Skocz do zawartości

Wiosenna_dziewczyna

Użytkownik
  • Postów

    68
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Odpowiedzi opublikowane przez Wiosenna_dziewczyna

  1. 19 minut temu, Kespert napisał:

    Tak też bywa. Rzadko, ale z tego co widziałem - zazwyczaj związki "niepopularne" czy niestandardowe, jeśli już dojdzie do ich zawarcia, są stabilniejsze niż "standardowy" ślub w wieku dwudziestu paru lat, i "bombelek" 4 miesiące później.

    Wysoki próg wejścia, społecznego braku akceptacji, odsiewa niepewnych i kierujących się narzuconymi normami społecznymi.

    Albo ty komuś ufasz, albo nie. Koniec, i kropka - nie można ufać "trochę".

    Jak gada że masz mu zaufać - to gada, a gadka jest tania. I nie należy się nią kierować.

    Albo szanujesz czyjąś chęć samorozwoju w związku, albo nie i koniec. Wtedy faktycznie należy poszukać sobie kobiety, która całkowicie będzie chciała podporządkować się rodzinie. Choć takich coraz mniej.

  2. 2 minuty temu, Kespert napisał:

    Ostatnia podpowiedź. Czy to praca ma dać Ci szczęście, czy jednak nie o to chodzi, a o "poczucie bezpieczeństwa"?

     

    A ryzyko... każdy z nas ryzykuje. Każdego dnia. Nie ma jednej drogi, która gwarantuje tak podstawową rzecz jak przeżycie - ba, nawet masz gwarancję, że za 120 lat nikt z nas tu piszących nie będzie wśród żywych. Jak nie możesz ryzyka ominąć, trzeba się z nim pogodzić... i robić co się da, by było jak najmniejsze.

     

    Nic tak nie weryfikuje przyjaciół, jak upadek.

     

    Jeśli same wybrały na męża człowieka, któremu boją się zaufać - to część problemu jest w nich.

    To może odwrocmy sytuację, a gdyby tak mąż podporządkował się całkiem żonie, a ona twierdziła że powinien jej zaufać? Nie, nie chciałabym takiego związku ale równie dobrze mogłoby tak być.

  3. 35 minut temu, Kespert napisał:

    To... bądź.

    Wszystkie oczekiwania, wszystkie potrzeby w stylu "pensja 50k" czy "wycieczka na Malediwy" czy "100k followersów", czy "mąż" to są potrzeby narzucone Ci z zewnątrz. Przyjęłaś cudze, zewnętrzne potrzeby za swoje, i teraz ich brak wywołuje poczucie braku szczęścia.

    Jeśli jakaś kobieta postawi się takim oczekiwaniom, i powie "a ja chcę realizować swoje pasje, a moją pasją jest mój mąż i moje dzieci" - i przeciwstawi się Twojej wizji "siły", to która z was jest silna? Która z was, ma wyższe poczucie celu i wartości...

    Szczęście daje nam to, co zechcemy by dawało nam szczęście. Co zezwolimy aby dawało nam szczęście.

    Wszyscy. Możemy. Robić. Co. Tylko. Chcemy.

    Czy w stanie podstawowym, u małych dzieci, istnieje pojęcie egoizmu - no raczej nie. Przyjmujemy je z zewnątrz, rzadko kiedy dobrowolnie i do końca świadomie.

     

    Kobieta, dla której najważniejszy jest mąż i dzieci owszem, może być spełniona i szczęśliwa... Ale i tak uważam, że nie myśląc w tym wszystkim ani trochę o sobie i swoim rozwoju bardzo ryzykuje. Zresztą co chwilą teraz słyszy się o takich przypadkach, że mąż odszedł po iluś tam latach, zostawił żonę sama, niby z alimentami, ale jednak samą z dziećmi. I co taka kobieta wtedy ma zrobić bez doświadczenia zawodowego, z być może zbyt skromnymi alimentami? Bez swoich pasji, przyjaciół, zaniedbana itd.?

