam mnie przeprasza, że ona żałuje, że ona chce ze mną być. Dyplomatycznie kazałem jej wypierdalać. Były w międzyczasie jakieś rozmowy, grożenie wielkimi alimentami, nazywanie mnie tak czy inaczej. Mam też nagranie, jak wystartowała na mnie z nożem a to akurat było chwilę przed urlopem. Dziś, po paru tygodniach bez niej czuję, jak odżywam. Wszystko, ale uwierzcie mi, że wszystko, zaczęło się układać. A syna widuje co dwa tygodnie. Jaki z tego morał? Wysyłać baby na badania psychiatryczne przed jakimkolwiek związkiem To napisałem ja, Rybecki, lat 26, informatyk, programista amator ze stolicy. Pozdrawiam wszystkich, mam nadzieję, że nie mieliście takich ekscesów jak ja Piątka!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.