Skocz do zawartości

montechristo

Użytkownik
  • Postów

    16
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez montechristo

  1. z mojego życia :

     

    kobieta - koło 40ki -  praca w spożywczym,  na cały etat, w przedszkolu  na 1/2   i 5/8 etatu, kilka lat bezrobotna,  prawko zrobione ale sie boi jeżdzić,  nie umie pływać,  nie zna języków,  wykształcenie typu ...logia

    zero sportu, trzymanie  diety to okres 2 dni - potem powrót do starych nawyków,  nadwaga,  kiedyś jak się zabierałem za nią fajna laska, teraz bulldozer,  zero wsparcia - nie zarabia, nie możesz z nią nic zaplanować, 

    sam musiałem ze swoich kupić dom i mieszkanie,  w którym mieszkamy, na plus to udało jej się urodzić syna którym się zajmuje 3 ci rok.....podczas gdy znajomi po roku oddali do złobka i poszli do pracy,  w domu mimo że nie ma pracy to rzadko posprzątane, cały czas na telefonie albo laptopie, ....

  2. W dniu 18.06.2020 o 09:37, kamil221 napisał:

    Postaram się odpowiedzieć bazując na moim doświadczeniu w związku. Da się, do pewnego czasu. Tak w skrócie to jestem z jedną kobietą od 8 lat i to co wspomniałeś: "zaufanie, dzielenie się dniem, problemami i wspólne im radzenie" pozwoliło mi z nią być tyle lat. To nas połączyło, szkopuł w tym, że ja na nią od początku leciałem pod kątem seksualnym i romantycznym, a ona tylko romantycznym. Jeśli nie ma zaburzeń i jesteś hetero to po prostu chce się bzykać i ja tak miałem. Przyzwyczaiłem się do tego stanu rzeczy, że seksu nie było i tak w tym tkwiłem, przyzwyczaiłem się do niej gloryfikując te wszystkie zalety płynące z tego związku i to robię do dziś. Tylko obok tego pojawiała się frustracja, która spowodowała, że zacząłem się nad tym wszystkim zastanawiać, czy to nie jest chory związek (przynajmniej dla mnie). Skończyłem na terapii dla par, szukam różnych możliwości na poprawę tego stanu rzeczy, bo wiem że to nie będzie działać w nieskończoność z mojej strony. Tak jak wspomniał @Chris82, brak normalnej relacji seksualnej u osoby, która ma naturalne potrzeby ryje beret i podkopuje samoocenę co prowadzi do zwykłego wkurwienia, kłótni itd. 

     

    Moja historia o której możesz przeczytać w osobnym związku może dać Ci światło na to jak seks jest ważny i że prędzej czy później bomba seksualna wybuchnie. Nieważne czy jest to bomba męska czy żeńska, bo czy kobieta czy facet hetero, bez zaburzeń ma potrzeby i chce je realizować. Można sobie poczytać różne wątki w necie na temat "Żon aseksualnych mężczyzn", jak bardzo cierpią, zdradzają etc.

     

    Nie mi jest Cie diagnozować, ale twój opis na temat podejścia do seksu może świadczyć o tym, że jesteś aseksualny. Polecam Ci książkę o aseksualności: "Aseksualność. Czwarta orientacja". Sporo możesz się tam dowiedzieć analizując historie Panów o podobnych wątpliwościach. Na początek jednak powinieneś udać się na badania podstawowych hormonów: testosteron, estradiol, tsh, lh. Wizyta u seksuologa pewnie też wskazana natomiast musi być to dobry seksuolog, a nie NFZowski, który o aseksualizmie wie tyle ile ja o graniu na fortepianie. 

     

    Niekoniecznie. Termin jest bardzo nowy, który z automatu każdy facet nie mający normalnych potrzeb odrzuca ze względu na presję otoczenia, normy przyjęte w społeczeństwie itd. itp. Przez co statystyki w tym temacie są totalnie niemiarodajne aczkolwiek szacuje się, że aseksualne jest 1% społeczeństwa czyli wg mnie całkiem sporo.

    Ja podobnie kolego, pisałem jak lata za granicą musiałem spędzać sam, a bezrobotna siedziała w PL  i goowno zrobiła ani kursów ani szkoły NIC.  Do tego sie roztyła, z tym że tak mnie zawiodła że nawet jakby była księżniczką to nie wiem czy chciałbym ją tknąć.  Psychika nie pozwala. Trwamy tak na razie bo jest dziecko,  Później zobaczymy.  Wku..wia to że my musimy dbać o siebie  trenować,  zarabiać,  wysławiać się ,ciągnąć rozmowę

    a szon jeden z drugim zarzuci tapete dupą zakręci  i ma kogoś od ręki.  Zanim nie zaczniemy myśleć i wymagać to tak będzie. 