    Wtedy jedno jest pewne, że będzie jej bardzo ciężko.

    Dlatego tak ważna w dzisiejszych czasach jest niezależność u kobiet, czego nie należy mylić z konkurowaniem z mężczyznami za wszelką cenę. 

    Dlatego tak wiele kobiet zwyczajnie boi się być w pełni zależnymi od męża. Który za ileś lat może jej zarzucić, że tylko on zarabiał, że poznał atrakcyjniejsza, że się zaniedbała itd.

  4. 22 minuty temu, lumineer napisał:

     

    Czytając wątki na tym forum podczytuję czasem też profile użytkowników, bo wiele o nich mówią -  jedne są spójne inne dość rozbieżne. Ty wczoraj pisałaś, że faceci Cię skrzywdzili, a w wątku zalinkowanym poniżej:

     

    "To ja chyba mam wyjątkowe szczęście bo chyba nigdy nie trafiłam na toksycznego faceta, takiego z którym bym się związała, choć nie było ich wielu, a  tylko 3 łącznie w obecnym, więc może też nie mam wielkiego porównania. Ale każdy z nich był w porządku i dobrze się z nimi czułam, nigdy nie zachowali się do mnie w chamski sposób, nigdy mnie nie obrazili, ani nawet nie nakrzyczeli na mnie, a pantoflarzami też zdecydowanie nie byli przy tym, nawet rozstaliśmy się pokojowo, bo niestety nie zupełnie do siebie pasowaliśmy".

     

     

    Tylko liczba facetów się w tym wszystkim zgadza ;)

     

    Z czasem można zmienić zdanie przejrzec na oczy. A szczególnie przez ponad 2 lata...

  5. 1 minutę temu, Kespert napisał:

    Czyli - w tej chwili nie jesteś, kropka.

     

    Zacznij od tego, że świat jaki widzisz, nie jest prawdziwy. Widzisz swoje złudzenia, swoje pragnienia, swoje uprzedzenia i wpojone przekonania. Iluzje.

    I stado ludzkie doskonale wie, jak cię poprowadzić wedle swej woli, byś zawsze widziała to, co chcesz zobaczyć.

     

    Chcesz się od iluzji odciąć, zacznij sobie zadawać pytanie "po co?"

    Po co ktoś ci mówi, że jesteś wspaniała?

    Po co ktoś chce oczerniać twoje osiągnięcia?

    Po co ktokolwiek miałby się przejmować - tobą?

    Po co masz wpojone przekonanie, że jesteś naiwna?

    Po co masz wpojone przekonanie, że trzeba być silną?

    Po co ci są koleżanki, koledzy?

    Po co ludzie piszą artykuły i książki o "stawaniu się silniejszą"?

    Po co ten wpis?

     

    Po co odpowiedzi miałyby ci się podobać? Dobre pytanie jest samo w sobie odpowiedzią...

     

    Bo chcę być szczęśliwa i spełniona, proste :)

    Poza tym nie wiem skąd dziwny pogląd, że silna psychicznie kobieta to babochłop. Że musi być to Pani Dyrektor, albo ktoś w rodzaju Angeli Merkel.

    Nie, nie musi. Silna może być nawet bardzo kobieca, delikatna dziewczyna na stanowisku kelnerki. Silna, czyli znająca swoją wartość, niezależna finansowo, z jakimiś ambicjami, pasjami. A nie zdana na łaskę, lub niełaskę kogoś.

    Choć to bardzo wygodne dla niektórych. Samemu być silnym i podporządkować sobie całkowicie drugą osobę żeby nie odeszła, a później kiedy się znudzi zostawić. Tylko czy nie jest to troszkę egoistyczne?

    Kiedyś taki był tradycyjny podział ról, że kobiety siedziały w domach. Z tym, że wtedy trwałość małzeństw była o wiele dłuższa i taka kobieta nie musiała aż tak bardzo obawiać się, że zostanie później z niczym.