    Sam mam w domu takiego mima, jak nie zaczniesz tematu to się nie odezwie,  jak byłem na wyjeździe to zawsze ja dzwoniłem,  raz przetrzymałem miesiąc i sam pękłem , zadzwoniłem.  Ogólnie to babsztyle płytkie są, brałem ją bo wyglądała, mogłem patrzeć  na jej matkę - 130 kg... córka  idzie w tym kierunku. 

  3. 6 minut temu, somsiad napisał:

     

    Ogólnie bardzo ciekawe przemyślenia @absolutarianin

    Jednak należało by uścliślić parę rzeczy - porównujmy jabłka do jabłek i pomarańcze do pomarańczy. Zurych do Warszawy lub zadupie do zadupia.

    • Z pracą zdalną jest taki problem, że w niektórych krajach np. Niemcy, Szwajcaria wciąż jest pod tym względem totalny beton. U mnie w robocie nie było mowy o jakiejkolwiek pracy zdalnej choćby jeden dzień w tygodniu, nie bo nie, dopiero sytuacja z pandemią pokazała, że można. Mam nadzieję, że to początek większych zmian.
    • Mieszkanie w mniejszej wiosce to także większe ryzyko konserwatywnych, wrogo nastawionych do emigrantów miejsciowych. W przypadku Szwajcarii czy północy Włoch dodatkowo mówiących swoim nikomu szerzej nieznanym dialektem :D.  Dodatkowo w mniejszych wiochach często mają miejsce jakieś trwające od dawna układy i może być ciężko wejść z jakimiś nowym biznesem. Nie mówiąc już o tym, że może nie być komu sprzedawać swoich usług/towarów (może napiszesz w osobnym wątku coś jako praktyk w tym temacie?
    • Nie powinno to być najważniejsze, ale jeśli komuś zależy na jakiś relacjach z kobietami to znowu łatwiej będzie w większym ośrodku miejskim.

     

    Jesteś pewny? Gdzieś w 2015 jak jeszcze pracowałem w Polsce junior w Intelu dostawał około 5tyś na rękę.  Obecnie te róznice (uściślając: w branży IT) pomiędzy zachodnią europą i Polską są już marginalne zakładając, że chcesz żyć jak człowiek czyli i tu i tu wynająć jakieś mieszkanie. Oczywiście IT jest znaczącą anomalią na Polskim rynku pracy chyba w jakiejkolwiek innej branży  jedyna rada dla ambitnych to niestety spierdalać.

     

    Branża naftowa/transport morski czy może coś innego?

     

    baza wojskowa ogólnie monterka i spawanie, inst. rurowe, fajna robótka

    • Like 1
  4. W dniu 22.05.2020 o 09:52, Shit test odbiłem rozwodem napisał:

    Cześć pierwsza - stan obecny / otoczenie

    (Postaram się nie uskuteczniać wodolejstwa a raczej upcham fakty w jakiejś chronologii, żeby Was tu nie zanudzić telenowelą)

     

    Staż znajomości 10 lat, od kilku w małżeństwie. Roczna dzidzia. Diametralna różnica osobowości, temperamentu i potrzeb. Żoneczka w dużym skrócie, 10 lat młodsza, piękna dupeczka (wciąż jest ładna ale zaczęła się zapuszczać) brałem jako nastolatkę z małej wioski. Założenie proste ja jestem typem wojownika, zdobywcy i pielęgnuję te cechy w sobie od wielu, wielu lat a Pani docelowo miała być zblatowana i była, grzecznie wywiązywać się z przeze mnie wyobrażanych norm. I wiecie co? Wszystko pięknie grało dopóki nie pojawiła się dzidzia. Dom wybranki poprawny, matka nosi spodnie, tato i brat pantofel. Pani w zaokrągleniu bardzo przeciętnie elokwentna co kiedyś mi absolutnie nie przeszkadzało, teraz znacznie bardziej. Dbam o ramę, jeśli chodzi o zasoby są tak ulokowane, że Szanowna nie ma szans powąchać centa bez mojej zgody, no jak się uprze to może mi trochę gruntów dziabnąć ale to do przeżycia także pole do popisu mam znacznie większe.

     

    Cześć druga - krótko o historii

    Zawsze była dla mnie supportem. Zawsze byłem nr 1 i czułem to oparcie, takie wiecie w doli i niedoli, nie będę przytaczał przykładów, żeby nie demaskować za bardzo z opisu. Generalnie zeżarliśmy beczkę soli i cały czas kobita murem za mną (sądy, prawo, interesy, regularny rock`n`roll czasem się sobie dziwię że nie pierdolnąłem wtedy na zawał) Z czasem ustabilizowałem swoje życie bo też jazda bez trzymanki przestała mnie bawić a zaczęła męczyć. Stres zwłaszcza.

    Jeśli chodzi o nas to regularnie balowaliśmy, pijackie maratony u znajomych, wyjazdy po Polsce, ganialiśmy po górach a za prowiant na cały dzień służył browar. 30 kilo po Tatrach za dnia? Luz, ogarnialiśmy. Lataliśmy wspólnie na moto i generalnie wspólne aktywności wychodziły w zasadzie samoistnie. Seks był jaki był, mógłbym rzec że przeciętny ale ujdzie. Czasem jakiś plenerowy bzyk co prawda bardzo rzadko ale coś tam się działo. Można powiedzieć, że w zasadzie 8 lat to jechaliśmy tryb hulaj dusza.

     

    Część trzecia - jak do cholery wpadliśmy w rutynę...

    Przyszedł dzień, że moja oznajmiła mi że jest w ciąży. Minę miała jakby jej ktoś nasrał na łeb, po dziś dzień mam ten obrazek przed oczami. Ja się prawie posrałem w gacie i bynajmniej nie ze szczęścia tylko z przerażenia. Przytuliłem laskę i mówię, no to kurwa gratulacje mamusiu :) Nie czekając oznajmiliśmy to wszystkim wokół. No to sobie pomyślałem czas ogarnąć kwadrat i jakiem pomyślał tak też zrobiłem. Zacząłem zaginać jeszcze więcej. W między czasie dzidzia przyszła na świat, babcia pomagała a ja zakończyłem temat mieszkania i się wprowadziliśmy. No i się coś niepozornie zaczęło - matrix się zaczął wywalać...

     

    Część czwarta - zarzewie konfliktu

    Wjechaliśmy na mieszkanko miło i przyjemnie. Śniadanka obiadki, czasem ja czasem ona, dzidzia płacze, śpi, nie śpi, zabawa, ja pracuję głównie z domu i jakoś tak niepostrzeżenie wkradła się rutyna. Laska zaczęła żyć jakimś własnym wyobrażeniem życia, że mam być najcudowniejszym ojcem i cały czas poświęcać dzidzi co zaczęło się dość szybko przekładać na brak współżycia no i w kilka miesięcy wystarczyło żeby mnie wkurwić do białego. Podsumowując dlaczego, to od razu Wam odpowiem. Lenistwo, moja baba jeśli z czegoś nie czerpie frajdy to żyje za karę. Kumacie? No joy no life no fun. I tak z dziecka zrobiła sobie karę za życia przy okazji dopierdalając się do mnie. Żeby była jasność niewerbalnie bo bym od razu zrównał z ziemią i przypomniał o miejscu w szeregu więc użyła świadomie bądź nie narzędzia no fuck.

     

    Część piąta - wojna bez awantur

    Nie będę żebrał o kość. Nie pasuje? Jedź przemyśl sprawy poza domem, najlepiej u mamusi. No chat, no talk. Zainteresowałem się dość szybko tematyką bo podświadomie czułem, że nie ma w tym ani grama mojej winy. Więc co się stało że się zesrało? Co ciekawe małża żąda ode mnie zmian, ale najweselsze w tym wszystkim jest to, że sama tak naprawdę nie wie czego chce, albo wie ale nie potrafi lub boi się wyartykułować. Wygląda to jak choroba psychiczna albo jakaś schizofrenia. Biorąc powyższe za omen przeniosłem całość na korespondencję, którą jak kiedyś obrobię załączę. Czytając braci zauważyłem jedną gównianą prawidłowość. Dyskusja z babą nie ma sensu: logika vs emocje nie ma racji bytu. Emocje się ulatniają a emocjami z logiki robi się kurwę. Natomiast zapis konwersacji ma moc niewspółmiernie większą. Pisząc facet zapomina o emocjach a skupia się na logice i faktach. W ten sposób wytrącasz emocjonalny nóż z ręki psychopaty. Natomiast emocje pisane wypisywane przez babę to jest jak napierdalanka dzieci w przedszkolu - śmieszne, żałosne ale i nic nie wnoszące.

     

    Część szósta - w oczekiwaniu na epilog

    Rozegrałem sprawę tak, że postawiłem definitywne ultimatum, co też bracia w powitalni doradzili (nie zabijaj od razu) Nie jakieś kurewskie tylko partnerskie. Wypunktowałem kolejno czego oczekuje po partnerstwie i pozostawiłem wyłącznie opcję w lewo albo w prawo bez pola do dalszej durnej pyskówki.

     

    - Stanowisz dla mnie oparcie jak kiedyś i dajesz mi motywację

    - Pełnisz obowiązki żony, partnerki i matki - kolejność nieprzypadkowa
    - Nie używasz emocji do szantażu, znęcania psychicznego pod żadnym pozorem, do tego służy rozmowa
    - Nie pogrywasz seksem (dam nie dam),
    - Bez gadania ile powinienem pracować
    - Masz cieszyć się życiem, być empatyczną i dbać o mir domowy
    - Przestaniesz robić wieczną aferę z tego powodu że masz dziecko i przestaniesz stawiać się w kategorii ofiary
    - Zaczynasz dbać o siebie na zewnątrz i wewnątrz
    - Szukasz roboty aż do skutku

     

    Jeśli zaakceptuje to próbujemy się poukładać, nie zaakceptuje rozwód. Jakby ktoś pytał o nick to stąd właśnie się wzięło "shit test odbiłem rozwodem"

     

    Podsumowanie.