    A dzisiaj co? Co 3 małżeństwo się rozpada. Warto o nie dbać jeśli już się trafi na kogoś wartościowego, owszem. Ale nigdy kosztem siebie, bo słyszałam o wielu takich idealnych związkach, które się rozpadły.

     

  6. 8 minut temu, Iceman84PL napisał:

     

    Widzicie panowie patrzcie i uczcie się.

     

     

    Jakiś procent tak, ale w większości taki mężczyzna może nad sobą popracować ogarnąć wygląd, mindset,

    wzrośnie pewność siebie, samoocena.

    Natomiast zawsze składową będą kobiety lecące na pieniądze.

     

    Mam pytanie a ty nie lecisz na pieniądze mężczyzn?

    Na lepsze, dostatnie i bezpieczne życie za nie?

     

    Przecież kobiety kochają za coś nie wbrew.

     

     

    Powiem tak. Nie wyobrażałabym sobie być z facetem totalnie niezaradnym, który piłby piwo od rana do wieczora i nic nie robił.

    Ale- ja  sama też zamierzam być na tyle zaradna żeby - w razie czego móc odejść w każdej chwili, gdyby się nam np. nie układało i mieć pieniądze na własne potrzeby. Mam swoje ambicje, jakiś tam plan na zycie i zamierzam go realizować.

    Facet może zarabiać więcej ode mnie, owszem, ale... wcale nie musi być bardzo bogaty. I przede wszystkim nie za cenę np. upokorzeń, zdrad, złego traktowania.

    Co dość tragiczne, wiele kobiet się na to godzi, dla chociażby prestiżu i zazdrości koleżanek.

    A taki gość w każdej chwili może znaleźć sobie inną i co wtedy? Zostajesz sama, bez niczego, albo w najlepszym wypadku z alimentami w niewiadomo też jakiej wysokości.

  7. 20 minut temu, Iceman84PL napisał:

     

    Tylko ona jako kobieta gardzi normalnymi mężczyznami bo są słabi.

    Jej gadzi mózg podpowiada jej by szukała Bad boya, Alfa, Chada, którzy są silni.

    Ona nad tym nie panuje to taki system bezpieczeństwa stworzony przez naturę

    by dokonała odpowiedniego wyboru by dalej życie trwało. 

     

    Powiedziała kobieta istota przyziemna, pragmatyczna, oportunistyczna, która pożąda przystojnych mężczyzn ze statusem społecznym i pieniędzmi.

     

    Tylko niestety faceci nieatrakcyjni z wyglądu, są też nieraz bardzo zakompleksieni. I niestety próbują sobie to często rekompensować poprzez np. szukanie coraz to nowych kobiet, choćby prostytutek.

    Moja koleżanka się w takim zakochała, choć jest całkiem ładna, ale ją ujął charakterem. No i co? Zdradzał na prawo i lewo, ją poniżał, choć koledzy zazdrościli mu dziewczyny co sami mówili, ale on się tym dowartościowywał.

    Więc zasada jest taka - najlepiej z daleka od ludzi z kompleksami, bo pociągną cię na dno ze sobą.

    A brzydki facet z kasą, to już całkiem porażka, bo będzie próbował sobie wynagrodzić zły wygląd i lata kompleksów przez laski lecące na pieniądze.

    20 minut temu, Iceman84PL napisał:

     

     

    Nie wybierzesz normalnego chłopaka no chyba, że dobijesz do sławnej ściany lub będziesz na tyle już nieatrakcyjna na rynku matrymonialnym

    z powodu na twój wiek grubo po trzydziestce.

     

     

     

    Oj tam. Znam kobiety i w średnim wieku, które całkiem nieźle wyglądają i na powodzenie nie narzekają. Dlatego też zamierzam maksymalnie dbać o siebie.

    nawet moja mama ma ponad 50 lat, a na powodzenie nie narzeka.... Choć nie wygląda też na swój wiek.