    Paradoksem całej tej sytuacji jest to, że laska próbowała coś wywalczyć a efekt jest taki, że to ja jej wywaliłem kawę na ławę i teraz to ona na własne życzenie ma twardy orzech do zgryzienia. Tak się kończy szlaban na pizdę. Szczerze to szybko złamałem swoją psychę i mam wywalone na nią na potomka i wszystko co kojarzy mi się z nią. Rodzina mi jeździ po łbie jaki to ze mnie itp. Co począć... wojna to nie piaskownica.  


     

    brawo mistrzu, ja na razie muszę udawać, 

    pani po ciąży się roztyła  i nie dba o siebie,  ja prosiłem kilka razy, nie ma  odezwy więc mam to gdzieś,

    dupy da ale mnie już nie kręci przy tej tuszy więc nie ma ssania pałki, więc kilka lat i out. 

     

     

     

     

  5. W dniu 2.04.2020 o 15:01, Stefan Batory napisał:

    Dotyczy to nie tylko mężczyzn. Znam parę pielęgniarek, które jeżdziły do pracy za granicę, aby uzbierać na własny kwadrat. Ja wybrałem tą samą drogę (lata temu) jak Ty.  Bardzo szybko uzbierałem na własne mieszkanie. Nie wydawałem przez ten czas ani grosza. Wszystko dla frontu! Da się.

    ja tak samo kolego, dom jest,  kawalerka  również,  teraz zbieram na M2 w 3city,  za tydzien jade na kontrakt do brazylii jako prac. fizyczny, mimo że jestem inżynierem z uprawnieniami.  8k € za miesiąc piechotą nie chodzi a w PL  jest to nieosiągalne. 

    • Dzięki 1
  6. podobnego gościa spotkałem na budowie w Zurychu. 

    Pochodzi z Dominikany, gdzie ojciec Szwajcarki budował hotele, on był jakimś tam pomocnikiem. 

    Zapoznali się, zalał formę i dzisiaj jest Szwajcarem, tatuś kupił im mieszkanie  w Zuri, i wychowują sobie 3 murzynków. 

     

    Podobno, jak mówił,  to czasami podchodzą do niego na ulicy jacyś ludzie i pytają czy nie jest modelem,

    jak idzie do baru  to kobiety same go do tańca proszą,  i białe i czarne. 

    Ogólnie spoko gość, nawet na robocie się nie stresował,  pełen luz, zawsze uśmiechnięty. 

     

    Możesz się urodzić biedny ale jak masz geny to dojdziesz do czegoś. 

    Jak wyglądasz jak zwykły Janusz, taki avarage Joe, to walczysz sam. 

    • Like 1
  7. ja sdoszlifowuje ruski  i hiszpański, myślałem nad japońskim bo troche zwrotów znam - nazwy rzutów z judo  i  uderzenia z karate.  Kiedyś chciałbym ich odwiedzić.

    Jednakże uważam że dla tych którzy planują podbić Europę to niemiecki się przyda, później angielski. 

  8. W dniu 31.12.2019 o 16:08, Sundance Kid napisał:

     

    Autor pisze, że jego kobieta to stworzenie pozbawione ambicji życiowych i bezwartościowe intelektualnie oraz charakterologicznie.

    Ale: popatrzmy na to, co o niej sam pisze. Laska jest z robotniczej, niezamożnej rodziny. Zerowy kapitał kulturowy, zero wzorców.

    A mimo to - zrobiła studia, znazła prace - może i kiepską, może i na niepełny etat, ale umysłową, a nie fizyczną, jak rodzice. Dała radę wyjść z ambicjami o wiele wyżej, aniżeli to wynikałoby z jej doświadczeń rodzinnych. Ona po prostu nie wie, że można JESZCZE więcej wymagać od siebie - bo i tak osiągnęła dużo więcej, niż ją w domu nauczono. Przykładanie do niej miary takiej samej, jaką by się przykładało do laski z dobrej, zamożnej, wykształconej rodziny jest nieporozumieniem.

     

    Dalej: "obecnie od 2 lat bez pracy wychowując potomstwo". Robi jej zarzut z tego, że chce się dobrze opiekować małym dzieckiem, które było - jak pisze - jego pomysłem, a nie jej?

     

    Co jeszcze o niej autor pisze? Ano że nie chciała na jego koszt jechać za granicę, mimo że oferował jej coś takiego. No to tylko się chwali, że kobieta zamiast z radością potrwonić kasę naszego kolegi na swoje zachcianki - wykazała się rozumem. Kolega narzeka, że nie dołożyła się do sfinansowania budowy domu - a miała z czego? Serio te jej zarobki na niepełnym urzędniczym etacie na to pozwalały?