     

    Tak samo znam też zakompleksione i niezbyt ładne dziewczyny.

    Taką miałam na studiach. Brzydka jak noc, ale spała z kim się dało i się tym szczyciła. Kompleksy.

    • Haha 1
  8. 54 minuty temu, Fury King napisał:

    Problemem jest to że dziewczyny nie zachowują dziewictwa do ślubu. Wraz z utratą wianka tracą naturalną pewność siebie, czystej i pięknej dziewczyny. Teraz chcesz się zmienić w zołze by zatruwać życie innym tak jak oni Tobie. Nie tędy droga. Wróć do czystości a zobaczysz zmianę i w sobie i w relacji z otoczeniem. 

    Niezupełnie. Moja zemsta bywa (póki co) bardziej wyrafinowana. Wrogów nic nie boli tak jak nasz sukces. I dobrze,niech ich to boli, zadbam o to żeby się o nim dowiedzieli i będę się ciągle doskonalić. Tak jak pisałam np. ktoś ma mnie gdzieś i później czegoś chce ode mnie, ja jego później też mam gdzieś i nie otrzyma ode mnie pomocy.

    Albo też np. spotkałam niedawno koleżankę z tej mojej byłej pracy. Na co ona zapytała co u mnie. Powiedziałam, że jestem bardzo zadowolona, że odeszłam, bo wreszcie rozwijam swoją działalność za lepsze pieniądze i w dodatku jest to coś co mi sprawia satysfakcję.

    A, że jest to największa plotkara to z pewnością wszystkim o tym opowie, tej mojej byłej szefowej francy pewnie też.

    Także zemsta może przybierać różne postacie.

    Myślę, że od swoich wrogów wiele można się nauczyć.

    Ale nie zniżam się do takiego poziomu jednocześnie jak oni, czyli nie robię krzywdy nikomu kto mnie jej nie zrobił.

  9. 6 minut temu, Amperka napisał:

    Aaaaaa.... Ty artystka :D

    To zmienia postać rzeczy.

    Zawsze powtarzam - artyści mogą więcej.

    Jak przyłapali artystę na zdradzie, czy hulance i towarzystwo się oburza, to mówię - a jak ma artysta tworzyć, jak nie doświadcza.

    Pielęgnuj to w sobie, mało jest osób o zacięciu artystycznym, ale tutaj nie pomogę wjeżdżając z glana ze swoim pragmatyzmem.

    Tak właśnie zamierzam zrobić :) " Zdrada i hulance" to w końcu cechy każdego, ale to każdego kto ma zacięcie artystyczne. 

    A tak na poważnie, pragmatyczna też potrafię być wielu sytuacjach, no ale..Łatwo oceniać kogoś kogo się nie zna.

  10. 5 minut temu, Amperka napisał:

    @Wiosenna_dziewczyna Może mękolisz za dużo i ci fajni (początkowo) faceci po prostu nie wytrzymują.

    Ja powiem szczerze, że z marudą bym nie wytrzymała i też szukałabym pretekstu żeby doszedł do wniosku, że jestem zła i podła.

    Żeby nabrać ikry, trzeba stawiać sobie wyzwania.

    Ja ogólnie polecam wymyślić sobie jakieś cele do 5 lat: sportowe, zawodowe, intelektualne itd.

    Realizować je i trzymać się ściśle wyznaczonego sobie terminu.

    Wtedy jedna sprawa drugą nakręca np. wyjścia do teatru raz w miesiącu - na to trzeba mieć pieniądze, żeby mieć pieniądze, trzeba mieć dobrą pracę, a żeby mieć dobrą pracę, trzeba znać niemiecki C1 - w rezultacie idę na kurs niemieckiego, tam poznaję dziewczynę, która gra w siatkówkę, potrzebują kogoś do składu, zgłaszasz się bo kiedyś pogrywałaś itd.  - i w taki oto sposób nie szukasz jakichś chorych emocji w relacjach, bo chciałabyś żeby relacja była dla Ciebie ukojeniem, odpoczynkiem od życia z zewnątrz, które jest intensywne.