     

    Co mamy dalej? Że nie naciskała na dziecko, to był jego pomysł.

    Że akceptuje to, że pieniądze w związku nie są wspólne, tylko każdy sam się dokłada.

    Że seks i owszem, tylko koledze się przestała podobać.

    Że miła, wyrozumiała i się nie awanturuje. Że rodzinna.

    No horror, tak mi strasznie kolegi żal, straszna megiera mu się trafiła ... ?

     

    Kolego tutaj masz rację - wyszła wyżej od swoich rodziców. 

    Jednakże diabeł tkwi w szczegółach  - można skończyć studia human. na powiatowej  uczelni, a można i SGH w stolicy.  Jak potem się życie układa - każdy wie. 

    Jednak ludzie "sukcesu"  nie kończą na studiach - zawsze po drodze  dorabia się podyplomówkę, jakieś kursy  i szkolenia ,gołe studia wg mnie to przeżytek  - człowiek uczy się całe życie.  

     

    Wychowanie potomstwa - nie znam, nie wiem ile de facto powinno trwać,  opinię zaczerpnąłem od rodziny i znajomych - moja siostra - rok w domu z dzieckiem  i z powrotem do roboty, kuzynka to samo, 

    żona kolegi również,   więc wydaje mi się że 2 lata  to trochę  długo.  Dla mnie  to  i tak nie gra roli bowiem nie mamy wspólnych celów finansowych, więc czy pójdzie teraz czy  za 20 lat do pracy - nic nie zmienia.

     

    Opłacony przyjazd za granicę - nie skorzystała  i dzięki temu zaoszczędziłem .............. hm... czyżby.  Sam bez kobiety,  po przyjeździe mogłaby pracować - i zostać współwłaścicielem domu, gorące obiadki - no nie wiem, ja raczej oceniam tę decyzję negatywnie również w wymiarze finansowym.  Właśnie dlatego nie mogła dołożyć się do finansowania budowy  - bo nie miała zarobków dostępnych za granicą. 

     

    Owszem   dziecko  było moją  decyzją. 

    Pieniądze nie są wspólne - owszem - umiem liczyć.  Po pierwsze to pewnego rodzaju kara  za olanie mnie  i moich celów, nie chciała wspólnie budować  to dlaczego mamy teraz mieć wspólne konto?

    Poza tym  - czy kolega się zgodzi na wspólnotę  przy stos. zarobków 10:1 na swoją korzyść?

    Seks wydaje mi się że dostępny - czy kolega posuwa 100-kilowe babochłopy? wątpię.

    Miła i już nie tak wyrozumiała, nie awanturuje się.......  Czy kolega zaakceptowałby  wrzeszczącego ogra w swoim własnym domu? Wydaje mi się że raz , dwa może i tak. A później pewnie na bruk.

    Horroru nie ma, kolegi wpis wydaje się być lekko sarkastyczny. 

    Przypomnę że z finansami  oprócz podziału kosztów daje  Pani  1k pln na dziecko wychowywane w moim domu /bezczynszowym/ Oprócz tego otrzymuje ona z tego co wiem 500 +, więc szkody nie ma.

    Jak twierdzi moja Mama   nie opłaca jej się iść  do pracy dlatego tak zwleka z oddaniem dziecka do przedszkola.

    Mi w życiu nikt żadna z moich partnerek nie zapewniła dachu nad głową ani comiesięcznego bonusu  1k pln  - niby na dziecko. 

     

  9. Kolego zależy co umiesz robić.

    Ja jestem kilka latek od Ciebie starszy, stary emigrant, więc pojechałem do DE  a później do CH - Szwajcarii. 

    Tam żyjąc jak szczur, mieszkając w różnych tanich pokoikach, składałem szczętnie zarobiony kapitał. 

    Moj trening to biegi przełajowe i interwały na 100m,  z PL woziłem tez kettle  1500km w jedną stronę., ćwicząc w pokoju.

    Do roboty jeździłem na rowerze po 15km w jedną stronę, brałem też  fuchy i robiłem w niedziele jak dało rade. 

    Po jedzonko jeździłem do pobliskich Niemiec bo taniej, trochę stresu  było przy powrocie przez zieloną granicę, bowiem zawsze miałem nadwyżkę mięsa a to kosztuje $$$ w CH. 

    Ludzie z roboty to Jugole i Albany, Włosi, niektórzy w porzo inni wuje.  Praca fizyczna -fachowiec od rur. 

    Nawet na kurs języka poszedłem  i troche dialektu podłapałem. 

    Ze szwajcarami trudno się było zapoznać, sztywniacy z kijem w dupie, nie dziwie się bo system trzyma w ryzach szaraka.  (Nie to co  w U.S. )

    Ceny takie że oboje muszą robić aby coś zostało. 

    I tak ziarnko do ziarnka zebrała się miarka. Starczyło na dom w małym mieście  i mieszkano w stolicy - dzielnica na W i ulica na W....