    Jest z tego szereg korzyści: uczysz się nowych rzeczy, nabierasz pewności siebie, rozwijasz się, interesujesz się mężczyznami, którzy nie są toksyczni (wspierają, nie są zaborczy, mają swoje zainteresowania, szukają zdrowych relacji).

     

    Hmmm, oboje "mękoliliśmy" tak naprawdę, obydwoje mieliśmy pod koniec ciężki czas i zmienne nastroje. I sądzę, że to przesądziło.

    Co do zainteresowań, mam ich kilka, bardziej artystycznych i zamierzam iść w tym kierunku.

    Z pieniędzmi nie jest u mnie najgorzej, choć chwilowo szukam nowej pracy, ale powiedzmy, że odkładałam ich trochę na konta, trochę do "skarpety".

     

    No i mam jakieś zabezpieczenie od rodziców, którzy coś tam mi przepisali, więc akurat mam za co żyć.

    Nie znasz mnie i wysuwasz nie do końca dobre wnioski.

    Teraz jestem na etapie "pisania" z pewnym kolegą. Byliśmy raz na kawie, ale choć mi się podoba, to... nie wiem czy jestem gotowa tak szybko na coś nowego.  Chyba muszę sobie pewne rzeczy poukładać w głowie. Choć znajomości z nim nie przekreślam.

    • Like 1
  11.  

    Hmm.. To chyba oczywiste, że wybiera się partnerów, którzy wydają się w jakiś sposób atrakcyjni. Nie bardzo rozumiem, co w tym tak dziwnego, czy złego...

    Natomiast moim typem nie byli nigdy umięsnieni "lovelasi", tacy wiecie, faceci w stylu Casanova.

    Wręcz od takich mnie raczej odpychało. Pamiętam jak kiedyś na jakimś koncercie poznałam gościa, który był bardzo przystojny, ale mówił ciągle o swoim wyglądzie i o chodzeniu na siłkę. Taki typowy narcyz, pusty w środku. I wcale jakoś mi to nie imponowało, nie umówiłam się z nim, mimo jego rzekomego zauroczenia się mną...

    Ale nie zmienia to faktu, że ciężko byłoby mi się związać z kimś kto kompletnie nie pociąga mnie fizycznie i intelektualnie, z którym nie znajduje wspólnego języka, kto by mnie w jakiś sposób nie oczarował.

    A że każdy z nich na początku wydawał się niemalże ideałem, to tym mocniej się w to angażowałam.

    Choć w ostatnim związku ja też zawaliłam sporo i mam nauczkę na przyszłość, ale to już inna bajka. Choć i on zawalił, obydwoje wiele schrzaniliśmy.

    Ale przynajmniej mam nauczkę na przyszłość, jakich błedów nie popełniać w przyszłej relacji.

     

  12. 8 minut temu, SamiecGamma napisał:

     

    🙊🙊🙊

    W badbojostwie wcale nie chodzi przede wszystkim o wygląd, tylko o cechy ciemnej triady: narcyzm, psychopatia, makiawelizm. Uwielbiacie ten roller-coaster emocjonalny, który serwują wam takie typy, dlatego się z takimi wiążecie. A porządnych, poukładanych facetów spuszczacie na drzewo, nawet jak przyzwoicie wyglądają. Taka jest prawda, ale wasz gadzi mózg racjonalizuje wszystko, żeby tej prawdy do siebie nie dopuścić.

     

     

    Mów mi jeszcze 🤦‍♂️🤷‍♂️😂

     

    A jeśli ktoś  przez kilka miesięcy wydaje się porządnym, fajnym facetem,  w dodatku lubią go znajomi i rodzina, to co wtedy?

    A poza tym... to nie jest takie zero jedynkowe, że albo ktoś jest totalnym draniem, albo fajnym facetem, ludzie mają bardzo złożoną osobowość. Nie żebym któregoś z nich broniła, a z pewnością nie tego, który był dla mnie najgorszy, tak on był z gruntu zły i pewnie jest nadal...

    Ale ludzie są skomplikowani. Myslę, że gdybym też bya bardziej asertywna, broniła własnych granic itd, t by mi się inaczej układało.

    • Haha 3
  13. Akurat typ bad boyów to nie był.... Nie byli to przykładowo umięśnieni dresiarze, czy faceci, którzy nadawaliby się na okładkę magazynu. Przeważnie byli dość przeciętni z wyglądu ( no może dwóch powyżej średniej wg otoczenia), ale nietuzinkowi w jakiś sposób, mający szczególne pasje, zainteresowania... Tacy zwykli, ale niezwykli. I dlatego się w nich zakochiwałam.

    Jakoś mnie typ stereotypowego bad boya , czy łamacza damskich serc nie kręcił. 

    A jednak takimi się okazali...

    Każdy z nich jednak był inny, każdy na swój sposób. 

  14. 10 minut temu, PyrMen napisał:

    Musisz sporo przepracować i nie wybierać debili.

     

    Tak, to Ty ich wybierasz/przyciągasz. 

    Tylko najgorsze, że oni na początku zawsze wydawali się niemalże ideałami... Mili, szarmanccy, pomocni, wydawało się, że stracili dla mnie głowę...
    Dopiero po kilku miesiącach ( pół roku, rok) stopniowo wychodziły wady, coraz powazniejsze. Mój błąd to zbyt słabe reagowanie na nie i nie zrywanie w porę.

    Ale wiecie... Jestem niestety dość sentymentalną osobą. I jak się do kogoś już przywiążę, kto w jakiś sposób upiększy moje życie, sprawi, że stanie się wyjątkowe przez np. częste wycieczki, wspólne hobby to później ciężko z niego zrezygnować, a jego złe zachowanie tłumaczyłam sobie chwilowym kryzysem.

    Za łatwo się przywiązuję, jestem zbyt emocjonalna, to jest pewne... Nawet do pieknych chwil nie można się zbyt mocno przywiązywac.

  15. To jasne, że B bardziej realnie opisuje sytuacje. Tak z logicznego punktu widzenia. Co nie zmienia faktu, że w takiej opisanej sytuacji zrobiłoby mi się też przykro i pewnie wzięłabym to do siebie, doszukiwałabym się też w tej sytuacji winy w sobie i co zrobiłam nie tak.

    Np. w sytuacji z tą  byłą szefową. Wiedziałam, że nie ma racji i mnie nie lubi. Ale też moim błędem było to, że nie pokazałam się wtedy ( w przy, przed szefem), z asertywnej strony, byłam jak mała wystraszona dziewczynka. Więc ona wygrała. Gdybym się inaczej zachowywała, bardziej pewnie, to byc może i szefa nie nastawiłaby tak łatwo, być może nawet i ona sama nie zobaczyłaby we mnie potencjalnej ofiary. Choc generalnie fakt faktem, że to wredna baba i nie tylko ja tak uważam.

    Najgorzej, kiedy ludzie widzą, że bardzo mi na czymś zależy i się boję. Wtedy to wykorzystują.
    Ale staram się zmieniać, wyciągać wnioski. Podchodzić do spraw na zasadzie jak wyjdzie tak wyjdzie, Tak będzie chyba lepiej. I stawiać swoje granice.

  16. A co do facetów... Najgorszy był jeden z nich, często mnie poniżał w towarzystwie i to w bardzo perfidny sposób, bo on uważany był za super kumpla, a ze mną robił tą złą, tą nieporadną... Wszystko wg niego robiłam źle. Pza tym mnie zdradzał, ja  coś przeczuwałam, ale nie chciałam chyba wiedzieć. Byłam jeszcze głupsza niż jestem teraz. Aż w końcu odeszłam, bo nie dałam rady.