     

    Ogólnie potrzebna silna psychika, ja po pierwszej emigracji w U.S  wiedziałem że wyjeżdża się tam nie po to aby żyć ale po to aby zarobić.  Dlatego zamieniasz się w dusigrosza  i kisisz. 

    Nawet mi było ciężko ale dałem rade - te nocne podróże do PL  -1500km w jedną stronę, brałem na raz.  Do tego wszędobylska szwajcarska Policja i Grenzwache. 

    Raz zasnąłem  i  zatrzymałem  przed drzewem przy granicy z PL. 

     

    Wg mnie to duże miasta są dla korpoludzi ale tych na stanowiskach. Szarakom lepiej sie wiedzie w małych. 

     

     

     

    • Like 2
  10. w starych bmkach 5 kach  co dwa lata musiałem czyścić odmę, lub ją wymieniać, a tak to nic jej nie dolega, dalej śmiga po szosach. 

    w Hondzie civic miałem wieczny problem z układem chłodzenia, jak nie termostat to  cieknąca chłodnica, albo zakamieniała,  później uszczelka pod głowicą,

    wieczne przegrzewanie,  nie wiem czy to tylko moja taka wadliwa czy  większośćz tych modeli. 

    ogólnie w Japończykach to blacha słaba. 

  11. Dzięki za wsparcie koledzy. Razem  zwyciężymy "system"

    Dzięki Wam  pewność siebie +10.

     

    Jak jeden z samców napisał, nie z  takimi problemami miałem do czynienia, jednakże problem jest w poznawaniu kobiet. 

    Nie jestem typem strojnisia eleganta, jeżdżę starym autem, które sam naprawiam,  służbowe mam nowe i niby "lepsze"

    Może dlatego zawsze był problem z babami  bo się nie stroiłem i nie  kupowałem ich tzn. kwiaty czekoladki, restauracje się zdarzały, ale żadnych droższych prezentów czy wycieczek nie było, po prostu nie mój styl. 

     

    Wiem że zrobiłem błąd, jednakże nie miałem doświadczenia które mam teraz. Wyszło szydło z worka jak zaczęliśmy żyć na poważnie. 

    Zauważcie również, że osiadłem  w mieście powiatowym,  100tys.  mieszkańców - tutaj mamy powiatową uczelnię  i raczej nie można się spodziewać jakichś samic na poziomie, ja sam pracuje w 3city.  Nie ma takiego "rynku" jak w stolicy. 

     

    Ogólnie na podstawie moich skromnych doświadczeń z paniami,  nie zależy mi na związkach z nimi. Wolę moją dyscyplinę i rozwój, a divy zawsze można odwiedzić jak się znajdzie chwilka. 

     

    • Like 1
  12. Padło na mnie.

     

    Partnerkę znam od 10 lat. Poznana przez internet,  ze względu na moją nieśmiałość.  Pochodzi z małej miejscowości koło miasta powiatowego.  W moim wieku, obecnie mamy po 37 lat. 

    Absolwentka powiatowej uczelni na  kierunkach porównywalnych z filozofią, politologią usw. , do tego jakaś śmieszna podyplomówka.  Ogólnie zero hobby oprócz picia kawy, rozmów z rodzinką, ciepły kluch - popychadło. Zero zamiłowania do sportu, ani na rowery  nie pójdzie ani pobiegać, ani na basen, nawet nie wiem czy umie pływać. 

    Rodzina niezamożna,  ojciec kierowca, mama  sprzątaczka,  siostra i brat.   Rozpadający się dom,  dzielony z inną rodziną. Dziewczę nienauczone pracy, bez ambicji, chęci rozwoju, poprawy bytu itd. Praca  w gminnym Urzędzie socjalnym,  raz na 1/4 etatu, trochę na cały, jak był,  potem na 5/8, ważne że blisko domku.  Obecnie od 2 lat bez pracy wychowując potomstwo. 

    Ja  - po uczelni techn.  w mieście wojewódzkim,  zawód zauf. publ. związany z uzyskaniem uprawnień itd, itp.  do tego kilka języków obcych,  lata treningów  judo lub  kyo kushin,  siłowni,  ponad 6 stóp wzrostu, masa podróży zagranicznych itd itd. , jednakże nieśmiały do  bogiń.  Praca na stanowisku z dobrą pensją,  kilkukrotna średnia kraju. Zaręczeni od 5 lat.

    Po poznaniu się było fajnie, kobitka  jak ta lala,  poleciałem na wygląd.  Urzekła mnie swoim charakterem, zawsze miła wyrozumiała, nigdy się nie awanturuje. Pierwsze 5 lat zamieszkiwaliśmy osobno. Zawsze zwarta i gotowa, również jak wracałem z delegacji. 

    Ja w tamtym czasie iście spartański tryb - minuty wyliczone na prace, szkoła zaoczna, trening.  Ona na luzaku - chyba na pół etaciku i do domku. Ale udało się skończone studia, szkolenia, kursy językowe itd. 