    Inni byli mniej toksyczni, ale też doszło np. do zdrady. Jeden np. też nie miał łatwego charakteru, choć znaczenie lepszy od poprzedniego.

    I pewnego dnia wróciłam do mieszkania, gdzie u niego byłam przez weekend. A on  zaczął szukac wyraźnie zaczepki o byle co. W końcu powiedział, że nie chce żebym do niego przyjeżdzała więcej.

    Za jakieś 4 miesiące chciał wrócić, ja po wahaniach się zgodziłam. Okazało się, że chodziło o inną kobietę, jego koleżankę od lat, z którą sypiał jeszcze pewnie długo zanim poznał mnie, jak się później dowiedziałam.

    Ale im nie wyszło. W końcu nie wytrzymałam i z nim zerwałam, bo płakałam przez niego bardzo długo.. A on z kolei po tym zerwaniu bardzo długo próbował się ze mną spotkać, na próżno.

    Ta jego "koleżanka" za to mnie nienawidzi i to widac było od samego początku kiedy się poznałyśmy.

    Właściwie, to tylko jeden faet z którym byłam ( a było ich 4 tak na poważnie), był wobec mnie fair, ale to stare dzieje.

    W każdym razie mam już dość bycia ofiarą i nie chce nią więcej być... Tylko czy mi się to uda?

    Od osoby, która jest ze mną zawsze szczera, takiego kolegi, usłyszałam, że się bardzo "wyrobiłam" jeśli chodzi o umiejętność bycia wygadaną, że jestem pewniejsza siebie...

    Mam nadzieję, że tak właśnie jest, ale czuję, że dalej muszę nad sobą pracować, bo jak będę słaba, to nic się nie zmieni....

    14 minut temu, maggienovak napisał:

    @Wiosenna_dziewczyna

    Dałaś emocjonalny opis, który muszę brać na wiarę. 

     

    Skąd u Ciebie taka dedukcja "krzywdy wyrządzone wobec mnie wzięły się z mojej słabości"? 

     

    Jakie Twoje cechy i zachowania są klasyfikowane jako oznaka "słabości".

     

    Hmm, na pewno byłam (i trochę nadal jestem) naiwna. Mało asertywna. Dla każdego starałam się być miła choćby na to nie zasługiwał. Nie potrafiłam stawiać granic, nie potrafiłam powiedzieć dość, kiedy ktoś je przekroczył, pozwalałam sobie na złe traktowanie. Zbyt mało odważna, zbyt pokorna, za bardzo wierzyłam w ludzi i ich dobre intencje.

  17. Jak? W w wielkim skrócie podkopywali poczucie wartości, zdradzali... A szefowa od poczatku mnie nie lubiła i choć zdaniem innych dobrze mi szło dyskredytowała moje wszystkie pomysły, zarzucając brak kreatywności, a akurat od wielu osób słyszałam właśnie, że jestem kreatywna. Aż w końcu nasz "szef szefów", czyli jej przełożony jej uwierzył i w wyniku tego dał mi umowę na czas określony, a jak ona awansowała na jego stanowisko, to oczywiście umowy mi nie przedłużyła, mimo, że kierownik był ze mnie zadowolony.
    Ale nie moge pisać za wiele szczegółów bo świat jest mały ;)

    Poza tym o tym wszystkim ile razy i przez kogo zostałam wykorzystana można by było chyba książkę napisać. Staram się być silniejsza, bardziej asertywna, ale póki co niezupełnie mi się to udaje. Choć muszę przyznać, że już bardziej niż kiedyś, np. potrafię się komuś odciąć, przygadać.

    Potrafię się nawet zemścić, ale to taka bardziej wyrafinowana zemsta w stylu, że kiedy ktoś mnie oleje, a później chce coś ode mnie, to traktuje go tak samo.

     

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.