     

    Postanowiliśmy że chcemy razem  mieszkać i mieć wspólny domek.  OK, więc pojechałem na Zachód na to zarobić. Jej kazałem uczyć się niemieckiego, żeby do mnie dołączyła. Wykupiłem nawet kurs.  Po 3 miesiącach zrezygnowała.

    Było mi tam samemu markotno więc  zrezygnowałem z planu wysłania  jej do pracy,  chciałem żeby przyjechała ot tak tylko - aby być robić obiady, obciągać itd.  Szczególnie że kocha góry  - a od Alp dzieliło nas niecałe 60km - Bavaria.  Ona termin swojego przyjazdu przekładała z miesiąca na miesiąc,  tak że w ogóle jej tam nie uświadczyłem. 

    W międzyczasie, jak zgromadziłem trochę kapitału,  a miałem zawczasu działkę,  rozpocząłem budowę  domu, którą nadzorował mój ojciec.  Bywały okresy  że musiałem ostro się spinać aby słać kolejne transze na kolejne etapy, ale dałem, rade.  Ona grosza nie dała na "wspólne" siedlisko.   Aby zintensyfikować gromadzenie bogactwa, udałem się bardziej na południe, do sąsiedniej Szwajcarii.  Jako że moja luba kocha góry, zaprosiłem ją tam również,  do Kantonu Vaud, gdzie stacjonowałem.  Niestety nie dane mi było jej tam ujrzeć, nie pojawiała się znowu. Oczywiście w obu przypadkach informowałem że to ja opłacam pobyt i  podróż.  Podczas mojej 5-cio letniej emigracji zdałem sobie sprawę że nie mam co na nią liczyć  i uprzedziłem aby wykorzystała  czas pobytu w PL na rozwój, kursy i dokształcanie.  Jednakże czas minął a paniusia nic nie zrobiła.  Zawsze to ja dzwoniłem jako pierwszy,  kiedyś chciałem przeciągnąć i wytrzymałem 3 tygodnie, po czym zadzwoniłem.  Normalnie  czułem jak jej nie zależało. 

    W międzyczasie  pobytu za granicą postanowiłem  że chce mieć dziecko, w końcu to najwyższy czas  i strzeliłem gola, którym moja ukochana opiekuje się już od 2 lat. 

    Dom powstał, jakiś rok temu się wprowadziliśmy, zostało trochę do wykończenia. Po powrocie z pracy, już w PL  zakasam rękawy  i wykańczam, jednakże znowu zakup  materiału  i robocizna po mojej stronie. 

    Wielokrotnie  o tym informowałem jednakże czuję że mówię do słupa soli, głupie spojrzenie, odwracanie oczu  i  zero argumentów.  

     

    Jeśli chodzi o finanse to nie zrobiłem błędu,  dalej oddzielne konta  i rachunki po połowie,  ja na swoją kupę ona na kupkę. Remonty po mojej stronie jednak, chociaż ostatnio kupiła farby do obmalowania łazienki.  Wiadomo chałupa moja wiec ma czynsz za free, a u nas wynajem domu od 3k pln w góre.  Sorry, zapomniałem powiedzieć że do chałupy  za pół bańki kupiła telewizor i  lodówkę wiec ma wkład. 

    W seksie  było ok, chociaż  juz rok-  dwa przed ciążą sporo przymasowała i  nie czuje pociągu  do podwójnego podbródka, Wiem że jej charakter nie pozwoli na przywrócenie poprzedniej formy.  Sam nie proszę chociaż pewnie bym dostał,  jednak przez takie potraktowanie sprawy domu  czuje jakieś odrzucenie. Jakby była figurka to jeszcze bym się skusił. 

    Na plus mogę powiedzieć, że podczas pobytu za granicą opiekowała się czasami psem jak moi rodzice jechali na urlop, czasami coś przy sprzątaniu mamie pomagała.  Przez cały okres ani razu nie przyjechała, chociaż przypadało to na czas kiedy pozostawała bez zatrudnienia. Jej postawa tylko potwierdziła obraz kobiet które zawsze napotykałem na swojej drodze - próżne bez ambicji, chęci rozwoju tępaki. 

    Ogólnie to już dawno bym to wszystko rzucił w cholerę, ale jest dziecko, awantur nie ma, rachunki na pól, obiad na stole, czasami posprząta w domu,  i jak w delegacje jadę to ma  kto z psem wyjść. Uczucie jak było to minęło, teraz czyste wyrachowanie...

    Znajomi i rodzinka mówią że zasługuję na kogoś wartościowego itd, ona się już nie zmieni itd.  Też tak uważam, jednakże na prawdę ciężko mi znaleźć jakąś wartościową kobietę, wszystkie jakie spotykam to jełopy bez ambicji,  jak nie sprzątaczka to  jakaś  magazynierka, sprzedawczyni,  uważam że jak oferuję coś więcej to powinienem otrzymać lepszą cenę czyż nie? do tego ten dom, jak mam być sam po co mi chałupa, dochodzi jeszcze rozbicie rodziny, ja wychowałem się w pełnej, jakoś głupio  będzie za 20 lat jak mi córka powie że tatuś opuścił nas jak miałam 2 latka.  Lipa. 

    Aha jeszcze jedno , zatraciłem swój rytm przy niej, kiedyś każda minuta  odliczona  - to na to - to na to, nie ma straty czasu, w tamtym okresie chyba się najwięcej wyuczyłem. 

    A jaka jest twoja historia....?

     

     

     

    co sądzicie albo 

    what would you do if u were me?

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

     

    • Smutny 2
  13. 5 godzin temu, hogen napisał:

     

     

    Po pierwsze nie warto starać się więcej niz stara się Twoja partnerka. 

    Nie zgodzę sie z tym twierdzeniem, ja zawsze byłem zorganizowany i zorientowany na rozwój dopóki nie poznałem...Pani, 

    Z jakim przystajesz........takim sie stajesz.  I moja żołnierska dyscyplina w cywilu poszła w pissdu.   

    Ale sie odbudowałem i mimo pozornego związku cały czas się rozwijam  - a w związek inwestuje tyle co Pani. Każdy ma osobne konta. 

  14. W dniu 10.04.2019 o 15:32, copulator napisał:

    Dzięki za słowa otuchy i za słowa krytyki tez. 

    DarkMorpheus -To nie miękka faja ze mnie tylko ojciec chcący zaoszczędzić dziecku życia z matka i jej ewentualnym gachem. Wolałem go sam wychować, matka była gdzieś obok zajęta sobą koleżankami. Z jakimś nowym tatusiem miałby jeszcze gorzej. To była po prostu inwestycja w dziecko. 

    Mając na karku prawie 50 faktycznie ciężko podjąć taka decyzje. Zlekceważyłam kiedyś pierwsze ostrzeżenia i uważałem, ze dam radę jakoś samice wychować. Nic z tego one w większości są jak z gumy. Jak się ugną to Cię potem jeszcze pierdzielną. 

    Wojkr-myślałem o tym tyle, ze przerwa ok 7 lat zrobiła swoje. Nie chce ochrony, pracy na trzy zmiany i wystawiania na mrozie już to wszystko przerabiałem, zdrowie nie takie i sił tez nie tyle co kiedyś. Wole prace z ludźmi. 

    Still - masz racje działanie pomimo strachu to sztuka cenna i nie każdemu dana. Podjęcie działania umożliwia zapanowanie nad strachem. Najgorszy jest paraliżujący strach. 

    mam podobnie, dziecko 3 lata jednakże bez ślubu, mieszkamy razem  u mnie w domu.   Twardy jestem ale zależy na wychowaniu syna na mężczyznę, bo jak tutaj odpuszczę to konkubina z mamusią wychowają go na swoje podobieństwo - czyli życiowego losera z nadwagą.  chociaż już we mnie przebija się myśl o rozstaniu. 

  15. W dniu 14.04.2019 o 10:49, PUNK napisał:

    Masz 25 lat, w tym wieku możesz zacząć jeszcze studia (chociaż nie wiem, czy to nie jest strata czasu). Angielskiego będziesz uczył się podczas pracy z dokumentacją techniczną, chociaż jeśli zostaniesz w przemyśle to sugeruję niemiecki - ze względu na przemysł motoryzacyjny i firmy: SIEMENS, Phenixcontact, WAGO, Backhoff, Kuka itp itd - wszystko praktycznie niemieckie.

    Nigdy, przenigdy nie słuchaj sceptyków. Skrypcić to sobie możesz w windowsie, programowania ucz się na prawdziwych projektach, zaczynaj od małych!

    Jest tylko jedna ważna i prawdziwa rzecz w kwestii klepaczy - będziesz gnił przy kompie! Dlatego jeśli chcesz się rozwijać i nie marnować życia na tworzenie kretyńskich aplikacji na komputery, wykorzystaj to co masz - przemysł, bądź automatykiem, poznaj możliwości prądu i napięcia jako sygnałów, zapoznaj się z urządzeniami pomiarowymi, sterującymi i wykonawczymi. Naucz się oprogramowywać procesy fizyczne.

     

    Co do metodologii, to jedni je stosują inni w ogóle. Jedni się zapatrzyli w jakieś gotowe gówna typu komponenty, wzorce i inne chuje muje czy nawet filozofie (np. SCRUM), ty jeśli chcesz być dobry w tym co robisz, zwyczajnie ucz się podstaw i je wykorzystuj w rozwiązywaniu problemów.

    Ma chłop racje  ja po powrocie z 1szej emigracji  w wieku 26 lat rozpocząłem studia zaoczne, dzisiaj na budowie stanowisko kierownicze....

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.